środa, 4 grudnia 2013

Rozdział 26

Bo czasami błąd dodaje kopa do działań lepszych do znajdywania czasu, do bycia-takiej prawdziwej obecności.

Noc zleciała w mgnieniu oka. Bladym świtem wszyscy goście wrócili do swoich domów, nie budząc gospodarzy. W sypialni oprócz śpiącej Rozalii było kilkanaście pustych butelek czerwonego wina, które opróżniła wraz ze swoimi towarzyszkami.
Obudziła się z piekielnym bólem głowy. Z wczorajszej nocy pamiętała tylko urywki rozmów, i niektóre wydarzenia. Światło słoneczne przenikające przez okno balkonowe było na tyle jasne że Rozalia musiała kilkakrotnie mrugnąć. Związała włosy w koka i poszła do łazienki. Popatrzyła na swoje odbicie w lustrze stwierdzając ze wino nie służy jej. Wzięła prysznic i przegrała się w czyste ubrania.
Wychodząc z łazienki skierowała się do salonu, gdzie spal Wojtek. Chłopak wyglądał uroczo śpiąc na kanapie, z której wystawały mu nogi. Głowę miał położona na małej poduszce która do jego wzrostu była stanowczo za mała. Rozalia usiadła na kraju kanapy poprawiając koc, który okrywał opalone ciało Szczęsnego. Przyłożyła dłoń do jego policzka i uśmiechnęła się do siebie. Widok śpiącego mężczyzny zawsze przyprawiał ją o mimowolny uśmiech, uwielbiała patrzeć na niego. Wojtek przebudził się siadając w pozycji siedzącej przecierając dłonią zaspane oczy.
-Rozalia, ja cię muszę przeprosić. Nie powinienem...
-Miałeś racje. -przerwała mu. -Zachowuje się szczeniacko i jestem niedojrzała, ale nigdy bym tego nie zrobiła. -dokończyła spoglądając w jego głęboko niebieskie tęczówki.
-Wiem, przepraszam. Nie to miałem na myśli. - powiedział odgarniając kosmyk włosów z czoła Rozalii.- Kocham cię, i wiem ze nigdy nie usunęłabyś naszego dziecka.
-Nie kłóćmy się juz więcej, nie lubię tego. -stwierdziła usadawiając się obok Szczęsnego, który nakrył ja kocem i przytulił do swojego torsu.
-Ja też nie. - ucałował ja w czoło, sprawiając ze Rozalia czuła się bezpiecznie.-Co ty na to, żebyśmy zrobili sobie dziecko. -wypalił nagle Szczęsny ze swoim cudownym pomysłem.

-Zrobilibyśmy sobie, czy ty zrobiłbyś mi? -zapytała Rozalia nie ukrywając rozbawienia.
-Głupio to zabrzmiało. Fakt. Ale to fajny pomysł przecież.
-To nie jest fajny pomysł. Chciałbyś żebym była gruba jak beczka, wysyłała cię po lody czekoladowe i sardynki w środku nocy i miała humorki? – zapytała próbując być poważna.
-Kochanie, widzisz tylko same wady. – zauważył przyciągając do siebie bardziej brunetkę tak, że czuła jego oddech na swojej szyi.
            Wojtek delikatnie opuścił ramiączko podkoszulka Rozalii i delikatni pocałował jej ramię. Z początku niewinny buziak przerodził się w namiętny pocałunek, którym Szczęsny obdarzył najpierw szyję, a później ciepłe wargi dziewczyny. Czuł jabłkową pomadkę na jej ustach, której zapach był teraz również na nim.
-Wojtek… Skarbie… - mówiła między pocałunkami. – jest środek dnia. A ja mam plany związane z Aaronem.
            Polak momentalnie spoważniał spoglądając na Rozalię z zaskoczoną do bólu miną. Wybałuszył oczy, jak gdyby zobaczył Beckhama we własnej osobie.
-Jak to z Aaronem? – zapytał rozzłoszczony.
-No normalnie. – odparła wyswobadzając się z uścisku Szczęsnego. – To że wczoraj się pokłóciliśmy, nie oznacza że oślepłam. Trzeba zeswatać nasze gołąbki. – dokończyła z podstępnym uśmiechem na twarzy.
            Wojtek, ja na złość za cholerę nie mógł rozgryźć kto kryje się za nazwą ‘nasze gołąbki’. Podrapał się po głowie udając że zrozumiał i przyswoił sobie wypowiedź Raniewskiej. Próbował poruszyć swoje szare komórki do jakiegokolwiek działania, ale przed wypiciem kawy, tak wcześnie było to raczej niemożliwe.
-Ja pierdziele Wojtek, Aaron i Majka, mówi ci to coś? – zapytała widząc jego zdezorientowaną minę.
-Czyli od dziś z inżyniera zamieniasz się na swatkę? – zapytał z rozbawieniem.
-Dokładnie. A ty już tak nie leniuchuj, bo ciebie też się to tyczy. Umów się z Aaronem, muszę się dowiedzieć co i jak, bo od Majki to ja mam sto procent pewności że się dowiem. –odparła z ironią.

Zgodnie z prośbą Rozalii Wojtek zorganizował spotkanie z Ramsey’em. Na polu golfowym  o umówionym czasie czekali już na spóźniającego się przeszło trzydzieści minut Aarona.
-Nudniejszej gry już wymyślić się nie dało. – wymamrotała Rozalia ziewając.
-To jest bardzo mądra gra. – bronił golfa Szczęsny.
-Fascynujące. – skomentowała siadając na kamieniu przy drzewie.
            Rozalia źle oceniała sport. Pomyliła się… Piłka nożna nie była dla niej sportem najnudniejszym, tam przynajmniej były jakieś faule, a piła odbijana była raz przez jedną, a raz przez drugą drużynę. A golf…? To był sport, który zanudził by na śmierć Chucka Norrisa. Ile można wpatrywać się w piłeczkę, a później ją uderzyć i trafić do dołka?
            Mimo że Rozalia była wyspana, czuła ogromne zmęczenie, a raczej znudzenie. Jej powieki stawały się coraz cięższe, aż w końcu opadły na kilka sekund, by za chwilę ponownie się otworzyć.
            Między czasie obok Wojtka stanęła wysoka blondynka prosząc o pomoc i wytłumaczenie zasad gry w golfa. Szczęsny posłusznie wytłumaczył pomagając jej przy tym odpowiednio przytrzymać kijek, aby dobrze uderzyć piłeczkę.
            Rozalia stała kilka metrów dalej z kwaśną miną i skrzyżowanymi rękami. Od momentu pojawienia się dziewczyny na horyzoncie Rozalii podniosło się ciśnienie. Niezbyt podobał się jej fakt, że Wojtek dotyka i przygląda się innej kobiecie. Postanowiła interweniować, podchodząc do pary i przytulając się do bramkarza.
-Wojtuś, kochanie mieliśmy sobie pograć, a nie zawierać nowe znajomości. – powiedziała nie ukrywając złości w swoim głosie. Obdarowała kobietę lodowatym spojrzeniem, powodując że owa dziewczyna zmyła się tak szybko jak i również się pojawiła.
-Wiesz co kochanie? – zapytał Wojtek łapiąc Rozalię w talii.
-Nie mam pojęcia. – burknęła ze skrzywioną miną.
-Uwielbiam tą twoją, skrzywioną minkę, gdy tylko jakaś dziewczyna na mnie zerknie, zalotnie się przy tym uśmiechając. – szepnął jej do ucha szeroko się przy tym uśmiechając.
-Ciekawe, kto będzie się uśmiechał gdy wybiję jej te śliczne ząbki, tym twoim kijem. – warknęła zła.
-Kocham cię, ty moja złośnico. – krzyknął opierając swoją głowę na jej kruchym ramieniu. Czuła na swoim ciele jego oddech i każdy ruch klatki piersiowej. Objął ją kładąc ręce a jej biodrach, przyciągając ją bardziej do swojego ciała.  – Aaron nie da rady przyjść. – powiedział, gdy Rozalia objął ją.
-Jak to ?
-Napisał mi że nie da rady przyjść, jakieś trzydzieści minut temu.
-Dlaczego mi wcześniej o tym nie powiedziałeś?
-Chciałem żebyś była o mnie zazdrosna.
-Głupku mój. – powiedziała Rozalia składając na ustach Szczęsnego pocałunek.
-Twój i tylko twój, kotku. – odparł z dumą w głosie, wypinając pierś.
-Cieszę się.
            Rozalia wzięła swój kij, próbując odbić piłeczkę golfową. Ustawiła się w wymaganej postawie, a przynajmniej próbowała. Pierwsze uderzenie zakończyło się ominieńciem piłeczki przez kij, następne też było nie wiele bardziej udane.
            Wojtek przyglądał się z rozbawieniem jej wyczynom. Prócz tego że przypominała małe dziecko które kompletnie nie wie jak sobie poradzić z tym sportem, robiła głupie miny, które przyprawiały bramkarza o ból brzucha spowodowany długotrwałym śmiechem. Miał świadomość tego iż nie jest to dla niej ciekawy sport, tak jak i piłka nożna ale pomimo tego chciał aby choć trochę je polubiła.
-Musisz się ze mnie śmiać? – zapytała wyraźnie poirytowana nerwowo odgarniając włosy.
-Tak. Nie da się ukryć że kompletnie się na tym nie znasz. – zauważył.
-Doprawdy? No to mi pokaż jak powinno się uderzać w tą durną piłkę, mistrzu.
-Mistrzunio wkracza do akcji, bejbeee. – roześmiał się głośno.
            Podszedł do niej stając tuż za nią. Objął jej dłonie swoimi przytrzymując kij. Powiedział jej jak ma się ustawić i wspólnymi siłami uderzyli w piłeczkę, która wpadła do dołka, za pierwszym razem.
            Pokonana musiała przyznać że nie nadaje się do tej gry i ostatecznie Szczęsny triumfował.

-…i wtedy książę przestał się do niej odzywać. – powiedziała Maja zamykając książeczkę z obrazkami czytanej bajki.
-Ojej! I co było później? – dopytywała się mała Mary siedząca po turecku w kółku, wraz z innymi dziećmi.
-Nic, księżniczka wróciła do swojej wieży i czekała na następnego. 
-I nie tęskniła? – zapytała z zainteresowaniem dziewczynka o kruczo czarnym warkoczyku.
-Oczywiście że nie, miała przyjaciół. – pocieszyła ją Polka wstając z małego drewnianego krzesełka. – A przynajmniej tak sobie wmawiała. – szepnęła do siebie, gdy dzieci już jej nie słuchały.
-Proszę pani, bo oni się kłócą. – powiedział Troy ciągnąc Majkę za rękę w stronę jego kolegów.
-No bo ja jestem maczo! To co umówisz się ze mną? – zapytał chłopiec z nadzieją wypisaną na twarzy.
-Najpierw zmień wzrost, bo jesteś o głowę mniejszy i kaloryfer. – warknęła Zoey.
-Ale ja mam kaloryfer!
-Taaa, ale wyłączony. – powiedziała na co zgromadzone dzieci wybuchnęły gromkim śmiechem.
-O głupoto, bądź pozdrowiona-skomentowała Majka, wybuchając śmiechem.
            Sama Majka miała problem z powstrzymaniem się od śmiechu. Była pod wielkim zdziwieniem że sześciolatki potrafią być az tak wyszczekane. Niby takie niewinne przedszkolaki, ale nigdy nic nie wiadomo.
            Dziewczyna rozdzieliła dwójkę maluchów, a sama pożegnała się z dziećmi i wyszła z przedszkola, w którym pomagała od czasu do czasu.

            Siedział na ławce w parku, czekając z dziewczynę. Ubrane ciemne jenasy i koszulka z nadrukiem, powodowały że wyglądał schludnie. Jak na kogoś o stalowych nerwach, i osobę przyzwyczajoną do tłumienia stresu, nie mógł przestać ruszać kurczowo nogą. Robił tak zawsze, nie ważne czy na kogoś czekał, czy był u dentysty. Zmniejszało to jego stres, a przynajmniej chciał by tak było.
            W pewnej chwili zauważył Majkę, z olśniewająco pięknym uśmiechem na twarzy i wiatrem w jej złocistych włosach. Szła swobodnie w jasnej, zwiewnej sukience na ramiączkach trzymając w dłoni telefon. Jak poparzony wstał z ławki podchodząc do dziewczyny. Nagle jego uczucia zakumulowały się. Stres, niepewność i coś jeszcze powodowało że przy niej  czuł się dziwnie… nie to jakieś inne uczucie. Pragnął ją mieć przy sobie, nie ważne czy w dzien czy w nocy.
-Cześć. – powiedział stając tuż przed nią.  Podniosła wzrok ku górze dokładnie się mu przyglądając.
-Aaron. –powiedziała zaskoczona. – Radek, zadzwonię później. –wymamrotała chowając telefon.
-Tak, to moje imię. – odparł rozbawiony chowając dłonie do kieszeni spodni.
-Co ty tutaj robisz? – zapytała.
-Czekam na ciebie.
-Doprawdy? Szkoda że nie mam czasu. – powiedziała wymijająco  próbując iść przed siebie.
-Szkoda że nie masz, ale ja mam więc, będziesz musieć mi poświęcić mi kilka minut.
-Czego ty chcesz ode mnie? – zapytała Aarona zniecierpliwiona.
-Prawdy. – odpowiedział surowo.
            Maja spuściła wzrok patrząc na swoje buty, jakby to one były teraz w centrum zainteresowania. W głębi duszy przeklinała samą siebie że nie poszła od razu do domu. Spacerów się jej zachciało. Gdyby miała możliwość wybierania kłótni z Radkiem, czy Aaronem,  zdecydowanie wybrała by swojego brata. Pomimo że zawsze się kłócili i wyzywali od najgorszych byli w stanie przewidzieć co się stało.
            Była w totalnej dziurze, miała mętlik w głowie. Po raz pierwszy nie wiedziała co odpowiedzieć. Dziewczyna która pyskowała nauczycielom, policjantom była rozdarta. Jak to możliwe?!
-Słyszysz? – zapytał podnosząc jej podbródek, skłaniając ją aby patrzyła mu w oczy.
-Głucha nie jestem, więc raczej tak. – warknęła. –Chcesz prawdy? To ją dostaniesz. Tak, to prawda zakochałam się w tobie! Nie wiem jakim cudem, ale stało się. Teraz daj mi święty spokój, nie chce mi się z tobą dyskutować. – burknęła omijając  go.
                Aaron błyskawicznie złapał ją za nadgarstek i przyciągając do siebie. Bez jakiego kol wiek zastanowienia pocałował Majkę, sprawiając że dziewczyna straciła na moment orientacje.
-Ej człowieku, Teleexpress cię potrącił chyba. – krzyknęła w jego kierunku odsuwając się od niego.
-A ciebie kot emeryt, i co?
-I nic! Co ty sobie wyobrażasz?!
 -Aktualnie nic.
-Boże, uchroń, bo zaraz nie wytrzymam. – sarknęła do siebie, idąc w stronę wyjścia z parku. – Daj mi spokój.- powiedziała stanowczo.
-Majka! Maja, do cholery! Ja cię kocham! – wykrzyczał ile sił w płucach.
            Słyszała każde wypowiedziane słowo. Brzmiało teraz w jej uszach, niczym echo w pustym lesie. Miała ochotę iść do niego i mocno przytulić. Zamknęła oczy stając. Próbowała zapanować nad swoimi emocjami. Zacisnęła mocno zęby powstrzymując łzę, widniejącą w kąciku jej oka. Przygryzła dolnią wargę odwracając się.
-Ja ciebie też! – powiedziała stając i patrząc na jego reakcje.
            Aron niczym po wypiciu Red Bull’a przybiegł sprintem do Majki, nie zwracając na nikogo uwagi. W tej chwili liczyli się tylko oni. Popatrzył jej głęboko w oczy i pocałował ją zachłannie.
-Długo nad tym myślałeś? – zapytała, kiedy magiczna chwila minęła.
-Cały weekend, ale warto było.  – uśmiechnął się jak do reklamy, przytulając Majkę i po raz kolejny delikatnie ją całując.
-Mamooo, czemu ten pan tak robi? –zapytało dziecko przechodzące obok zakochanych.
            Jego matka zdębiała pytaniem swojego syna, wmawiając mu tandetne wytłumaczenie. Kamińska śmiała się z całej sytuacji wtulając się w Aarona.
-Musimy być bardziej  dyskretni. – zauważył Ramsey. Jak na komendę blondynka odsunęła się od niego. –Ale jak patrzą! – wytłumaczył jej przyciągając do siebie…
-Płacą ci za głupotę?

-Nie, działam charytatywnie. – oznajmił idąc z Mają za rękę do jego ‘drugiego, nowego’ domu…

+++
Ku zadowoleniu wszystkich skończyłam. Rozdział do waszej oceny. Postanowiłam umilić wam ten zmowy czas i jeszcze przed Mikołajem dodać coś. Potraktujcie to jako prezent ode mnie ;* 
Następny postaram się dodaćw ciągu 2 tygodni. Na pewno przed świętami, ponieważ po wywiadówce mam szlaban na komputer i internet, a to  utrudnia mi pisanie. 
3majcie kciuki, w przyszłym tygodniu próbne testy gimnazjalne ;CCCC
ps. Mamusia nie wie że siedzę na kompie i lepiej niech sie nie dowie. ;D 

Przyglądnijcie się temu gifowi. Taki Aaron i Maja. Słodcy. :D

Pozdrawiam TheMalkina i Wojtek Mikołaj <3