niedziela, 25 sierpnia 2013

Rozdział 19

Uważasz, że jest słaba, bo po jej policzkach spływają łzy. Lecz ta sama dziewczyna budzi się każdego ranka chociaż wie, że będzie to kolejny pusty dzień. Uśmiecha się, chociaż jej serce rozdziera się z bólu. Żyje, chociaż każdego wieczora pragnie śmierci. Nie wiedziałeś o tym? No właśnie, jest silniejsza niż myślisz.

            Rano Wojtek miał już tylko lekki stan podgorączkowy. Rozalia po wyznaniu bramkarza nie przespała nocy. Siedziała skulona na fotelu pod oknem, dopiero wczesnym rankiem udała się do łazienki. Stanęła naprzeciwko lustra, a w nim ujrzała dziewczynę z rozmazanym tuszem i popuchniętą twarzą od ilości wylanych łez. Nałożyła szybki makijaż, aby nikt nie zauważył w jakim jest stanie psychicznym. Wyszła z łazienki udając się do kuchni. Zrobiła gorącą herbatę, którą szybko wypiła, a drugą zaniosła Wojtkowi na szafkę nocną. Szczęsny spał jeszcze jak małe dziecko. Dzień był piękny, wyszło słońce, które w ostatnim czasie omijało Londyn szerokim łukiem.
Rozalia kucnęła obok chłopaka i przyglądała się mu przez parę dłuższych chwil. Ruchem dłoni delikatnie dotknęła jego policzka. Uśmiechnęła się sama do siebie, a w jej brzuchu pojawiło się ni stąd ni zowąd stado motyli. Zamknęła oczy, a na jej twarzy pojawił się uśmiech którego nie potrafiła powstrzymać. Zadzwonił dzwonek do drzwi Szczęsnego, który sprawił że Rozalia musiała opuścić sypialnie chłopaka i otworzyć drzwi.
-Cześć Rosalie – przywitał się Theo, wchodząc do mieszkania. – Jak tam? Wojtek nie zamęczył cię wczoraj?
-Nie – odparła cicho.
-Spodziewałem się że jak się zostawi was samych to policja nic tu nie zdziała. – żartował.
-Spokojnie Walcott. Nie było tak źle, Wojtek cały czas spał więc miałam spokój. A ty co robisz tutaj tak wcześnie?
-Zmieniam cię. – uśmiechnął się kwaśno. – Moja kolej na pilnowanie tego dzieciaka.
-Na dziecko to on jest zbyt wyrośnięty. – powiedziała poważnie. – Ale z zachowania to wszyscy mi dzieci przypominacie. A wracając do wczorajszego dnia, jak minęły ci walentynki? Nie miałeś problemu ze wstaniem rano? – dopytywała się.
-Nie, ostatnio mam z Melanie trochę na pieńku. Dużo by opowiadać. Skoro Wojtek śpi, to muszę z tobą porozmawiać.
-Ze mną?  O czym? – zapytała zdziwiona.
-O tobie i Wojtku. Dlaczego po prostu nie będziecie ze sobą? Ty myślisz cały czas o nim, a on o tobie. Pasujecie do siebie.-zakomunikował piłkarz.
 -Theo, to nie takie proste. My...ja…

-Czemu mu nie powiesz co do niego czujesz? – powiedział zdenerwowany Walcott.
-Bo on ma dziewczynę. – krzyknęła.
-Jaką dziewczynę? Przecież powiedziałby mi gdyby ją miał. Jak ona się nazywa? – mówił zdenerwowany, a zarazem zły na przyjaciela.
-Skąd mam to wiedzieć? Nie jestem Sherlock’iem Holmes’em, widziałam ją razem z Wojtkiem. Wydawali się być szczęśliwi. Więc po co ja mam psuć coś, co ich łączy?
-I co teraz? Będziesz walczyć czy się poddasz? – zapytał po dłuższej chwili Theo, spoglądając na Rozalię.
            Dziewczyna nie odpowiedziała mu od razu. Tępo spoglądała na blat stołu i dopiero po chwili wzięła głęboki oddech po czym odpowiedziała na zadane pytanie.
-Jaa… Jeśli Wojtek jest szczęśliwy z nią – powiedziała mocno akcentując każde słowo. – to ja też będę szczęśliwa. I nie masz się o co martwić. Tak chyba będzie najlepiej.  Wybacz, ale powinnam już iść. Pozdrów ode mnie Melanie. – pożegnała się i zniknęła za drzwiami wejściowymi.
            Kilka godzin później Wojtek obudził się. Wyglądał dużo lepiej niż ostatniej nocy, chodź nadal był blady jak ściana. Po woli usiadł na swoim łóżku, po czym założył szlafrok i udał się po woli, podpierając ręką o ścianę do kuchni, gdzie siedział Theo.
-Siema. – przywitał się Szczęsny.
-Wyglądasz jakby cię z krzyża zdjęli. –żartował.
-Od kiedy tu jesteś?
-Rano jakoś przyszedłem. Normalnie jakby się waliło i paliło to byś się nie obudził.
-Przynajmniej nie musze na środki nasenne wydawać kasy. Gdzie jest Rozalia?
-Jak to gdzie? W domu, a gdzie ma być?- zapytał zdziwiony.
-Nie wiem, pytam. Muszę z nią porozmawiać, i to jak najszybciej. –oświadczył Szczęsny.
-Przyjacielu, jedyną rzeczą którą teraz musisz zrobić to iść się położyć. Bo jak w takim stanie pójdziesz do niej to będzie więcej problemów niż pożytku.
            Wojtek jeszcze chwilę porozmawiał z Theo, po czym poszedł do swojej sypialni oglądać powtórki meczów.  Walcotta męczyło pytanie „Dlaczego Wojtek prowadzi podwójne życie?”. Ma dziewczynę, o której on nie miał pojęcia i startuje do Rozalii. Nie poznawał swojego przyjaciela. Wcześniej mówił mu o wszystkim, rozmawiali jak bracia, a teraz nie informuje go nawet o nowej dziewczynie. Jeszcze nie tak dawno temu powiedział mu że zakochał się w Raniewskiej, a teraz zachowuje się jakby mu woda sodowa do głowy uderzyła. Nie pochwalał nigdy takiego postępowania. Krew buzowała mu w żyłach, kiedy widział jak mężczyźni wykorzystują dziewczyny mówiąc że kochają, gdy w między czasie umawiają się z inną…

Jakiś czas później…

            Piłkarze za kilka minut rozpoczynali trening. W szatni pozostało już tylko kilkoro osób, które jak zwykle nie mieli czasu aby wcześniej wyjść z domu i nie spóźnić się. Theo, Jack, Poldi, Giroud i Wojtek siedzieli w szatni czekając aż Aaron znajdzie swoje korki. Theo wraz z Jackiem zacięcie dyskutowali kto ma lepszy samochód, nie zwracając jednocześnie uwagi na Szczęsnego. Nie był zadowolony że kumple ignorują go, ale teraz miał inne sprawy na głowie. Jedną z nich była Rozalia. Dziewczyna od walentynek nie odpisywała na jego sms, maile a nawet nie odbierała telefonów gdy dzwonił. Chciał z nią porozmawiać, ale nie wiedział gdzie i kiedy, skoro w dziwny sposób zniknęła z życia jego i Arsenalu. Od tamtej pory otrzymał od niej tylko jedną wiadomość „Nie dzwoń i nie pisz, tak będzie lepiej. Udanego życia.”  To jeszcze bardziej go zirytowało, nie miał pojęcia co zrobił nie tak i dlaczego ona się do niego nie odzywa.
            Wkurzony rzucił telefonem do swojej szafki, mocno trzaskając jej drzwiczkami. Szybkim krokiem wyszedł na boisko ignorując pytania kolegów, czy coś się stało.
            Trening dłużył się mu w nieskończoność. Nie mógł się skupić, a w dodatku trener był dziś dla niego wyjątkowo cięty. Jego złość nie opadła, dlatego też koledzy powstrzymali się od uwag co do jego zachowania. Tuż po zakończonym treningu wszedł do szatni gdzie został tylko Aaron, Theo i Jack. Panowie rozmawiali o czymś, ale gdy tylko bramkarz przekroczył próg szatni umilkli.
-Co jest grane? – zapytał wkurzony Wojtek.
-Co masz na myśli? – zapytał spokojnie Theo.
-Od kąt wróciłem po chorobie, ignorujecie mnie. Co jest do cholery jasnej grane?! Zrobiłem coś?! Rozmawiacie ewidentnie na mój temat, ale gdy tylko się do was zbliżę od razu zmieniacie temat, jakby nigdy nic. Mam już tego dosyć, może mi któryś łaskawie wyjaśni o co wam do cholery chodzi?!
-Słuchaj Wojtek, nie powinieneś się tak zachowywać. Ja rozumiem, że mężczyzna potrzebuje czułości, ale…- zaczął Aaron.
-O czym ty gadasz? – przerwał mu poirytowany.
-Ja ci to wytłumaczę- mówił Jack, obejmując ramieniem bramkarza.- ty jesteś typem faceta któremu nie brakuje dziewczyn, ale nie pozwolę na to żebyś skrzywdził dziewczynę, którą znam i lubię.  Lauren też nie pozwoli, dlatego też lepiej będzie kiedy sobie odpuścisz Rozalię.
-Co?
-Nie  pytaj się głupio. – pouczył go Theo. – Masz dziewczynę i zajmij się nią, ona pewnie cię kocha. Nie graj na dwa fronty bo skrzywdzisz i ją i Rozalię, a ona i tak już nie mało przeżyła.
-Jaka dziewczyna? O co wam chodzi? – dopytywał się zdezorientowany Wojtek.
-No twoja. – wytłumaczył Aaron. – Rozalia mówiła Theo że widziała cię z nią kilka razy i że masz z nią zdjęcie na kominku.
-Ale ja kurwa nie mam dziewczyny! Przecież wiedzielibyście o tym. Zdjęcie jest ze Sandrą, innego tam nie ma. Ale ona jest tylko przyjaciółką, nic więcej.
-Doprawdy? To dlaczego ona myślała że chodzisz ze Sandrą?
-Czy ja ci na jasnowidza wyglądam? – zapytał Szczesny. – Gdzie ona jest? Gdzie ona jest?! – dopytywał się, a raczej krzyczał.
-Tego nie wiem, ale będzie dziś na imprezie razem Melanie. – powiedział Theo – Więc jeśli chcesz to…
-Dzięki. – wykrzyknął uradowany Wojtek po czym najszybciej jak się dało wybiegł ze stadionu.
Chwilę później był już przy swoim samochodzie, którym pojechał do domu przygotować się na przyjęcie.

*         

            Majka kręciła się po całym mieszkaniu, w poszukiwaniu stroju na przyjęcie. Od kilku godzin przeszukiwała meble, i stała przed lustrem. Ostatecznie stwierdziła że jej szafa pomimo że się z trudem domykała, świeci pustkami i starością.
-Rozalia! Czy ten królik musi łazić po całym mieszkaniu?! Nie możemy mu znaleźć jakiegoś domu królika, czy czegoś podobnego? Zaczyna mnie już drażnić, myśli że może wszystko. – żaliła się Maja.
-Nie oddamy go nikomu, jest mój. A na dodatek prezentów się nie oddaje. – powiedziała Raniewska przytulając swojego pupila.
-Ale on mi zjadł marchewkę! Jestem głodna. –skarżyła się.
-Nie nowość. – wymamrotał pod  nosem.
-Mówiłaś coś?!
-Tylko tyle że te buty są dla ciebie idealne. – uśmiechnęła się do niego po czym zniknęła za drzwiami łazienki.
            Brunetka wzięła długą, odprężającą kąpiel przed imprezą. Umyła swoje długie włosy, rozczesała i upięła w kucyka. Założyła przygotowane ciuchy, i zrobiła makijaż. Godzinkę później była już gotowa do wyjścia. Razem z Mają wyszły z mieszkania i udały się do taksówki, która przywiozła je pod samo wejście do klubu.
            Po wejściu do budynku dziewczyny usiadły przy stoliku razem z Lauren i Melanie. Był to wieczór który miały spędzić tylko w swoim gronie. Żadnych chłopaków. Tylko zabawa i babskie ploteczki.
-Musimy się razem wybrać na zakupy. – powiedziała z entuzjazmem Melanie.
-Koniecznie. Chodzenie na zakupy w towarzystwie mężczyzn jest wyczerpujące. Szczególnie jak taki Jack mówi że we wszystkim jest mi dobrze, kiedy ja wiem że wyglądam jak jakaś choinka. W ogóle nie zna się na modzie. Najchętniej to by nie ubrał w jeansy i adidasy. – śmiała się Lauren.
-Chyba nie jest aż tak źle. – włączyła się do rozmowy Majka.
-Źle nie, jest jeszcze gorzej. Theo jest strasznie zazdrosny, więc jeśli idziemy na jakieś przyjęcie to  zamiast sukienki kazałby mnie ubrać w kombinezon żeby mieć mnie tylko dla siebie.
-Ja się mu nie dziwię. – żartowała Rozalia.
-Muszę chyba zapisać mojego męża do psychiatry. – oświadczyła Lauren.
-Dlatego? – zapytały równocześnie polki.
-Ostatnio Jack z Aaronem postanowili przebrać się razem z Archim za James’a Bond’a. Ubrali czarne garnitury, pilotki i plastikowe pistolety na wodę z barwikami. Wieczorem gdy się ściemniło biegali po całym domu i udawali że prowadzą super tajną akcję przeciwko Alexowi i Olivierowi. Porozbijali mi wszystkie wazony  a o brudnych ścianach od farb nie wspomnę.
-To dlatego Jack nocował u Łukasza. – stwierdziła Raniewska.
-Nadal u niego nocuje? – zapytała zaciekawiona.
-Nie chyba. A nie mieszka razem z tobą i Archim? – dopytywała się brunetka.
-Chciałby, to znaczy powiedziałam mu że jeżeli nie odkupi mi tych wazonów i nie pomaluje ścian w salonie to nie ma po  co wracać.
-Nie za surowa kara? – zapytała Mel.
-Nie, od tygodnia nie nocował w domu. Jestem ciekawa kiedy zamierza wrócić. Trochę się martwię, a Archi cały czas chce do ojca.
-Jack najpóźniej jutro wróci. Jeszcze będziesz chciała żeby gdzieś poszedł–śmiała się Melanie popijając swojego drinka.
            Dziewczyny przez cały wieczór świetnie się bawiły. Żartowały, śmiały się i plotkowały. Każda z nich potrzebowała spędzenia chwili w babskim towarzystwie. Mimo różnych charakterów świetnie się dogadywały i rozumiały.
            Przed klubem stał Wojtek, Jack i Theo próbując wślizgnąć się na imprezę. Było już po 22, przed wejściem stało dwóch wysokich, i umięśnionych ochroniarzy, który nie wpuścili piłkarzy do środka. Na darmo były ich prośby a nawet przekupstwo biletami na mecz, autografami i koszulkami.
-Ale jak to nas nie wpuścicie? – dopytywał się zdesperowany Jack.
-Muszą mieć panowie wejściówki. – odparł oschło mężczyzna.
-A nie da się rady jakoś inaczej tego załatwić?
-Nie.
-Theo, patrz! Beyonce tam jest! Ja chce z nią zdjęcie!... Zaczekaj kochana!– krzyczał Jack biegnąc przed siebie jak głupi, jednocześnie odwracając uwagę gruboskórnych mężczyzn, by w tym czasie Wojtek mógł wejść do środka niezauważony przez ochroniarzy.
            Pół minuty później Szczęsny był już w środku. Dookoła były tłumy ludzi. Na parkiecie było ciężko się gdziekolwiek poruszyć, z każdą chwilą przybywało coraz więcej ludzi. W głośnikach leciała głośna muzyka, która zagłuszała własne myśli Wojtka. Mężczyzna przedzierał się przez tańczące pary, by dojść do baru przy którym stała Melanie z Rozalią popijające drinki. Dzieliło go od niej zaledwie kilka metrów. Pół mrok jeszcze bardziej utrudniał mu się poruszanie i dotarcie do celu. Gdy był już na miejscu nie było tam Raniewskiej, jedynie dostrzegł sylwetkę Melanie która szła do swojego stolika. Szybko podbiegł do niej by wypytać gdzie poszła brunetka.
-Mel, gdzie jest Rozalia? – zapytał zdyszany.
 -Wojtek?! Co ty tutaj robisz? Jak się tu dostałes?
-Długa historia, opowiem ci kiedyś. – uśmiechnął się do niej błyskotliwie. – Gdzie jest Rozalia? Była tutaj przed chwilą.
-Poszła na zewnątrz, źle się poczuła i powiedziała że wróci wcześniej do domu. – oświadczyła. -Wojtek, przypomnij mi dlaczego ochroniarze wyprowadzają stąd Jacka i mojego Theo? – zapytała dociekliwie obdarzając chłopaka przeszywającym wzrokiem.
-Bo pomogli mi się tu dostać. Bez wejściówek. – wytłumaczył szybko, widząc że jeden z ochroniarzy zmierza w jego kierunku. – Idz do nich, będą chyba potrzebować pomocy. – powiedział, po czym szybko skierował się w stronę wyjścia.
            Wybiegł na zewnątrz, gdzie zimne powietrze  otuliło jego ciało. Było  ciemno, jedynie latarnie oświetlały ulicę. Zatrzymał się na środku jezdni, szukając wzrokiem Rozalii. Po kilku chwilach dostrzegł że stoi na chodniku wpatrzona w niebo. Stała bez ruchu w jednym miejscu, ubrana w granatową czapce i czarny płaszcz. Wojtek czym prędzej podbiegł do brunetki stając na przeciwko niej. Patrzył jej głęboko w oczy, widział że jest zdziwiona jego widokiem. Był na nią zły, ale za wszelką cenę chciał wyznać co czuje.
-Czemu nie odbierałaś ode mnie telefonów?! Martwiłem się o ciebie.
-Nie potrzebnie. – odparła oschło unikając jego niebieskich oczu.
-Nie potrzebnie?! Odpowiedz mi tylko na jedno pytanie, dlaczego nie chcesz ze mną rozmawiać?
-Sam sobie odpowiedz. Nie jestem pierwszą lepszą, która leci na tanie teksty, więc daruj sobie. Zajmij się lepiej swoją dziewczyną.
-Posłuchaj mnie! – powiedział łapiąc ją za nadgarstki.
Rozalia chciała wydostać się z uścisku, ale dłonie Wojtka okazały się silniejsze i próby uwolnienia nadgarstków okazały się nikłe. Dziewczyna nadal nie patrzyła mu w oczy, wydała z siebie tylko jęk na znak że uścisk bramkarza jest zbyt silny.
-Nie mam dziewczyny. Zdjęcie było ze Sandrą, była moją dziewczyną, ale teraz łączy nas tylko przyjaźń. – mówił przykładając dłonie Ranieskiej do swojego torsu, tak że dziewczyna była niebezpiecznie blisko niego. – Zrozum, kocham ciebie. Zakochałam się w tobie i kocham tylko ciebie.
-Jaką mam pewność? Dla ciebie, wielkiego Wojciecha Szczęsnego jestem pewnie kolejną dziewczyną do zaliczenia.
-Nie prawda! Mylisz się! – zaprzeczał bramkarz. –Wiem, że też mnie kochasz.
            Jego słowa sprawiły że Rozalia była jeszcze bardziej zagubiona, niż  w dniu walentynek. Nie wiedziała co zrobić, czuła coś do niego,  i chciała żeby byli razem, ale nie chciała być skrzywdzona. Nie chciała znów przechodzić przez to samo.
-Ale będę o to walczyć. Moja babcia mówiła, że w życiu istnieją rzeczy o które warto walczyć do samego końca. A ty jesteś tego warta. – dokończył.
            Rozalia odwróciła głowę w drugą stronę, Wojtek puścił jej nadgarstki, ale nadal stał naprzeciwko niej. Miał nadzieje że kocha go tak samo mocno, jak on ją. W kącikach oczu dziewczyny błyszczały małe kropelki, które po woli spłynęły jej po policzku. Nie zauważył tego Wojtek, dlatego że starała się je ukryć. Nie wiedziała co miała zrobić. Stała odwrócona do niego plecami, próbując wymyślić najlepsze rozwiązanie tej sytuacji. Po dłuższych chwilach poczuła jak ktoś delikatnie bierze jej dłoń i lekko przytrzymuje. Usłyszała już tylko zrezygnowany głos chłopaka.
-Może i unikasz mojego wzroku, rozmów ze mną, ale nigdy nie powiedziałaś mi że nie chcesz. Powiedz, a dam sobie spokój.
            Nie odpowiedziała mu. Czuła że z każdą chwilą coraz więcej łez spływa jej po policzku. Odwróciła się do niego wpatrują się w jego niebieskie do granic możliwości oczy, w których dostrzegała nadzieje. Nie umiała wydusić z siebie żadnego słowa, stała wpatrzona w jego oczy. Nie uśmiechała się, nie poruszała się. Stała. Po prostu stała spokojnie, wpatrując się w niego. Nie potrafiła nic zrobić, sytuacja przerosła ją.
-Twoje milczenie jest dla mnie jednoznaczną odpowiedzią. – wyszeptał i puścił dłoń Rozalii.
            Odwrócił się na pięcie i poszedł przed siebie. Zrezygnowany i zawiedziony, bo stracił sens swojego życia. Był pewien że Raniewska czuje do niego coś więcej. Mylił się. Wtedy czuł się jak ostatni kretyn, nigdy nie zdawał sobie sprawy że miłość tak boli. Miał ochotę rzucić się z mostu, albo uchlać się do nieprzytomności i nie pamiętać kilku miesięcy swojego życia. Czuł się gorzej niż po ważnych przegranych meczach, gdzie niejednokrotnie został wygwizdany przez kibiców.
            Wojtek zniknął za rogiem, a Rozalia nadal stała w miejscu gdzie przed kilkoma minutami stał on. Po raz pierwszy od bardzo dawna poczuła że może stracić osobę,  która jest dla niej bardzo ważna. Przez własne błędy może stracić mężczyznę którego kocha. Nie zastanawiała się już dłużej. Ile sił w nogach pobiegła przed siebie, w kierunku gdzie zmierzał Szczęsny.
-Wojtek! – krzyczała Rozalia biegnąc w jego stronę.
            Staną, przysłuchując się głosowi dochodzącemu zza jego pleców. Odwrócił głowę i zobaczył Rozalię biegnącą do niego. Ze łzami w oczach rzuciła się mu na szyję, czując woń jego prefumów. Już sama nie wiedziała czy to były łzy szczęścia czy smutku.
-Ja ciebie też kocham. Nie opuszczaj mnie, już nigdy więcej. – wyszeptała jeszcze mocniej się w niego wtulając.
-Tak bardzo cię kocham.  – powiedział Wojtek obejmując dziewczynę i przytulając ją do swojego torsu.
-Nie chcę znowu zostać sama.
-Nie zostaniesz, obiecuje. – wziął jej twarz w swoje dłonie zmuszając ją aby spojrzała mu w oczy. Złożył na jej ustach delikatny pocałunek, który z każdą chwilą był coraz zachłanniejszy…

+++
Hej kochani <3
Udało mi się go skończyć „prawie” na czas. Miałam dodać go wcześniej, ale nie miałam kiedy. Wakacje dobiegają końca, i trzeba korzystać ile się da. Dlaczego wakacje zawsze rozkręcają się na końcu?!
            Co do rozdziału, mam nadzieje że się wam spodoba. Nie powala na kolana, ale jestem dumna że napisałam go w zaledwie 2 dni.
Chciałabym wam powiedzieć że następny będzie za tydzień, ale niestety nie mogę tego obiecać.
Po pierwsze brakuje mi czasu.
Po drugie jest ostatni tydzień wakacji i chcę go spędzić z przyjaciółmi i ludźmi dzięki którym moje życie jest kolorowe <3.
A trzecią sprawą, chyba najistotniejszą jest to że nie mam bladego pojęcia co będzie w następnym rozdziale.
Wybeczcie mi również literówki, interpunkcje itp. ale jest dokładnie godzina 00:22 i ledwo rozróżniam literki na klawiaturze. Dzisiaj miałam wyczerpujący dzień od godziny 7:00 i jutro, a raczej dzisiaj rano również pobudka po 6:00.
Jak do tej pory miałam na poszczególne rozdziały chociaż jego zarys, a teraz kompletna pustaka. Muszę wymyślić coś sensownego. Piszcie w komentarzach co chcielibyście w kolejnej części tego opowiadania. Jestem pewna że każdy z Was ma jakiś super pomysł który mogę wykorzystać w rozdziale. 
Na koniec zrobiłam małą ankiete na blogu, wiec jesli czytasz to opowiadanie zaznacz w ankiecie"tak" 
Dziękuje i dobranoc, ide spać xD
Pozdrawiam, Themalkina. <3


czwartek, 15 sierpnia 2013

Rozdział 18

i pozwoliłam odejść marzeniu, wmawiając sobie, że tak jest lepiej…

            Rozalia od rana kręciła się po kuchni i przygotowywała śniadanie przyjaciółce, która w dalszym ciągu miała założony gips. Około 9:00 Maja zwlekła się z łóżka, założyła ciepły szlafrok i pomaszerowała do kuchni. Od samego progu powitał ją cudowny zapach naleśników z sosem klonowym.
-Skąd wiedziałaś, że od tygodnia mam ochotę na naleśniki? – zapytała siadając przy stole.
-Intuicja- odparła Rozalia poruszając znacząco brwiami.
-Co ty dzisiaj w takim dobrym humorze?
-A tak jakoś. Mamy piękną pogodę, słoneczko, jesteśmy w jednym z najpiękniejszych miast świata i w dodatku razem. Żyć, nie umierać. – odpowiedziała pokazując szereg białych ząbków.
-Ćpałaś coś? Boże, Radek ci coś podrzucił! Zabije drania!
-Spokojnie. Twój braciszek nic mi nie podrzucał. – śmiała się.
-To co się stało? Ostatnio się dziwnie zachowujesz, nie ma cię praktycznie w domu, a jak jesteś to trzeba się z daleka trzymać od ciebie. A teraz? Miła, grzeczna i uśmiechnięta. Nie ogarniam! – Rozalia nie odpowiedziała jej. Przesłała jej tylko uśmiech, po czym zasiadła na dużej kanapie w salonie.
-Czy to ma coś wspólnego z Wojtkiem?- zapytała po chwili
-Dlaczego niby? – zapytała zdenerwowana Rozalia.
-Bo słyszałam jak rozmawiałaś z nim wczoraj w nocy. Przyznaj że ci się podoba.
-Okej, przyznaje. Lubię go, nic więcej.
-Ale ściemniasz! Gadaj co jest grane.
-Ja… ja po prostu się już pogubiłam. Wojtka znam od kilku miesięcy. Wkurza mnie, kłóci się ze mną, obraża i robi na złość…
-On też cie lubi! – przerwała Maja
-Tylko że ja nie wiem co dokładnie czuje. Widzisz kiedy on mnie pocałował czułam się wspaniale. Tak jakby ta chwila się zatrzymała. Czułam się tak…
-Przy Damianie, prawda? Kochałaś Damiana, był twoją pierwszą prawdziwą miłością, ale Rozalia jego nie ma. Musisz się z tym wreszcie pogodzić,  żyć dalej. On chciałby żebyś była szczęśliwa.
-Ale ja jestem szczęśliwa, tylko boję się.
-Czego?
-Że nigdy nie będę taka szczęśliwa jak teraz. Bo wiesz, kiedy on do mnie zadzwonił w środku nocy, zapytać która godzina, bo wyjął baterię i nie wie która jest,  poczułam że może faktycznie jestem dla niego ważna skoro to właśnie do mnie zadzwonił…
-Gdybyś była dla niego ważna, zadzwoniłby żeby życzyć ci kolorowych snów i powiedzieć że cię kocha. – powiedziała, a Rozalia nie odpowiedziała jej. Była przybita słowami przyjaciółki. Chciała by jej życie było proste, bez złych wspomnień i doświadczeń.
-A co ty byś na moim miejscu zrobiła? – zapytała po chwili.
-Szczerze? Nie wiem, ale znając ciebie to skomplikujesz sobie życie jeszcze bardziej.  Nie znam się na sprawach damsko-żeńskich jak Tamara, ale może powinnaś porozmawiać z Wojtkiem i powiedzieć co do niego czujesz.
-Zastanowię się nad tym. Idę na uczelnie, potem muszę się spotkać z Łukaszem, więc wrócę raczej późno. – powiedziała, wzięła swoje rzeczy i wyszła z mieszkania.


*


            Zadzwonił dzwonek kończący zajęcia. Rozalia szybko wyszła uśmiechnięta od ucha do ucha i skierowała się do mieszkania Łukasza. Uwzględniając zaśnieżone ulice którymi nie sposób było przejść zatrzymała taksówkę która podwiozła ja prosto pod dom Fabiańskiego.
            Zapukała do jego drzwi, zza których wydobył się krzyk bramkarza pozwalający jej wejść do środka. Gdy weszła do salonu jej oczom ukazał się idealny porządek, co u Łukasza było raczej rzadkością.
-Czy twoja mama przylatuje dzisiaj do ciebie z wizytą? – zapytała się zdziwiona
-Nie. Ania przyjeżdża z Polski na kilka dni, chcę jej zrobić niespodziankę. Jutro walentynki i przygotowałem dla niej kolacje przy świecach. Myślisz że się jej spodoba?
-Znając ją, to tak. Ale ten krawat ci nie pasuje – zauważyła.  Podeszła do niego i wyciągnęła z jego garderoby krawat pasujący kolorystycznie do garnituru. – Załóż ten.- rozkazała.
-Dzięki słonko. –uśmiechnął się do niej z wdzięcznością.
-Daj ten krawat, bo się tu zaraz udusisz.– zauważyła widząc jak się męczy z zawiązaniem go.
-Masz na jutro jakieś plany? – zapytał
-Raczej nie przypominam sobie żebym jakieś miała. Wiesz doskonale że dla mnie walentynki to żałosne święto. Nie cierpię ich. Jeśli ludzie się kochają to powinni sobie to okazywać cały rok, a nie tylko czternastego lutego.
-Ty i te twoje mądrości. Mam do ciebie prośbę.
-Wal śmiało. –zaśmiała się Rozalia.
- Mój kolega złapał grypę, jutro mam tą kolację z Anią, a nie chcę zostawiać go samego z gorączką. Znając życie i jego to nie weźmie lekarstw a leżenia cały czas w łóżku to już na pewno nie będzie.
-Czy ty chcesz żebym pojechała jutro do twojego kolegi, którego na oczy nie widziałam i zajmowała się nim jak jakaś niańka przez cały dzień?
-Wiedziałem że się zgodzisz księżniczko. – wycedził, po czym podszedł do dziewczyny składając na jej policzku soczystego buziaka.
-Ale ja się nie zgodziłam!- protestowała.
-Przyjacielowi nie pomożesz?
-Nie? – zapytała jakby to było oczywiste. – To twój przyjaciel, przecież ja go nawet nie znam!
-No to poznasz.
-Łukasz!
-Rozalia, uwierz mi ze się polubicie od razu. Macie identyczne charaktery.
-To był komplement czy obelga?
-Sama zdecyduj.
-Obelga, dobra ja się będę zbierać bo już późno.
-Zwariowałaś?! Wiesz która godzina? Nie puszczę cie teraz samej, jeszcze ci się coś stanie. Jest jeszcze gdzieś tutaj piżama twoja, zapomniałaś ją zabrać jak ostatni raz robiłaś sobie babski wieczór z moją narzeczoną.
-To był niezapomniany wieczór. Pasowało by go powtórzyć.
-Ani mi się waż. Później obie będziecie obwiniać mnie że pozwoliłem wam się upić i będę musiał sprzątać całe mieszkanie.
-Nie przesadzaj już, nic ci się nie stało jak raz na jakiś czas pobawisz się w sprzątaczkę.
-Do łóżka, natychmiast. – rozkazał Łukasz ruchem dłoni.
-Tak jest generale. – powiedziała dumnie Rozalia. – Dobranoc panie generale.


*

Obudziła się koło 11:00. Miała Zajęcia były odwołane, więc miała czas tylko dla siebie. Zapomniała tylko że nie nocowała dzisiaj u siebie. W rozczochranych włosach, bez makijażu i w bluzce Łukasza która sięgała jej prawie do kolan weszła do kuchni.
-Dzień dobry. – przywitała się siadając przy stole i podpierając głowę ręką.
-Jakby cię pies zobaczył, to by się własną budą zabił. – powiedział poważnie, po chwili wybuchając głośnym śmiechem.
-Nie ma to jak komplement od faceta z samego rana – wycedziła z ironią Rozalia.- O której mam być u tego „przyjaciela?”
-17:30 ci pasuje? – zapytał a Raniewska kiwnęła głową. – Tutaj masz adres, a ja muszę się zmywać bo za dwie godziny odbieram Anke z lotniska.
-Okej, Łukasz pozdrów ją ode mnie. Pa – pożegnała się z nim.
            Chwilę później była już ogarnięta i wracała do domu. Przechodziła przez ulice Londynu, na których nie jedna osoba trzymała piękną bombonierkę w kształcie serca lub czerwone róże. Rześkie powietrze sprawiło że humor Raniewskiej nieco się polepszył, chociaż nadal nie była zadowolona z tego ze Łukasz kazał jej iść pilnować jakiegoś chorego. Nie miała najmniejszej ochoty bawić się w pielęgniarkę, ale nie chciała zawieść Łukasza, on pomógł jej nie raz, a teraz pora była się odwdzięczyć.
Weszła do domu głośno trzaskając drzwiami, jak to miała w zwyczaju. Rzuciła klucze na komodę, zdjęła buty i płaszcz i od razu poszła pod prysznic. Po porannej toalecie, jeśli poranną można nazwać godzinę 13 przebrała się w świeże ciuchy i uczesała długie, mokre włosy. Poszła do swojego pokoju włączając laptopa i podłączając telefon do ładowarki. Przeglądnęła strony internetowe w tym Facebooka i stwierdziła że nic ciekawego w świecie się nie dzieje, prócz tego że każdy wyznaje sobie miłość. Włączyła swoją ulubioną piosenkę i zabrała się za prostowanie włosów.
-Gdzie ty się podziewałaś całą noc?! Wiesz jak się martwiłam?!
-U Łukasza byłam, napisałam ci sms przecież. – wytłumaczyła się Raniewska.
-No raczej nie napisałaś, bo nic mi nie przyszło. – mówiła wściekła Maja.
-Rzeczywiście, zapomniałam go wysłać. Dzisiaj też mnie pewnie w nocy nie będzie.
-Gdzie się wybierasz?
-A ja wiem? Łukasz poprosił mnie żeby się zająć jego kolegą bo jest chory, a on ma dzisiaj kolacje z Anią. Mówiłam ci już że nienawidzę walentynek?
-Tak, jakieś milion pięćset sto dziewięćset razy w ciągu całego swojego życia. – zauważyła Maja.
-No to mówię jeszcze raz. Nie cierpię walentynek, beznadziejne święto. Która jest godzina? Nie mogę się spóźnić, bo Fabian mi łep urwie przy samym tyłku.
-Dochodzi 17. Czyli nie będzie cię całą noc? – dopytywała się Kamińska.
-Nie, raczej nie. I wyprzedzę twoje kolejne pytanie  Brandon może przyjść cię odwiedzić.
-Kurdę, znasz mnie lepiej niż własna matka, ale zaskoczę cię, on już tutaj jest.
-Serio? Gdzie?. – zaśmiała się i pożegnała z przyjaciółką.
-Nie interesuj się tylko wychodź, nie możesz się spóźnić – ponagliła ją Maja.
            Rozalia zapaliła silnik samochodu i pojechała w wyznaczone miejsce. Jak na późne popołudnie nie było zbyt dużo korków, jak to bywa w Londynie. Na miejscu była niecałe pół godziny później. Wolnym krokiem podeszła do drzwi pięknego, eleganckiego budynki i zapukała dwa razy do drzwi. Sprawdziła ponownie kartkę z zapisanym przez Łukasza adresem, aby upewnić się czy nie pomyliła domów. Adres i ulica zgadzały się, a z okna było widać zaświecone okno w salonie, niestety nikt nie otwierał. Zadzwoniła dzwonkiem jeszcze raz, wtedy drzwi uchyliły się.
-Dzień dobry, ja przyszłam… Wojtek?! – zapytała zdziwiona sylwetką chłopaka stojącą z chusteczką w ręku  w drzwiach.
-Więc to jednak ciebie przysłali. Mogłem się spodziewać. – odparł oschło, podpierając się ręką o ścianę.
-Mogłam się domyślić że za tym „przyjacielem” kryjesz się ty.
-Lepsza ty, niż Alex.
-To był komplement? – zapytała
-Nie sądzę.
            Rozalia podała mu termometr, i kazała położyć się w łóżku. Ona sama usiadła obok, na fotelu i co jakiś czas spoglądała na Wojtka. Chłopak wyglądał naprawdę źle.  Blada twarz, oczy pół zamknięte, tak jakby nie miał siły trzymać powiek otwartych i przeraźliwy kaszel.
-Gdyby cię pies zobaczył to by się własną budą zabił.
-Jakbym Łukasza słyszał. – odpowiedział ledwo słyszalnym głosem.
-Fajne walentynki masz w tym roku. – powiedział Wojtek spoglądając na dziewczynę.
-To jest durne święto. Traktuje je jak zwykły dzień. Jakoś nigdy nie mogę się do niego przekonać.
            Termometr zaczął pikać, a Szczęsny wyciągnął go i próbował odczytać wynik. Jednak na próżno, gdyż grypa postępowała dalej i wszystko mu się rozmazywało.
-I co? Ile masz stopni? – dopytywała się zniecierpliwiona Rozalia.
-Sprawdź- powiedział wręczając jej termometr. – Mi się wszystko zamazuje.
-40 stopni?! – wykrzyknęła, a Wojtek tylko lekko wzruszył ramionami.
Odstawiła termometr na miejsce i podała mu lekarstwa, na spadek temperatury.
-Spróbuj zasnąć, powinno ci się polepszyć.
            Nie musiała go prosić dwa razy. Był za bardzo zmęczony i osłabiony aby się z nią kłócić. Powieki same mu się zamknęły i stracił kontakt z rzeczywistością pogrążając się we śnie. Słychać było tylko jego ciężki oddech. Rozalia przyglądała mu się przez cały czas, ale po dłuższej chwili stwierdziła że nie może siedzieć tak bezczynnie. Wzięła więc pierwszą lepszą książkę z regału, który znajdował się w salonie chłopaka. Na jednej z pólek stało oprawione zdjęcie Wojtka i dziewczyny którą widziała przed stadionem. Posmutniała na widok fotografii, ale nie zastanawiała się kim może być ta kobieta. Było dla niej jasne, że jest jego dziewczyną. Udała się do sypialni w której leżał bramkarz usiadła wygodnie na fotelu i zaczęła czytać. Oczywiście nie zdziwił ją fakt że była to książka o sporcie, w dodatku o piłce nożnej.
            Przebudziła się kilka godzin później. W pokoju panował pół mrok. Przetarła  zaspane oczy ręką i spojrzała na godzinę. Dochodziła 23:45, popatrzyła na Wojtka i przyłożyła dłoń do jego czoła, by upewnić się czy gorączka spadła chodź trochę. Temperatura jego ciała  nie spadla, utrzymywała się cały czas. Przestraszona pobiegła do łazienki zmoczyć ręcznik, który położyła na jego rozpalonym czole. Wyglądał gorzej, znacznie gorzej niż wcześniej. Rozalia była przerażona jego stanem. Martwiła się, po lekarstwie jego stan powinien się mu polepszyć, a nie utrzymywać w miejscu. Co jakiś czas zmieniała zimny okład, przykładając nowy, aż do momentu gdy temperatura pokazała 39,5 stopnia. Wojtek nadal spał, cały spocony z wypiekami na policzkach. Widok rumieńca na jego twarzy ucieszył Rozalkę, gdyż nie wyglądał już jak trup. Lecz mimo to cały czas dziewczyna siedziała na kraju jego łóżka patrząc jak spokojnie śpi.                Wojtek miał zamknięte oczy, a temperatura nie zagrażała już jego życiu. Rozalia zbliżyła się do niego, a dłonią dotknęła jego policzka. Wtedy z ust Szczęsnego usłyszała zdanie które przyprawiło ją o przyjemny dreszcz i przyśpieszone bicie serca.
-Rozalia, kocham cię. – powiedział cicho, że ledwie słyszalnym głosem.
            Rozalia była w szoku. Nie spodziewała się nigdy, że Szczęsny który tak bardzo ją irytował, uważał za dziecko i nie jednokrotnie sprawił że dawała upust swoim emocją, wyzna jej coś takiego. Z jednej strony chciała go przytulić mocno, i powiedzieć że czuje do niego to samo, ale wiedziała ze nazajutrz Wojtek niczego nie będzie pamiętał. Choroba sprawi że jego wyznanie pozostanie tylko i wyłącznie w jej pamięci. Z drugiej strony, zdawała sobie sprawę że jeżeli powiedziała by mu że go kocha zniszczy coś co łączy go z tą dziewczyną. Była rozbita, i właśnie to bolało ją najbardziej.
-Też cię kocham. Mimo że mnie wkurzasz i jesteś strasznie nieodpowiedzialny. Ale nie pozwolę abyś przeze mnie cierpiał, i skrzywdził tamtą dziewczynę, nie pozwolę… - powiedziała do niego, a raczej do siebie.

Po policzku spłynęła jej pojedyncza łza, która była dla niej pewnym znakiem. Znakiem że to nie jest zwykłe zauroczenie. Zbliżyła twarz do jego twarzy, tak że dzieliły ich tylko centymetry i złożyła na jego ustach delikatny pocałunek. Spoglądała na jego spokojny wyraz twarzy, a w jej sercu gromadził się ból, którego nie umiała zagłuszyć. Czuła się rozdarta. Zapłakana patrzyła jeszcze przez chwilę jak śpi, nieświadomy tego co przed chwilą się wydarzyło, a później usiadła skulona na fotelu i obserwowała przez okno padający śnieg… 

+++
Cześć kochani. ;*
Po wczorajszym meczu z Danią dostałam weny i napisałam ten rozdział. Początkowo miałam zupełnie inny pomysł na niego, ale zawsze jest tak, że jak coś planuje później nie wychodzi. Mam dobrą wiadomość, gdyż jest to ostatni rozdział taki pogmatwany, w następnym losy bohaterów się ustabilizują, chyba. 
Jeśli zachce mi się jeszcze raz parku linowego, wybijcie mi ten turny pomysł z głowy!
Ostatnio zauważyłam że bardzo mało osób komentuje moje rozdziały, i tak się zastanawiam czy ktoś w ogóle je czyta. Więc mam gorącą prośbę, jeśli czytasz moje wypociny zostaw krótki komentarz jak podobał ci się rozdział. To dla mnie naprawdę dużo znaczy. Jeśli znacie jakieś ciekawe blogi(najlepiej o piłkarzach) , zostawcie linka w komentarzu. Ostatnio nie mam co czytać. ;(
Pozdrawiam i do następnego, Themalkina.


niedziela, 4 sierpnia 2013

Rozdział 17

Życie nie lubi wybrednych ani wygodnych. Życie wciąż wymaga od nas więcej.

       Dochodziła 11. Nadal panowała zima. Na dworze śnieg przykrywał ulice, domy i każdą rzecz znajdującą się da polu. Promienia słońca wpadały do pomieszczenia, w którym spał Wojtek. Otworzył oczy, po czym natychmiast je zamknął, gdyż jasne promienie słoneczne przyprawiły go o lekki ból głowy. Chwilę później niechętnie wyszedł z łóżka kierując się po kuchni po szklankę soku pomarańczowego. Po skończeniu czynności udał się wziąć prysznic i poranną toaletę. Godzinę później był gotowy na trening. Wziął swoją torbę treningową, kluczyki i udał się na trening.
Na treningu nikt nie starał się zachować powagi, choć trener prosił ich o pełne skupienie. Piłkarze byli wyluzowani i wygłupiali się jakby zapomnieli o całym Bożym świecie. Jeden zaczepiał drugiego, szturchał w plecy, podstawiał nogę i odbierał piłkę. Na zakończenie treningu trener kazał im zrobić dodatkowe dwa karne okrążenia boiska, po czym rozegrali pomiędzy sobą szybki mecz.
Atmosfera w szatni przed samym meczem byłanapięta, wszyscy bowiem stresowali się dzisiejszym meczem z Chelsea. Trener tuż przed rozpoczęciem meczu przedstawił im strategie gry.
Rozpoczął się mecz, kibice dopingowali swoje drużyny, i mocno trzymali kciuki za wygraną. Rozalia razem z Lauren i Anią siedziały na trybunach z gadżetami Arsenalu. Archie przez cały mecz płakał, dlatego Lauren musiała cały czas wychodzić ze stadionu. W końcowych minutach chłopiec obraził się na mamę i siedział na kolanach Rozalii, która była nim oczarowana. Lubiła dzieci, a w szczególności Archiego który jej zdaniem był totalną kopią ojca.
-Ale popatrz, on tak samo się uśmiecha, zachowuje i już niektóre powiedzenia ma takie same. – powiedziała Rozalia
-Do tego jest taki rozkoszny. – rozmarzyła się Ania.
-Jak ten mój synek podrośnie, to ja nie wiem jak wytrzymam z dwoma Wilshere’ami. Po prostu czasem ręce opadają. – skarżyła się Lauren.
-Nie przesadzaj, na pewno nie może być aż tak źle. 
-Doprawdy? Ostatnio Jack był z Archim na placu zabaw. Niby nic takiego, wystarczyło się z nim tylko troszkę pobawić i przypilnować. A oczywiście wszyscy znają odpowiedzialność mojego męża i zamiast naszego synka przywiózł do domu jakieś inne dziecko, ale dzięki Bogu był to syn sąsiadki. Jackowi nie obeszło się bez awantury zaczętej przez sąsiadkę. 
-Ale jak to? – dopytywała się zszokowana Ania.
-No tak po prostu, jemu się to coraz częściej zdarza. Obawiam się że po woli się starzeje. Już nie jest taki młody, jak mu się wydaje. 
-Nigdy by nie skrzywdził Archiego, a to najważniejsze. Mężczyźni często mają sklerozę. Ale przynajmniej Jack nie zapomniał ze był na tym placu zabaw z dzieckiem. – śmiała się Rozalka. 
-Masz rację – zgodziła się dziewczyna. 
Mecz zakończył się przegraną. Wszyscy zawodnicy Arsenalu w podłych humorach zeszli z murawy kierując się do szatni. Nikt nie miał ochoty na jakie kol wiek żarty, nawet Jacka i Alexa opuścił dobry humor. Wszyscy obwiniali się o przegraną.  Przygnębieni piłkarze siedzieli w milczeniu w szatni, a Giroud, Arteta i Poldi brali prysznic. Jedynie trener próbował podnieść ich na duchu. 
-Chłopaki, przegraliśmy bitwę, ale nie wojnę. Spisaliście cię się na medal. Wynik nie jest tutaj kluczowy…
-Jest – przerwał rozżalony Alex.
-Nie przesadzaj Alex. Przed nami jeszcze wiele meczy. Ważne jest że nie było u nas żadnych kontuzji. – powiedział kładąc rękę na ramieniu chłopaka. 
-Mam ochotę się upić! – powiedział Wojtek siadając na ławce.
-Żadnego picia! Jutro trening, niech cię jutro zobaczę na kacu to o pierwszym składzie możesz zapomnieć. 
-Trenerze – zaczął Jack – sam pan powiedział że spisaliśmy się na medal. Więc należy nam się jakaś nagroda.  
-Mało ci nagród? Masz darmowy koncert polskich piosenek –śmiał się Wenger. – Posłuchaj jak Lukas śpiewa.
-Litości, nie zniosę już dłużej tego jazgotu – powiedział zdesperowany Mikel wychodząc z pod prysznica. – Da się go jakoś wyłączyć? 
-Nie – powiedzieli równocześnie piłkarze.
-Nie jest tak źle, gorzej było jak za śpiewanie wziął się Alex. – żartował Szczesny.
-No wiesz co! Zapomnij o imprezie u mnie!
-A co on tak w ogóle śpiewa? – zapytał zaciekawiony Aaron przysłuchujący się śpiewającemu Niemcowi. 
-Serio chcesz wiedzieć?  - spytał Fabiański z dezaprobatą. 
-Tak – Łukasz wymienił tylko swoje spojrzenie ze Szczesnym i już po chwili obaj bramkarze tłumaczyli tekst jednej z najpopularniejszych polskich piosenek disco- polo.

Nie da Ci tego Ojciec, nie da Ci tego Matka 
Co może dać Ci dzisiaj, Twa bliska Sąsiadka. 
Nie da Ci tego żona, nie da kufelek piwka 
Co może dać Ci dzisiaj Sąsiadka z naprzeciwka. 

Robisz pierwszy krok, wiesz czego oczekuje 
Czeka kiedy znów, Twe żądło Ją ukłuje. 
Ranek zbliża się, wychodzisz niewyspany 
Plan dzisiejszej nocy, wzorowo wykonany. 

Nie da Ci tego Ojciec, nie da Ci tego Matka 
Co może dać Ci dzisiaj, Twa bliska Sąsiadka. 
Nie da Ci tego żona, nie da kufelek piwka 
Co może dać Ci dzisiaj Sąsiadka z naprzeciwka
Nie da Ci tego Ojciec, nie da Ci tego Matka 
Co może dać Ci dzisiaj, Twa bliska Sąsiadka. 
Nie da Ci tego żona, nie da kufelek piwka 
Co może dać Ci dzisiaj Sąsiadka z naprzeciwka

Lukas śpiewał ile sił w płucach, niestety pamiętał tylko sam refren i urywki drugiej zwrotkę. Natomiast reszta drużyny po przetłumaczeniu przez polaków piosenki nie mogła opanować swojego śmiechu. Niektórzy próbowali naśladować go, ale po krótkiej chwili stwierdzali że wolą nie łamać sobie języka. Gdy Podolski wszedł do szatni, owinięty w pasie ręcznikiem nastała niezręczna cisza. Cisza przed burzą, bo już po chwili nikt nie mógł powstrzymać nagłego napadu śmiechu, widząc zdezorientowaną minę piłkarza.
-Popatrzcie, gwiazda numer jeden na polskim rynku! – krzyczał roześmiany Alex.
-Jedyna w swoim rodzaju! – przedrzeźniał go Aaron.
-Poldi, powiedz swojemu oddanemu koledze, ile ty na tym śpiewaniu zarabiasz, bo nie wmówisz mi że to z dobroci serca zaszczycasz nas takim wspaniałym koncertem. – powiedział Wojtek odejmując ramieniem Lukasa.
-Odwala wam? – zapytał.
-Nie skądże – zaprzeczył Łukasz
-Kto mi zapieprzył spodnie? – spytał, a raczej krzyczał Poldi, który nie mógł znaleźć swojej odzieży.
-A kto by je chciał? 
-Zjedz snikersa, bo zaczynasz gwiazdorzyć. – poinformował go Wojtek.
-Ej! Ja się naprawdę śpieszę. Gdzie one są? – mówił prawie błagalnym tonem, aby dowiedzieć się od któregoś z kolegów gdzie je ukryli. – O, mam! Kto mi je dał do szafki? 
-Stary, one tam były cały czas. – stwierdził Fabiański 


-Co ty insynuujesz? 
-Że powinieneś się do okulisty udać.
-Nie mam czasu, żeby się z wami użerać. –dokończył wkurzony. 

Chłopaki po wyjściu ze szatni poszli do swoich partnerek które czekały na nich przed stadionem. Każda z nich była lekko rozczarowana wynikiem meczu, ale wiedziała że Chelsea to trudny rywal. Archi gdy tylko zauważył swojego tatę zaczął się cieszyć i Rozalia musiała go odstawić na ziemię. Chłopiec bez chwili zastanowienia pobiegł do ojca. Jack, jak przystało na ojca wziął go na ręce, i razem z synkiem podszedł do żony witając się przy tym z partnerkami swoich kolegów. Obok Lauren stała Rozalia w towarzystwie Ani które czekały na Łukasza. 
-Cześć – przywitał się chłopak z kobietami. 
-Świetny mecz. – pochwaliła go Ania.
-Ty też tak uważasz?- zapytał Rozalii Łukasz który posłał jej szeroki uśmiech.
-Tak, ale nie oznacza to że polubiłam piłkę. Nadal nie mogę pojąc co to jest „spalony”. – Fabiański widząc minę dziewczyny chciał przystąpić do swojego monologu na temat spalonego, ale dziewczyna uprzedziła go. – Nie tłumacz mi, i tak nie pojmę tej głupiej gry!
-Pojmiesz, już moja w tym głowa.- śmiał się. 
Jako ostatni z szatni wyszedł Szczęsny ze słuchawkami na uszach i kapturem na głowie. Nie było mu jednak dane pozostać w samotności. Przed stadionem czekała na niego Sandra, która zaraz po zauważeniu chłopaka rzuciła się mu na szyję i mówiąc że to był ciekawy mecz. Chłopak był zdziwiony jej obecnością, bowiem nie przypominał sobie aby zapraszał ją na dziejesz spotkanie obu drużyn. Odwzajemnił jej uścisk uśmiechając się do niej przyjaźnie. Nie miał ochoty na jaką kol wiek rozmowę, dlatego na zadawane przez dziewczynę pytania odpowiadał tylko pół słówkami. Przywitanie bramkarza nie ominęło uwadze Raniewskiej, która z zaciekawieniem obserwowała reakcję Wojtka. Sandra cały czas kleiła się do Szczęsnego, a na twarzy Rozalii zagościł smutek. Gdy ich spojrzenia się spotkały posłała mu ledwie widoczny uśmiech i po chwili zniknęła razem z Anią i Łukaszem za rogiem. Szczęsny próbował odnaleźć ich wzrokiem i przywitać się z Rozalią, jednak nie udało mu się to. 

*

Dochodziła godzina 15:00. Na polu było szaro i ponuro. Siedziała z gorącą czekoladą na wygodnej, skórzanej kanapie  zaraz  przy oknie w małej kawiarni „Michelo de Rossi”. Cały dzień chodziła jej po głowie jedna myśl. Kim ona była? Kim była dziewczyna przytulająca Szczęsnego? Fanka? Nie, nie rozmawiał by z fanką, a już tym bardziej nie przytulałby. Musiała być to osoba której ufał, z pewnością musiała być to jego nowa dziewczyna. – myślała. Z rozmyśleń wyrwał ją znajomy, męski głos.
-Cześć. – przywitał się Toby.
-Siemka. To jak? Zaczynamy nasz projekt?
-Tak, oczywiście, ale najpierw powiedz mi jak tam randka Majki. 
-Nie znam szczegółów, bo Maja mnie z domu wywaliła wczoraj i musiałam nocować u przyjaciela. Nie chciało mi nic powiedzieć. Z tego co wiem to udała się i ma na imię Brandon. Majka jest nim po prostu oczarowana. Cały czas o nim nawija. Jeśli ja się będę tak zachowywać to nie przejmuj się konsekwencjami i wybij mi go z głowy. 
-Konsekwencjami? – zapytał zaciekawiony
-Jakie konsekwencje? 
-No mówiłaś żeby się nimi nie przejmować. 
-Ja tak mówiłam? Z resztą nie ważne bierzmy się do projektu, przed nami duzo roboty, a za niedługo trzeba go oddać. 
            Oboje wzięli się do roboty. Rozdzielili po równo obowiązki. Każde z nich wzięło się do swojej pracy. Co kilka minut konsultowali się ze sobą, jeśli jedno nie wiedziało. Z każdą kolejną chwilą Rozalie opadały siły. Kilkanaście zamówionych przez Raniewską filiżanek kawy postawiła ją na nogi po kilkugodzinnej pracy. Na stoliku było widać tylko dwa laptopy należące do studentów i wielki stos najprzeróżniejszych papierów, dokumentów i książek potrzebnych do wykonania projektu. 

-Skończyłem. Na dzisiaj oczywiście. Dokończę jutro i gotowe. A ty?- zapytał Toby rozciągając swoje mięśnie.
-Ja tak dobrze nie mam. Jestem w połowie. Wybrałeś sobie najłatwiejsze zadania. Same wykresy, a mi zostawiłeś całą resztę. –żaliła się Rozalia.
-Nie zwalaj winy na mnie – śmiał się- pytałem czy chcesz wykresu. Odmówiłaś, więc teraz mi tu nie narzekaj.
-Chcesz coś do jedzenia? Nie jadłaś nic przez cały dzień, wyglądasz dosyć blado. 
-Nie dziękuje, nie jestem głodna. Może jak skończę projekt to zgłodnieje. Muszę go skończyć do jutra. – oznajmiła
-Chcesz siedzieć całą noc?! – zapytał z niedowierzaniem – Dziewczyno, wykończysz się. Musisz odpocząć. Zbieraj się, odprowadzę cię do domu, musisz się wyspać i zjeść coś ciepłego, wtedy dokończysz projekt. 
-Stanowczo zaprzeczam, najpierw obowiązki, później przyjemności.
-Nie denerwuj mnie! Pakuj swoje rzeczy i do domu! – powiedział tonem nie wyrażającym sprzeciwu. 
-Dobra, ale pozwolisz że dokończę swoją kawe. –uśmiechnęła się do niego. 
Toby zamówił sobie i Rozalii serownik, który oboje zjedli z apetytem. Jeszcze przez kilkanaście minut siedzieli w kawiarence i rozmawiali na różne tematy. Byli dobrymi znajomymi, Rozalia cieszyła się że obowiązek wykonania całego projektu nie przypadł tylko jej. Chłopak widząc że dziewczyna posmutniała zaczął opowiadać jej o swoich przygodach z dzieciństwa. Raniewska pomimo wielkiego zmęczenia nie mogła powstrzymać napadu śmiechu. Słysząc jego przygody prawie zakrztusiła się kawą. 
Wojtek przemierzał ulice Londynu w samotności. Na głowie miał czarną czapkę z Nike, a na uszach słuchawki w których brzmiały dźwięki ulubionych piosenek. Szedł zaśnieżoną, wąską uliczką, którą oświetlała samotna latarnia i światło padające z kawiarni. Zatrzymał się naprzeciwko niej, a jego wzrok przykuła siedząca z jakimś mężczyzną dziewczyna. To była Rozalia. Widział jak się uśmiecha i rozmawia z mężczyzną. Po chwili stania bez ruchu zauważył iż oboje wychodzą z kawiarni. Ona z teczką w ręku, a mężczyzna będący z nią w kawiarni objął ją ramieniem i powiedział coś do ucha, wywołując grymas na twarzy dziewczyny, która już po kilku sekundach wybuchła głośnym śmiechem. Szła ulicą wraz z chłopakiem naprzeciwko niego. Widząc to wpadł w złość. Wyszedł na spacer by się uspokoić, a teraz był jeszcze w podlejszym nastroju niż kilka minut wcześniej. Zadawał sobie tylko jedno pytanie : „Kim on jest”. Ciekawiło go co za facet umawia się z Rozalią po nocy  i sprawia że się uśmiecha. Miał ochotę podbiec do nich i z całej siły przyłożyć mu z prawego sierpowego. Opanował się, ale wyładował swoją złość uderzając pięścią z całej siły o stary, murowany budynek. Włączył muzykę, która jeszcze bardziej go przybiła i szybkim krokiem powędrował do swojego mieszkania. 

*

          Wojtek przez ostatnie dni chodził cały nabuzowany i zły na wszystko. Drażniło go wygłupy kolegów z drużyny, jadące samochody autostradą, dzieci proszące o autograf a nawet ulubiona muzyka. Nie przykładał się do niczego, nie wspominając już o treningach. Całe popołudnia spędzał w domu na kanapie przed telewizorem z butelką piwa w dłoni. Nie podobało się to oczywiście Theo, który ostatniego czasu stał się jego częstym gościem. Martwił się o swojego przyjaciela, nie wiedział co go tak naprawdę trapiło. Zdawał sobie sprawę że w ostatnim czasie jego życie nie było usłane różami. Wojtek nigdy nie był skory do zwierzeń ani ustabilizowany uczuciowo, zdarzało się mu umawiać z laskami na jedną noc, a później po prostu chciał się ich pozbyć. Jego ostatni związek był totalną klęską i wiedział że długo nie mógł się po nim otrząsnąć. Ale gdy w Londynie zjawiła się Rozalia, zmienił się. Nie był już tym niedojrzałym chłopakiem który uważał się za najlepszego i chciał mieć najlepszą laskę w mieście. Czuł że Szczęsnemu zależy na Raniewskiej, ale nie umiał mu w żaden sposób pomóc. 
-Mam pewien pomysł – zaczął Theo. 
-Daruj sobie, nie chce mi się już tego słuchać. -  burknął upijając spory łyk alkoholu.
-Ale to jest dobry pomysł. – upierał się – Zadzwoń do niej  i zapytaj o godzinę. 
-Pojebało? Mam dzwonić do niej i zapytać która godzina? Wyjdę na idiotę, gorzej, na kretyna który nie zna się na zegarku. A tak w ogóle to mam zegarek. – zakomunikował bramkarz.
-No tak, ale ja kiedyś oglądałem z Jackiem taki program i tam mówili jak zdobyć serce dziewczyny. Musisz do niej zadzwonić, najlepiej w nocy i zapytać która godzina. 
-Taaaa, a ona mi odpowie coś w tym stylu: „Porąbało cię? Jest środek nocy, a ty mi dzwonisz, budzisz mnie i pytasz która godzina? Człowieku, ogarnij się i kup sobie zegar elektroniczny, skoro nie potrafisz posługiwać się zwykłym”. 
-Nie, powiesz jej że wyciągnąłeś baterię z telefonu i nie wiesz która godzina. A jeżeli zapyta dlaczego dzwonisz akurat do niej powiesz jej że była pierwsza w liście twoich kontaktów. – powiedział z entuzjazmem Walcott. 
-Czy to na pewno….
-Na pewno, masz i dzwoń. Zaraz, teraz, już! – rozkazał. 
  Wojtek posłusznie wykręcił numer do dziewczyny. Jeden sygnał, drugi, trzeci. Stracił już nadzieje że Rozalia odbierze, ale mimo to nie rozłączył się. 
-Halo? – usłyszał w słuchawce zaspany głos dziewczyny. 
-Umm. Cześć! – powiedział energicznie. 
-Wojtek? Coś się stało? – mówiła siadając w pozycji siedzącej. Nadal była lekko przyćmiona, a jej oczy były wciąż zamknięte. Była zbyt zmęczona aby je otworzyć. 
-Nie, nic takiego… W sumie to tak. Stało się. Wyciągnąłem baterie z telefonu bo wydawało mi się że grzmi. I teraz mam zegarek wyzerowany. Możesz podać mi godzinę? – zapytał z nutą nadziei w głosie. 
-Czy ja dobrze rozumiem, wyciągnąłeś baterie bo grzmiało? – zapytała zdziwiona. 
-No taak. – potwierdził Wojtek
-Człowieku, mamy zimę! Jak mogło grzmieć? Budzisz mnie w środku nocy i… A tak w ogóle, to czemu dzwonisz do mnie a nie do kogoś innego? 
-Bo jesteś pierwsza na mojej liście kontaktów – wycedził zdenerwowany. 
-Aha. – odparła krótko. –Czyli mam rozumieć że w twoim telefonie lista kontaktów zaczyna się od litery „R”? Z tego co wiem to alfabet zaczyna się od „A”.
-No tak, ale mam zawsze uważałem że „R” powinno znajdować się na czołówce.
-Okeeeej, nie chce mi się dalej kontynuować tej bezsensownej rozmowy. Dobranoc. Aaa, jest godzina 2:49. – dokończyła Raniewska po czym odłożyła telefon na szafkę nocną i ponownie oddała się krainie Morfeusza. Jemu to już naprawdę bije na dekiel, skoro uważa że w zimie są burze- pomyślała tuż przed zaśnięciem, a na jej twarzy pojawił się uśmiech…


+++
Witajcie Kochani :*
A więc zaczynając od początku, miałam inną koncepcję na ten rozdział, ale stwierdziłam że po co przyśpieszać akcję. Troszkę więcej Wojtusia nikomu nie zaszkodzi. Udało mi się dokończyć rozdział jeszcze przed wyjazdem do Zakopanego. Więc od razu uprzedzam że kolejny rozdział nie pojawi się szybko gdyż przez najbliższy tydzień nie będzie mnie w domu i nie będę miała dostępu do Internetu. Wybaczcie mi również literówki i interpunkcję ale nie mam siły  poprawiać tego rozdziału. Piszcie jak wam się podobał rozdział 17.
Czytasz = Komentujesz.

Buziaczki, Themalkina. J