czwartek, 18 kwietnia 2013

Rozdział 5

  By zapragnąć przyjaźni nie potrzebujesz wiele czasu, lecz sama przyjaźń jest owocem, który dojrzewa powoli. 


    Obudził mnie budzik w telefonie który zmyślał sobie dzwonienie o 8 rano. Nie miałam siły na wstawanie. Leżałam na łóżku, czułam jak powieki mi się zamykają. Nie miałam planów na dzisiejszy dzień, więc postanowiłam  posapać dłużej. Wstałam koło 10, miałam rozczochrane włosy, roztartą kredkę do oczu i nieświeży oddech. Nic mi się nie chciało, ale w końcu zostałam zaproszona na imprezę i pasowało by się jakoś pokazać. Nie chciałam przynieść wstydu Łukaszowi. Wzięłam szybki prysznic, rozczesałam włosy, umalowałam się i założyłam na siebie luźne ciuchy. Zadzwoniłam do Majki żeby poszła ze mną do centrum handlowego. Mogłabym iść sama, ale znając życie i siebie samą kupiłabym połowę sklepu z czego chodziłabym  w jednej bluzce lub trampkach. Dlatego nigdy na zakupy nie wybierałam się samotnie. Zawsze chodziły ze mną przyjaciółki, no ewentualnie Piotrek lub bliźniak bo Tomek zawsze wszystko krytykuje. Ale jednak dziewczyna zawsze wie jaki dodatek kupić do stylizacji, co ewentualnie oddać lub dokupić.



'~'~'~'

    Z przyjaciółka umówiłam sie w południe koło fontanny. Jak zwykle musiała  przyjść z obstawą. Byłam zła bo miałyśmy ten dzień spędzić razem, a nie z Radkiem. Pewnie znowu się pokłócą a ja będę musiała latać jak gołąb pocztowy do to niej, to do niego. Albo przekazywać informacje, o najpilniejszych rzeczach.
    Chodzenia nie było końca. Trzy godziny mierzyłam bluzki które będą pasowały mi do spodni. Dodatkami zajęła się Maja. A Radek poważnie mnie zaniepokoił, wybrał mi dodatki. To było dosyć dziwne, bo pasowały idealnie. Nie obyło się też bez monologu jego siostry, która uważała że one zupełnie nie pasują do mojego stylu. Więc wybuchła kłótnia... Ale nie tylko ja byłam zmęczona, oni również dlatego zaprzestali wymieniać swoje poglądy i zakopali topór wojenny.
    Po kilku godzinnym zwiedzaniu centrum handlowego, postanowiliśmy wybrać się do M'Donalda coś przekąsić. Zanim tam jednak dotarliśmy, zaważyłam bałwana którego wczoraj poznałam. Był w sklepie z bielizną, damską. To była dobra okazja żeby kogoś wkurzyć. Cały dzień byłam spokojna, więc należało mi sie na kimś wyżyć. Weszłam jako pierwsza, nie zwracałam na niego uwagi, udawałam że rozmawiam z Majką. Powiedziałam jej o całej sytuacji która wczoraj miala miejsce. Była zła  o to że jej tam nie było. Znając jej przebiegły charakterek za takie coś nasz piłkarzyna miałby nie małe kłopoty. Ja cieszyłam się ze jej tam nie było. Normalnie gorsza ode mnie. Ja wolałam mówić prosto z mostu, i walić cięte riposty, natomiast ona od razu przystępowała do rękoczynów.
    W końcy mnie zauważył. Gdzieś tam głęboko w mojej psychice roił się scenariusz tej rozmowy. Śmiać mi się chciało. Ale zachowałam powagę. Radek znikną gdzieś, podszedł do jakiejś dziewczyny i już nie wrócił.
-Ooo... Kogo ja tu widzę  - zaczęłam rozmowę. Wojciech tylko na mnie spojrzał, nie raczył mi odpowiedzieć. Ja mu się nie dziwię sama wymiękłabym przy takich teksach jakie wczoraj odpaliłam. -Fajna bielizna, męskiej nie było? - zapytałam, na jego twarzy widniał widok "what the fuck?". Nie miałam zamiaru popuścić mu tego co mi zrobił, dlatego ciągnęłam swój monolog dalej- Mam rozumieć że wybierasz sie na romantyczną kolację, ze swoim psem?
-Nie mam psa - był poważny, do tego stopnia że aż śmieszny - O co ci chodzi?- był nieźle wkurwiony. Coś chyba mu nie wyszło z kupowaniem bielizny. - Od kiedy mnie poznałaś miotasz pociskami jak Hitler gazem -  zatkało mnie, po prostu mnie zatkało! Jeszce nikt nigdy mi tak nie dogadał jak on. Zapowiadała sie niezła wojna. Ale nie musiałam główkować długo.
-Gdybyś nie wylał na mnie coli, i nie zachowywał sie jakby cię teleexpres potrącił, byłbyś znośny.
-Znośny?- powtórzył moje ostatnie słowo, chyba nie ogarniał co to znaczy.
-Znośny. Mam przeliterować? Z-N-O-Ś-N-Y! Jak nie kapujesz co to radzę udać sie do biblioteki po słownik języka polskiego.
-Weź zmień dilera
-Dasz namiary na swojego? - Aż się w nim zagotowało. Stał się trochu czerwony. Nie krył już sowjej wściekłości. 
-Ogarnij się dziecko, tobie płacą na to nawijanie jęzorem, czy to jest cecha wrodzona- wycedził z chamskim uśmieszkiem
-W tym sklepie jest tylko jedno dziecko, a mianowicie ono stoi przede mną. Ma koński zaciesz a w ręce trzyma różowy stanik - wyrwało się Majce. Wiedziałam że długo nie wytrzyma.
-Dzieciakiem jesteś ty! Ja przynajmniej mam normalny wzrost - powiedział oburzony. 
-Normalny? - zaczęłyśmy się obie śmiać, tak jak na zawołanie - Ty jesteś żyrafa nie facet. Może masz 2 metry, ale mi nie dorastasz nawet do kostek.- wycedził Majek
-Ja przynajmniej nie jestem rozpieszczonym, nie wychowanym dzieciakiem. Zachowujesz się jak by cię rodzicie nie kochali, i przez to wyzywasz się na innych
     To mnie zabolało, jeszcze nikt nie powiedział mi czegoś takiego. Dałam mu z liścia w twarz najsilniej jak potrafiłam. Stałam na przeciwko niego, jak słup soli, wpatrując się w niego. Do oczu napływały mi słone łzy. Nie znał mnie, nie miał prawa tak mówić! Co on sobie wyobrażał?  Że jak jest wielce sportowcem z milionem na koncie to może wszystko?! Zwykły gbur, pozbawiony uczuć. Ja też je mam... Tak, mam uczucia, pomimo tego że nie okazuje ich za często. Płacz przy świadkach oznacza że jest się słaba, a ja nie jestem słaba. Skrzywdzona, samotna, zdradzona, oszukana. Z tym się zgodzę. Ale nie jestem bez silna. Nie teraz, nie w tym dniu, nie w tej sekundzie. Moje życie, moje błędy, sama doprowadziłam do tego stanu...    Mimo tego że nie wytrzymałam i z płaczem wbiegłam do łazienki, zostawiając ich samych byłam dumna z tego że chociaż raz pokazałam że nie dam się tak łatwo podejść. Wojnę na ciętą ripostę zwyciężę ja!
     Siedziałam skulona w kłębek w zamkniętej ubikacji. Ryczałam, gorzko płakałam, bo w końcu ktoś powiedział mi prawdę w żywe oczy. Bez złudzeń, bez kłamstw. Ludzie są podli, mówią prosto z mostu, i kłamią gdy tylko nadejdzie na to okazja. Ale dlaczego zawsze ja dostawałam od losu w dupe? Nie ma tygodnia bez kłótni, wyzwisk i płaczu. Pomijając już jakiekolwiek szczegóły. Wredna rzeczywistość nie docierała do mnie, nie miała jak się przebić przez grubą otoczkę ściemy. Brakowało mi matczynej miłości, miłości i osoby która powiedziała by mi " Będzie dobrze córeczko, damy radę. Kocham cię, zawszę będę cię wspierać".  
    Po jakimś czasie do toalety wparowała Majka i Pola. Pewnie musiała do niej zadzwonić w między czasie. Nie chciałam o tym rozmawiać. Nie chciałam rozdrapywać starych ran, i wałkować ciągle jeden i ten sam temat. Byłam cała rozmazana, tusz, puder, kredka były na całej mojej twarzy i nie tylko. Woda spływała mi po moich rozgrzanych do czerwoności policzkach. Sabina podeszła do mnie, przytuliła mnie mocno, nie pozwoliła mi się odepchnąć. Szarpałam się trochę, ale po chwili zaprzestała. One nie rozumiały że chciałam być sama. Ale po to są przyjaciele, oni nigdy cię nie zostawią. Położyłam głowę na ramieniu dziewczyny. Musiałam się przytulić i wyżalić. Polańska zawsze wiedziała co powiedzieć, by mnie pocieszyć. Pewnie dlatego chciała zostać pedagogiem. Wreszcie się uspokoiłam. Nie czułam już złości na Szczęsnego. Był tylko żal do samej siebie, że daje sobie tak w kasze dmuchać.  
    Jak zwykle w takich chwilach byłam  głodna, nie mówiąc już o Kamińskiej. Zrezygnowałyśmy jednak z M'Donalda i poszłyśmy w trójeczkę do pizzeri "Paolini". Nasza ulubiona restauracja gdzie zawsze była miła atmosfera. Weszłyśmy do środka kierując się do baru. Zamówiłam sok z czarnej porzeczki i pizze na pół z Polą. Rzuciłam swoje torby na kanapę i udałam się po swój soczek.  Nagle zauważyłam że w najciemniejszym koncie siedzi piłkarzyna co sie uważa za przystojnego. Patrzyłam się na niego z przebiegłym uśmieszkiem. Po mojej głowie chodził tylko jeden pomysł. Spojrzałam na sok, na Wojtka  i jeszcze raz na napój. Na mojej twarzy zagościł promienny uśmiech. Oczywiście Majka musiała skapować o co mi chodzi, bo od razu chciała mnie powstrzymać.
-Tylko nie rób tego  o czym ja myślę- powiedziała przestraszona Majka
-Spokojnie to tylko sok, najwyżej się nie spierze- wycedziłam nie patrząc się nawet na nią
    Szybkim krokiem podeszłam do jego stolika udając że potknęłam się o krzesło. Wylałam napój na jego biały podkoszulek, ale nie tylko, bo mokrą miał też twarz. Natomiast jego lalunia ubrudziła sobie swoją neonową, mini sukieneczkę. Był wściekły, nawet nie próbował opanować swoich nerwów. 
-Co ty kurwa robisz ? - rykną na cały głos
-Oj wybacz misiu, to było niechcący albo ... albo jednak chcący - uśmiechnęłam się do niego



-Wojtus słońce kto to jest ?- zapytała się jego dziewczyna

-Przypadkowa znajomość, która już chyba nigdy nie da mi spokoju - burknął nadąsany Wojtek
-Gdybyś nie chodził jak pomylony i nie zniszczył mi bluzki ta znajomość by sie w ogóle nie zaczęła
-Jak się ogarniesz i skończysz tą bezsensowną rozmowę daj mi znać będę czekać w samochodzie - odparła zdezorientowana panienka. Wychodząc trzasnęła drzwiami tak głośno, że myślałam że się rozwalą
-Widzisz ?! Gdzie się nie pojawisz robisz zadymę , odwal się ode mnie i daj mi spokój psychopatko ! - warknął
-Z wielką przyjemnością - ukłoniłam mu się by  wkurzyć go jeszcze bardziej. Nie zwracałam już uwagi co on tam mamrocze pod nosem, po prostu go wyminęłam i poszłam przed siebie. 
    Dumna ruszyłam w stronę swojego domu. Za mną biegły przyjaciółki. Musiałam się zatrzymać, gdyż nigdy by mnie nie dogoniły. Wypytały się mnie co to niby miało być. Zbyłam ich trochę, ponieważ nie chciałam psuć sobie humoru. Dziewczyny nie mogły iść na imprezę dlatego musiałam bawić się bez nich. Dobrze że chociaż Piotrek obiecał mnie podrzucić do tego klubu.      Dochodziła 18 więc postanowiłam że wezmę gorącą kąpiel, umyję włosy i dopiero wtedy zabiorę się za przygotowywanie do imprezy. Jak postanowiłam, tak i zrobiłam. Po godzinie moczenia się w wannie byłam gotowa do strojenia się. Nie ubierałam się elegancko, to nie w moim stylu. Postawiłam na wygodne i eleganckie ciuchy w których czułam się najlepiej. Nie przesadzałam też z makijażem, i tak bym sie rozmazała. O 19.30 przyjechał po mnie Piotruś. Sama nie wierzyłam w to że wyrobiłam się w za ledwie półtorej godziny. 
    Drogę do klubu "Tropicana" umilało nam radio samochodowe.  Mój przyjaciel miał szczęście, że miał tak fajnych rodziców. W końcu własny pojazd był o wiele lepszy niż chodzenie na piechotę.  Pod budynkiem byliśmy pół godziny później. Nie byłam jeszcze w tym miejscu nigdy. No ale cóż... kiedyś musi byc ten pierwszy raz. 
    Po wejściu  do klubu musiałam się przepychać żeby dojść do środka. Zauważyłam że koło szatni stoi Piszczek. Podeszłam do niego, bo i tak nikogo tu innego nie znałam
-Cześć - przywitałam się
-O cześć. Co ty tutaj.... aaaa- jakby mu się tak dokładnie przyjrzeć to był przystojny, nawet jak się nie uśmiechał. 
    Znam go dopiero od wczoraj a dogadywaliśmy się jakbyśmy zali się od lat. Rozmawiałam z nim przed dłuższą chwilę. Gawędzilibyśmy pewnie dalej, ale zauważyłam że pan Szczęsny nadchodzi, wolałam go unikać i nie pakować się w kolejną bójkę. Nie było nic ciekawego na tej imprezie, nawet Piszczuś ulotnił się gdzie. Postanowiłam wrócić do domu. 
-Rozalka, czekaj... gdzie uciekasz - zapytał Łukasz
-No nareszcie raczyłeś się pokazać- udałam oburzoną - Nie chce mi się tu siedzieć. Nie znam nikogo oprócz ciebie i tych z Borussii. A poza tym ten wasz bramkarz nieźle mi dziś wygarnął co o mnie myśli, wiec nie mam ochoty na imprezę
-Zaczekaj, przecież obiecałaś że spędzisz ze mną trochę czasu, tak dawno się nie widzieliśmy - Fabiański zrobił oczy a'la kiciuś ze Shreka. Nie umiałam się im oprzeć. 
-Zgoda, ale nie zostawiaj mnie samej. I tak mnie dziś wszystko wkurza- burkęłam 
-Mam niespodziankę. Chodź za mną- byłam troche przerażona? A może tak bardzo, bardzo przerażona. Nie lubiłam jego pomysłów. Jak coś wymyśli to strach się bać...
    Weszłam do sali, było pełno ludzi. Nagle stanęłam razem z nim na środku sali, goście zrobili wokół nas kółeczko, a w głośnikach było słychać "To tort dla naszej jubilatki. Wszystkiego najlepszego od Łukasza, przyjaciół, reprezentacji, no i oczywiście ode mnie". Po tym ostatnim słowie, domyśliłam się  że mówił to Wasyl. Ale nic nie przebiło "sto lat" w wykonaniu niemieckiego trio. Byłam szczęśliwa, sprawili mi ogromną przyjemność. Po zdmuchnięciu 18 świeczek, pojawił się mój prezent. Nie był zapakowany, wręcz przeciwnie. Fabian trzymał go na rękach. Był to króliczek, mały, rudy. Taki o jakim zawsze marzyłam. Na szyi miał karteczkę z napisem "Jestem Raniewski, Pysio Raniewski" 
-Dziękuje - pocałowałam przyjaciela w policzek- tak a pro po czyj to był pomysł? - wskazałam  palcem na karteczkę. 
-Tomka 
-Spodziewałam się tego-powiedziałam cicho -  Dziękuje wszystkim. Sprawiliście mi wielką niespodziankę. -odpowiedziałam do mikrofonu, który przystawił mi do ust Polski Czołg. 
     Przez cały czas nie schodziłam z parkietu, tańczyłam prawie ze wszystkimi na sali. Pomijając Wojciecha, bo z nim nie chciałam mieć nic wspólnego. Z resztą on był zajęty swoją panienką. 
-Sto lat dzieciaku- nagle poczułam jak ktoś za mną stoi. Był to Wojtek
-Po pierwsze baranie, nie jestem dzieciakiem! A po drugie twoje życzenia mam pod ogonem - uśmiechnęłam się do niego, tak żeby sobie w końcu poszedł. Tak właściwie takich ludzi nie powinno zapraszać się na imprezy. 
-To pewnie przez ten ogon, wyglądasz jak beczka 
-Daruj sobie. Może twoje sex panienki lecą na taką gadkę, ale ja nie. - powiedziałam stanowczo. Miałam ochotę wziąć butelkę czystej, rzucić sie mu na plecy i rozbić ja na tej jego makówce
-Chciałem tylko, żeby jubilatka zatańczyła ze mną, ale widzę że z tego planu nici
-Wolałabym wypruć sobie flaki, poćwiartować, ugotować, skleić je klejem i odstawić na miejsce, niż przetańczyć z tobą nawet pół minuty... Wybacz misiaczku, ale twoja dziwka na ciebie czeka. Pa, pa - pomachałam mu, i poszłam do baru. 
    Zamówiłam sobie kieliszek czystej, oczywiście nie skonczyło się na jednym. Nie piłam dużo. Może kilka kolejek z nowymi kolegami. Musiałam uczcić nowe znajomości. Nie szumiało mi w głowie i stałam o własnych siłach, wiec było bardzo dobrze. Praktycznie każdy wolny taniec przeznaczony był dla Łukasza, który nie chciał żebym mu nigdzie uciekła. Kto by pomyślał że jest aż tak dobrym tancerzem. Wybór koturn zamiast szpilek był wspaniały. Nogi mnie prawie nie bolały, więc mogłam szaleć dalej...
    Połowę ludzi na sali nie znałam, może kojarzyłam niektórych, ale tak żebyśmy byli na "ty" to nie. Zastanawiałam się tylko skąd oni mnie znają. Każdy zwracał się do mnie po imieniu, a ja jak głupia bałam się powiedzieć cokolwiek, żeby nie wyjść na idiotkę która nie zna polskich sportowców.
    Po kilku godzinnej potańcówce byłam wyczerpana. Ostatnią piosenkę spędziłam w objęciach Piotra. Ledwo trzymałam się na nogach, więc musiał odtransportować mnie do domu. Zapomniał oczywiście zabrać mojego królicza, to też postanowił się po niego wracać. Siedziałam na murku, gdyż nie dałabym rady ustać. Śmiałam się ze wszystkiego, nawet z tego  że potrafię ruszać własną ręką. Siedziałam taka sama na krawężniku z butelką jack'a daniels'a   , upajając się jej smakiem. Piotr nie wracał, ale nie przeszkadzało mi to. Byłam tak nawalona że nie wiedziałam jak się nazywam.
    Wtedy podszedł do mnie Kuba z Piszczkiem, byli równie uchlani jak ja.  Śmiałam się z nich, zataczali jajowate kółeczka. Zanim dotarli do mnie, Błaszczykowski otarł sobie podbródek o chodnik, zaklinając przy tym swoją teściową. Nie pamiętam tego dokładnie ale śpiewali jeszcze bodajże "I jeszcze jeden i jeszcze raz..." 
    Przysiedli się do mnie i razem śpiewanie wychodziło nam dużo lepiej... Ludziska po woli zaczęli opuszczać lokal, było już grubo po 4  nad ranem.
    Później pamiętam tylko że ktoś odwiózł mnie do domu i zaniósł do pokoju z króliczkiem. Tylko ciekawe kto to był, znał mój dom doskonale. Nie pomylił pięter, znał kod bramy wejściowej i drzwi które otwierały mój pokój...

+++
Rozdział trochę wcześniej, niż zazwyczaj, ale jutro nie będę miała czasu. Mam nadzieje że się wam spodoba ;) Kochani zostawiajcie komentarze w zakładce "Informowani" żebym mogła dokładnie wiedzieć kogo informować ;D




12 komentarzy:

  1. Witaj!

    Zacznę więc od Rozalii, która niezmiernie mnie irytuje. Zachowuje się jak rozpuszczony bachor. Po co ona podchodziła do Wojtka w tym centrum handlowym? Zrobiła z siebie niepotrzebnie idiotkę. A potem ta akcja w pizzerii była poniżej krytyki. Co ona w ten sposób chciała osiągnąć? Zachowuje się jak stara maleńka. Z tego, że Wojtek przez przypadek oblał ją napojem w hotelu robi aferę stulecia. Dziewczyna ma osiemnaście lat, a zachowuje się jakby miała czternaście. Nie się ogarnie, bo daleko w ten sposób nie zajedzie. I upijanie się prawie nie do przytomności jest po prostu śmieszne. Uważam, że słowa Wojtka mimo, że były bardzo ostre, to w końcu ktoś powiedział Rozalii prawdę. Dziewczyna się po prostu zagubiła i ktoś powinien pomóc jej wskazać poprawną drogę.
    Rozdział oczywiście bardzo mi się spodobał i czekam na więcej :)
    Pozdrawiam serdecznie! :)
    [pokaz-mi-siebie.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  2. Jej naprawde fajny rozdział. Czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  3. cudowny ! zapraszam na nowy rozdział http://w-moim-swiecie-bvb.blogspot.com/2013/04/rozdzia-21.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Super ! czekam na kolejny ;)
    http://szukaj-czekaj-nie-poddawaj-sie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. przepraszam ze tu ale zapraszam mam nadzieje ze sie spodoba jeśli zajzałaś prosze zostaw komentaż będę bardzo wdzięczna :) http://nienawidzackochamcie.blogspot.com/
    a rozdział boski

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetne!
    zapraszam do mnie http://wwwkochamcieborussiodortmund.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział znakomity wogóle cały blog jest super
    zapraszam do siebie dopiero zaczynam więc liczę na waszą pomoc http://bvbtomojezycie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Zapraszam na jedyneczke na http://nienawidzackochamcie.blogspot.com/2013/04/rozdzia-pierwszy.html

    OdpowiedzUsuń
  9. Cudaśne czekam na nastepny
    ps kiedy mozna sie go spodziewać?

    OdpowiedzUsuń
  10. zapraszam na 2 na http://nienawidzackochamcie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. http://marzycielka0007.blog.interia.pl/ Zapraszam .;)

    OdpowiedzUsuń