sobota, 27 kwietnia 2013

Rozdział 7


Aby od­kryć, ja­kie zmiany zaszły w to­bie, naj­le­piej wróć do miej­sca, które jest ta­kie jak kiedyś.


+Klika tygodni później
Przez ostatnie tygodnie dużo myślałam. Musiałam zakończyć sprawy, które nie dawały mi spokoju. Trzeba było wziąć się za siebie i iść do przodu.  Przestać być dzieckiem, miałam już swoje lata, więc musiałam zmienić chodź trochę swoje życie.
Postanowiłam nie robić sobie przerwy w nauce i zacząć studia na kierunku „inżynieria budownictwa”. Wybranie miejsca i uczelni było dosyć trudne. Wysłałam papiery do kilku uniwersytetów, niestety przyjęto mnie tylko do dwóch. Więc decyzja była prosta. Studia w Londynie. Jest połowa września, w związku z tym mam jeszcze trochę czasu do przeprowadzki. Rodzice kupili mi apartament w południowej części miasta. Specjalnie wybrałam sobie mieszkanie blisko Łukasza i uczelni, aby mieć kogoś pod ręką.
Wprowadzić mogłam się dopiero po 17 z racji tego że właściciel musiał się najpierw wyprowadzić. 1 października zaczynałam studia dzienne. Będzie ze mną mieszkać Maja. Postanowiła zostać fotografem.
Pola dostała się do  Studium Pedagogicznego SWPS w Warszawie, natomiast Tamara chce studiować . Czy się jej uda? Nie mam pojęcia. Ograniczyła już swoje życie towarzyskie, chodź nadal chodzi co tydzień na dyskoteki. Piotrek znalazł dziewczynę, Nataszę, nie wiem czy co kol wiek z tego wyjdzie, znając go za tydzień może dwa znów będzie singlem. Jego przyjęli na prawo, Radka na weterynarię, a Tomek wiąże przyszłość z hokejem.
Dostał się do profesjonalnego klubu, po tym jak strzelił 5 bramek drużynie z Wrocławia. Menadżer zaproponował mu kontrakt, dzięki któremu wyjechał do Torunia. Od 3 tygodni zajmuję się tylko poprawianiem swojej kondycji. Brakuje mi go w Warszawie, ale przynajmniej nie chodzą mu już głupoty po głowie.
Ja po ostrej kłótni z matką wyjechałam do dziadka , na wieś. To był dobry wybór. Przynajmniej miałam trochę spokoju. U dziadziusia, nie miałam z nikim kontaktu. Wyłączyłam telefon, odcięłam się od Internetu i telewizji. Byłam tylko ja, on, Pysio, konie i ogromne, zielone polany. Musiałam od nowa się uczyć jeździć konno, gdyż wszystko praktycznie zapomniałam. Po tym jak kilkakrotnie spadłam z tych zwierząt i miałam siniaki na każdej części ciała, odnalazłam spokój. Częściowo powróciłam dawna ja. Nie byłam ciągle zestresowana, wkurzona i nie wdawałam się w bójki. Sześciotygodniowa terapia dziadka pomogła. W końcu byłam z czegoś dumna, dumna że jestem sobą. Poczułam się tak jak w dzieciństwie, kiedy wszystko było takie proste.   Nawet nawiązałam jakąś nową więź z moim kochanym konikiem, na którym uczyłam się po raz pierwszy uczyć jazdy konnej. Niesamowite uczucie. Jednak na wszystko przychodzi koniec, i musiałam za niedługo wracać do Warszawy po swoje rzeczy, a potem do Londynu na studia. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie głos staruszka, który położył dłoń na moim ramieniu.
-O czym tak rozmyślasz, wnusiu? – zapytał ciepło
-Sama nie wiem… czemu nic nie jest takie proste, jak było w dzieciństwie ?
-Bo to wspinaczka pod górę wnusiu Kiedyś się ustatkujesz, będziesz mieć dzieci, i wszystko będzie prostsze.
-Taa, jasne.  Jakoś nie widzę się z jakimś dzieckiem na rękach i mężem – parsknęłam śmiechem
-Drogie dziecko, ja też nie widziałem się jako kochający tatuś. Ale jak urodziła się twoja mama wszystko się zmieniło. Babcia goniła mnie do przewijania pieluch, a ona sama zajmowała się gospodarką – na jego twarzy pojawił się promienisty uśmiech. Kochał babcię jak nikogo innego, szkoda tylko że jej tu już nie ma. Może sprawy potoczyły by się zupełnie inaczej, gdyby nadal żyła? – Życie toczy się dalej, a ty musisz teraz wyznaczyć swój cel i do niego dążyć
-Wiem, ale to nie takie proste
-W naszym żywocie, nic nie jest proste - obdarzył mnie jeszcze raz swoim uśmiechem, a później zniknął za drzwiami pokoju.
            Do Warszawy musiałam wrócić za maksymalnie 3 godziny, ponieważ później policja stoi na każdym rogu. Szybko wzięłam swoją walizkę i zaczęłam wkładać do niej swoje rzeczy. Strój jeździecki zostawiłam, na wszelki wypadek, jakbym kiedyś tu przyjechała bez zapowiedzi.  Po chwili byłam gotowa, przebrałam się, wrzuciłam bagaż do bagażnika swojego samochodu i poszłam pożegnać się z dziadkiem.
-Na mnie już czas
-Udanej drogi, i nie szalej w tej Anglii – przytulił mnie
-Zobaczę co da się zrobić. A ty bądź grzeczny – zwróciłam się do Dragona. Pocałowałam go w głowę i dałam marchewkę. – Będę tęsknić za wami
-My za tobą też  - w jego oczach były łzy. Nie chciałam się rozklejać , ale jakoś tak wyszło…  - Wracaj jak najszybciej
-Będę w święta na pewno. To do zobaczenia – przytuliłam go jeszcze raz bardzo mocno, i udałam się do swojego Audi.
            Zbliżała się 22, a ja byłam niecałe 5 minut drogi od domu. Jechałam niecałe 106km/h, ponieważ ulice były puściuteńkie. Mogłam więc sobie pozwolić na odrobinę szaleństwa. Marzyłam o gorącej kąpieli, cieplutkiej piżamie i własnym łóżku.
            Nagle za mną pojawiła się policja, na sygnale. Musiałam się zatrzymać, nie wiedziałam o co może im chodzić. Po zatrzymaniu samochodu, podszedł do mnie policjant.
-Dzień dobry, poproszę pani dokumenty – powiedział oschło
-Coś nie tak?- zapytałam, podając mu papiery
-Wydaje mi się że pani przekroczyła dozwoloną prędkość – zaczął przeglądać moje prawo jazdy i ubezpieczenie samochodu
-Trochę się spieszę, i pewnie nie zauważyłam znaku, ale wydaje mi się nie przekroczyłam prędkości – uśmiechnęłam się
-Proszę spojrzeć jechała pani 115km/h przy czym ograniczenie jest tylko do 90, proszę wysiąść z  samochodu – powiedział starszy mężczyna
-Po co ? – zapytałam pytającym wzrokiem
-Proszę grzeczniej, proszę wysiąść z samochodu
-Wybaczy pan ale nie mam dzisiaj czasu na pogaduszki- wycedziłam
-Powiem ostatni raz proszę wysiąść z samochodu
-No dobra, już wysiadam.- niech się pan tak nie złości.
-Proszę zachować milczenie, ponieważ każde użyte przez panią słowo, może zostać użyte przeciwko pani
-Banda kretynów a nie policjantów-burknęłam do siebie
-Pojedzie pani z nami na komisariat.
-Nie ma mowy ! – obróciłam się chcąc wsiąść  do samochodu, jednak policjant okazał się być szybszy, i zakuł moje ręce w kajdanki.
-Skoro nie chciała pani po dobroci musiałem użyć siły
-Złoże skargę na was ! - krzyczzałam
-Proszę bardzo, ale niech już pani więcej nic nie mówi, bo tylko sobie tym zaszkodzi.

+[Komisariat] Kilkanaście minut później

W oczekiwaniu na złożenie zeznań siedziałam w celi, gdy nagle na komisariat został wprowadzony jakiś czubek krzyczący i wyzywający policjanta. Został siłą wepchnięty, do tej samej celi, w której znajdowałam się ja, gdy się odwrócił w moją stronę a moim oczom ukazała się jego twarz, nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Przede mną stał ten burak, Szczęsny we własnej osobie.
-No proszę, księżniczka w areszcie, kto by pomyślał – powiedział chwiejąc się na nogach
-Gorzej już nie mogłam trafić – wycedziłam głośno, tak żeby słyszał to policjant, który właśnie przechodził
Podeszłam do kratek i krzyknęłam w stronę policjanta jednak nikt nie zwrócił na mnie uwagi.
-Co wydzierasz mordę idiotko, i tak nikt na ciebie nie spojrzy. Ciesz się że zamknęli cie tutaj, a nie w zoo – złapał się za głowę, i usiadł na ławce
-Nie mam zamiaru kłócić się z facetem, którego iq jest na poziomie minusowym – odburknęłam nie zwracając na niego uwagi
-Myślisz że jak walniesz ciętą ripostą to jesteś fajna?
-O to samo miałam ciebie zapytać – popatrzyłam się na niego, z kwaśnym uśmiechem
-Spokój ma tu być! – krzyknął policjant

 +Kilka godzin później

            Siedziałam tu już od dobrych paru godzin, byłam kompletnie wykończona. Jedyne z kim mogłam porozmawiać był ten bufon, co siedział ze mną w areszcie, ale nie miałam ochoty na niego patrzeć, nie wspominając już o jakiej kol wiek rozmowie.  Miałam nadzieje że wypuszczą mnie jutro, jeżeli nie, przepadł by mi bilet do Angli i musiałabym kupować nowy. Totalnie chciało mi się spać, ale  nie chciałam kłaść się na tej ławeczce, co była w celi.
            Tępo spoglądałam w maluteńkie okno, które było w ścianie, gdy nagle Szczęsny śpiąc na siedząco, spadł na posadzkę. Nie mógł wstać, w końcu położył się na podłodze i śpiewał coś. Tak klekotał jęzorem, ze cieżko było go zrozumieć. Ja śmiałam się w niebogłosy, jeszcze nigdy nie widziałam takiego clowna. Znam nie jednego świra, ale on było 1 na liście bałwanów i gburów.
            Nagle oprzytomniał, wstał i usiadł. Spojrzał na mnie, a ja nie przerywałam swojego rechotu. Jego wzrok wyrażał gniew, ale jakoś to do mnie nie docierało.
-Co sie śmiejesz? – warknał
-Nie mogę?
-Nie właśnie kurwa nie
-To masz facet problem. Bo to nie ja się nachlałam i spowodowałam bójkę w klubie.
-Odwal się kryminalisto. Nie jesteś lepsza ode mnie.
-Masz racje, nie jestem lepsza od ciebie, ale za to mam główkę, która umiem używać, nie tak jak niektórzy
-Masz coś do mnie, smarkulo? – podniósł na mnie głos, po czym wstał i podszedł do mnie
-Tak się składa że mam. Jesteś arogancki, narwanym chamem, który nie umie zaakceptować tego że nie jest pępkiem świata i  nie każdy cie wielbi.
-Idź się lecz. Nie znasz mnie!
-To chyba ty powinieneś udać się do AA, albo bo psychiatry jakiegoś… O przepraszam, uraziłam cię? Zapomniałam że ty uciekłeś z psychiatryka, a  teraz musisz się ukrywać bo…
-Zamknij się!- przerwał mi – Nie ma tu Łukasza, nie ma kto cie bronic.
-On jest moim przyjacielem, nie ochroniarzem, umiem się bronić frajerze
-Doprawdy? A co zrobisz jak cie pocałuje i powiem że się z tobą przespałem? - zbliżył się do mnie niebezpiecznie blisko
-Nikt ci nie uwierzy skarbeńku, ja nie śpie z dziećmi- uśmiechnęłam się do niego słodko
-A wal się
-Sorry , mówiłeś coś bo
-Cisza, albo zostaniecie zatrzymani w izolatce -  ryknął funkcjonariusz 
            I tak wyglądało kolejne kilka godzin. Szczerze mówiąc, to współczuje tym policjantom co musieli tego słuchać. Przychodzili co jakieś 10 minut, żeby nas uspokajać.  A raczej jego, bo ciągle podnosił ton swojego głosu. Nie minęło na pewno 24h, gdy mnie wypuścili. Było gdzieś po 14 gdy ujrzałam światło dzienne. Oczywiście kolejne dwie godzinki musiałam wypełniać jakieś durne papiery, abym mogła odzyskać swój samochód, który stał na parkingu policyjnym.
            Dochodziła 18, ja miałam nie całe 14 godzin aby spakować swoje rzeczy, pożegnać się ze znajomymi, i zakończyć pewien etap swojego życia. W Londynie otwieram nowy rozdział, kto wie może on okaże się lepszy? Oby tak, teraz będę skupiać się przede wszystkim na studiach.
            Dotarłam do domu, Pysio grzecznie siedział na moim łóżku, a ja szukałam walizek i toreb podróżnych. Najpierw spakowałam sukienki i spódnice, zmieściły mi się akurat do jednej dużej torby, gdyż nie było ich sporo, z resztą było trochę kłopotu. Zważając na to że na co dzień chodziłam tylko w spodniach, miałam problem z ich spakowaniem, ponieważ nie mieściły się do walizki. Musiałam zostawić połowę i spakować resztę ciuchów. Po kilku godzinnym pakowaniu, byłam gotowa. Bibeloty, książki, urządzenia elektroniczne, zdjęcia itp. Były już w moim nowym mieszkaniu. Wysłałam je w dużej paczce do Łukasza, a ten przywiózł je do budynku w którym za niedługo będę nocować. Z resztą ubrań postąpiłam podobnie, nie dałabym rady zabrać ze sobą na lotnisko tylu bagaży, postanowiłam więc wysłać je pocztą.
            Najgorsze było załatwienie przewozu zwierzaka. Pysio czasami mógłby być misiem, miałabym mniej kłopotów.  Po północy byłam gotowa. Nie miałam już czasu na oficjalne pożegnanie z najbliższymi, dlatego musieliśmy rozmawiać przez skypa. Jak zawsze było dużo śmiechu, tęskniłam za nimi. Strasznie mi ich brakowało w Kobyłce, ale za niedługo się zobaczę. 3 miesiące i będą święta, później pare dni wolnego i będę miała czas na pogaduchy.
            Spałam nie całe 2 godzinki, wstałam o 6.30. Szybki prysznic, makijaż, luźne ciuchy i byłam gotowa. Na lotnisku jak zazwyczaj tłum ludzi, jedni przylatują, drudzy tak jak ja wylatują z Polski. Nie cierpiałam kiedy przechodząc przez bramkę coś zaczynało pikać. Odprawa zawsze jest męcząca, tym razem nie zapomniałam ściągnąć kolczyka, a ochroniarze od razu robią aferę. Na szczęście to nie trwało zbyt długo i mogłam bezpiecznie wsiąść do samolotu.
            Samolot zaczął startować, a ja czułam się jak wolny ptak, który po raz pierwszy wylatuje z gniazda. Niesamowite uczucie. Już nic nie mogło mnie powstrzymać, nic ani nikt. Będę tęsknić za Warszawą, jej specyficznym życiem, ludźmi, i miejscami które były moim drugim domem. A w szczególności za pełnymi ludzi po brzegi halami, gdzie rozgrywają mecze siatki i recznej. W Anglii jest tylko noga, jak dla mnie koniec świata… Włożyłam słuchawki do uszy  i przymknęłam oczy.
            O 11 byłam na lotnisku w Londynie. Czułam się jakoś dziwnie, będąc w Wawie, świeciło słonko, a tu przywitał mnie deszcz. No cóż, trzeba będzie się przyzwyczaić do londyńskiej pogody, w końcu spędzę tu kawałek swojego życia.
-Cześć- przywitał się
-No hej, długo czekasz? – zapytałam, taszcząc ze sobą klatkę z królikiem, 3 torby i 2 ogromne walizki, które sięgały mi prawie do pasa
-Nie, pomóc ci?- wskazał palcem na bagaże
-Gdybyś był tak miły – uśmiechnęłam się
-Co ty tam spakowałaś, kamienie?
-Ciuchy, mój kochany
-Dobrze że to są wszystkie, bonie mam zamiaru męczyć się z kolejną 100 kilogramową paczką na 3 pięto
-Muszę cię więc zmartwić Łukaszku, bo przyjdzie jeszcze jedna lub dwie. Ale ty jesteś taki silny, i dasz sobie z tym rady.
            Gdy Fabian zapakował wszystkie pakunki do samochodu, przyjechaliśmy pod blok w którym spędzę kolejne 4 lata. 120m2 to wcale nie tak mało jak na dwie osoby. Maja przylatuje dopiero 28 września, a więc kolejne dziewięć dni spędzę samotnie. Apartament był urządzony w nowoczesnym stylu,  a mój pokój za niedługo zamieni się w jakiś totalny śmietnik. Majka nie przywiązuje wagi do czystości w domu, więc tutaj pewnie też nie będzie porządku.
-Nie mam siły – powiedział Łukasz, opadający na kanapę
-Masz – pocałowałam go w czoło – zawsze ją miałeś. Co robimy? – zapytałam spoglądając na niego
-Ja odpoczywam, a robisz mi herbatę – wycedził, na jego buzi widniał podstępny uśmieszek
-Nie mam misiu. Mam zwykłą kranówę
-Będziesz tak dobra?
            Poszłam do kuchni, po szklankę. Wypełniłam ją zwykłą wodą z kranu, nawet jej nie gotowałam, gdyż później Łukasz musiał by czekać aż wystygnie. Podałam mu wodę i zaniosłam bagaże i klatkę do swojego pokoju.
-Idę na trening, spotkamy się jutro.
-Jasne
-Jak chcesz to przyjedź później na stadion Emirates Stadium
-Po co? –popatrzyłam na niego ze zdziwieniem- co tam niby takiego jest?
-Moja śmierć, jeśli się spóźnię. Pa
            I zostałam sama z tymi walizkami. Postanowiłam najpierw się rozpakować, a później wyjść na spacer. Ciuchy stopniowo zapełniały mi szafę, a nie było nawet połowy. Buty i resztę odzieży włożyłam do garderoby, oczywiście połowę miejsca zostawiłam Majtkowi.
            Widok z mojego pokoju był cudowny,  w oddali London Eye, Big Ben i mnóstwo ludzi przemierzających ulice miasta. Dochodziła godzina 16,  wyszło słonko i zrobiło się bardzo przyjemnie. Nudziło mi się samej więc postanowiłam przespacerować się do jakiegoś sklepu po coś do jedzenia, a przy okazji zobaczyć co jest w pobliżu.
Było około 16 stopni, ubrałam więc kurtkę, zabrałam telefon i torbę. Przemierzałam ulice Londynu, byłam tu już kilka razy, ale czułam się tak jakbym przeniosła się do jakiegoś innego świata. Nowe twarze, nowe otoczenie, inny język, zwyczaje… Uśmiechałam się sama do siebie, jak jakaś głupia. Szłam przed siebie, nie zastanawiałam się nad niczym. W mojej głowie była pusta,  nie wiedziałam nawet gdzie jestem. Po godzinnej tułaczce, londyńskimi ulicami, stałam przed młyńskim kołem.
Ciekawy widok nawet, to ciągłe chodzenie bez celu nużyło mnie, zatrzymałam taksówkę, i miałam powiedzieć już kierowcy gdzie chce jechać, ale zapomniałam jak nazywa się ten stadion, na którym trenuje Fabiański. Zaczęłam tłumaczyć taksówkarzowi gdzie ma mnie zawieść, ale wyraźnie nie kapował o co mi chodzi. Mówiłam mu że na stadion, gdzie trenuje polski bramkarz, Łukasz Fabiański. On chyba był tak samo zorientowany w piłce jak ja. Po moim 10 minutowym monologu przywiózł mnie na jakąś ulice, która nijak pasowała mi do mojego opisu. Nie byłam nigdy na stadionie w Anglii, ale w zasięgu 500m z całą pewnością nie było tu żadnego, oprócz jakiś wieżowców.
Muszę przyznać że się zgubiłam, kolejny raz się zgubiłam. Z moją orientacją w terenie, nie było to trudne. Wyciągnęłam z kieszeni telefon, chciałam zadzwonić do przyjaciela z nadzieją że wie gdzie mogę być, ale się rozładował. Zdążyłam tylko popatrzeć na godzinę. Była dokładnie 19:09, a ja byłam w kropce. Jak ja się miałam niby dostać do domu, skoro nie wiedziałam nawet gdzie obecnie  się znajduję.
Musiałam gdzieś iść, może udało by mi się dopaść jakąś taksówkę. Po woli zaczęło się ściemniać, a ja doszłam do jakiejś małej fontanny, w wokół której nie było żywej duszy.
-Kur.a mać gdzie ja jestem? – powiedziałam głośno, sama do siebie – Zajebiście, nie dość że nie mam zielonego pojęcia jak trafić do domu, to jeszcze musiało się rozlać – wycedziłam po angielsku. Zaczęłam ryczeć, bo co mi innego pozostało? Najwyżej będę spać pod mostem.
-Przepraszam, strasznie cię przepraszam – zaczął jakiś młody mężczyzna, który rozlał na mnie wode mineralną
-Nie szkodzi  i tak jestem cała mokra przez deszcz – zaśmiałam się
-No fakt. Po co tak tu stoisz, skoro pada?  - zapytał się
-No wiesz, większość ludzi teraz siedzi w domu przed telewizorem,  a ja postanowiłam wziąć orzeźwiający prysznic- uśmiechnęłam się kwaśno
-Ty tak na serio? – wycedził, robiąc wielkie oczy
-Eeee, nie! –krzyknęłam - Po prostu się zgubiłam, chciałam odwiedzić przyjaciela, ale taksówkarz nie zrozumiał moich wskazówek-przewróciłam oczami -  i wysadził mnie na jakiejś ulicy, nie wiadomo gdzie.
-Aha. Tak w ogóle jestem Aaron, Aaron Ramsey miło mi- podał mi dłoń.
-Rosalie, mi również
            Chłopak okazał się być bardzo sympatyczny, pomógł mi nawet dostać się do domu. Jakoś nie ufam ludziom dopiero co poznanym, ale przypominał mi Tomka. Wieczne dziecko, które robi co mu się podoba i śmieje się z byle czego. Aaron był naprawdę uroczy, zaproponował mi że odwiezie mnie do mieszkania, zgodziłam się. Gdyby nie on nadal siedziała bym koło tej fontanny, albo Bog wie gdzie jeszcze. Na koniec podał mi dłoń i poprosił o numer telefonu. Gdy prowadził samochód, jadący pod blok w którym mieszkałam, rozmawialiśmy o błahostkach. To dziwne, ale muszę przyznać że była tak jakby księciem z bajki, który uratował mnie od spania pod mostem
Wchodząc do budynku, uśmiechnęłam się sama do siebie. Co się ostatnio ze mną dzieje? Z obcym facetem rozmawia mi się lepiej niż z matką, a z burakiem którego poznałam kilka tygodni temu, jak z jakimś pedofilem. Nie ogarniam tego świata, i przede wszystkim siebie. Czasami wydaje mi się, że mie­szkają we mnie dwie oso­by. Jed­na jest duszą, która zgubiła się gdzieś  po drodze do ideału, a dru­ga ciałem, którym włada arogancja dziewczyna, która nie chce okazać swojej słabości. Nie chce znów zastanawiać się kim jestem.
            Dochodziła północ, a ja nadal o nim myślałam. O jego czekoladowych oczach, w których można utonąć, i pięknym uśmiechu. Czy to był przypadek że go spotkałam? Nieee, przecież nie ma czegoś takiego jak przypadek… A może jednak?

By­wają ta­kie dni i no­ce, które zmieniają wszys­tko. By­wają ta­kie roz­mo­wy, które są w sta­nie wywrócić do góry no­gami cały nasz świat . Nie możemy ich prze­widzieć . Nie możemy się na nie przy­goto­wać . Czy­hają gdzieś, za­pisa­ne w łańcuchu po­zor­nych przy­padków, nieu­chron­ne jak świt po ciem­ności.

+++
Kochani, mam nadzije że rozdział sie wam spodoba :) Bardzo przepraszam że tak późno, ale przez te wolne dni cały czas wydaje mi się że jest sobota =,=
Zostawiajcie komentarze w zakładce informowani, abym wiedziała kogo informować ;*
 


piątek, 26 kwietnia 2013

Rozdział 6



Jed­ne­go dnia umieram, by następne­go mieć siły do wal­ki. Jeśli kiedyś nie pod­niosę się, oz­nacza to, że zab­rakło mi wiary na lep­sze jutro... 


Kolejny raz budzę się z kacem. Trzeba pomyśleć nad zapisaniem się do AA, bo długo tak nie pociągnę. Wstałam, nawet nie patrzyłam do lustra, bałam się że się rozwali. Wzięłam szybki prysznic, umyłam zęby i rozczesałam włosy. Ubrałam się i ruszyłam w stronę wyjścia. Miałam ochotę  poleniuchować, ale nie chciało mi się siedzieć w domu. Przed domem stał nowy samochód z czerwoną kokardą. Spodziewałam się tego. Prezent od mojego cudownego "tatusia" szkoda tylko że nie mam prawa jazdy.  Było dosyć wcześnie, 9:30 to nie jest późno. Nie miałam bólu głowy po wczorajszym alkoholu, były tylko lekkie przyćmienia i zawroty głowy. To nawet lepiej, przynajmniej nie zmarnowałam kolejnego dnia swojego nudnego życia. Włączyłam muzykę i szłam przed siebie warszawskim chodnikiem. Najpierw błądziłam ciasnymi uliczkami, a później powędrowałam do hotelu. Sama nie wiem czemu tam poszłam. Jakoś nigdy specjalnie za nim nie przepadałam, no może za tarasem z mnóstwem kolorowych kwiatów i fontanną.  A po drugie chciałam zobaczyć w jakiej formie jest Łukasz po wczorajszym przyjęciu. Dowiedzenie się w jakim jest pokoju nie było problemem. Najgorsze było wejście na 4 piętro schodami. Mordęga po prostu...                                                                                                                                            Pokój był prawie na samym końcu, na szczęście znając bramkarza nie zamknął drzwi na klucz. Weszłam nawet nie pukając, jakoś nigdy się tego nie potrafiłam nauczyć.
-Czeeeeeść –zamurowało mnie, przeżyłam szok. W pomieszczeniu walały się porozrzucane ciuchy, korki na stole, butelki i puszki po pepsi, oraz inne gadżety. Byłam ciekawa z kim dzielił pokój. On nigdy sam nie doprowadził by do takiego syfu – Co tutaj się stało?- zapytałam głośno. Nagle z szafy wyszedł Łukasz z Robertem. Trzymali w ręku kamerę.
-Bądź ciszej – próbował uciszyć mnie Lewy
-Bo…? Co tu jest grane? I dlaczego byliście oboje w szafie? – zapytałam, nadal byłam wstrząśnięta tą sytuacją.
-Bo nagraliśmy śpiew Wojtusia pod prysznicem. Teraz mamy nad nim przewagę – parsknął śmiechem
-Nagraliście?! Pokaż – krzyknęłam. Chciałam zobaczyć jak ten dureń potrafi śpiewać. Po odsłuchaniu, muszę przyznać że do Presleya mu daleko, ale wychodzi mu to lepiej niż Piszczusiowi i Kubie na wczorajszej zabawie. – Myślałam że będzie gorzej – powiedziałam z nutą smutku w głosie
-Jak na niego, nie jest źle- wydukał Fabiański. -  A co ty  tutaj robisz? I puka się, jak się wchodzi
-Oj no wiem, ale jakoś nikt mnie tego nie nauczył – uśmiechnęłam się do niego- a poza tym dziś chyba wracasz do Anglii. Tak?
-Eee – podrapał się po głowie – No, samolot mam o 20.
-No więc, chciałam z Tobą spędzić jeszcze troszeczkę czasu. Chyba nie masz nic przeciwko? – zapytałam się.  Znałam odpowiedz tego pytania, ale chciałam mieć pewność że nie.
-Chodź tutaj – przyciągnął mnie do siebie i przytulił. Po woli zaczęło mi brakować powietrza, jego uściski  były zdecydowanie za silne! - a tak w ogóle to jak ci się spało? Nie mogłem znaleźć piżamy, bo bym cię w nią przebrał- zaczął się śmiać
-A więc to ty mnie odprowadziłeś- krzynęłam wskazując na niego palcem
-No sama to byś na pewno nie dała rady
-Mówiłam ci już że cie kocham?
-Dziś jeszcze nie- uśmiechnął się perliście
-No to ci mówie głuptasie - wtuliłam się w niego. 
Staliśmy tak przez pewien czas, dopóki z łazienki nie wyszedł Wojtek w samej bieliźnie. Nie mogłam oprzeć się by mu podokuczać.
-Widzę że skorzystałeś z mojej rady i zainwestowałeś w męską bieliznę. Szkoda tylko że ze spongebobem – zaśmiałam się. Twarz jego i Roberta była bezcenna. Łukasz chyba sobie darował pytania na ten temat, znał mnie nie od dziś i wiedział że lepiej nie widzieć o mnie wszystkiego.
-Co ona tutaj robi?! – powiedział, a raczej wykrzyczał to do swoich współlokatorów, stojąc w samych bokserkach.
-Ona ma imię, Wojtek- upomniał go Fabian
-No właśnie, a więc widzę że masz bardzo fajnego kolegę w pokoju, nie pomijając tego czegoś co tam stoi – wskazałam na Szczęsnego, zapanowała grobowa cisza – Coś napięta atmosferka się zrobiła, więc  jak się będę zbierać. Nie chce żeby ktoś w szpitalu wylądował – wycedziłam
-Weź wyjdź i nie wracaj – powiedział blondyn
-A jak wrócę to co? Tyłek mi skopiesz? Czy pojedziesz z ciętej riposty, jak wczoraj, dodając że rodzice mnie nie kochają? Znam cię nie całe 2 dni, a mam wrażenie że jesteś skończonym chamem.
-Co ty jej zrobiłeś? – uniósł się mój przyjaciel, spoglądając na kumpla.  Był zły, nawet nie chce wiedzieć, co mogło się stać, gdybym go wtedy nie uspokoiła. Szczęsny próbował coś powiedzieć, ale go uprzedziłam…
-Nie ważne słońce. Ja uciekam, nie chce wam przeszkadzać.  Obiecaj mi tylko że nic nie zrobisz – popatrzyłam na niego. Był osobą na której zawsze mogłam polegać, dlatego nie chciałam aby kłócił się ze swoim znajomym z mojego powodu
-Dobra, niech będzie. Spotkamy się jeszcze przed wyjazdem – przytulił mnie, a ja dałam mu buziaka w policzek. Musiałam stanąć na palcach, bo ledwo dosięgałam.  Pożegnałam się jeszcze z Robertem, a Wojciecha ominęłam szerokim łukiem.    
                         
'~'~'~'
      
            Czas uciekał mi dziś  nieubłagalnie, miałam trening i jeszcze pożegnanie z przyjacielem. Najgorsze było to, że nie będzie go przy mnie, kiedy będę go potrzebowała. Kto wie, może jutro przeżyje załamanie nerwowe, albo powieszę się na krawacie ojca. Coraz częściej przez moją głowę przechodził pewien pomysł. Myślałam nad tym jak to by było gdybym podjęła studia w Hiszpanii lub Anglii. Oba języki znałam perfekcyjnie. Do tego pierwszego kraju miałam pewien sentyment. Może dlatego że tam po raz pierwszy się tam zakochałam? Nie wiem…  Ale w Barcelonie nikogo nie znałam, a w Londynie miałabym przynajmniej Łukasza. Chociaż on i tak by był całymi dniami zajęty swoimi treningami, meczami i innymi duperelami.
            Po skończonych zajęciach tanecznych, prowadzonych przez Lizę byłam wyczerpana. Od dawna się tak nie zmęczyłam. Cieszę się że zrezygnowałam z tańca towarzyskiego, to przereklamowane. Bo kto normalny tańczy z partnerem na co dzień? Chyba tylko kompletny idiota, a hip-hop zawsze jest na czasie.
            Dochodziła 19, więc musiałam się sprężać, żeby zdążyć rozstać się na długi okres z przyjacielem.  Szybko schowałam telefon do kieszeni, poprawiłam włosy i byłam gotowa do wyjścia. Na szczęście przystanek autobusowy był tylko 10 minut drogi od mojego domu. Podróż busem zleciała w mgnieniu oka. Nie całe półgodziny później byłam na lotnisku. Błądziłam wzrokiem po zupełnie obcych mi ludziach, w poszukiwania Fabiana. Nagle zauważyłam go, siedział samotnie słuchając muzyki.  Podeszłam do niego, stałam przed nim tak parę dobrych chwil. W pewnym momencie spostrzegł się że stoję przed nim. Uśmiechną się perliście po czym zapytał:
-Długo tak tu stoisz?
-Wystarczająco żeby stwierdzić że mam porąbanego przyjaciela- wyszczerzyłam swoje ząbki
-Ty to potrafisz dobić człowieka. Z pozoru taka grzeczna, a jak się lepiej pozna to wredna dla każdego
-Kocham cię, mój kochany Łukaszku. Będę tęsknić – wtuliłam się w niego
-Nie tylko ty mała. Przyjedz do mnie, jak będziesz mieć trochę wolnego. Sam się zanudzę na śmierć, a tak będę miał rozrywkę – wycedził spoglądając na mnie
-I kucharkę – zaśmiałam się. Dobrze wiedziałam że chodzi mu tylko o moje pyszne muf finki i naleśniki
-Ty to powiedziałaś – po tych słowach w głośnikach na lotnisku usłyszałam „Pasażerowie odlatujący do Anglii proszeni…”
            Nadszedł czas którego bardzo nie lubiłam. Było mi przykro że będę musiała się z nim rozstać aż do grudnia. W każde święta widujemy się, robimy gorącą czekoladę i gramy w pokera. Zawsze przegrywam, ale to tylko szczegół . Był wtedy tylko dla mnie…
-Już czas na mnie- powiedział ze smutkiem
-Wiem, ale nie chce zostać sama-  w kącikach moich oczu było widać świecące się małe kropelki
-Nigdy nie zostaniesz sama, masz Majkę, Polę, Piotrka i całą resztę. Nie zapominając o mnie – zaśmiał się – Zawsze będę przy tobie, jasne?
-Jak słońce- próbowałam żeby mój głos wyglądał naturalnie ale coś mi nie wyszło – Leć już bo się spóźnisz, i będziesz musiał znosić moje towarzystwo przez kolejne godziny-uśmiechnęłam się
            Łukasz poszedł, odprowadziłam go wzrokiem do bramki, później gdzieś przepadł. Ja wróciłam do domu, włączyłam sobie piosenki i sprawdziłam różne strony internetowe. Nic chciało mi się nic robić, więc poszłam spać.

+Następnego dnia

            Obudziłam się o 7, musiałam wziąć prysznic i przebrać się w coś czystego. Na polu panowała paskudna pogoda. Brak słońca i lejący się ciągle deszcz jeszcze bardziej mnie dobiły. Poszłam na dół zrobić sobie śniadanie. Byłam głodna, w lodówce był tylko ogórek i sok pomarańczowy. No ale lepsze to niż nic… Na stole leżała karteczka z napisem „Przyjdź do hotelu jak wstaniesz, czekam na Ciebie. Mama”. No super, jeszcze brakowało mi tego żeby ona bardziej popsuła mi humor. Zjadłam warzywo i udałam się do swojego pokoju po rzeczy. Nie miałam najmniejszej ochoty wychodzić na taki deszcz, ale wolałam iść się stawić na dywanik, niż później słuchać kilkugodzinnego monologu mojej matki.
            Na podjeździe czekał na mnie szofer hotelowy. Miałam szczęście że nie musiałam moknąć, a potem znowu prostować włosy. Jak na tak wcześnie rano, były dosyć duże korki, przez co na miejscu byliśmy jakieś półtorej godziny później. Zastanawiałam się co znowu zrobiłam nie tak.
            Weszłam do gabinetu rodzicielki jakby nigdy nic się nie stało. Stałam w drzwiach i tępo wpatrywałam się w nią. Jako pierwsza odezwałam się ja:
-Czego ode mnie chciałaś?
-Musimy porozmawiać, ale nie tutaj. Chodź za mną – Judyta wyszła z pomieszczenia, kierując się w stronę jadalni. Przy stoliku czekał na nas „ojciec”, z jakimś pudełeczkiem w ręku. Ciekawiło mnie co to może być.
-Witaj córeczko- powiedział
-Daruj sobie- odburknęłam, nie chciało mi się z nimi rozmawiać i wysłuchiwać ich genialnego planu na moją przyszłość.
            Po kilkunasto minutowej rozmowie miałam dość. Odpowiadałam im pół słówkami więc to nawet nie była rozmowa. Rozśmieszali mnie swoimi pomysłami. Chcieli żebym poszłam na marketing i zarządzanie, albo jeszcze lepiej na hotelarstwo. Ja miałam już plany związane z moim życiem. I chciałam je spełnić.
-Kochanie, a co ty na to żebyś zamieszkała ze mną w Madrycie? Mogłabyś podjąć tam naukę na uniwersytecie- wręczył mi pudełeczko, w którym były klucze – powiedział z nadzieją w oczach Tadeusz
-Chyba sobie żartujesz- wybuchłam śmiechem. Czy on naprawdę myślał, że jest aż tak głupia żebym wprowadziła się do niego?! Kochałam go na swój sposób, przecież wychowywał mnie. Ale nie umiałam mu już zaufać jak dawniej, miałam w nim oparcie, zawsze mnie wspierał, nawet po tym jak prawda ujrzała światło dzienne. Mimo to nie potrafiłam odbudować z nim więzi takiej jak dawniej.
-Dlaczego tak uważasz?- odezwała się moja mama, popijając wino
-Bo nie jestem idiotką żeby z nim zamieszkać. Wiem że jestem kapryśna i w ogóle, ale chce uczyć się tam gdzie ja chce. A po za tym ja jestem dorosła, i sama zdecyduje co chce robić- na twarzy ojca pojawił się smutek. Miałam to gdzieś, dlaczego oni nie rozumieli, że nie jestem już  dzieckiem które potrzebuje rozpiski zajęć na każdy dzień?!
-O to ciekawe – odpowiedziała z ironią matka – Rozalia ma plany na przyszłość. Jestem ciekawa co chcesz robić, skoro nie masz nawet pieniędzy na wynajęcie kawalerki, nie wspominając już o płaceniu rachunków.
Chciałam coś jej powiedzieć, żeby zbić ten jej uśmieszek z twarzy, ale uprzedził mnie Tadek.
-Co zamierzasz więc robić? Gdzie  chcesz się dalej kształcić?
-Zacznę studia albo w Londynie, albo w Barcelonie. Wiem że chcesz się mnie pozbyć z Warszawy – zwróciłam się do matki – dlatego kup mi mieszkanie, opłać uczelnie i daj na moje zachcianki. Zniknę ci z oczu na 4 lata, później sobie poradzę
-Muszę się zastanowić czy zasługujesz na to. Poza tym masz mnóstwo szkół gdzie indziej. Dlaczego akurat Anglia i Hiszpania, co?- dopytywała się
-Kup jej ten lokal, ja dam na utrzymanie – zaproponował tata
            Nastała chwila ciszy,  matka wpatrywała się w swojego ex, tak jakby miała za chwilę go zabić. Nie lubiła gdy ktoś nie odpowiadał na jej pytania. Po dłuższej chwili zgodziła się, stawiając mi warunki. Nie wiedziałam wtedy co tak naprawdę zamierzam robić w przyszłości. Przecież to jest głupie, że trzeba już teraz wybierać  co się chce robić przez kolejne 50 lat.
 W mojej głowie kłębiła się pustka. Musiałam z kimś pogadać. Pierwszą osobą która przyszła mi do głowy był Dawid. Wykręciłam szybko jego numer i przyłożyłam telefon do ucha. Po trzecim sygnale, w słuchawce odezwał się męski głos:
-Halo?
-Masz czas?– zapytałam
-Hej Dawid, miło cię znowu słyszeć. Stęskniłam się-  wypatoczył
-Ja ciebie też kocham. Co robisz?
-Aktualnie zarabiam pieniądze
-Czyli siedzisz w psychaitryku, zamknięty w czterech ścianach, słuchający problemów jakiś pieprzniętych wariatów
-No coś w tym stylu, coś się stało że dzwonisz?
-No nie, to znaczy tak…  Postanowiłam iść na studia. Ale… boje się że sobie nie poradzę – odpowiedziałam
            Rozmawiałam z nim jeszcze przez dobre czterdzieści minut. Nadal nie wiedziałam czy studia w Barcelonie to dobry pomysł, przecież ja tam nikogo nie znałam. Natomiast w Londynie miałam kilkoro znajomych, Łukasza i była możliwość że pojedzie ze mną ktoś z moich kumpli. Znali angielski, oceny też niczego sobie wiec czego chcieć więcej?
            Poszłam od Piotrka. Miałam nadzieje że będzie w domu.  Chciałam wynudzić się na jakiejś durnej komedii romantycznej. Wysłałam mu wcześniej sms żeby nie był zdziwiony moją obecnością. Drzwi otworzyła mi jego młodsza siostra, Kasia. Trzynastolatka zaprowadziła mnie do salonu, gdzie czekał na mnie Piotruś.
- Hej
-Cześć – przywitał się Piotrek – Wyglądasz jak zmokła kura – zaśmiał się. Fakt, byłam cała przemoczona, ale co miałam zrobić skoro cały czas pada?
-Może od razu kwoka? – powiedziałam z ironią – Co robisz? – zapytałam podchodząc do niego.
-Dostałem list z uczelni, i boje się go otworzyć
-Nie ma się czego obawiać, na pewno zostałeś przyjęty – pocieszyłam go. Miał najlepsze wyniki na maturze, nie było opcji ze się nie dostał
-A co jeżeli mnie tam nie chcą?
-Nie zdziwiła bym się jakby mnie nie przyjęli, ale ciebie? Nie żartuj! Pokaż mi to- wyrwałam mu z ręki kopertę, i zaczęłam ją czytać. Z szybkością światła rozpoczęłam przeglądanie dokumentów. Na samym końcu było dopiero napisane co kol wiek o przyjęciu na uniwersytet jakiś tam – Dnia jakiegoś tam, bla, bla, bla… Z przyjemnością informujemy że dostał się pan na nasz uniwersytet… Słyszysz? Dostałeś się – krzyknęłam do niego
-Nie wierze! Przyjęli mnie! – był naprawdę szczęśliwy. Podszedł do mnie i zaczął obracać się razem ze mną wokół własnej osi. Dawno nie widziałam go w tak dobrym humorze.
-A więc… - zaczęłam
-A więc… co?
-Co mamy zamiar robić?- zapytałam
-Eee może FIFA?- zaproponował
-Chyba sobie żartujesz
-Zapomniałem że nożnej nie tolerujesz
-Nie to że nie toleruje. Po prostu to jest bezsensowny sport. Kopiesz piłkę, strzelasz gole i to jest chyba wszystko. A i tak meczów się nie wygrywa. Wobec tego po jaką cholerę oglądać coś takiego?! No proszę cie nawet Euro nie wygraliśmy.- powiedziałam spoglądając na niego. Naprawdę nie kapowałam za co można kochać tak ten sport. Banda kretynów uganiająca się za piłką i nic więcej.
-Skoro to taka beznadzieja to po co przyjaźnisz się  z Łukaszem? – wycedził. Totalnie mnie to zaskoczyło, okej, zawsze był zazdrosny o niego, ale nie spodziewałam się że kiedyś coś takiego mi powie.
-Nie przyjaźnię się z nim z powodu piłki. Jeśli to był by powód naszej znajomości, to pewnie nawet by się nie zaczęła. Jest dla mnie kimś ważnym, tak samo jak ty i reszta- uśmiechnęłam się do niego promieniście. W tej chwili jego kąciki ust podniosły się minimalnie do góry – Pomagał mi w trudnych chwilach. Jest takim starszym braciszkiem, jak Dawid, tylko z nim nigdy się nie kłócę.
-To może ps3, a później komedia albo powtórki meczów ręcznej?
-Kuszące… Ale najpierw zróbmy sobie popcorn, bo później znowu będziesz zatrzymywał grę.
-Okej, ale  i tak nie masz szans pokonania mnie
-A zakład że tak? – na mojej twarzy malował się podstępny uśmieszek. Wiedziałam że nie mam z nim szans, ale i tak lubiłam sobie pograć.
            Po kilku godzinnej strzelance i graniu w wyścigi samochodowe byłam wyczerpana. Nie czułam własnego kciuka. Widocznie nie jestem do tego tak przyzwyczajona jak Piotr. Nie wyglądał na zmęczonego, a wręcz przeciwnie. Postanowiliśmy włączyć durną komedie romantyczną, kończącą się na happy Endzie. Tego typu filmy zawsze mnie rozśmieszały swoją fabułą. Od samego początku było wiadomo co będzie na końcu.
          
+Kilka godzin później

           Piotruś odwiózł mnie pod dom, przynajmniej nie musiałam iść ciemnymi uliczkami. Rozmawialiśmy jeszcze przez dłuższą chwilę o typowych duperelach. Nadawaliśmy na tej samej fali, dlatego nigdy nie kończyły nam się tematy do dyskusji. Ostatnio  nawet zaczął oglądać „Pamiętniki wampirów”, byłam zaskoczona bo jeszcze nie spotkałam chłopaka który by to lubił. Traktował to za pewne jak zwykły film dla zakochanych w braciach Salvatore lasek. Minęła północ, a ja nadal siedziałam na przednim fotelu jego samochodu. Pora była się pożegnać. Za dużo rozmów i śmiechu jak na jeden dzień. Śmiech wydłuża nasze życie o 15 minut czy coś takiego, więc ja będę żyła wiecznie jak Edward Cullen…
            Po wejściu do domu, od razu powędrowałam do swojego pokoju. Musiałam wziąć szybki prysznic, umyć zęby i sprawdzić fb. Dałam Pysiowi jedzenie i zmieniłam wodę. Cieszę się że mam przy sobie cząstkę Łukasza. Króliczek zawsze będzie mi o nim przypominał. Był nawet troszeczkę do niego podobny.
Od jutra musiałam zastanowić się nad przyszłością, nie mogłam całe życie gnić w swoim pokoju, albo  w klubach nocnych. Nie mogę ciągle żyć przeszłością. Trzeba stawiać nowe kroki w stronę lepszego jutra. 
Chce coś osiągnąć, mieć własny mieszkanie, kupione za własnoręcznie zarobione pieniądze, i kogoś komu będę mogła powierzyć moje serce. Nie oczekiwałam niczego więcej od losu. Może jestem głupia, ale znudziło mi się życie ostrej imprezowiczki która ma wszystko w dupie. Dawna Rozalia dawała znaki, których nie dało się nie zauważyć. Z pozoru silna, a we wnętrz naiwna i samotna. Pomimo tego że zawsze miałam przyjaciół, którzy oddali by ze nie życie, czułam się opuszczona. Brakowało mi kogoś kto zaakceptował by mój charakterek i pokochał całym sercem. Może ten właśnie ktoś pojawi się już niedługo i sprawi że zacznę życie na nowo…?

+++
Mam nadzieję że wam się spodoba. Licze na szczere komentarze :)





czwartek, 18 kwietnia 2013

Rozdział 5

  By zapragnąć przyjaźni nie potrzebujesz wiele czasu, lecz sama przyjaźń jest owocem, który dojrzewa powoli. 


    Obudził mnie budzik w telefonie który zmyślał sobie dzwonienie o 8 rano. Nie miałam siły na wstawanie. Leżałam na łóżku, czułam jak powieki mi się zamykają. Nie miałam planów na dzisiejszy dzień, więc postanowiłam  posapać dłużej. Wstałam koło 10, miałam rozczochrane włosy, roztartą kredkę do oczu i nieświeży oddech. Nic mi się nie chciało, ale w końcu zostałam zaproszona na imprezę i pasowało by się jakoś pokazać. Nie chciałam przynieść wstydu Łukaszowi. Wzięłam szybki prysznic, rozczesałam włosy, umalowałam się i założyłam na siebie luźne ciuchy. Zadzwoniłam do Majki żeby poszła ze mną do centrum handlowego. Mogłabym iść sama, ale znając życie i siebie samą kupiłabym połowę sklepu z czego chodziłabym  w jednej bluzce lub trampkach. Dlatego nigdy na zakupy nie wybierałam się samotnie. Zawsze chodziły ze mną przyjaciółki, no ewentualnie Piotrek lub bliźniak bo Tomek zawsze wszystko krytykuje. Ale jednak dziewczyna zawsze wie jaki dodatek kupić do stylizacji, co ewentualnie oddać lub dokupić.



'~'~'~'

    Z przyjaciółka umówiłam sie w południe koło fontanny. Jak zwykle musiała  przyjść z obstawą. Byłam zła bo miałyśmy ten dzień spędzić razem, a nie z Radkiem. Pewnie znowu się pokłócą a ja będę musiała latać jak gołąb pocztowy do to niej, to do niego. Albo przekazywać informacje, o najpilniejszych rzeczach.
    Chodzenia nie było końca. Trzy godziny mierzyłam bluzki które będą pasowały mi do spodni. Dodatkami zajęła się Maja. A Radek poważnie mnie zaniepokoił, wybrał mi dodatki. To było dosyć dziwne, bo pasowały idealnie. Nie obyło się też bez monologu jego siostry, która uważała że one zupełnie nie pasują do mojego stylu. Więc wybuchła kłótnia... Ale nie tylko ja byłam zmęczona, oni również dlatego zaprzestali wymieniać swoje poglądy i zakopali topór wojenny.
    Po kilku godzinnym zwiedzaniu centrum handlowego, postanowiliśmy wybrać się do M'Donalda coś przekąsić. Zanim tam jednak dotarliśmy, zaważyłam bałwana którego wczoraj poznałam. Był w sklepie z bielizną, damską. To była dobra okazja żeby kogoś wkurzyć. Cały dzień byłam spokojna, więc należało mi sie na kimś wyżyć. Weszłam jako pierwsza, nie zwracałam na niego uwagi, udawałam że rozmawiam z Majką. Powiedziałam jej o całej sytuacji która wczoraj miala miejsce. Była zła  o to że jej tam nie było. Znając jej przebiegły charakterek za takie coś nasz piłkarzyna miałby nie małe kłopoty. Ja cieszyłam się ze jej tam nie było. Normalnie gorsza ode mnie. Ja wolałam mówić prosto z mostu, i walić cięte riposty, natomiast ona od razu przystępowała do rękoczynów.
    W końcy mnie zauważył. Gdzieś tam głęboko w mojej psychice roił się scenariusz tej rozmowy. Śmiać mi się chciało. Ale zachowałam powagę. Radek znikną gdzieś, podszedł do jakiejś dziewczyny i już nie wrócił.
-Ooo... Kogo ja tu widzę  - zaczęłam rozmowę. Wojciech tylko na mnie spojrzał, nie raczył mi odpowiedzieć. Ja mu się nie dziwię sama wymiękłabym przy takich teksach jakie wczoraj odpaliłam. -Fajna bielizna, męskiej nie było? - zapytałam, na jego twarzy widniał widok "what the fuck?". Nie miałam zamiaru popuścić mu tego co mi zrobił, dlatego ciągnęłam swój monolog dalej- Mam rozumieć że wybierasz sie na romantyczną kolację, ze swoim psem?
-Nie mam psa - był poważny, do tego stopnia że aż śmieszny - O co ci chodzi?- był nieźle wkurwiony. Coś chyba mu nie wyszło z kupowaniem bielizny. - Od kiedy mnie poznałaś miotasz pociskami jak Hitler gazem -  zatkało mnie, po prostu mnie zatkało! Jeszce nikt nigdy mi tak nie dogadał jak on. Zapowiadała sie niezła wojna. Ale nie musiałam główkować długo.
-Gdybyś nie wylał na mnie coli, i nie zachowywał sie jakby cię teleexpres potrącił, byłbyś znośny.
-Znośny?- powtórzył moje ostatnie słowo, chyba nie ogarniał co to znaczy.
-Znośny. Mam przeliterować? Z-N-O-Ś-N-Y! Jak nie kapujesz co to radzę udać sie do biblioteki po słownik języka polskiego.
-Weź zmień dilera
-Dasz namiary na swojego? - Aż się w nim zagotowało. Stał się trochu czerwony. Nie krył już sowjej wściekłości. 
-Ogarnij się dziecko, tobie płacą na to nawijanie jęzorem, czy to jest cecha wrodzona- wycedził z chamskim uśmieszkiem
-W tym sklepie jest tylko jedno dziecko, a mianowicie ono stoi przede mną. Ma koński zaciesz a w ręce trzyma różowy stanik - wyrwało się Majce. Wiedziałam że długo nie wytrzyma.
-Dzieciakiem jesteś ty! Ja przynajmniej mam normalny wzrost - powiedział oburzony. 
-Normalny? - zaczęłyśmy się obie śmiać, tak jak na zawołanie - Ty jesteś żyrafa nie facet. Może masz 2 metry, ale mi nie dorastasz nawet do kostek.- wycedził Majek
-Ja przynajmniej nie jestem rozpieszczonym, nie wychowanym dzieciakiem. Zachowujesz się jak by cię rodzicie nie kochali, i przez to wyzywasz się na innych
     To mnie zabolało, jeszcze nikt nie powiedział mi czegoś takiego. Dałam mu z liścia w twarz najsilniej jak potrafiłam. Stałam na przeciwko niego, jak słup soli, wpatrując się w niego. Do oczu napływały mi słone łzy. Nie znał mnie, nie miał prawa tak mówić! Co on sobie wyobrażał?  Że jak jest wielce sportowcem z milionem na koncie to może wszystko?! Zwykły gbur, pozbawiony uczuć. Ja też je mam... Tak, mam uczucia, pomimo tego że nie okazuje ich za często. Płacz przy świadkach oznacza że jest się słaba, a ja nie jestem słaba. Skrzywdzona, samotna, zdradzona, oszukana. Z tym się zgodzę. Ale nie jestem bez silna. Nie teraz, nie w tym dniu, nie w tej sekundzie. Moje życie, moje błędy, sama doprowadziłam do tego stanu...    Mimo tego że nie wytrzymałam i z płaczem wbiegłam do łazienki, zostawiając ich samych byłam dumna z tego że chociaż raz pokazałam że nie dam się tak łatwo podejść. Wojnę na ciętą ripostę zwyciężę ja!
     Siedziałam skulona w kłębek w zamkniętej ubikacji. Ryczałam, gorzko płakałam, bo w końcu ktoś powiedział mi prawdę w żywe oczy. Bez złudzeń, bez kłamstw. Ludzie są podli, mówią prosto z mostu, i kłamią gdy tylko nadejdzie na to okazja. Ale dlaczego zawsze ja dostawałam od losu w dupe? Nie ma tygodnia bez kłótni, wyzwisk i płaczu. Pomijając już jakiekolwiek szczegóły. Wredna rzeczywistość nie docierała do mnie, nie miała jak się przebić przez grubą otoczkę ściemy. Brakowało mi matczynej miłości, miłości i osoby która powiedziała by mi " Będzie dobrze córeczko, damy radę. Kocham cię, zawszę będę cię wspierać".  
    Po jakimś czasie do toalety wparowała Majka i Pola. Pewnie musiała do niej zadzwonić w między czasie. Nie chciałam o tym rozmawiać. Nie chciałam rozdrapywać starych ran, i wałkować ciągle jeden i ten sam temat. Byłam cała rozmazana, tusz, puder, kredka były na całej mojej twarzy i nie tylko. Woda spływała mi po moich rozgrzanych do czerwoności policzkach. Sabina podeszła do mnie, przytuliła mnie mocno, nie pozwoliła mi się odepchnąć. Szarpałam się trochę, ale po chwili zaprzestała. One nie rozumiały że chciałam być sama. Ale po to są przyjaciele, oni nigdy cię nie zostawią. Położyłam głowę na ramieniu dziewczyny. Musiałam się przytulić i wyżalić. Polańska zawsze wiedziała co powiedzieć, by mnie pocieszyć. Pewnie dlatego chciała zostać pedagogiem. Wreszcie się uspokoiłam. Nie czułam już złości na Szczęsnego. Był tylko żal do samej siebie, że daje sobie tak w kasze dmuchać.  
    Jak zwykle w takich chwilach byłam  głodna, nie mówiąc już o Kamińskiej. Zrezygnowałyśmy jednak z M'Donalda i poszłyśmy w trójeczkę do pizzeri "Paolini". Nasza ulubiona restauracja gdzie zawsze była miła atmosfera. Weszłyśmy do środka kierując się do baru. Zamówiłam sok z czarnej porzeczki i pizze na pół z Polą. Rzuciłam swoje torby na kanapę i udałam się po swój soczek.  Nagle zauważyłam że w najciemniejszym koncie siedzi piłkarzyna co sie uważa za przystojnego. Patrzyłam się na niego z przebiegłym uśmieszkiem. Po mojej głowie chodził tylko jeden pomysł. Spojrzałam na sok, na Wojtka  i jeszcze raz na napój. Na mojej twarzy zagościł promienny uśmiech. Oczywiście Majka musiała skapować o co mi chodzi, bo od razu chciała mnie powstrzymać.
-Tylko nie rób tego  o czym ja myślę- powiedziała przestraszona Majka
-Spokojnie to tylko sok, najwyżej się nie spierze- wycedziłam nie patrząc się nawet na nią
    Szybkim krokiem podeszłam do jego stolika udając że potknęłam się o krzesło. Wylałam napój na jego biały podkoszulek, ale nie tylko, bo mokrą miał też twarz. Natomiast jego lalunia ubrudziła sobie swoją neonową, mini sukieneczkę. Był wściekły, nawet nie próbował opanować swoich nerwów. 
-Co ty kurwa robisz ? - rykną na cały głos
-Oj wybacz misiu, to było niechcący albo ... albo jednak chcący - uśmiechnęłam się do niego



-Wojtus słońce kto to jest ?- zapytała się jego dziewczyna

-Przypadkowa znajomość, która już chyba nigdy nie da mi spokoju - burknął nadąsany Wojtek
-Gdybyś nie chodził jak pomylony i nie zniszczył mi bluzki ta znajomość by sie w ogóle nie zaczęła
-Jak się ogarniesz i skończysz tą bezsensowną rozmowę daj mi znać będę czekać w samochodzie - odparła zdezorientowana panienka. Wychodząc trzasnęła drzwiami tak głośno, że myślałam że się rozwalą
-Widzisz ?! Gdzie się nie pojawisz robisz zadymę , odwal się ode mnie i daj mi spokój psychopatko ! - warknął
-Z wielką przyjemnością - ukłoniłam mu się by  wkurzyć go jeszcze bardziej. Nie zwracałam już uwagi co on tam mamrocze pod nosem, po prostu go wyminęłam i poszłam przed siebie. 
    Dumna ruszyłam w stronę swojego domu. Za mną biegły przyjaciółki. Musiałam się zatrzymać, gdyż nigdy by mnie nie dogoniły. Wypytały się mnie co to niby miało być. Zbyłam ich trochę, ponieważ nie chciałam psuć sobie humoru. Dziewczyny nie mogły iść na imprezę dlatego musiałam bawić się bez nich. Dobrze że chociaż Piotrek obiecał mnie podrzucić do tego klubu.      Dochodziła 18 więc postanowiłam że wezmę gorącą kąpiel, umyję włosy i dopiero wtedy zabiorę się za przygotowywanie do imprezy. Jak postanowiłam, tak i zrobiłam. Po godzinie moczenia się w wannie byłam gotowa do strojenia się. Nie ubierałam się elegancko, to nie w moim stylu. Postawiłam na wygodne i eleganckie ciuchy w których czułam się najlepiej. Nie przesadzałam też z makijażem, i tak bym sie rozmazała. O 19.30 przyjechał po mnie Piotruś. Sama nie wierzyłam w to że wyrobiłam się w za ledwie półtorej godziny. 
    Drogę do klubu "Tropicana" umilało nam radio samochodowe.  Mój przyjaciel miał szczęście, że miał tak fajnych rodziców. W końcu własny pojazd był o wiele lepszy niż chodzenie na piechotę.  Pod budynkiem byliśmy pół godziny później. Nie byłam jeszcze w tym miejscu nigdy. No ale cóż... kiedyś musi byc ten pierwszy raz. 
    Po wejściu  do klubu musiałam się przepychać żeby dojść do środka. Zauważyłam że koło szatni stoi Piszczek. Podeszłam do niego, bo i tak nikogo tu innego nie znałam
-Cześć - przywitałam się
-O cześć. Co ty tutaj.... aaaa- jakby mu się tak dokładnie przyjrzeć to był przystojny, nawet jak się nie uśmiechał. 
    Znam go dopiero od wczoraj a dogadywaliśmy się jakbyśmy zali się od lat. Rozmawiałam z nim przed dłuższą chwilę. Gawędzilibyśmy pewnie dalej, ale zauważyłam że pan Szczęsny nadchodzi, wolałam go unikać i nie pakować się w kolejną bójkę. Nie było nic ciekawego na tej imprezie, nawet Piszczuś ulotnił się gdzie. Postanowiłam wrócić do domu. 
-Rozalka, czekaj... gdzie uciekasz - zapytał Łukasz
-No nareszcie raczyłeś się pokazać- udałam oburzoną - Nie chce mi się tu siedzieć. Nie znam nikogo oprócz ciebie i tych z Borussii. A poza tym ten wasz bramkarz nieźle mi dziś wygarnął co o mnie myśli, wiec nie mam ochoty na imprezę
-Zaczekaj, przecież obiecałaś że spędzisz ze mną trochę czasu, tak dawno się nie widzieliśmy - Fabiański zrobił oczy a'la kiciuś ze Shreka. Nie umiałam się im oprzeć. 
-Zgoda, ale nie zostawiaj mnie samej. I tak mnie dziś wszystko wkurza- burkęłam 
-Mam niespodziankę. Chodź za mną- byłam troche przerażona? A może tak bardzo, bardzo przerażona. Nie lubiłam jego pomysłów. Jak coś wymyśli to strach się bać...
    Weszłam do sali, było pełno ludzi. Nagle stanęłam razem z nim na środku sali, goście zrobili wokół nas kółeczko, a w głośnikach było słychać "To tort dla naszej jubilatki. Wszystkiego najlepszego od Łukasza, przyjaciół, reprezentacji, no i oczywiście ode mnie". Po tym ostatnim słowie, domyśliłam się  że mówił to Wasyl. Ale nic nie przebiło "sto lat" w wykonaniu niemieckiego trio. Byłam szczęśliwa, sprawili mi ogromną przyjemność. Po zdmuchnięciu 18 świeczek, pojawił się mój prezent. Nie był zapakowany, wręcz przeciwnie. Fabian trzymał go na rękach. Był to króliczek, mały, rudy. Taki o jakim zawsze marzyłam. Na szyi miał karteczkę z napisem "Jestem Raniewski, Pysio Raniewski" 
-Dziękuje - pocałowałam przyjaciela w policzek- tak a pro po czyj to był pomysł? - wskazałam  palcem na karteczkę. 
-Tomka 
-Spodziewałam się tego-powiedziałam cicho -  Dziękuje wszystkim. Sprawiliście mi wielką niespodziankę. -odpowiedziałam do mikrofonu, który przystawił mi do ust Polski Czołg. 
     Przez cały czas nie schodziłam z parkietu, tańczyłam prawie ze wszystkimi na sali. Pomijając Wojciecha, bo z nim nie chciałam mieć nic wspólnego. Z resztą on był zajęty swoją panienką. 
-Sto lat dzieciaku- nagle poczułam jak ktoś za mną stoi. Był to Wojtek
-Po pierwsze baranie, nie jestem dzieciakiem! A po drugie twoje życzenia mam pod ogonem - uśmiechnęłam się do niego, tak żeby sobie w końcu poszedł. Tak właściwie takich ludzi nie powinno zapraszać się na imprezy. 
-To pewnie przez ten ogon, wyglądasz jak beczka 
-Daruj sobie. Może twoje sex panienki lecą na taką gadkę, ale ja nie. - powiedziałam stanowczo. Miałam ochotę wziąć butelkę czystej, rzucić sie mu na plecy i rozbić ja na tej jego makówce
-Chciałem tylko, żeby jubilatka zatańczyła ze mną, ale widzę że z tego planu nici
-Wolałabym wypruć sobie flaki, poćwiartować, ugotować, skleić je klejem i odstawić na miejsce, niż przetańczyć z tobą nawet pół minuty... Wybacz misiaczku, ale twoja dziwka na ciebie czeka. Pa, pa - pomachałam mu, i poszłam do baru. 
    Zamówiłam sobie kieliszek czystej, oczywiście nie skonczyło się na jednym. Nie piłam dużo. Może kilka kolejek z nowymi kolegami. Musiałam uczcić nowe znajomości. Nie szumiało mi w głowie i stałam o własnych siłach, wiec było bardzo dobrze. Praktycznie każdy wolny taniec przeznaczony był dla Łukasza, który nie chciał żebym mu nigdzie uciekła. Kto by pomyślał że jest aż tak dobrym tancerzem. Wybór koturn zamiast szpilek był wspaniały. Nogi mnie prawie nie bolały, więc mogłam szaleć dalej...
    Połowę ludzi na sali nie znałam, może kojarzyłam niektórych, ale tak żebyśmy byli na "ty" to nie. Zastanawiałam się tylko skąd oni mnie znają. Każdy zwracał się do mnie po imieniu, a ja jak głupia bałam się powiedzieć cokolwiek, żeby nie wyjść na idiotkę która nie zna polskich sportowców.
    Po kilku godzinnej potańcówce byłam wyczerpana. Ostatnią piosenkę spędziłam w objęciach Piotra. Ledwo trzymałam się na nogach, więc musiał odtransportować mnie do domu. Zapomniał oczywiście zabrać mojego królicza, to też postanowił się po niego wracać. Siedziałam na murku, gdyż nie dałabym rady ustać. Śmiałam się ze wszystkiego, nawet z tego  że potrafię ruszać własną ręką. Siedziałam taka sama na krawężniku z butelką jack'a daniels'a   , upajając się jej smakiem. Piotr nie wracał, ale nie przeszkadzało mi to. Byłam tak nawalona że nie wiedziałam jak się nazywam.
    Wtedy podszedł do mnie Kuba z Piszczkiem, byli równie uchlani jak ja.  Śmiałam się z nich, zataczali jajowate kółeczka. Zanim dotarli do mnie, Błaszczykowski otarł sobie podbródek o chodnik, zaklinając przy tym swoją teściową. Nie pamiętam tego dokładnie ale śpiewali jeszcze bodajże "I jeszcze jeden i jeszcze raz..." 
    Przysiedli się do mnie i razem śpiewanie wychodziło nam dużo lepiej... Ludziska po woli zaczęli opuszczać lokal, było już grubo po 4  nad ranem.
    Później pamiętam tylko że ktoś odwiózł mnie do domu i zaniósł do pokoju z króliczkiem. Tylko ciekawe kto to był, znał mój dom doskonale. Nie pomylił pięter, znał kod bramy wejściowej i drzwi które otwierały mój pokój...

+++
Rozdział trochę wcześniej, niż zazwyczaj, ale jutro nie będę miała czasu. Mam nadzieje że się wam spodoba ;) Kochani zostawiajcie komentarze w zakładce "Informowani" żebym mogła dokładnie wiedzieć kogo informować ;D