piątek, 26 września 2014

Prolog II

Każdy z nas dąży do tego, aby osiągnąć swój cel. Wymarzona praca, dom, rodzina – to spełnienie wszystkich marzeń. Czasami jednak trzeba miesięcy, lat a nawet połowy swojego życia aby być w pełni szczęśliwym. W przeciwieństwie do tego wystarczy chwila, by stracić  wszystko, a życie zamienić w najgorszy koszmar.
            To smutne, a zarazem frustrujące że życie tak wiele nam zabiera w najmniej odpowiednim momencie. Nie daje nam nic w zamian, sami musimy walczyć aby nie zwariować w tym bezlitosnym świecie, gdzie liczy się tylko egoizm.
Są dni, które zaczynają się niewinnie, a potem bez powodu, nie wiadomo dlaczego jedno słowo, doprowadza nas do płaczu, uświadamiając że nic nie trwa wiecznie….




A więc mamy prolog drugiej serii. Długo się nad tym zastanawiałam czy pisać, ale jakoś mam natchnienie którym się z wami podzielę. Rozdział 1 postaram się dodać koncem przyszłego tygodnia. Mam nadzieje ze prolog się wam podoba :D 
Dojdzie prawdopodobnie kilku nowych bohaterów ;) 
Proszę o szczere komentarze, a osoby które chcą być informowane proszone są o  zostawienie wiadomości w zakładce INFORMOWANI 

środa, 20 sierpnia 2014

2 CZĘŚĆ!

Kochani, wpadłam na pomysł aby kontynuować ten rozdział, co wy na to ?
Jesteście za? :)
Piszcie w komentarzach :)

środa, 25 czerwca 2014

Epilog

No there's no one else's eyes
That could see into me
No one else's arms can lift
Lift me up so high
Your love lifts me out of time
And you know my heart by heart/Heart by heart

Czas który pozostał do ślubu Rozalii i Mateusza przeminął w mgnieniu oka. Przed dzień ślubu panowała napięta atmosfera. Mimo że w Hiszpanii zazwyczaj zimą śniegu nie ma, tego roku Pani Zamieć postanowiła to zmienić. Ulice były zasypane śniegiem po samiutkie kostki a na ulicach panowały korki spowodowane utrudnieniami drogowymi. Śnieg nie przestawał padać i ślub wisiał na włosku. Bowiem przez tę zamieć śnieżną kilkoro gości nie mogło dotrzeć. W średnich była też Maja, która miała być świadkiem Rozalii, ale utknęła gdzieś na Ibizie i nie miała jak dostać się do Barcelony.
Wszyscy, w szczególności rodzice Mateusza próbowali uspokoić przyszłych małżonków, jednak to nie wiele dawało. Drawski od świtu przygotowywał wszystko, aby mimo złej pogody ślub się odbył. Zaś Rozalia dzień przed ślubem siedziała w mieszkaniu dzwoniąc co chwila do Ramsey’ów czy pogoda u nich się polepszyła i czy mogą wreszcie  wrócić do Hiszpanii. Była już wykończona swoją pracą i przygotowaniami do ślubu którymi to ona głównie się zajmowała. Miała ochotę iść do łóżka i nie wstawać do Nowego Roku. Jednak ślub w Boże Narodzenie nie był najlepszym pomysłem. Za dużo obowiązków związanych z przygotowaniami i świętami.
Kiedy sytuację w końcu dało się opanować wszyscy odetchnęli z ulgą. Organizacja wesela była dopięta na ostatni guzik i to ucieszyło wszystkich.
Nazajutrz kilka godzin przed weselem dotarła Maja z Aaronem. Wszystko szło jak po maśle. Do czasu gdy Rozalia poczuła chęć porozmawiania z Mateuszem. Szła w sukni ślubnej, białej, koronkowej na ramiączkach i w upiętych już włosach. Przemierzała korytarze hotelu w którym miała wyjść za mąż póki nie odnalazła właściwego pokoju.
Cicho zapukała i uchyliła drzwi.
-Mogę wejść? – zapytała Mateusza widząc jak właśnie męczy się z krawatem.
-Rozalia?!- zdziwił się Drawski. – A co ty tutaj robisz? Przecież to podobno pecha przynosi, sama tak mówiłaś. – powiedział uśmiechając się serdecznie.
 -Wiem, ale chce z tobą porozmawiać. – usiadła na fotelu zbierając myśli.
-O co chodzi kochanie?  - zapytał kucając naprzeciw niej i biorąc jej ręce.
-Pamiętasz, tą rozmowę  kiedy pytałeś  co łączyło mnie z Wojtkiem?
-Pamiętam, ale nie rozumiem do czego dążysz.
-Widzisz, przez te kilka lat, zmieniłam się. Nie widziałam go bardzo długo, miedzy czasie poznałam ciebie i myślałam że moje uczucia do niego po prostu umarły. Że nic do niego już nie czuje. Ale jak go zobaczyłam po tylu latach coś we mnie pękło i chyba nadal go kocham.
-Czy ty chcesz mi powiedzieć że mnie nie kochasz? – zapytał oburzony wstając natychmiastowo.
-Źle mnie zrozumiałeś. Kocham cię, jak barta, jak przyjaciela. Ale nie mogę za ciebie wyjść.
-Jak to? Myślałem że skoro bierzemy ślub to mnie kochasz.
-Bo tak było! Wydawało mi się że cię kocham, że jesteś mężczyzną mojego życia.  Kocham cię, nawet bardzo ale to on jest miłością mojego życia  i z nim chciałabym się zestarzeć. Nie potrafię inaczej.
-Rozumiem, szkoda że nie powiedziałaś mi tego wcześniej.
-Przepraszam. Wybacz mi.– wyszeptała gdy wychodził z pokoju mocno szczekając drzwiami.
            Została sama w pustym pokoju. Przerażająca cisza przybiła ją, a z oczy spływały jej łzy. Była wściekła na siebie że dała Mateuszowi tak złudne nadzieje na wspólne życie…
            Zimny powiew wiatru otulił jego twarz. Szyję opatulił czarnym, grubym szalikiem i ruszył przed siebie. Zamieć ustała, ludzie po woli zaczęli opuszczać domy i na ulicach robiło się tłoczno. Gdy doszedł do Tower Brigde oparł się o mur by wyciszyć się. Od jakiegoś czasu to było jedno z jego ulubionych miejsc w Londynie.
            Szczęsny w tym roku spędził okres świąteczny w Londynie. Nie czuł potrzeby wracania do domu tak jak każdego roku. Nie miał ochoty na te wszystkie uśmiechnięte twarze, i babcie która wpycha w niego wszystkie ciasta wmawiając że jest suchy jak patyk. Jeszcze jakiś czas temu mógłby przysiądź  że nie wyobraża sobie świąt Bozego Narodzenia w samotności, a jednak.
            Dziś był ostatni dzień roku. Sylwester. Jako że ostatnie dni spędził sam na sam ze sobą samym, dziś przyjął zaproszenie Jacka i jego małżonki na wspólnego sylwestra. Lauren nie odpuściła by sobie gdyby się nie zgodził, więc nie miał wyboru.
            Gdy zaczęło się ściemniać wrócił do domu. Wziął prysznic i po woli zaczął się szykować na przyjęcie. Wyciągnął  z szafy najlepszy garnitur który pasował do niego idealnie. Koszula fantastycznie przylegała do jego ciała sprawiając że stał się jeszcze bardziej pociągający. Na koniec spryskał się swoimi perfumami, które od zawsze uwielbiał.
            Po woli dochodziła północ. Równo za kwadrans zegar miał wybić północ. Nowy rok, nowe życie. Może lepsze, może nie ale na pewno inne. Stał akurat na balkonie patrząc w niebo. Zmarznięte ręce włożył do kieszonek spodni. Zamknął oczy i przez chwile czuł się szczęśliwy. Uśmiechnął się sam do siebie.  Z sali dochodziła muzyka którą puszczał dj. Ktoś uchylił drzwi i po chwili stanął obok Szczęsnego. W powietrzu uniosła się woń cynamonowo imbirowych perfum. Otworzył oczy i właśnie wtedy ją zobaczył.
-Pięknie tutaj, prawda? – zapytała patrząc na panoramę Londynu.
            Miała na sobie pudrową sukienkę która świetnie podkreślała jej talię. Naturalne loki opadały a jej ramiona sprawiając że wyglądała jak księżniczka.
-Prawda. – stwierdził naśladując jej czynność. – Myślałem że jesteś w podróży poślubnej. – powiedział po chwili przerywając ciszę.
-Za dużo myślisz. – odpowiedziała upajając się  nocą. – Jestem wrednym człowiekiem, bo zostawiłam Mateusza przed ołtarzem. Sądzę że nigdy nie przestałam cię kochać.
-Wydaję mi się że producenci filmowi nagrali by świetny serial w oparciu o nasze życie. – odpowiedział żartobliwie. –Zmarzłaś. – zauważył zakładając jej swoją marynarkę na ramiona.
-Dziękuję. Wojtek, powiedziałeś że nadal coś do mnie czujesz. Wtedy spanikowałam, nie potrafiłam tego zrozumieć. Ale nie potrafiłam spojrzeć ci w oczy, powiedzieć ci że cię nie kocham. Nadal nie potrafię powiedzieć że nic dla mnie nie znaczysz, skoro znaczysz więcej niż cokolwiek. –powiedziała trzymając lekko jego zmarzniętą dłoń  i patrząc mu w oczy.
-Bardzo za tobą tęskniłem. – powiedział przykładając swoją dłoń do jej policzka.
-Jesteś moim aniołem.
-Zrobisz coś dla mnie?
-Co zechcesz.
-Wyjdziesz za mnie?
-Tak. –powiedziała z radością rzucając się mu na szyję.
            Właśnie w tym samym momencie wybiła północ. Nad miastem zaczęły szczekać tysiące przeróżnych fajerwerków. Dla Wojtka i Rozalii był to jeden z najszczęśliwszych dni w życiu. Nigdy nie spodziewali się takiego obrotu sprawy.
-Możesz mi coś obiecać? – zapytała brunetka przytulając się do bramkarza.
-Wszystko dla ciebie.- uśmiechnął się radośnie.
-Obiecaj mi że nigdy nie pokochasz innej.
-Przykro mi, ale nie mogę.
-Dlaczego?! – Zapytała zdziwiona jego odpowiedzią.
-Bo w moim życiu na pewno pojawi się inna. – powiedział po chwili zastanowienia. – Będę ją kochać tak samo jak ciebie. –Wojtek widząc zdziwienie swojej wybranki szybko kontynuował dalej. – Będzie mówić do mnie „tato” a do ciebie „mamo”.
-Bardzo cię kocham. –powiedziała ze łzami w oczach wtulając się w jego tors.
-Już zawsze będziemy razem. Obiecuje. – powiedział ściskając ją jeszcze mocniej.

            Jak było później? Życie pisze różne scenariusze. Dla jednych jest łatwe, a dla drugich koszmarem. Rozalia i Wojtek postanowili żyć razem i razem stawiać czoło życiowym problemom. Nigdy nie mieli gwarancji że będzie z górki, ale mimo to byli szczęśliwi. Razem, na dobre i złe…

+++
Troche mi zeszło z tym epilogiem, ale chciałam aby był taki jak go sobie wymarzyłam. Nie jest idealny jak więszkość, ale mimo to jestem dumna z siebie że go napisałam. 
Trudno jest mi się rozstać z tym blogiem. Jest moim pierwszym opowiadaniem. Skończyłam go po ponad roku pisania. Dziękuję że byliście ze mną do samego końca i że wierzyliście we mnie jestescie najlepsi. 
Moje kolejne opowiadanie ruszy już niebawem. Mam nadzieje że również wam się spodoba. Piszcie jak podobał się wam epilog, lub dlaczego nie. 
Pozdrawiam THEMALKINA.:) 

PS. CZY JAK WCHODZICIE NA BLOGA JEST ZDJĘCIE WOJTKA I SELENY/ROZALII? BO MI NIE WYŚWIETLA I NIE WIEM CO JEST GRANE, PROSZĘ O ODPOWIEDŹ W KOM ;)

wtorek, 10 czerwca 2014

Rozdział 33

Po jakimś czasie człowiek przyzwyczaja się, zapomina i nawet nie czuje, że zimno, bo zapomniał, co to jest ciepło.

Kilka lat później…
            Rozległo się pukanie do drzwi, a po kilku chwilach duże, szklane drzwi uchyliły się. Do środka weszła zgrabna blondynka w czarnej sukience poprawiając okulary.
- Pani dyrektor, za dwie godziny ma pani samolot. Nie może się pani spóźnić. – odezwał się wysoki, postawny brunet zamykając szklane drzwi.
-Dziękuję Miguel. Odwołałeś te spotkania o które cię prosiłam? – zapytała podnosząc wzrok. 
-Tak, oczywiście pani dyrektor. Odwołałem spotkania z przyszłego tygodnia, tak jak pani prosiła. Odebrałem również projekty od architekta oraz przygotowałem zestawienie z ubiegłego roku. 
-Bardzo dobrze. – pochwaliła upijając łyk kawy. – Która jest godzina?
-12:30 – odpowiedział .
- Co? Już?! Ja się spóźnię na samolot. – krzyknęła zabierając płaszcz i torebkę. 
-Ja panią dyrektor odwiozę, bo taksówka nie dotrze w dwadzieścia minut. – stwierdził i pobiegł ile sił w nogach za nią.
-Dziękuję ci Miguel, co ja bym bez ciebie zrobiła.  – podziękowała kiedy byli już na lotnisku.
-Nie była by pani panią dyrektor. 
-Tak, zapewne tak. – uśmiechnęła się do niego serdecznie. – Wiedzę narzeczonego, więc będę uciekać żeby samolot nie uciekł mi. Do przyszłego tygodnia, pamiętaj żeby podlać kwiatki w gabinecie!
-Udanej zabawy pani dyrektor.- krzyknął, ale kobieta już nie usłyszała. 


***

-Nie rozumiem, jak można zapomnieć o garniturze! Przecież powtarzałam ci żebyś go spakował. – złościła się Rozalia chodząc  po centrum handlowym.
-Ależ kochanie, wiesz że ja zawszę muszę o czymś zapomnieć, to u nas rodzinne. – tłumaczył się. 
-To nie jest wyjaśnienie. Miałam pomagać dzisiaj Majce w przygotowaniach do ślubu, a zamiast tego musze chodzić z tobą po sklepach przymierzać garnitury. A jak niczego nie znajdziemy? Ślub już jutro! – martwiła się spoglądając cały czas na godzinę.
-Rozalia, nie martw się. Znajdziemy. –uspakajał ją, lecz to nie pomagało. 
-Popatrz jaki ładny! – powiedziała spoglądając na wystawę sklepową. 
-Który?
-Ten po prawej, ten czarny. – oznajmiła wskazując ręką na czarny, elegancki kostium. – Chodź go przymierzyć, może będzie pasował. – powiedziała szczerząc śnieżno białe ząbki. 
Trzydzieści minut później garnitur był już przymierzony i kupiony. Jeden kłopot z głowy. Maja wydzwaniała bez przerwy do Rozalii z pytaniem kiedy będzie. Kamieńskiej już puszczały nerwy. Ostatni dzień, ostatnie szczegóły związane z jej ślubem. Nic dziwnego, że się denerwowała, miał to być przecież najważniejszy dzień w jej życiu. 
Rozdzwonił się telefon, a partner Rozalii musiał odebrać mówiąc że to bardzo ważny telefon. 

-Rozalia?! – z rozmyśleń wyrwał ją pewien głos. 
Wszędzie poznała by ten głos, choć nie słyszała go od tak dawna. Serce zaczęło gwałtownie jej przyśpieszać a w głowie był wielki mętlik. Odwróciła się powoli widząc przed sobą niego. Zaniemówiła. Co miała powiedzieć? ‘cześć, fajnie cię widzieć’? Była zaskoczona, ale mimo to na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech. 
-Wojtek. – powiedziała radośnie z uśmiechem na twarzy. 
I wtedy wróciły wszystkie wspomnienia sprzed lat. Minęło tak wiele czasu, a jej głos był taki radosny. Czy to na jego widok? A może to był uśmiech tylko z grzeczności? 
Woń jej perfum sprawił że przez chwilę stracił kontakt z rzeczywistością. Rozmarzył się. Nie widział ją od tak dawna, od momentu ich rozstania. Pomimo tego że próbował nawiązać z nią kontakt. To był chyba jeden z najszczęśliwszych dni w jego życiu.
Gdy wypowiedziała jego imię, odpadł. Nie był do końca pewny czy to się dzieje naprawdę czy może to tylko sen z którego za chwilę się obudzi. Serce biło mu jak szalone, a oczy otworzyły się szerzej. Wpatrywał się w nią jak w obrazek i nie odrywał od niej wzroku. Widać było że to ją peszy, gdyż na jej twarzy pojawiły się lekkie rumieńce.
Zmieniła się, wydoroślała. Miała dłuższe włosy, jak zawsze w odcieniu gorzkiej czekolady które w słońcu wydawały się brązowe. I głęboko brązowe oczy które  śmiały się do niego. Nigdy by nie pomyślał że jeszcze ją spotka. Nie był przygotowany na taką sytuację, ale cieszył się. 
-Co ty tutaj robisz? – zapytali oboje w tym samym momencie. 
Roześmiali się oboje. Rozalia założyła kosmyk włosów opadających jej na oczy za ucho i poprawiła torebkę na ramieniu. 
-Dawno się nie widzieliśmy. – zaczął rozmowę Szczęsny. 
-Tak, to prawda. – odpowiedziała starając się aby jej głos brzmiał naturalnie. – Co u ciebie słychać? Słyszałam że przenosisz się do Madrytu. 
-No tak, chciałem zostać do końca mojej kariery w Arsenalu, ale od kąt Wenger odszedł na emeryturę to wszystko zaczęło się walić. To już nie jest ten sam klub co kiedyś, dlatego postanowiłem o zmianie otoczenia. 
-To teraz czeka cię nauka hiszpańskiego. – oznajmiła uśmiechając się pod nosem.
-Nawet mi nie przypominaj, uczę się go od kilku tygodni, ale ciężko mi to idzie. – roześmiał się. – A co u ciebie? 
-Wszystko w porządku. Pracuje jako dyrektor w firmie inżynierskiej, więc nie narzekam. Poszczęściło mi się.  – uśmiechnęła się po raz kolejny. – I zaskoczę cię, nauczyłam się grać w golfa. 
-O proszę, tego bym się nie spodziewał. A jeśli chodzi o piłkę nożną?
-Nadal jej nie lubię,  dalej nie rozumiem co to jest spalony.-roześmiała się.
-Oczywiście. Pani dyrektor powinna wiedzieć co nie co o piłce nożnej. 
-Nie wydaje mi się żeby to mi się przydało w życiu i pracy.
-Aaron wspominał, że będziesz świadkiem Majki na ich ślubie. –powiedział czekając na jej odpowiedź.
-A ty masz być świadkiem Aarona. Jaki zbieg okoliczności, nie uważasz
-Też się nad tym zastanawiałem.  Chciałem…
-Słyszałam, że żenisz się z Sandrą w przyszłym roku. –przerwała mu, ignorując jego rozpoczęte pytanie.
-Skąd? – zdziwił się nie przypominając sobie aby mówił to kiedykolwiek prasie.
-Poczta pantoflowa.
-Łukasz? 
-Zgadłeś. – zaśmiała się.- Bardzo się cieszę, że postanowiłeś ułożyć sobie życie.
-Tak, ja też. –odpowiedział. Przeczesał dłonią swoje włosy, po czym zadał kolejne pytania. – Szukałem cię wtedy, ale zniknęłaś bez słowa. 
-Nie wracajmy do tego, to było tak dawno. To przeszłość, teraz bierzesz ślub z Sandrą i powinieneś się na tym skupić. 
-Ja wciąż… - przerwał, nie dokończył. W tym oto momencie zauważył że na palcu Rozalii widnieje mały diamentowy pierścionek. – Wychodzisz za mąż? – wypalił. Widział lekkie zakłopotanie na twarzy brunetki. 
-Amm, tak. –odpowiedziała szukając słów aby mu odpowiedzieć.
-Kiedy? – dopytywał się zaciekawiony.
-W grudniu, tego roku. 
        Jest tu, na wyciągnięcie ręki, po tylu latach. Ale on nic nie może zrobić. Jest bezsilny. Wychodzi za mąż. Nagle runął cały świat, mimo że to uczucie tak długo było zagłuszane innymi.
-To za trzy miesiące. Szybko... Moje gratulacje.- odpowiedział gdy jego serce mocno przyśpieszyło. 
-Wojtek…
-Tutaj jesteś kochanie.-powiedział mężczyzna całując Rozalię i stając tuż obok niej. –Szukałem cię po całej galerii. 
-Chciałam dokupić jeszcze kilka drobiazgów. – wytłumaczyła się.
-My się chyba nie znamy.- oznajmił. – Jestem Mateusz Drawski, narzeczony Rozalii – mężczyzna podał Szczęsnemu dłoń.
-Wojciech Szczęsny, piłkarz. –uścisnął jego dłoń uśmiechając się zgryźliwie.
-Miło było cię poznać. Podobno przenosisz się z Londynu. Madryt to naprawdę piękne miasto, prawda kochanie? 
-Hiszpania to piękny kraj, więc Madryt też musi być. Aczkolwiek wolę Barcelonę.
-Być może. Niestety muszę już uciekać, mam nadzieje że się zobaczymy jeszcze. – Szczęsny pożegnał się. 
-Koniecznie. – odpowiedział natychmiastowo Drawski. –Taki trochę nieśmiały się wydawał. – stwierdził kiedy bramkarza nie było już w pobliżu.
-Wydawało ci się. Mówię ci…

Przygotowania do ślubu szły pełną parą. Wszystko wyglądało prześlicznie. Na stołach błękitne serwetki, białe obrusy i balony przypięte na ścianach. Wszyscy starali się aby ten dzień był wyjątkowy dla przyszłych małżonków. Rozalia z Sabiną pilnowały aby Maja wyglądała jak księżniczka, natomiast panowie zajęli się pomaganiem Aaronowi.
-Nie ma go! – krzyczał Jack.
-Jak to nie ma?- zapytała Sabina nie dowierzając.
-No nie ma! Zniknął. 
-Jak mógł zniknąć dwie godziny przed ślubem?! – krzyczała Sabina na Szczęsnego i Wilshere gestykulując przy tym. 
-Sabinko, pomożesz nam go znaleźć? 
-Ja? – zapytała zdziwiona. –Ja miałam zając się panną młodą, a wy panem młodym. Czy to tak wiele, przypilnować  tylko czy się ubrał w garnitur i wygląda schludnie? Czy to tak wiele?! Musieliście go spuścić z oka?! 
-Uspokój się! Musisz nam pomóc.- powiedział Wojtek przeczesując włosy. 
-Nie, to wy macie go znaleźć. Macie dwie godziny, inaczej to wy mówicie Majce że Aaron gdzieś wyparował. – wymamrotała krzyżując ręce.
-To ja już wole sznura szukać. – skomentował Jack, rozwiązując krawat na swojej szyi i rzucając go na mały stolik z kwiatami. 
-Znajdziemy go, nie mógł daleko pójść. Za chwile Aaron przyjdzie i nikt się nie dowie że uciekł. – powiedział pewny siebie. 
-Co takiego?! –zapytała Rozalia stając za Szczęsnym który w sekundzie stracił pewność siebie. –Aaron uciekł z własnego ślubu?
-To nie tak… - zaczął.
Gdy odwrócił się jego oczom ukazała się drobna brunetka, w krwisto czerwonej sukience. Miała rozpuszczone włosy, z naturalnymi lokami. Suknia idealnie pasowała do jej figury, podkreślając jej kształty. Sięgała do samej ziemi przykrywając zatem wysokie szpilki. 
Wojtek oniemiał z zachwytu. Jeszcze nigdy nie widział ją w takim wydaniu. Wyglądała jak księżniczka o której marzy większość mężczyzn. Zgrabna, piękna… dla niego była idealna i niedostępna.
-Majka się załamie! –wyrwała go z rozmyśleń Rozalia.
-Spokojnie, nie panikuj. – powiedział łagodnie zbliżając się do niej.
-Masz go poszukać. Ja dopilnuje żeby Majka się o niczym nie dowiedziała. A jak go nie znajdziecie, to wybierzcie sobie miejsce gdzie chcecie być pochowani. 
-Majka nas zabije! – dramatyzował Jack.
-Nie Majka, tylko ja. 
Po godzinie Aaron odnalazł się. Siedział samotnie, na trybunach Stadionu Narodowego. Był już w garniturze. Miał zamknięte oczy i wyglądał jakby spał. Jack czym prędzej podbiegł do niego kilkakrotnie nim potrząsając zmuszając go do otworzenia oczu.
-Czy ty oszalałeś?! – wykrzyczał mu to prosto w twarz.
-Dlaczego?
-Dlaczego?! Ty się pytasz dlaczego?! Jak ty byś się czuł gdyby cię kobieta przed ołtarzem zostawiła?! – darł się Szczęsny. 
-Ale ja nikogo nie zostawiłem! Chciałem tylko pomyśleć. – odparł spokojnie. 
-Nie mogłeś myśleć wcześniej?! Człowieku chcesz zepsuć najpiękniejszy dzień swojego życia, swojego i Majki?- zapytał Wilshere siadając obok niego  i łapiąc oddech.
-Zwariowałeś? Ja chyba na nią nie zasługuje. – powiedział smętnie.
-Dlaczego?
-Ona jest piękna, mądra i zawsze wie co mi jest. A ja? Zwykły piłkarzyna który nic nie osiągnął. 
-Za chwile ci wleje. – wycedził Szczęsny nie mogąc słuchać już dłużej przyjaciela.
-Powiedzcie  mi, czy ja powinienem się żenić?
-Kochasz ją?- zapytał Szczęsny.
-Oddał bym za nią życie.
-Jesteś z nią szczęśliwy?- kontynuował.
-Nawet piłka nożna i mecze nie uszczęśliwiają mnie tak jak ona.
-Chciałbyś już zawsze budzić się obok niej i założyć z nią rodzine?
-Tylko o tym marze. – powiedział jak amen w pacierzu Aaron.
-To przestań się mazać, zawiązuj ten krawat i bierz ten ślub bo drugiej takiej nie ma!
Ramsey natychmiastowo wstał z trybun i wybiegł ze stadion. Biegł całą drogę do kościoła, gdyż stwierdził że taksówką będzie dłużej. Dopiero gdy zobaczył bramy kościoła zwolnił. Chciał uspokoić oddech, by nie było widać że biegł przez pół Warszawy…


***

Wesele trwało w najlepsze. Było już po północy. Większość była już lekko wstawiona i bawiła się w najlepsze. Jack podpierał ściany nie mogąc utrzymać się już na nogach. Któż by pomyślał że ‘król’ imprez odleci jako jeden z pierwszych. Aaron siedział przy swoim stoliku z zaciekawieniem słuchając opowieści wujka Leona o tym jak powinno łowić się ryby, bowiem to on należał do klubu wędkarzy. Do tego samego klubu próbował wkręcić się Aaron ku niezadowoleniu Mai. Dziewczyna siedziała oburzona na krześle czekając aż panowie skończą interesującą rozmowę która ciągnęła się już ponad kwadrans. 
Łukasz próbował znaleźć swoją marynarkę, którą pożyczył jakiemuś mężczyźnie. Po bezowocnych poszukiwaniach poddał się prosząc żonę o powrót do domu. Gdy tylko Ania zgodziła się na twarzy Fabiańskiego pojawił się szeroki uśmiech. Często wyjeżdżał na mecze, mimo że był do tego przyzwyczajony to bardzo tęsknił za swoją córeczką – Olą. Mała miała dopiero dwa latka, ale pomimo tego Fabiański rozpieszczał ją. 
Na przyjęciu był również i Szczęsny, który przez cały wieczór był poirytowany. Siedział przy stoliku, co chwila popijając swojego drinka. Nie miał ochoty na taniec,  ani na rozmowę z kimkolwiek. Sandra próbowała wyciągnąć go do tańca, ale ten stanowczo odmawiał, dając jej do zrozumienia że nie ma ochoty na zabawę. 
-Odbijamy!- powiedział Szczęsny, gdy muzyka zwolniła, a światła przyciemniały. 
Wyrwał Rozalię z objęć narzeczonego zmuszając  go do odsunięcia się od nich. Przybliżył ją do siebie przytrzymując w pasie, tak że czuła jego oddech, każdy ruch klatki piersiowej. Ale tym razem nie oplotła swoich dłoni wokół jego szyi, tak jak to zawsze robiła. Nie dziwił się, w końcu nie widzieli się kilka ładnych lat. Dzieliły ich milimetry. Rozalia oparła swoją głowę na jego torsie i wyczuła że jego serce przyśpieszyło. 
Wydawało się że muzyka coraz bardziej zwalnia. Nie przeszkadzało im to, poruszali się zgodnie z rytmem muzyki. Wojtek miał wrażenie że wszystko wokół zniknęło gdzieś daleko, że są tylko oni. 
-Rozalia. – powiedział Wojtek szeptem. 
-Tak? –odpowiedziała patrząc mu w oczy.
-Wiesz, dużo myślałem od naszego ostatniego spotkania. I muszę ci coś powiedzieć. Byłem głupi, że wtedy pozwoliłem ci odejść. Powiedziałem Sandrze że nadal coś do ciebie czuję…
-Wojtek, przestań. Mimo że powiedziałeś tak Sandrze, to i tak miedzy nami niczego to nie zmienia. –odpowiedziała stanowczo. 
-Ale Rozalia, ja myślałem
-To źle myślałeś.- odpowiedziała chłodno odsuwając się od niego. 
-Wybacz mi, ale ja wciąż cię kocham i nie potrafię przestać. 
-Zostaw mnie!
Powiedział i w przypływie emocji pocałował ją. Dopiero po chwili dotarło do niego co zrobił. Na szczęście nikt nie zauważył kilku sekundowego pocałunku. Rozalia odsunęła się od niego jak oparzona robiąc duże oczy. Miała mętlik w głowie. Jak on ją mógł pocałować, przecież nie dała mu żadnych nadziei. Doskonale wiedział że ma narzeczonego i że wychodzi za mąż. Nie wiedziała co zrobić. Nie było już uśmiechu, jedynie zmieszanie i duże zakłopotanie na jej twarzy. 
Natychmiast odwróciła się na pięcie i przechodziła między tańczącymi parami. Szła nie wiedząc do końca gdzie chce dojść. Szczęsny podążał za nią. Miał skrytą nadzieje że wróci do  niego, ale nie spodziewał się że tak zareaguje. 
-Przepraszam.- powiedziała prawie niesłyszalnie, rzucając się w ramiona Mateusza. Po policzku spłynęła jej jedna łza.
Drawski mocno ją przytulił i z gniewem patrzył na Szczęsnego, który stał w tłumie szczęśliwych ludzi. Nie czekając długo, wziął ją za rękę wychodząc z sali. Kilka chwil później zniknęli oboje za drzwiami…


Kilka dni później

-Pamiętasz że dziś jest kolacja z moimi rodzicami? – zapytał Drawski podnosząc wzrok z laptopa.
-Pamiętam, o piętnastej mamy jeszcze spotkanie z organizatorką naszego ślubu. 
-Cieszę się że jednak pobieramy się w Hiszpanii. 
-Ja też, przynajmniej nie będzie tak zimno. – powiedziała nie odrywając wzroku od papierów. 
-Mam szansę na awans. Jeśli mi się uda zostanę prezesem firmy w której pracuje. – powiedział podekscytowany upijając łyk wody.
-Cudownie.
-Tylko że będziemy musieli się przenieść początkiem lutego do Bostonu. To dla mnie bardzo duża szansa, całe lata na to czekałem. Będziesz musiała prawdopodobnie zrezygnować z pracy.
-Oczywiście. –skomentowała.
-Czy ty mnie w ogóle słuchasz? – zapytała poirytowany. 
-Tak, nie, przepraszam. Ale mam dziś ciężki dzień. Wszystko na mojej głowie. Co mówiłeś, teraz będę słuchać. – uśmiechnęła się przepraszająco.
-Mówiłem, że mam szansę na stanowisko prezesa. –powtórzył.
-To wspaniale, mam nadzieje że ci się uda. – powiedziała podchodząc do Mateusza i składając na jego ustach pocałunek. 
-W Bostonie.
-Jak ty to sobie wyobrażasz? Będziemy musieli się przenieść? Ale ja tutaj mam pracę, znajomych.
-Coś wymyślimy. Jeśli nie wymyślimy czegoś, to odmówię. 
-Nie! Zasługujesz na ten awans. 
-Rozalia, co cię łączyło z Wojciechem Szczęsnym? 
-Słucham? Skąd to pytanie?
-Rozmawiałem z nim na tym weselu. Mówił że byliście parą.
-Bo byliśmy przez kilka miesięcy, ale nie wyszło. 
-Żałujesz?
-Do czego zmierzasz? 
-Gdy rozmawiałem z nim mówił twoje imię z bólem i tak jakby nadal cię kochał.
-Miłością?! – powiedziała kpiąco. – Przecież on mnie nie kocha.
-A jeśli się myślisz?
-Nie rozumiem.
-A co gdyby Wojtek kochał cię jak nikogo na świecie? Co byś zrobiła?
-Nie może mnie kochać, żeni się z inną. 
-Czyli ty też go nie kochasz, skoro chcesz mnie poślubić?
-O co ci chodzi? Jedna rozmowa  o niczym nie świadczy. Skoro przyjęłam oświadczyny to wydaje mi się że z miłości. Nie sądzisz? – powiedziała oburzona. –Przepraszam, ale śpieszę się do pracy. Nie zapomnij o spotkaniu z organizatorką. – powiedziała całując go w czoło. 
Zabrała swoje rzeczy i wyszła trzaskając drzwiami…


+++
Nareszcie zabrałam się za ten rozdział. Nie miałam pojęcia jak go napisać, choć zarys siedział w głowie juz od pewnego czasu. xd
Przepraszam, ale ja już chce wakacje... Tak jestem też leniwa bo miałam dodać już dawno.
A więc postaram się koncem przyszłego tygodnia napisać epilog gdyż jest to przed ostatni rozdział. :) 
Buziaki. 
PS. Co się stanie w następnym? Ktoś się domyśla? :D Happy End or not? :D
Piszcie co wam się podobało a co nie ;p
Zapraszam na IOW gdyż dodałam post wstępny ;) 

niedziela, 4 maja 2014

Rozdział 32

You caused my heart to bleed and
You still owe me a reason
Cause I can't figure out why...
You caused my heart to bleed and
You still owe me a reason
Cause I can't figure out why.../
Ben Cocks - So Cold
           
Być może poniosły go nerwy, być może niepotrzebnie wpadł w furię, być może niepotrzebnie wypił za dużo alkoholu. Być może to przyczyniło się do takiego obrotu sprawy… Być może… Nic pewnego.
Z samego rana do mieszkania wróciła Rozalia. Gdy emocje opadły chciała na spokojnie porozmawiać z bramkarzem, jednak nigdy nie spodziewała by się czegoś takiego. Zszokowana przyłożyła dłoń do ust nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Przez jej umysł przepływało tysiące myśli a oczy momentalnie zaszkliły się. Zrobiła krok w tył, serce przyśpieszyło jakby miało wypaść  z klatki piersiowej a z oczu nadal spływały łzy. Nie czekając długo poszła na górę wrzucając po kolejni swoje rzeczy do torby. Nie zastanawiała się co będzie jej potrzebne, po prostu chciała wziąć wszystko naraz aby nie wracać. Spakowała większość ciuchów, butów i kosmetyków. Gdy zasunęła torbę, usiadła ma łóżku ocierając łzy z policzka i próbując się uspokoić. Na końcu schowała swoje książki i laptopa do torby podręcznej którą przerzuciła przez ramię i zeszła na dół. Jeszcze raz spojrzała do salonu, by upewnić się że dobrze postępuje. Czuła jak pewna część jej duszy umiera. Nigdy nie czuła się tak źle. Przed samym wyjściem stanęła naprzeciwko dużego lustra, które mieściło się w korytarzu. Wyciągnęła swoją czerwoną szminkę pisząc na lustrze dwa słowa, które potrafiła by mu teraz powiedzieć. Zacisnęła usta powstrzymując kolejną falę łez i wyszła zamykając drzwi…

Przebudził się gdy usłyszał huk zamykających się drzwi i silnik samochodu. Miał potwornego kaca i prawie nic nie pamiętał. Bolały go plecy od spania na kanapie i głowa. Przeklął sam siebie w myślach, za wszystkie litry alkoholu który wczoraj wypił. Gdy chciał wstać, zauważył że obok, przytulona do jego klatki piersiowej śpi Sandra. Rozszerzył szeroko oczy ze zdziwienia i wstał nie budząc jej. Zakręciło my się w głowie i na chwile stracił równowagę. Przez moment miał przed oczami urywek wczorajszej nocy. Moment w którym został sam z kieliszkiem wódki. Cholernie bolała go głowa, a nogi odmawiały posłuszeństwa. Przy próbie wyjścia po schodach po raz kolejny zakręciło się mu w głowie. Zmuszony był usiąść na jednym ze schodków. Chciał pozbierać myśli ale nie mógł się skupił, a co gorsza ze wczorajszej nocy nie pamiętał prawie niczego. Ukrył twarz w dłoniach, próbując przypomnieć sobie cokolwiek. Nadal był bez koszulki, a to nie wróżyło nic dobrego. Chciał wziąć zimny prysznic, by choć na chwilę ból głowy się zmniejszył. Poszedł do sypialni, po czyste ubrania i telefon by sprawdzić czy nie ma żadnych wiadomości. Pootwierane szuflady i kilka rzuconych na podłogę rzeczy było dla niego szokiem. Nie było rzeczy Raniewskiej. Kosmetyków, ciuchów, a nawet książek. Nic, totalna pustka.
Nie zwlekając długo, przebrał się i zszedł, a raczej zbiegł na dół szukając kluczyków.  Sandra nie spała, siedziała na kanapie czytając kolejne czasopismo.
-Czy między nami do czegoś wczoraj doszło? – zaczął zdezorientowany.
-Mówisz o wczorajszej nocy?
Wojtek pokiwał twierdząco głową a Sandra teatralnie zamknęła magazyn, który wylądował na stoliku i odgarnęła swoją grzywkę.
-Nieźle się upiłeś – stwierdziła kpiąco. – Niestety nie pamiętam za wiele, owszem pocałowałeś mnie, ale chyba nie było nic poza tym.
Wojtek ruszył do drzwi, pchnął je oby otworzyć zauważając napis na lustrze. To był szok. Nogi miał jak z waty i gdyby nie szafka leżał by na podłodze. Czytał kilkakrotnie. Nie dowierzał własnym oczom, a do tej pory kłopotów ze wzrokiem nie miał. „To koniec! R.” Te słowa wystarczyły by zrozumieć że Rozalia widziała ich śpiących razem w jednym łóżku. Wybiegł z domu, a wsiadając do samochodu próbował się do niej dodzwonić. Nie miał ochoty z nikim rozmawiać, po prostu chciał ją znaleźć i wyjaśnić to.
           
-Łukasz, wiem że ona jest u ciebie. –kłócił się Wojtek próbując wyminąć kolegę.
-Nie ma jej, ale tobie chętnie dałbym w mordę– warknął.
-Nie zdradziłem jej!- upierał się. –Wiem, że tutaj jest. Powiedz jej że chce z nią porozmawiać! –żądał zły.
-Wynoś się stąd! Nie chce cię widzieć.
            Złapał ze koszulkę Łukasza, nie panował nad sobą. Wiedział, że Fabiański jest na niego wściekły i nie zawaha się uderzyć go. Ale siniaki i rany nie miały znaczenia.
-Zostaw go, nic ci nie zrobił. – powiedziała spokojnie Rozalia do blondyna.
Wzrok obu mężczyzn momentalnie skierował się na drobną postać stojąco w półmroku korytarza.
-Musimy porozmawiać. – powiedział stanowczo.
            Wyglądała inaczej. Inaczej niż zazwyczaj, w jej oczach nie było już radości i chęci życia. Rzadko widywał ją w dresach, może to też dlatego.
-Też mi się tak wydaje.
-Wiesz, że cię kocham. – zaczął gdy byli w tymczasowym pokoju dziewczyny.
-Nie kłam. –odparła nie patrzą na niego.
-Jesteś dla mnie wszystkim, jak mógłbym cię okłamywać?!
-Przestań z tym! – krzyknęła patrząc na niego. – To tak okazujesz miłość? Zdradzając osobę na której ci zależy?!
-Nie zdradziłem cię, po prostu nie chcesz mnie wysłuchać.
            Złapał ją za rękę, ale wyswobodziła się z jego uścisku. Gdy spadł jej z głowy kaptur było widać wyraźnie że ma do niego żal. Serce mu pękało ale nie potrafił tego zmienić.
-Nie dotykaj mnie. Nie chce mi się słuchać twoich wyjaśnień, tej sterty kłamstw.
-Kocham cię
-A co robiłeś gdy ja cię kochałam?! – krzyczała w złości. –Mówisz że nic cię z nią nie łączy, ale jednak się z nią przespałeś!
-Mam dość. – odparł patrząc jej w oczy, widząc gniew.
-Najlepiej tak powiedzieć.
-Posłuchaj, między mną o Sandrą do niczego nie doszło – zaczął przeczesując ze zdenerwowania włosy.
-Nawet tego nie pamiętasz! Jak możesz przekonywać mnie że mnie nie zdradziłeś, jeśli nic nie pamiętasz?!
-Ja…
            Nie dokończył. W jego kieszeni rozdzwonił się telefon. Wyciągnął go, miał zamiar odrzucić, ale coś go powstrzymało. Odebrał. Żałował że odebrał. Wiedział, że teraz trudniej będzie mu pogodzić się z polką.
-Widzę, że jesteś zatrudniony u niej na cały etat. – powiedziała zgryźliwie Rozalia, kiedy Wojtek zakończył rozmowę.
-Sandra mnie potrzebuje, muszę jechać. Wrócimy do tego. –wytłumaczył otwierając drzwi.
            Złapała go za nadgarstek, chciała zatrzymać. W jej oczach była determinacja i nadzieja, której Szczęsny nie dostrzegał.  
-Wojtek, jeśli jeszcze raz pojedziesz do Sandry, to nie masz tu po co wracać. – powiedziała.
Nie odpowiedział, po prostu wyszedł bez żadnego słowa, nadziei na lepsze jutro…
Jak się czuła? Była załamana. Nie pomogła obecność Łukasza, czy nawet Majki. Potrzebowała spokoju, chciała pomyśleć. Ale za każdym razem gdy myślała o Wojtku nie potrafiła powstrzymać łez. Wiedziała, że Sandra teraz się cieszy jak nigdy. Ma Wojtka tylko dla siebie. Wygrywała pojedyncze bitwy, wygrała też i wojnę o Szczęsnego. Może być z siebie dumna. Natomiast Rozalia od kilku dni siedziała samotnie w pokoju. Nie piła  i nie jadła, płakała i wylewała hektolitry łez. Miała popuchnięte oczy i brak chęci na co kol wiek.
 Na początku, jej telefon dzwonił co kilka chwil. Dzwonił dopóki nie wylądował na podłodze cały rozbity. W napadzie złości Rozalia rzuciła nim o ścianę, rozbijając  go. Już nie słyszała tysięcy nieodebranych połączeń i setek wiadomości na sekretarce które brzmiały identycznie. Raz odebrała, odłożyła słuchawkę po kilku sekundach. Lecz kiedy trzeba zamilknąć na parę godzin, dni wszystko pochłania mrok, a popełnione przez nas błędy i ludzka tęsknota zaczyna świecić niewyobrażalnym blaskiem, który toruje nam drogę do przeszłości. Do przeszłości, o której cały czas chcemy zapomnieć. Z dnia na dzień coraz mocniej.
Ostatnia wiadomość na poczcie, którą wysłuchała najbardziej raniła. „Rozalia, wróć, pusto tutaj bez ciebie. Bardzo tęsknie…”. Głos Wojtka był przesiąknięty bólem i goryczą. On sam mówiąc te słowa był w totalnej rozsypce. Siedział wtedy na Tower Bridge patrząc na wschodzące słońce. Trząsł się z zimna ale kontynuował swój monolog. Miedzy czasie poprawił kaptur który chronił go przed zimnem. Nie mógł spać w nocy, dlatego chodził londyńskimi ulicami bez celu. Po prostu chciał aby noc przeminęła i nastał nowy dzień. Nadal miał nadzieje że się wszystko ułoży. Ale tamten dzień, był początkiem końca tej nadziei. Nie odpisywała, nie odbierała telefonów. Ta wiadomość była ostatnią jaką zostawił na jej poczcie. Dzwonił jeszcze kilkakrotnie, aby usłyszeć jej głos na automatycznej sekretarce. Kiedy nie odbiera od ciebie telefonów sąsiad, czy znajomy nie przejmujesz się tym bardzo. Lecz, kiedy osoba, którą kochasz, milczy, jest to najsilniejszy rodzaj bólu jaki ktokolwiek może ci zadać. O tej sile świadczy chociażby fakt, że nie masz możliwości obrony musisz po prostu czuć i pomału w tym bólu umierać. Samotnie, bez niczyjej pomocy. Musisz przeboleć, wylizać rany, które są głębokie i ciężko się goją.
To dziwne uczucie gdy odchodzi ktoś , kto przez długi czas był  wszystkim w twoim życiu . Ale takie są rozstania. Rozłąki zazwyczaj są bolesne. Zawsze kiedy dwoje ludzi jest ze sobą, świat wydaje się piękniejszy, ale kiedy między nimi coś się psuje, czar pryska. Przy rozstaniu zawsze ktoś cierpi. To tak jakby złączyć solniczkę i pieprzniczkę. Razem tworzą jedność, ale gdy spróbujemy je rozłączyć, któraś ucierpi. Nie wiadomo która. Być może ślad rozłąki nie będzie bardzo widoczny, ale istnieje prawdopodobieństwo, że już nigdy nie będzie taka jak dawniej. 

-Znajdź sobie kogoś w końcu! – powiedziała Majka.
-Żeby to było takie łatwe. – odparła Rozalia spoglądając na przyjaciółkę, która męczyła się z ubieraniem swojego płaszcza.
-A nie jest? – zapytała blondynka, jak gdyby odpowiedź była oczywista. – Od trzech miesięcy nie widzę w twoich oczach tej iskierki.
-No i?
-Przecież widać że jesteś smutna, mimo że się śmiejesz. – stwierdziła wychodząc razem z Raniewską z kawiarni.
-Nic na to nie poradzę, nie umiem się w nikim zakochać.
-Umiesz, tylko nie chcesz.
-Tak, masz rację, nie chcę, już nie.
-Możesz mieć każdego, nie potrzebujesz przecież księcia z bajki na białym koniu.
-Racja, nie potrzebuje, ale chciałabym go kiedyś spotkać i powiedzieć mu że jest frajerem. – odparła podążając chodnikiem.
-Gdzie idziesz? – krzyknęła za nią Maja, która ledwo nadążała.
-Nie wiem, przed siebie. – burknęła przez ramie nie zatrzymując się.

-Powaliło cię?! – wycedził Łukasz nie mogąc uwierzyć w to co widzi.
-Coś ty najlepszego zrobiła?! – skomentowała Majka, która aż wstała z fotela.
-Nie podoba wam się? – zapytała Rozalia z szerokim uśmiechem na twarzy.
-Bardziej podobałaś mi się w długich włosach, teraz wyglądasz jak pieczarka. – skomentował Aaron, który na chwilę oderwał wzrok od transmisji meczu lecącego w telewizji.
-Dzięki, prawdziwi przyjaciele po prostu .- odparła Rozalia siadając na brzegu kanapy.
-Miałaś iść przed siebie, a nie do fryzjera! –lamentowała Kamińska.
-Nie narzekajcie tyle. Nie obcięłam waszych włosów. Uznałam że ścięcie ich, może być dobrym początkiem nowego życia.
-A co ze studniami? Postanowiłaś już coś? Zostajesz w Londynie? – dopytywał się Łukasz, który pomimo rozmowy z przyjaciółką próbował śledzić rozgrywki Realu.
-Od przyszłego semestru przenoszę się do Barcelony. Nie chcę zostawać w Londynie. Za dużo wspomnień. Zamieszkam początkowo z ojcem, a później się okaże. Wreszcie nie będę zajmować ci pokoju. – powiedziała posyłając mu serdeczny uśmiech.
-Hurrrrrrrraaaaa!!! – wykrzyczał Aaron wstając z kanapy i rozsypując całą miskę orzechowych chrupek na futrzasty, biały dywan. – *Naprzód Madrycie! Naprzód Madrycie! By zwyciężać w pięknej walce, w obronie swoich barw. Naprzód Madrycie! Naprzód Madrycie! Naprzód Madrycie!- krzyczał na całe gardło uradowany Ramsey.
-Dlaczego Barcelona? Do tych cieniasów? Przeprowadź się do królewskiego Madrytu. – przekonywał Aaron kiedy emocje opadły.
-Barcelona to nie cieniasy! – zbulwersował się Fabiański. – Oni kochają piłkę, a nie jak ten twój Cristiano swój żel i lakier do włosów. – odparł kpiąco.
-Doprawdy? Ale jednak wygrali, a ty wisisz mi skrzynkę browaru. –odpowiedział dumny Aaron.
-Goń się.
-To kiedy wyjeżdżasz z Londynu? – rozmowę mężczyzn przerwała Maja.
-W piątek mam samolot.
-To tylko dwa dni!
-Wiem, ale będziemy się odwiedzać i codziennie dzwonić. Obiecuje. – powiedziała  tuląc przyjaciółkę.
-Mam nadzieje że w Hiszpanii będziesz szczęśliwa i poznasz mężczyznę który już zawsze przy tobie.
-Tak, ja też mam taką nadzieje…


*hymn Realu Madryt. 

+++
CZYTASZ-KOMENTUJESZ-MOTYWUJESZ. 

1 ROZDZIAŁ I EPILOG. ;d
ktoś widział pożegnanie Lewego. :C Płakałam :CCCC
komentować czy wam się podoba ;D
jest godzina 00:43, dodaje rozdział i muszę wstać o 4:50. Umieram! Dlaczego Kraków jest tak daleko ?! :C
ps. zapraszam na IOW
 DZIĘKUJE I DOBRANOC.  

czwartek, 17 kwietnia 2014

Rozdział 31

Kiedy wszystko jest złe Ty sprawiasz,  że staje się dobre.

Wojtek po kilku dniach wolnego musiał wrócić na treningi. Przed nim było kilka ważnych meczy, a między czasie jeszcze zgrupowanie reprezentacji. Od jakiegoś czasu z jego twarzy nie znikał uśmiech. Był szczęśliwy, bo w jego życiu wszystko po woli zaczęło się układać. Z Rozalią rozumiał się bez słów, jego forma była na tyle dobra że spokojnie mógł spać, nie martwiąc się o miejsce w wyjściowej jedenastce, a co najważniejsze gdy wracał do domu Sandra z Rozalią zachowywały się tak, jak gdyby były przyjaciółkami.
-Jak tam Rozalia znosi towarzystwo Sandry? – zapytał Theo, tuż po skończonym treningu.
-Bardzo dobrze, spodziewałem się że nie przypadną sobie do gustu i będą cały  czas się kłócić, ale jest zupełnie normalnie. – odpowiedział Szczęsny przeczesując swoją czuprynę i zakładając torbę treningową na ramię.
-Czyli Rozalia nie ma nic przeciwko że macie lokatora na gapę?
-To nie jest lokator na gapę! – oburzył się. – Sandra potrzebowała mojej pomocy, a Rozalia musi to zaakceptować.
-No nie wydaje mi się żeby to się jej podobało.
-Rozmawiałem z nią już o tym, nie ma nic przeciwko. Na początku była zła, ale wszystko sobie wyjaśniliśmy. Sandra zostanie z nami do ściągnięcia gipsu i jeśli będzie taka potrzeba to na okres rehabilitacji również.
-Wiesz że rehabilitacja, może  potrwać bardzo długo? – zapytał retorycznie. – Znam Rozalie, nie sądzę że wytrzyma z nią dłużej niż do końca miesiąca. Zupełnie się różnią i obu na tobie zależy.
-Nie pleć bzdur. Ja znam ją lepiej, jest moją dziewczyną. Gdyby coś było nie tak, powiedziała by mi o tym. – odparł natychmiastowo. – A po za tym ja i Sandra to przeszłość. Między nami już nic nie ma, teraz liczy się tylko Rozalia.
-Jak tam uważasz, ale ja i tak mam przeczucie że Sandrze nadal jesteś bliski.
-Oczywiście że jestem, przecież byliśmy ze sobą kilka dobrych lat. Teraz  jestem zajęty i szczęśliwy. – uśmiechnął się do niego szeroko wrzucając torbę na tylnie siedzenie swojego samochodu.
-Mam złe przeczucia. – powiedział zachowując powagę Walcott.
-To przez to że nigdy nie lubiłeś Sandry, nawet nie próbowałeś.
-Próbowałem! – zaprzeczył natychmiastowo. – Ale jej się nie da lubić, jest zaślepiona manią posiadania pieniędzy i to jest chyba jedno z największych jej wad, a poza tym nie będę szanował kogoś, kto mnie obraża. –oburzył się.
-Nie przesadzasz troszeczkę? To że nie przepadacie za sobą, nie oznacza że musisz ją oczerniać.
-Ja nikogo nie oczerniam, to jest po prostu faktem. Ale nie chcę się kłócić, przez nią.
-Racja, może wpadniesz do nas wieczorem?
-Postaram się. – odparł Theo z uśmiechem opuszczając w pośpiechu teren stadionu.
Czasami sam nie wierzył, że Bóg obdarzył go takim szczęściem. Mimo problemów jakie kiedyś miewał teraz zostało to co najlepsze. Jego przyjaciele mieli już narzeczone, a niektórzy z nich mieli już żony. Ba, nawet niektórzy mieli swoje własne dzieci, które były ich całym światem. Wojtkowi też marzył się ciepły dom, z żoną i gromadką dzieci. Marzyła mu się żona, którą była by Rozalia i stado dzieci z jej urodą. Goniące i śmiejące się po całym domu. Córeczka z uśmiechem jego ukochanej i oczach ciemnych jak bezdenna otchłań, w którą każdy mógłby się godzinami wpatrywać. I syn. Syn, który odziedziczył by talent piłkarski i poszedł by w ślady ojca. Syn i córka. To było by spełnieniem jego najskrytszych marzeń. Nie, wróć. Syn, córka, żona i pies na którego nie pozwalali mu jego rodzice, tłumacząc że Janek ma straszliwą alergie na sierść tegoż futrzaka.  
Rozmyślał o swojej przyszłości wracając do domu. Ale zdał sobie sprawę że mimo iż ma już dwadzieścia cztery lata, to jeszcze nie czas na małżeństwo. Rozalia jest dopiero na drugim roku studiów i małżeństwo było by za pewne dużym wyzwaniem. Codzienne obiadki dla męża, uczelnia i nie daj Boże dzieci. Mimo że Szczęsny pragnął ich nad życie, to jeszcze nie był gotowy na macierzyństwo i nocne płacze. Ale kto wie, co przyniesie ze sobą czas…

Wyszła z uczelni najszybciej jak się dało. Była zła, nie to za mało powiedziane. Była wściekła jak nigdy, a do tego pogoda wpędzała ją w smutek. Szła przed siebie, nie zastanawiając się do kąt chce dojść. Musiała wyładować swoje emocje, dać upust złości. Mijała ludzi, którzy patrzyli na nią jak na nienormalną. No cóż, widzieć młodą dziewczynę, w  Londynie, w środku deszczowego listopada w cienkiej bluzie z Myszką Miki i trampkach nie jest częstym widokiem.
Rano zaspała, dlatego nie myślała o swoim ubiorze, założyła trampki bo i tak Wojtek ją odwiózł. Kurtka gdzieś się zapodziała, nie pamiętała tylko, w której sali ją zostawiła. Może było to na wykładach u profesora Smith’a a może na parapecie gdy rozmawiała z Toby’m? To teraz nie było ważne, ważne było że zawaliła egzamin. Zawaliła egzamin, jeden  z najważniejszych. Przez ostatnie dni nie mogła się na niczym skupić. Wojtek na treningach od rana do wieczora a ona rano na wykłady a później towarzystwo byłej dziewczyny Szczęsnego. Wieczorami kiedy były same, a Raniewska próbowała się choć trochę skupić na nauce, Sandra miała największe zachcianki. „Zrób herbatę, przynieś mi poduszkę, bo noga mi drętwieje, podkręć ogrzewanie, bo jest mi zimno” i setki innych życzeń. Rozalia nie miała ani chwili dala siebie, ba nawet nie mogła skupić się na nauce, bo cały czas ją rozpraszało. Jedynie gdy wracał Wojtek mogła w spokoju przygotowywać się do egzaminu. Był to zazwyczaj późny wieczór, gdzie odczuwała już zmęczenie, a przeczytane informacje uciekały tak samo szybko jak zostały przyswojone.
Zapukała do drzwi, by już po kilku sekundach przekroczyć próg mieszkania.
-Gdzie masz kurtkę?! Jest listopad! Dziewczyno, czy ty chcesz być chora? – mówił, a raczej prawił kazania Rozalii Aaron widząc jak dziewczyna trzęsie się z zimna.
-Zgubiłam. – odparła wymigująco odgarniając włosy z twarzy.
-Akurat. – powiedziała Maja widząc przyjaciółkę. – Aaron, idź do Theo i zobacz czy nie zostawiłeś tam przypadkowo telefonu.- rozkazała widząc minę brunetki.
-Ale ja mam telefon w kieszeni. – odparł wkładając rękę do kieszonki.
            Maja natychmiastowo spiorunowała go wzrokiem, dając mu do zrozumienia że za chwilę odbędzie się babska rozmowa.
-Już kąsam aluzje, wrócę gdy Theo mnie wywali z domu. – odparł pośpiesznie zakładając kurtkę i parę chwil później znikł za drzwiami mieszkania.
-Co się stało kochana? – zapytała ciepło Maja podając przyjaciółce kubek gorącej herbaty.
-Nie zdałam egzaminu. – powiedziała przybita wpatrując się w naczynie z naparem herbaty.

-Jak to? – zapytała zszokowana Maja zajmując miejsce obok Rozalii.
-Po prostu nie mogłam się skupić, miałam jedną, wielką pustkę w głowie.
-Ale tak długo się do niego przygotowywałaś. –zaczęła. – Niemożliwe! Ty i niezdany test? Nie wierze!
-To uwierz. – podniosła głos.- Mi też się zdarza, ostatnio nie mam czasu dla siebie ani na naukę.
-Proszę, nie złość się, przecież wiesz że zawsze się wesprę. To przez Sandrę, tak?
-A jak myślisz? Cały czas czegoś chce. Ona ma jakiś czujnik czy coś, gdy ja tylko otwieram książkę to ta ma jakieś zachcianki i w spokoju nie mogę nawet przeczytać jednego zdania.
-Jakie zachcianki?
-Zrób herbatę, przynieś koc – mówiła, próbując naśladować nową lokatorkę.
-Sama nie może? Sparaliżowana jest?
-Nie, przecież ma nogę w gipsie, ale gdyby chciała to sama świetni by sobie dała radę.
-Czemu Wojtek nic  z tym nie zrobi?
-Jak wraca, to Sandra jest dla mnie jak aniołek. Wszystko potrafi sama zrobić, ale gdy tylko opuszcza mieszkanie zaczyna się piekło.
-Mówiłaś jej już że nie jesteś jej służącą?
-I to nie jeden raz. Ale ona ma to gdzieś, a później skarży się Wojtkowi jaka to ja jestem zła i nie chcę jej pomóc. Naprawdę ja tego już nie wytrzymuję. Chcę żeby się jak najszybciej wyprowadziła.
-Teraz, to wątpię że tak szybko was opuści.
-Tak, ja też. Dobrze że mam ciebie. – powiedziała Rozalia opierając głowę o ramię przyjaciółki.
-Ciekawe co byś beze mnie zrobiła… Ale dobrze mieć taką przyjaciółkę.
- A wiesz, czemu jesteś moją przyjaciółką? Bo mało kto, ma mózg mniejszy od mojego. – wycedziła Rozalia wybuchając gromkim śmiechem.
            Maja spiorunowała ją swoim wzrokiem udając obrażoną. Wstała z kanapy biorąc przy tym puchową poduszkę, którą rzuciła  w przyjaciółkę. Rozalia nie oddała jej, ponieważ w dalszym ciągu nie mogła pohamować napadu śmiechu.

            Jakiś czas później dziewczyna wróciła do mieszkania. Wojtka jeszcze nie było, a z pokoju w którym tymczasowo mieszkała Sandra słychać było odgłosy telewizora.  Weszła cicho na piętro aby dziewczyna jej nie zauważyła. Na marne. Sandra miała słuch lepszy niż nie jeden drapieżnik i nie jeden na tym poległ.
-Co tym razem? – zapytała obojętnie Rozalia kiedy Dźwiszek zawołała ją.
-Możesz zrobić mi herbatę? Chce mi się pić.
-Sama nie możesz? Wczoraj sobie sama robiłaś, umierająca nie jesteś.
-Dlaczego ty taka jesteś? – zapytała teatralnie. – Chcę być twoją przyjaciółką, bądź co bądź Wojtek i ja jesteśmy przyjaciółmi i…
-Daruj sobie. Nie potrzebuje fałszywych przyjaciół, i Wojtek również nie. – odparła.
-Powiem Wojtusiowi że…
-Powiesz Wojtusiowi co?! Że herbatki ci nie zrobiłam? Nie jesteś dzieckiem, a gips i złamana noga to nie wyrok ani choroba. Śmiało możesz zając się sobą sama, małą dziewczynką już nie jesteś.
-Jesteś bezczelna!
-Ja? Popatrz na siebie. Wykorzystujesz Wojtka ile się tylko da. Nie jesteście parą pogódź się z tym, teraz ja z nim jestem. Zapamiętaj sobie. – powiedziała zła i wyszła z pokoju trzaskając drzwiami.
-Zobaczymy…
            Wracał właśnie do domu. Cały dzień myślał nad słowami Theo. Co jeśli miał racje i dziewczyny nie mówią mu wszystkiego? Może wcale się nie lubią? Nie, zauważyłby. Zna je obie, wiedział by.
            Wysiadł z samochodu, wyciągnął klucze i przekręcił je w zamku. Otworzył drzwi i wszedł. To co zobaczył przekroczyło jego wyobraźnię. W kuchni panowała istna rewolucja. Rozsypana mąka, Skurki po bananie, brudne naczynia, rozlana woda mineralna i gotująca się w czajniku woda. Jeszcze nigdy nie widział takiej kuchni u siebie w mieszkaniu. Zgasił wodę i właśnie w tej samej chwili do pomieszczenia weszła Sandra.
-Wojtuś, jak ja się cieszę że przyszedłeś. – ucieszyła się rzucając mu się na szyję.
-Co się tu stało? – zapytał nie do końca będąc pewien czy chce znać odpowiedź.
-Co się stało? Ty się mnie pytasz co się stało?! Siedziałam sobie w pokoju jak wróciła Rozalia, zapytałam ją grzecznie czy mogłaby mi zrobić herbatę ponieważ źle się czułam. Naskoczyła na mnie, nawet nie wiem dlaczego, ja naprawdę nie chciałam jej rozzłościć. – mówiła zdesperowana, a po policzku po woli leciała jej łza. – Wyszła z mojego pokoju strzelając drzwiami i mówiąc że ja udaje. Jak zeszłam na dół to kuchnia była w gorszym stanie, w salonie była roztłuczona waza a na podłodze leżał twój puchar który zdobyłeś w podstawówce. –żaliła się.
-Dobrze, idź odpocząć ja to ogarnę.
-Nie ja posprzątam, to nie kłopot. –upierała się.
-Powiedziałem idź odpocznij, przecież widzę że ledwo chodzisz. – rozkazał oschło rzucając kurtkę na blat stołu.
            Szybko wyszedł na górę, nie zastanawiając się ani chwili wszedł do sypialni zamykając głośno drzwi. Rozalia w tym samym czasie uczyła się a na odgłos zamykających się drzwi gwałtownie podskoczyła odrywając wzrok od książek.
-Wróciłeś, cieszę się bo chciałam…- zaczęła spokojnie, ale na twarzy Szczęsnego malował się gniew.
-Dlaczego ty taka jesteś?- zaczął oschło.
-Słucham? Nie rozumiem.
-Nie rozumiesz? Wyjaśnię ci, dlaczego nie pomogłaś Sandrze jak cię prosiła o pomoc. Rozumiem że nie podoba ci się że wymaga ona opieki, ale nie musiałaś od razu zachowywać się jak obrażone dziecko, demolować naszą kuchnię i niszczyć moje puchary. –powiedział, a raczej wykrzyczał jej twarz.
-To jest oszczerstwo. Sama może robić sobie herbaty, złamana noga to nic strasznego. I nigdy nie zniszczyłabym żadnej rzeczy należącej do ciebie! Dlaczego ty jej we wszystko wierzysz?
-Rozalia, nie chce mi się z tobą w ten sposób rozmawiać. Po prostu się przyznaj że jej nie lubisz.
-Chcesz znać prawdę? Dobrze, nie lubię jej. Rządzi się, rozkazuje i myśli że może znów cię mieć. Wkurza mnie to że robi do ciebie maślane oczka, a ty jesteś na każde jej skinienie.
-Przesadzasz
-Nie prawda! Sandra chciała telewizor w pokoju, Wojtuś kupił, chciała żebyś wziął kilka dni wolnego i był z nią, Wojtuś urlop wziął, Sandra zażądała żeby Wojtuś oddał mojego królika, Wojtuś to zrobił.
-Przestań!- krzyknął poirytowany.
-To ty przestań  i przyznaj mi racje. Pozbyłeś się mojego królika, kłamiąc że dałeś go Archiemu bo ty zapominasz go karmisz, ale jak się okazuje mój królik trafił do Łukasza bo Sandra wymyśliła sobie jakąś pieprzoną alergię!
-O co ci chodzi?! Robisz mi awanturę o to że opiekuję się Sandrą? Zachowujesz się jak dziecko, którym już nie jesteś. Popatrz prawdzie w oczy…
-Czy ty nie widzisz że przez nią cały czas się kłócimy ?
-Nie odwracaj kota ogonem, to nie jej wina.
-A może moja?
-Czasami żałuję że …
-Że jesteśmy razem, prawda? – zapytała z trudem powstrzymując łzy.
-Nie to chciałem powiedzieć.
-Ale to pomyślałeś.
            Szczęsny otworzył usta ale nie zdążył nic powiedzieć. Coś ścisnęło go za gardło i uniemożliwiło mowę. W tym czasie dziewczyna zdążyła wybiec z płaczem z pokoju pozostawiając  go samego. Na samą myśl o tym co jej powiedział miał ochotę rzucić się z mostu. Żałował że wpadł w furię i nakrzyczał na Rozalię. Może to ona miała racje ?
            Biegła przed siebie w kurtce którą udało się jej zabrać z wieszaka.
Pogoda pogorszyła się. Oprócz silnego wiatru, zaczęła się ulewa. Zimne krople deszczu spadały na biegnącą Raniewską, która czym prędzej wbiegła do bloku. Zapukała do drzwi by po chwili wejść do środka.
-Co się stało?
-Mogę u was przenocować? –zapytała drżąc z zimna.
-Nie ma mowy żebym teraz gdzieś cię wypuścił. Herbata z cytryną? – zapytał Łukasz kiedy Rozalia przebrała się w suchą odzież.
-Z cytryną. A tak swoją drogą, ja wiem że lubisz Harrego Pottera, ale nie musiałeś się farbować na rudo. – zaczęła brunetka.
-Nie śmiej się! Miało być tylko przefarbowanie siwych włosów, fryzjerka spartaczyła. – tłumaczył się, zakładając czapkę na głowę przykrywając włosy w odcieniu soczystej pomarańczy.
-Nie no, oczywiście. – Rozalia z trudem powstrzymywała napady śmiechu.
-No cóż, Ron już jest, więc pora na Hermionę, co? – zapytał dźgając ją łokciem w żebra.
-Najpierw musisz kupić perukę i zgolić tą dżunglę na twarzy.
Łukasz odczekał chwilę by nie wybuchnąć śmiechem i nie strzelić focha, jak to ostatnio miał w zwyczaju.
-Czasem mi się wydaję że moje życie to odzwierciedlenie szpitala psychiatrycznego… -dokończył wybuchając gromkim śmiechem.  -A teraz mów co się stało.
-Dziwnie to zabrzmi, ale mumia wkracza do gry o Wojtka. - powiedziała z kwaśnym uśmiechem odkładając kubek z herbatą. 
-Ogłaszam stan wojenny. Organizujemy akcje 'Powrót mumii do grobu'...

 +++
Siemano :*
Dawno mnie tu nie było :O ale znalazłam chwile czasu i napisałam. Troche dramatu, ale mam nadzieje że wam się spodobało :)
Czytasz-komentujesz-motywujesz <3