środa, 25 czerwca 2014

Epilog

No there's no one else's eyes
That could see into me
No one else's arms can lift
Lift me up so high
Your love lifts me out of time
And you know my heart by heart/Heart by heart

Czas który pozostał do ślubu Rozalii i Mateusza przeminął w mgnieniu oka. Przed dzień ślubu panowała napięta atmosfera. Mimo że w Hiszpanii zazwyczaj zimą śniegu nie ma, tego roku Pani Zamieć postanowiła to zmienić. Ulice były zasypane śniegiem po samiutkie kostki a na ulicach panowały korki spowodowane utrudnieniami drogowymi. Śnieg nie przestawał padać i ślub wisiał na włosku. Bowiem przez tę zamieć śnieżną kilkoro gości nie mogło dotrzeć. W średnich była też Maja, która miała być świadkiem Rozalii, ale utknęła gdzieś na Ibizie i nie miała jak dostać się do Barcelony.
Wszyscy, w szczególności rodzice Mateusza próbowali uspokoić przyszłych małżonków, jednak to nie wiele dawało. Drawski od świtu przygotowywał wszystko, aby mimo złej pogody ślub się odbył. Zaś Rozalia dzień przed ślubem siedziała w mieszkaniu dzwoniąc co chwila do Ramsey’ów czy pogoda u nich się polepszyła i czy mogą wreszcie  wrócić do Hiszpanii. Była już wykończona swoją pracą i przygotowaniami do ślubu którymi to ona głównie się zajmowała. Miała ochotę iść do łóżka i nie wstawać do Nowego Roku. Jednak ślub w Boże Narodzenie nie był najlepszym pomysłem. Za dużo obowiązków związanych z przygotowaniami i świętami.
Kiedy sytuację w końcu dało się opanować wszyscy odetchnęli z ulgą. Organizacja wesela była dopięta na ostatni guzik i to ucieszyło wszystkich.
Nazajutrz kilka godzin przed weselem dotarła Maja z Aaronem. Wszystko szło jak po maśle. Do czasu gdy Rozalia poczuła chęć porozmawiania z Mateuszem. Szła w sukni ślubnej, białej, koronkowej na ramiączkach i w upiętych już włosach. Przemierzała korytarze hotelu w którym miała wyjść za mąż póki nie odnalazła właściwego pokoju.
Cicho zapukała i uchyliła drzwi.
-Mogę wejść? – zapytała Mateusza widząc jak właśnie męczy się z krawatem.
-Rozalia?!- zdziwił się Drawski. – A co ty tutaj robisz? Przecież to podobno pecha przynosi, sama tak mówiłaś. – powiedział uśmiechając się serdecznie.
 -Wiem, ale chce z tobą porozmawiać. – usiadła na fotelu zbierając myśli.
-O co chodzi kochanie?  - zapytał kucając naprzeciw niej i biorąc jej ręce.
-Pamiętasz, tą rozmowę  kiedy pytałeś  co łączyło mnie z Wojtkiem?
-Pamiętam, ale nie rozumiem do czego dążysz.
-Widzisz, przez te kilka lat, zmieniłam się. Nie widziałam go bardzo długo, miedzy czasie poznałam ciebie i myślałam że moje uczucia do niego po prostu umarły. Że nic do niego już nie czuje. Ale jak go zobaczyłam po tylu latach coś we mnie pękło i chyba nadal go kocham.
-Czy ty chcesz mi powiedzieć że mnie nie kochasz? – zapytał oburzony wstając natychmiastowo.
-Źle mnie zrozumiałeś. Kocham cię, jak barta, jak przyjaciela. Ale nie mogę za ciebie wyjść.
-Jak to? Myślałem że skoro bierzemy ślub to mnie kochasz.
-Bo tak było! Wydawało mi się że cię kocham, że jesteś mężczyzną mojego życia.  Kocham cię, nawet bardzo ale to on jest miłością mojego życia  i z nim chciałabym się zestarzeć. Nie potrafię inaczej.
-Rozumiem, szkoda że nie powiedziałaś mi tego wcześniej.
-Przepraszam. Wybacz mi.– wyszeptała gdy wychodził z pokoju mocno szczekając drzwiami.
            Została sama w pustym pokoju. Przerażająca cisza przybiła ją, a z oczy spływały jej łzy. Była wściekła na siebie że dała Mateuszowi tak złudne nadzieje na wspólne życie…
            Zimny powiew wiatru otulił jego twarz. Szyję opatulił czarnym, grubym szalikiem i ruszył przed siebie. Zamieć ustała, ludzie po woli zaczęli opuszczać domy i na ulicach robiło się tłoczno. Gdy doszedł do Tower Brigde oparł się o mur by wyciszyć się. Od jakiegoś czasu to było jedno z jego ulubionych miejsc w Londynie.
            Szczęsny w tym roku spędził okres świąteczny w Londynie. Nie czuł potrzeby wracania do domu tak jak każdego roku. Nie miał ochoty na te wszystkie uśmiechnięte twarze, i babcie która wpycha w niego wszystkie ciasta wmawiając że jest suchy jak patyk. Jeszcze jakiś czas temu mógłby przysiądź  że nie wyobraża sobie świąt Bozego Narodzenia w samotności, a jednak.
            Dziś był ostatni dzień roku. Sylwester. Jako że ostatnie dni spędził sam na sam ze sobą samym, dziś przyjął zaproszenie Jacka i jego małżonki na wspólnego sylwestra. Lauren nie odpuściła by sobie gdyby się nie zgodził, więc nie miał wyboru.
            Gdy zaczęło się ściemniać wrócił do domu. Wziął prysznic i po woli zaczął się szykować na przyjęcie. Wyciągnął  z szafy najlepszy garnitur który pasował do niego idealnie. Koszula fantastycznie przylegała do jego ciała sprawiając że stał się jeszcze bardziej pociągający. Na koniec spryskał się swoimi perfumami, które od zawsze uwielbiał.
            Po woli dochodziła północ. Równo za kwadrans zegar miał wybić północ. Nowy rok, nowe życie. Może lepsze, może nie ale na pewno inne. Stał akurat na balkonie patrząc w niebo. Zmarznięte ręce włożył do kieszonek spodni. Zamknął oczy i przez chwile czuł się szczęśliwy. Uśmiechnął się sam do siebie.  Z sali dochodziła muzyka którą puszczał dj. Ktoś uchylił drzwi i po chwili stanął obok Szczęsnego. W powietrzu uniosła się woń cynamonowo imbirowych perfum. Otworzył oczy i właśnie wtedy ją zobaczył.
-Pięknie tutaj, prawda? – zapytała patrząc na panoramę Londynu.
            Miała na sobie pudrową sukienkę która świetnie podkreślała jej talię. Naturalne loki opadały a jej ramiona sprawiając że wyglądała jak księżniczka.
-Prawda. – stwierdził naśladując jej czynność. – Myślałem że jesteś w podróży poślubnej. – powiedział po chwili przerywając ciszę.
-Za dużo myślisz. – odpowiedziała upajając się  nocą. – Jestem wrednym człowiekiem, bo zostawiłam Mateusza przed ołtarzem. Sądzę że nigdy nie przestałam cię kochać.
-Wydaję mi się że producenci filmowi nagrali by świetny serial w oparciu o nasze życie. – odpowiedział żartobliwie. –Zmarzłaś. – zauważył zakładając jej swoją marynarkę na ramiona.
-Dziękuję. Wojtek, powiedziałeś że nadal coś do mnie czujesz. Wtedy spanikowałam, nie potrafiłam tego zrozumieć. Ale nie potrafiłam spojrzeć ci w oczy, powiedzieć ci że cię nie kocham. Nadal nie potrafię powiedzieć że nic dla mnie nie znaczysz, skoro znaczysz więcej niż cokolwiek. –powiedziała trzymając lekko jego zmarzniętą dłoń  i patrząc mu w oczy.
-Bardzo za tobą tęskniłem. – powiedział przykładając swoją dłoń do jej policzka.
-Jesteś moim aniołem.
-Zrobisz coś dla mnie?
-Co zechcesz.
-Wyjdziesz za mnie?
-Tak. –powiedziała z radością rzucając się mu na szyję.
            Właśnie w tym samym momencie wybiła północ. Nad miastem zaczęły szczekać tysiące przeróżnych fajerwerków. Dla Wojtka i Rozalii był to jeden z najszczęśliwszych dni w życiu. Nigdy nie spodziewali się takiego obrotu sprawy.
-Możesz mi coś obiecać? – zapytała brunetka przytulając się do bramkarza.
-Wszystko dla ciebie.- uśmiechnął się radośnie.
-Obiecaj mi że nigdy nie pokochasz innej.
-Przykro mi, ale nie mogę.
-Dlaczego?! – Zapytała zdziwiona jego odpowiedzią.
-Bo w moim życiu na pewno pojawi się inna. – powiedział po chwili zastanowienia. – Będę ją kochać tak samo jak ciebie. –Wojtek widząc zdziwienie swojej wybranki szybko kontynuował dalej. – Będzie mówić do mnie „tato” a do ciebie „mamo”.
-Bardzo cię kocham. –powiedziała ze łzami w oczach wtulając się w jego tors.
-Już zawsze będziemy razem. Obiecuje. – powiedział ściskając ją jeszcze mocniej.

            Jak było później? Życie pisze różne scenariusze. Dla jednych jest łatwe, a dla drugich koszmarem. Rozalia i Wojtek postanowili żyć razem i razem stawiać czoło życiowym problemom. Nigdy nie mieli gwarancji że będzie z górki, ale mimo to byli szczęśliwi. Razem, na dobre i złe…

+++
Troche mi zeszło z tym epilogiem, ale chciałam aby był taki jak go sobie wymarzyłam. Nie jest idealny jak więszkość, ale mimo to jestem dumna z siebie że go napisałam. 
Trudno jest mi się rozstać z tym blogiem. Jest moim pierwszym opowiadaniem. Skończyłam go po ponad roku pisania. Dziękuję że byliście ze mną do samego końca i że wierzyliście we mnie jestescie najlepsi. 
Moje kolejne opowiadanie ruszy już niebawem. Mam nadzieje że również wam się spodoba. Piszcie jak podobał się wam epilog, lub dlaczego nie. 
Pozdrawiam THEMALKINA.:) 

PS. CZY JAK WCHODZICIE NA BLOGA JEST ZDJĘCIE WOJTKA I SELENY/ROZALII? BO MI NIE WYŚWIETLA I NIE WIEM CO JEST GRANE, PROSZĘ O ODPOWIEDŹ W KOM ;)

wtorek, 10 czerwca 2014

Rozdział 33

Po jakimś czasie człowiek przyzwyczaja się, zapomina i nawet nie czuje, że zimno, bo zapomniał, co to jest ciepło.

Kilka lat później…
            Rozległo się pukanie do drzwi, a po kilku chwilach duże, szklane drzwi uchyliły się. Do środka weszła zgrabna blondynka w czarnej sukience poprawiając okulary.
- Pani dyrektor, za dwie godziny ma pani samolot. Nie może się pani spóźnić. – odezwał się wysoki, postawny brunet zamykając szklane drzwi.
-Dziękuję Miguel. Odwołałeś te spotkania o które cię prosiłam? – zapytała podnosząc wzrok. 
-Tak, oczywiście pani dyrektor. Odwołałem spotkania z przyszłego tygodnia, tak jak pani prosiła. Odebrałem również projekty od architekta oraz przygotowałem zestawienie z ubiegłego roku. 
-Bardzo dobrze. – pochwaliła upijając łyk kawy. – Która jest godzina?
-12:30 – odpowiedział .
- Co? Już?! Ja się spóźnię na samolot. – krzyknęła zabierając płaszcz i torebkę. 
-Ja panią dyrektor odwiozę, bo taksówka nie dotrze w dwadzieścia minut. – stwierdził i pobiegł ile sił w nogach za nią.
-Dziękuję ci Miguel, co ja bym bez ciebie zrobiła.  – podziękowała kiedy byli już na lotnisku.
-Nie była by pani panią dyrektor. 
-Tak, zapewne tak. – uśmiechnęła się do niego serdecznie. – Wiedzę narzeczonego, więc będę uciekać żeby samolot nie uciekł mi. Do przyszłego tygodnia, pamiętaj żeby podlać kwiatki w gabinecie!
-Udanej zabawy pani dyrektor.- krzyknął, ale kobieta już nie usłyszała. 


***

-Nie rozumiem, jak można zapomnieć o garniturze! Przecież powtarzałam ci żebyś go spakował. – złościła się Rozalia chodząc  po centrum handlowym.
-Ależ kochanie, wiesz że ja zawszę muszę o czymś zapomnieć, to u nas rodzinne. – tłumaczył się. 
-To nie jest wyjaśnienie. Miałam pomagać dzisiaj Majce w przygotowaniach do ślubu, a zamiast tego musze chodzić z tobą po sklepach przymierzać garnitury. A jak niczego nie znajdziemy? Ślub już jutro! – martwiła się spoglądając cały czas na godzinę.
-Rozalia, nie martw się. Znajdziemy. –uspakajał ją, lecz to nie pomagało. 
-Popatrz jaki ładny! – powiedziała spoglądając na wystawę sklepową. 
-Który?
-Ten po prawej, ten czarny. – oznajmiła wskazując ręką na czarny, elegancki kostium. – Chodź go przymierzyć, może będzie pasował. – powiedziała szczerząc śnieżno białe ząbki. 
Trzydzieści minut później garnitur był już przymierzony i kupiony. Jeden kłopot z głowy. Maja wydzwaniała bez przerwy do Rozalii z pytaniem kiedy będzie. Kamieńskiej już puszczały nerwy. Ostatni dzień, ostatnie szczegóły związane z jej ślubem. Nic dziwnego, że się denerwowała, miał to być przecież najważniejszy dzień w jej życiu. 
Rozdzwonił się telefon, a partner Rozalii musiał odebrać mówiąc że to bardzo ważny telefon. 

-Rozalia?! – z rozmyśleń wyrwał ją pewien głos. 
Wszędzie poznała by ten głos, choć nie słyszała go od tak dawna. Serce zaczęło gwałtownie jej przyśpieszać a w głowie był wielki mętlik. Odwróciła się powoli widząc przed sobą niego. Zaniemówiła. Co miała powiedzieć? ‘cześć, fajnie cię widzieć’? Była zaskoczona, ale mimo to na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech. 
-Wojtek. – powiedziała radośnie z uśmiechem na twarzy. 
I wtedy wróciły wszystkie wspomnienia sprzed lat. Minęło tak wiele czasu, a jej głos był taki radosny. Czy to na jego widok? A może to był uśmiech tylko z grzeczności? 
Woń jej perfum sprawił że przez chwilę stracił kontakt z rzeczywistością. Rozmarzył się. Nie widział ją od tak dawna, od momentu ich rozstania. Pomimo tego że próbował nawiązać z nią kontakt. To był chyba jeden z najszczęśliwszych dni w jego życiu.
Gdy wypowiedziała jego imię, odpadł. Nie był do końca pewny czy to się dzieje naprawdę czy może to tylko sen z którego za chwilę się obudzi. Serce biło mu jak szalone, a oczy otworzyły się szerzej. Wpatrywał się w nią jak w obrazek i nie odrywał od niej wzroku. Widać było że to ją peszy, gdyż na jej twarzy pojawiły się lekkie rumieńce.
Zmieniła się, wydoroślała. Miała dłuższe włosy, jak zawsze w odcieniu gorzkiej czekolady które w słońcu wydawały się brązowe. I głęboko brązowe oczy które  śmiały się do niego. Nigdy by nie pomyślał że jeszcze ją spotka. Nie był przygotowany na taką sytuację, ale cieszył się. 
-Co ty tutaj robisz? – zapytali oboje w tym samym momencie. 
Roześmiali się oboje. Rozalia założyła kosmyk włosów opadających jej na oczy za ucho i poprawiła torebkę na ramieniu. 
-Dawno się nie widzieliśmy. – zaczął rozmowę Szczęsny. 
-Tak, to prawda. – odpowiedziała starając się aby jej głos brzmiał naturalnie. – Co u ciebie słychać? Słyszałam że przenosisz się do Madrytu. 
-No tak, chciałem zostać do końca mojej kariery w Arsenalu, ale od kąt Wenger odszedł na emeryturę to wszystko zaczęło się walić. To już nie jest ten sam klub co kiedyś, dlatego postanowiłem o zmianie otoczenia. 
-To teraz czeka cię nauka hiszpańskiego. – oznajmiła uśmiechając się pod nosem.
-Nawet mi nie przypominaj, uczę się go od kilku tygodni, ale ciężko mi to idzie. – roześmiał się. – A co u ciebie? 
-Wszystko w porządku. Pracuje jako dyrektor w firmie inżynierskiej, więc nie narzekam. Poszczęściło mi się.  – uśmiechnęła się po raz kolejny. – I zaskoczę cię, nauczyłam się grać w golfa. 
-O proszę, tego bym się nie spodziewał. A jeśli chodzi o piłkę nożną?
-Nadal jej nie lubię,  dalej nie rozumiem co to jest spalony.-roześmiała się.
-Oczywiście. Pani dyrektor powinna wiedzieć co nie co o piłce nożnej. 
-Nie wydaje mi się żeby to mi się przydało w życiu i pracy.
-Aaron wspominał, że będziesz świadkiem Majki na ich ślubie. –powiedział czekając na jej odpowiedź.
-A ty masz być świadkiem Aarona. Jaki zbieg okoliczności, nie uważasz
-Też się nad tym zastanawiałem.  Chciałem…
-Słyszałam, że żenisz się z Sandrą w przyszłym roku. –przerwała mu, ignorując jego rozpoczęte pytanie.
-Skąd? – zdziwił się nie przypominając sobie aby mówił to kiedykolwiek prasie.
-Poczta pantoflowa.
-Łukasz? 
-Zgadłeś. – zaśmiała się.- Bardzo się cieszę, że postanowiłeś ułożyć sobie życie.
-Tak, ja też. –odpowiedział. Przeczesał dłonią swoje włosy, po czym zadał kolejne pytania. – Szukałem cię wtedy, ale zniknęłaś bez słowa. 
-Nie wracajmy do tego, to było tak dawno. To przeszłość, teraz bierzesz ślub z Sandrą i powinieneś się na tym skupić. 
-Ja wciąż… - przerwał, nie dokończył. W tym oto momencie zauważył że na palcu Rozalii widnieje mały diamentowy pierścionek. – Wychodzisz za mąż? – wypalił. Widział lekkie zakłopotanie na twarzy brunetki. 
-Amm, tak. –odpowiedziała szukając słów aby mu odpowiedzieć.
-Kiedy? – dopytywał się zaciekawiony.
-W grudniu, tego roku. 
        Jest tu, na wyciągnięcie ręki, po tylu latach. Ale on nic nie może zrobić. Jest bezsilny. Wychodzi za mąż. Nagle runął cały świat, mimo że to uczucie tak długo było zagłuszane innymi.
-To za trzy miesiące. Szybko... Moje gratulacje.- odpowiedział gdy jego serce mocno przyśpieszyło. 
-Wojtek…
-Tutaj jesteś kochanie.-powiedział mężczyzna całując Rozalię i stając tuż obok niej. –Szukałem cię po całej galerii. 
-Chciałam dokupić jeszcze kilka drobiazgów. – wytłumaczyła się.
-My się chyba nie znamy.- oznajmił. – Jestem Mateusz Drawski, narzeczony Rozalii – mężczyzna podał Szczęsnemu dłoń.
-Wojciech Szczęsny, piłkarz. –uścisnął jego dłoń uśmiechając się zgryźliwie.
-Miło było cię poznać. Podobno przenosisz się z Londynu. Madryt to naprawdę piękne miasto, prawda kochanie? 
-Hiszpania to piękny kraj, więc Madryt też musi być. Aczkolwiek wolę Barcelonę.
-Być może. Niestety muszę już uciekać, mam nadzieje że się zobaczymy jeszcze. – Szczęsny pożegnał się. 
-Koniecznie. – odpowiedział natychmiastowo Drawski. –Taki trochę nieśmiały się wydawał. – stwierdził kiedy bramkarza nie było już w pobliżu.
-Wydawało ci się. Mówię ci…

Przygotowania do ślubu szły pełną parą. Wszystko wyglądało prześlicznie. Na stołach błękitne serwetki, białe obrusy i balony przypięte na ścianach. Wszyscy starali się aby ten dzień był wyjątkowy dla przyszłych małżonków. Rozalia z Sabiną pilnowały aby Maja wyglądała jak księżniczka, natomiast panowie zajęli się pomaganiem Aaronowi.
-Nie ma go! – krzyczał Jack.
-Jak to nie ma?- zapytała Sabina nie dowierzając.
-No nie ma! Zniknął. 
-Jak mógł zniknąć dwie godziny przed ślubem?! – krzyczała Sabina na Szczęsnego i Wilshere gestykulując przy tym. 
-Sabinko, pomożesz nam go znaleźć? 
-Ja? – zapytała zdziwiona. –Ja miałam zając się panną młodą, a wy panem młodym. Czy to tak wiele, przypilnować  tylko czy się ubrał w garnitur i wygląda schludnie? Czy to tak wiele?! Musieliście go spuścić z oka?! 
-Uspokój się! Musisz nam pomóc.- powiedział Wojtek przeczesując włosy. 
-Nie, to wy macie go znaleźć. Macie dwie godziny, inaczej to wy mówicie Majce że Aaron gdzieś wyparował. – wymamrotała krzyżując ręce.
-To ja już wole sznura szukać. – skomentował Jack, rozwiązując krawat na swojej szyi i rzucając go na mały stolik z kwiatami. 
-Znajdziemy go, nie mógł daleko pójść. Za chwile Aaron przyjdzie i nikt się nie dowie że uciekł. – powiedział pewny siebie. 
-Co takiego?! –zapytała Rozalia stając za Szczęsnym który w sekundzie stracił pewność siebie. –Aaron uciekł z własnego ślubu?
-To nie tak… - zaczął.
Gdy odwrócił się jego oczom ukazała się drobna brunetka, w krwisto czerwonej sukience. Miała rozpuszczone włosy, z naturalnymi lokami. Suknia idealnie pasowała do jej figury, podkreślając jej kształty. Sięgała do samej ziemi przykrywając zatem wysokie szpilki. 
Wojtek oniemiał z zachwytu. Jeszcze nigdy nie widział ją w takim wydaniu. Wyglądała jak księżniczka o której marzy większość mężczyzn. Zgrabna, piękna… dla niego była idealna i niedostępna.
-Majka się załamie! –wyrwała go z rozmyśleń Rozalia.
-Spokojnie, nie panikuj. – powiedział łagodnie zbliżając się do niej.
-Masz go poszukać. Ja dopilnuje żeby Majka się o niczym nie dowiedziała. A jak go nie znajdziecie, to wybierzcie sobie miejsce gdzie chcecie być pochowani. 
-Majka nas zabije! – dramatyzował Jack.
-Nie Majka, tylko ja. 
Po godzinie Aaron odnalazł się. Siedział samotnie, na trybunach Stadionu Narodowego. Był już w garniturze. Miał zamknięte oczy i wyglądał jakby spał. Jack czym prędzej podbiegł do niego kilkakrotnie nim potrząsając zmuszając go do otworzenia oczu.
-Czy ty oszalałeś?! – wykrzyczał mu to prosto w twarz.
-Dlaczego?
-Dlaczego?! Ty się pytasz dlaczego?! Jak ty byś się czuł gdyby cię kobieta przed ołtarzem zostawiła?! – darł się Szczęsny. 
-Ale ja nikogo nie zostawiłem! Chciałem tylko pomyśleć. – odparł spokojnie. 
-Nie mogłeś myśleć wcześniej?! Człowieku chcesz zepsuć najpiękniejszy dzień swojego życia, swojego i Majki?- zapytał Wilshere siadając obok niego  i łapiąc oddech.
-Zwariowałeś? Ja chyba na nią nie zasługuje. – powiedział smętnie.
-Dlaczego?
-Ona jest piękna, mądra i zawsze wie co mi jest. A ja? Zwykły piłkarzyna który nic nie osiągnął. 
-Za chwile ci wleje. – wycedził Szczęsny nie mogąc słuchać już dłużej przyjaciela.
-Powiedzcie  mi, czy ja powinienem się żenić?
-Kochasz ją?- zapytał Szczęsny.
-Oddał bym za nią życie.
-Jesteś z nią szczęśliwy?- kontynuował.
-Nawet piłka nożna i mecze nie uszczęśliwiają mnie tak jak ona.
-Chciałbyś już zawsze budzić się obok niej i założyć z nią rodzine?
-Tylko o tym marze. – powiedział jak amen w pacierzu Aaron.
-To przestań się mazać, zawiązuj ten krawat i bierz ten ślub bo drugiej takiej nie ma!
Ramsey natychmiastowo wstał z trybun i wybiegł ze stadion. Biegł całą drogę do kościoła, gdyż stwierdził że taksówką będzie dłużej. Dopiero gdy zobaczył bramy kościoła zwolnił. Chciał uspokoić oddech, by nie było widać że biegł przez pół Warszawy…


***

Wesele trwało w najlepsze. Było już po północy. Większość była już lekko wstawiona i bawiła się w najlepsze. Jack podpierał ściany nie mogąc utrzymać się już na nogach. Któż by pomyślał że ‘król’ imprez odleci jako jeden z pierwszych. Aaron siedział przy swoim stoliku z zaciekawieniem słuchając opowieści wujka Leona o tym jak powinno łowić się ryby, bowiem to on należał do klubu wędkarzy. Do tego samego klubu próbował wkręcić się Aaron ku niezadowoleniu Mai. Dziewczyna siedziała oburzona na krześle czekając aż panowie skończą interesującą rozmowę która ciągnęła się już ponad kwadrans. 
Łukasz próbował znaleźć swoją marynarkę, którą pożyczył jakiemuś mężczyźnie. Po bezowocnych poszukiwaniach poddał się prosząc żonę o powrót do domu. Gdy tylko Ania zgodziła się na twarzy Fabiańskiego pojawił się szeroki uśmiech. Często wyjeżdżał na mecze, mimo że był do tego przyzwyczajony to bardzo tęsknił za swoją córeczką – Olą. Mała miała dopiero dwa latka, ale pomimo tego Fabiański rozpieszczał ją. 
Na przyjęciu był również i Szczęsny, który przez cały wieczór był poirytowany. Siedział przy stoliku, co chwila popijając swojego drinka. Nie miał ochoty na taniec,  ani na rozmowę z kimkolwiek. Sandra próbowała wyciągnąć go do tańca, ale ten stanowczo odmawiał, dając jej do zrozumienia że nie ma ochoty na zabawę. 
-Odbijamy!- powiedział Szczęsny, gdy muzyka zwolniła, a światła przyciemniały. 
Wyrwał Rozalię z objęć narzeczonego zmuszając  go do odsunięcia się od nich. Przybliżył ją do siebie przytrzymując w pasie, tak że czuła jego oddech, każdy ruch klatki piersiowej. Ale tym razem nie oplotła swoich dłoni wokół jego szyi, tak jak to zawsze robiła. Nie dziwił się, w końcu nie widzieli się kilka ładnych lat. Dzieliły ich milimetry. Rozalia oparła swoją głowę na jego torsie i wyczuła że jego serce przyśpieszyło. 
Wydawało się że muzyka coraz bardziej zwalnia. Nie przeszkadzało im to, poruszali się zgodnie z rytmem muzyki. Wojtek miał wrażenie że wszystko wokół zniknęło gdzieś daleko, że są tylko oni. 
-Rozalia. – powiedział Wojtek szeptem. 
-Tak? –odpowiedziała patrząc mu w oczy.
-Wiesz, dużo myślałem od naszego ostatniego spotkania. I muszę ci coś powiedzieć. Byłem głupi, że wtedy pozwoliłem ci odejść. Powiedziałem Sandrze że nadal coś do ciebie czuję…
-Wojtek, przestań. Mimo że powiedziałeś tak Sandrze, to i tak miedzy nami niczego to nie zmienia. –odpowiedziała stanowczo. 
-Ale Rozalia, ja myślałem
-To źle myślałeś.- odpowiedziała chłodno odsuwając się od niego. 
-Wybacz mi, ale ja wciąż cię kocham i nie potrafię przestać. 
-Zostaw mnie!
Powiedział i w przypływie emocji pocałował ją. Dopiero po chwili dotarło do niego co zrobił. Na szczęście nikt nie zauważył kilku sekundowego pocałunku. Rozalia odsunęła się od niego jak oparzona robiąc duże oczy. Miała mętlik w głowie. Jak on ją mógł pocałować, przecież nie dała mu żadnych nadziei. Doskonale wiedział że ma narzeczonego i że wychodzi za mąż. Nie wiedziała co zrobić. Nie było już uśmiechu, jedynie zmieszanie i duże zakłopotanie na jej twarzy. 
Natychmiast odwróciła się na pięcie i przechodziła między tańczącymi parami. Szła nie wiedząc do końca gdzie chce dojść. Szczęsny podążał za nią. Miał skrytą nadzieje że wróci do  niego, ale nie spodziewał się że tak zareaguje. 
-Przepraszam.- powiedziała prawie niesłyszalnie, rzucając się w ramiona Mateusza. Po policzku spłynęła jej jedna łza.
Drawski mocno ją przytulił i z gniewem patrzył na Szczęsnego, który stał w tłumie szczęśliwych ludzi. Nie czekając długo, wziął ją za rękę wychodząc z sali. Kilka chwil później zniknęli oboje za drzwiami…


Kilka dni później

-Pamiętasz że dziś jest kolacja z moimi rodzicami? – zapytał Drawski podnosząc wzrok z laptopa.
-Pamiętam, o piętnastej mamy jeszcze spotkanie z organizatorką naszego ślubu. 
-Cieszę się że jednak pobieramy się w Hiszpanii. 
-Ja też, przynajmniej nie będzie tak zimno. – powiedziała nie odrywając wzroku od papierów. 
-Mam szansę na awans. Jeśli mi się uda zostanę prezesem firmy w której pracuje. – powiedział podekscytowany upijając łyk wody.
-Cudownie.
-Tylko że będziemy musieli się przenieść początkiem lutego do Bostonu. To dla mnie bardzo duża szansa, całe lata na to czekałem. Będziesz musiała prawdopodobnie zrezygnować z pracy.
-Oczywiście. –skomentowała.
-Czy ty mnie w ogóle słuchasz? – zapytała poirytowany. 
-Tak, nie, przepraszam. Ale mam dziś ciężki dzień. Wszystko na mojej głowie. Co mówiłeś, teraz będę słuchać. – uśmiechnęła się przepraszająco.
-Mówiłem, że mam szansę na stanowisko prezesa. –powtórzył.
-To wspaniale, mam nadzieje że ci się uda. – powiedziała podchodząc do Mateusza i składając na jego ustach pocałunek. 
-W Bostonie.
-Jak ty to sobie wyobrażasz? Będziemy musieli się przenieść? Ale ja tutaj mam pracę, znajomych.
-Coś wymyślimy. Jeśli nie wymyślimy czegoś, to odmówię. 
-Nie! Zasługujesz na ten awans. 
-Rozalia, co cię łączyło z Wojciechem Szczęsnym? 
-Słucham? Skąd to pytanie?
-Rozmawiałem z nim na tym weselu. Mówił że byliście parą.
-Bo byliśmy przez kilka miesięcy, ale nie wyszło. 
-Żałujesz?
-Do czego zmierzasz? 
-Gdy rozmawiałem z nim mówił twoje imię z bólem i tak jakby nadal cię kochał.
-Miłością?! – powiedziała kpiąco. – Przecież on mnie nie kocha.
-A jeśli się myślisz?
-Nie rozumiem.
-A co gdyby Wojtek kochał cię jak nikogo na świecie? Co byś zrobiła?
-Nie może mnie kochać, żeni się z inną. 
-Czyli ty też go nie kochasz, skoro chcesz mnie poślubić?
-O co ci chodzi? Jedna rozmowa  o niczym nie świadczy. Skoro przyjęłam oświadczyny to wydaje mi się że z miłości. Nie sądzisz? – powiedziała oburzona. –Przepraszam, ale śpieszę się do pracy. Nie zapomnij o spotkaniu z organizatorką. – powiedziała całując go w czoło. 
Zabrała swoje rzeczy i wyszła trzaskając drzwiami…


+++
Nareszcie zabrałam się za ten rozdział. Nie miałam pojęcia jak go napisać, choć zarys siedział w głowie juz od pewnego czasu. xd
Przepraszam, ale ja już chce wakacje... Tak jestem też leniwa bo miałam dodać już dawno.
A więc postaram się koncem przyszłego tygodnia napisać epilog gdyż jest to przed ostatni rozdział. :) 
Buziaki. 
PS. Co się stanie w następnym? Ktoś się domyśla? :D Happy End or not? :D
Piszcie co wam się podobało a co nie ;p
Zapraszam na IOW gdyż dodałam post wstępny ;)