niedziela, 9 marca 2014

Rozdział 30

Zapomnij o wszystkich powodach, dla których coś się nie uda. Wystarczy znaleźć jeden dobry powód, dla którego się powiedzie.

Minęły kolejne dni. Wojtek wrócił zgodnie z planem do Londynu zabierając ze sobą Aarona. Natomiast Rozalia i Majka miały dziś samolot. Zdecydowały się wrócić dzień wcześniej. Nad panoramą Warszawy pojawiło się nareszcie długo wyczekiwane słońce. Światłość przyćmiło ciemność. Słońce przepędziło nieustający deszcz.
Z pozoru wszystko wyglądało dobrze. Uśmiechnięci ludzie mówiący o swoim szczęściu. Ale czy każdy jest tak szczęśliwy jak mówi? Może to jest tylko maska. Maska, którą zakładamy każdego dnia mówiąc ‘wszystko porządku’, a wieczorami, gdy zostajemy sami w pustym mieszkaniu ściągamy ją, pokazując własne oblicze. Oblicze, które nie jest tak silne jak mówią pozory. Udajemy silnych, by nikt nie zobaczył naszych łez. Ale dlaczego? Przecież, łzy nie są oznaką słabości. Są dowodem na to że bardzo nam zależy. Zależy tak bardzo, że jesteśmy poświęcić wszystko co mamy. A mimo to większość ludzi zakrywa swoją twarz zakładając maskę.
Od czasu śmierci Radka Maja próbowała wrócić do normalnego funkcjonowania. Nie było to proste. Przecież od dziecka z nim przebywała. Te wszystkie lata które przetrwali. Razem na dobre i złe. Nie chciała zapominać o tym że już go nie ma. Chciała pamiętać i opowiadać na starość swoim dzieciom jaki był jej młodszy o kilka minut brat bliźniak. Ale pomimo to musiała żyć dalej. Musiała wziąć się w garść i żyć tak, aby jej bart, gdzieś tam na górze był z niej dumny. Dumny, że ma taką siostrę.
Postanowiła kontynuować studia. Kochała robić zdjęcia i to była jej największa pasja. Ktoś normalny stwierdził by że zabieranie aparatu wszędzie gdzie się da, jest czymś bezsensownym, ale nie ona. Uwieczniała w ten sposób chwile które chciała zapamiętać. Wywoływała zrobione zdjęcia umieszczając je później w odpowiednim brulionie gdzie wszystko było podpisane z dokładną data wydarzenia.
A jak sprawy między Majką a Aaronem? Wszystko było w jak najlepszym porządku. Po pogrzebie Aaron nie odstępował jej na krok. Rodzice dziewczyny pozwolili mu, aby nocował u nich, bo po co tracić pieniądze a co ważniejsze byli pewni że Maja czuje się przy nim bezpieczna. Niełatwo było dla nich zaakceptować, iż ich córka chce wrócić do Londynu, ale tak będzie lepiej. Tak będzie lepiej dla ich córki. Jedynej.

Samolot wylądował z godzinnym opóźnieniem. Londyn, tak jak zawsze – deszczowy i ponury. Z lotniska Polki odebrał Ramsey. Rozalia nie mówiła nic Wojtkowi że wraca wcześniejszym samolotem. Chciała mu zrobić niespodziankę. Bezproblemowo dowiedziała się od Łukasza że dzisiaj mają wolne. Grunt to mieć przyjaciela który ma na oku twojego faceta i wie kiedy pracuje – pomyślała. 
Otworzyła cicho drzwi wejściowe zdejmując buty. Chciała jak najszybciej rzucić się w ramiona bramkarza zapominając o ściągnięciu płaszczu i zostawieniu swojej torby. Światło było zgaszone, jedynie w salonie zapalona była lampa i słychać było głos Wojtka i jakiejś kobiety. Podeszła bliżej przysłuchując się rozmowie. Nie znała jej. Brunetka z długimi prostymi włosami. Szczupła, trzymająca kubek z gorącym napojem w ręce. Leżała na sofie, wychuchają co chwilę gromkim śmiechem, gdy Szczęsny parodiował zachowanie Jacka. Rozalia stała oparta o framugę drzwi. Nikt jej nie zauważył, więc w spokoju mogła zbadać teren.
-Takie rzeczy to tylko Jack potrafi. – śmiała się kobieta.
-On jest zdolny do wszystkiego. Znasz go przecież, wieczny optymista.
-Ale Lauren ma go pod pantoflem. – zaśmiała się.
-I to chyba mu nigdy nie da spokoju.  – dokończył rozbawiony.
-Wojtek – zaczęła – a mówiłeś już Rozalii o…
-Nie jeszcze nie. Jutro wraca, więc mam jeszcze trochę czasu aby przemyśleć jak jej to powiem. – odparł poważniejąc.
-Czyli nic jej jak na razie nie wspominałeś?
-Nie. I tak będzie lepiej dla niej. Powiem jej jutro, a zresztą i tak by sama zauważyła.
-Ale to nie będzie problem, prawda? Bo jeśli tak to
-Nie wygłupiaj się – przerwał jej momentalnie. – Zostaniesz aż nie wrócisz do zdrowia.
-Dziękuję. Zawsze mi pomagasz. Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła. – uśmiechnęła się bacznie przyglądając się chłopakowi.
-Jestem brudny, że się tak patrzysz? – zapytał zaciekawiony.
-Nie po prostu przypomniało mi się jak byliśmy razem. Pamiętam jak kazałeś Jankowi zapytać się czy będę twoją dziewczyną. Nieśmiały Wojtuś. – zaśmiała się wspominając dawne czasy.
-To nie prawda! On po prostu chciał poćwiczyć. – tłumaczył się zakłopotany.
            Przecież ona ją znała. Widziała już ją gdzieś. Była tego pewna. Ale gdzie? Przecież gdyby ją znała nie zastanawiała by się teraz kim ona jest. Czy to tylko głupie deja vu?
-Poćwiczyć pytanie mnie o to czy będę twoją dziewczyną. – dążyła dalej niedowierzając słowom chłopaka.
-No tak.
-Pamiętasz jak pierwszy raz mnie pocałowałeś…
-Tak, twój ojciec chciał mnie za to zabić. – odparł oburzony.
-Nie przeszkadzam wam?! – odparła podenerwowana całą sytuacją Rozalia.
            Rzuciła torbę na podłogę krzyżując ręce i dopiero wtedy zauważyli że nie są sami. Wojtek, który popijał właśnie herbatę zakrztusił się swoim napojem gdy usłyszał rozjuszoną Rozalię. Stała nadal w progu z krzyżowanymi rękami obserwując z przymrużonymi oczami kobietę.
            Wojtek siedział jak wryty. Miał rozchylone usta ze zdziwienia. Nie wiedział czy ma podejść i pocałować swoją dziewczynę, czy też od razu zacząć jej tłumaczyć całą sytuację. Zaskoczyła go. Cholernie go zaskoczyła, bo przecież nie był jeszcze na to przygotowany.
-Jak mniemam moja obecność jest tutaj chyba zbędna. Tak? – zapytała uważnie obserwując zakłopotaną brunetkę.
-Nie – odparli natychmiastowo obydwoje.
            Szczęsny wstał z fotela i podszedł do Rozalii.
-Musimy chyba porozmawiać. – powiedział zdenerwowany przeczesując gestem ręki swoje włosy.
-Też mi się tak wydaje.
            Udali się do sypialni. Rozalia między czasie ściągnęła płaszcz rzucając go na krzesło stojące przy szafie. Usiadł wygodnie na łóżku, przykładając ręce do twarzy zbierając myśli.
Denerwował się. Przecież miał jej powiedzieć juz wcześniej, dużo wcześniej. Ale nie miał odwagi. Tak, on wielki Wojciech Szczęsny bał się powiedzieć swojej dziewczynie o Sandrze.
Od czego miał zacząć, skoro w jego głowie panowała pustka. Po chwili zdobył się na odwagę widząc złość w oczach Rozalii wyznał jej prawdę.
-Miałem powiedzieć ci o tym wcześniej, ale ...
-Ale nie powiedziałeś.- przerwała mu.
-Chciałem. Uznałem ze lepiej będzie jeśli powiem ci to osobiście. Sandra złamała nogę, a w Londynie ma tylko mnie. Dlatego zaoferowałem jej swoja pomoc. -zamilkł, ale po chwili znów kontynuował. -ona się tutaj wprowadza i będzie z nami mieszkać.
-Słucham?! Chyba się przesłyszałam. – krzyknęła.
            Wstał. Popatrzył na brunetkę która nie miała tęgiej miny.
-Posłuchaj... – zaczął spokojnie.
-Czy ona nie była twoja była dziewczyna ? – wycedziła nagle przerywając mu.
-Tak, ale
-Od kiedy ona tutaj mieszka ? - zapytała. Nie usłyszała odpowiedzi, dlatego powtórzyła. - od kiedy ?
-Od półtora miesiąca. – przyznał się.
-Od półtora miesiąca?! Ukrywałeś to przede mną aż półtora miesiąca?!
-Tak, ale
-Wydawało mi się że mieliśmy być ze sobą szczerzy. – powiedziała nieco spokojniej. – Pytałam się czy coś przede mną ukrywasz, a ty kłamałeś mi prosto w oczy.
-Rozalia, ja nie wiedziałem jak ci to powiedzieć. – wyznał – bałem się że się wściekniesz albo odbierzesz to jako jakiś romans.
-Zła to jestem teraz, bo wychodzi na to że mi nie ufasz. Mogłeś mi przecież wcześniej powiedzieć a nie robić mi takiej niemiłej niespodzianki.
            Szczęsny spuścił głowę wpatrując się w czubek swoich butów, tak jakby to one w tej chwili były najciekawszą rzeczą w tym pomieszczeniu.
-Ufam ci. – powiedział cicho – I kocham cię, ale nie chcę cię stracić.
            Usiadł ponownie na łóżku. Milczeli przez krótką chwilę. Kiedy podeszła do niego Rozalia miał w głowie mętlik. Przykucnęła i popatrzyła mu prosto w oczy.
-Ja też cię kocham, ale chce żebyś był ze mną szczery. Rozumiesz? – zapytała.
-Tak.
-Do kiedy ona tutaj zostanie?
-Do ściągnięcia gipsu jakiś miesiąc i jeśli się nie polepszy to jeszcze będzie rehabilitacja.
-Zapowiada się ciekawie. – odpowiedziała sarkastycznie wstając. 
-Bądź dla niej miła. Może czuć się niezręcznie. - poinformował ją.
-Ja zawsze jestem miła. A po za tym...
            Nie zdążyła dokończyć. Kiedy wstała Wojtek przyciągnął ją do siebie i pocałował. Serce Rozalii o mały włos nie wyskoczyło z piersi. Nie potrafiła się na niego długo złościć. Kochała go i tylko to się liczyła. Miała do niego żal że nie powiedział jej wcześniej o Sandrze, ale rozumiała go. Sama nie wiedziała do końca jakby postąpiła w takiej sytuacji. Wtuliła się w jego tors siadając mu na kolanach. Trwali w jej błogiej chwili póki nie usłyszeli z dołu wołania Sandry proszącej o zrobienie herbaty. To będzie długi miesiąc.

            Następnego dnia Wojtek zabrał Rozalię na spacer. Był środek listopada. Szarość Londynu na kilka dni zniknęła i pojawiła się piękna i ciepła jesień. Gdy wsiedli do samochodu bramkarz wcale nie miał zamiaru jechać do parku. Zabrał Rozalię poza Londyn. Za szybą pojazdu ukazywały się niezabudowane pola które ciągnęły się kilometrami.
            Rozalia próbowała wyciągnąć od chłopaka jakiekolwiek informacje dotyczące tego, gdzie ją zabiera. Ale on nie miał zamiaru nic mówić. Uważał że to będzie dla niej niespodzianka. Stosowała różne taktyki najpierw chciała go udobruchać mówiąc mu jak bardzo go kocha, a następnie udając obrażona. Na niego jednak nic nie działało.
-Gdzie my jesteśmy i co tutaj robimy? – zapytała Raniewska kiedy Wojtek zatrzymał samochód.
-Zobaczysz. – odpowiedział tajemniczo biorąc ją za rękę.
 -Ale gdzie my idziemy?
-Pójdziemy na spacerek, a później będzie niespodzianka. – uśmiechnął się.
-Mam zacząć się bać?
-Nie no co ty.
Cztery godziny później

-Gdzie my jesteśmy geniuszu? – zapytała zmęczona Rozalia.
-Za niedługo będziemy na miejscu. – odpowiedział.
-Mówisz tak od kilku godzin, a mnie już nogi strasznie bolą i nie mam siły żeby iść dalej.
-No za chwilkę naprawdę będziemy na miejscu. – przekonywał ją sam w to niedowierzając.
-Nie! Mi jest zimno i bolą mnie nogi! Nigdzie się stąd nie ruszam. – zaprotestowała siadając na starym, spróchniałym pniu.
-Kochanie, już niedaleko.
-Chyba sam w to wątpisz. Zgubiłeś się, nie, zgubiłeś nas oboje. Gdzie my do cholery jesteśmy?
-Emmm, no ten…
-Aha oczywiście wiem gdzie to jest. –powiedziała ironicznie.
-No bo gdzieś za tą górą jest jakiś drewniany domek który wynająłem na dwa dni. Tylko nie pamiętam jak tam się szło. – przyznał się.
-Samochodem nie mogliśmy jechać?
-No nie, bo by mi się pobrudziło! A po za tym jest za stromo. Mogliśmy tylko specjalną terenówką, którą proponował mi właściciel ale powiedziałem że sobie poradzimy.
            Rozalia spiorunowała go natychmiast spojrzeniem rzucając w niego jedną z rękawiczek, która trafiła go prosto w twarz. Szczęsny nie został jej dłużny. Natychmiastowo zareagował. Ściągnął swoją czapkę i rzucił w nią. I zaczęła się bitwa. Rozalia rzuciła swoją drugą rękawiczką a później musiała się bronić bo nie zostało jej już żadnej ‘amunicji’. Gdy dziewczyna poprawiała swój szalik Wojtek podszedł do niej od tyłu łapiąc ją delikatnie w talii. Nie spodziewała się tego. Ześlizgnęła się z pnia z hukiem uderzając o mokrą ziemię tyłkiem. Obolała wstała z pomocą Wojtka, który nie mógł powstrzymać napadu śmiechu. Bowiem jej całkiem nowe i białe spodnie zostały właśnie pobrudzone błotem, w najmniej odpowiednim miejscu.
-Nie śmiej się, to nie śmieszne! – rozkazała.
- Kiedy ty tak fajnie wyglądasz. – śmiał się. – Wprowadzasz nową modę.
-Jeszcze się policzymy Szczęsny. – powiadomiła go grożąc palcem.
-Oczywiście kochanie. – odpowiedział obejmując ją ramieniem.
-Możemy już wracać do domu? Trochę głodna się zrobiłam.
-Gdybym tylko wiedział w którą stronę. –wymamrotał pod nosem.
-Mówiłeś coś?
-Nie.
            Plątali się po tym lesie jeszcze przez kilka dobrych godzin. Jednak niespodzianka Szczęsnego okazała się totalną klapą, choć chęci były dobre. Zanim dotarli do samochodu zdążyli się pokłócić dwa razy i oczywiście pogodzić. Wojtek chciał nastraszyć swoją dziewczynę wmawiając jej że w tym lesie nocą chodzą niedźwiedzie. I udało mu się. Przestraszył ją do tego stopnia że nie mogła się poruszyć. Musiał wziąć ją na plecy i nieść do samego samochodu. Już wtedy żałował swojego żartu. Wszystko było by jeszcze dobrze, gdyby nie usłyszeli jakiegoś szelestu w głębi lasu. Byli pół kilometra od parkingu. Słychać było łamiące się patyki. Rozalia była wystraszona. Z tego strachu trzymała się kurczowo Wojtka momentami dusząc go. Kiedy oboje byli przerażeni, a Wojtek zaczął uciekać z Raniewską na plecach okazało się że było to zwykły zając. Zwykły najzwyczajniejszy zając.
-Bałeś się, przyznaj. – powiedziała Rozalia siedząc na fotelu obok kierowcy pokazując szereg białych ząbków.
-Nie bałem się, nie chciałem po prostu żeby coś ci się stało. – tłumaczył się.
-Jasne, już ci uwierzę.
-Nigdy więcej nie pójdę do lasu. Nigdy.
-A ja pójdę, tylko z lepszym przewodnikiem. – powiedziała wystawiając mu język.
-Jeszcze się policzymy. – powiedział wrogo Szczęsny.

            Rozalia uśmiechnęła się w duchu i pocałowała go w policzek. Wojtek nie czekał długo. Złapał ją za rękę i pocałował w dłoń…

###
WAŻNE OGŁOSZENIE
chciałabym dodać w tym miesiącu przynajmniej jeszcze jeden rozdział. Ale nie mogę tego obiecać. przede mną testy gimnazjalne, powtórki , testy do bierzmowania i zawody. Mam mase zajęć i czasem brakuje mi czasu dla samej siebie. Dziś znalazłam trochę czasu i dokończyłam ten rozdział, który był do połowy napisany. W kwietniu niestety nie dodam nic. Mam testy, które są dla mnie teraz najważniejsze i chcę się na nich wyłącznie skupić. Chę napisać je na miarę swoich możliwości, tak żeby dostać się do dobrego liceum. Oczywiście nie porzucę tego bloga. Za bardzo się do niego przywiązałam i wsadziłam dużo pracy w niego.
Dziękuje za tak miłe komentarze i możecie pytać mnie o co tylko chcecie. Odpowiem na szystko wczesniej czy pózniej ponieważ nie ma mnie na bloggerze codziennie xd
zapraszam na mojego drugiego bloga na którym wkrótce coś się pojawi ;) It's only words





Do następnego :*