czwartek, 19 września 2013

Rozdział 20

Znowu i znowu, jestem przepełniona uczuciem 
Twoją miłością, mam to już w żyłach 
I jestem przepełniona błogim oddaniem 
Kiedy patrzę w twoją idealną twarz/Dana Glover - It is you



           Oficjalnie Wojtek i Rozalia byli parą. Wiedzieli o tym tylko najbliżsi, gdyż zakochani chcieli uniknąć sensacji. Wojciech był szczęśliwy że  ma u swojego boku kobietę, którą kocha. Szczęsny spędzał ze swoją dziewczyną każdą wolną chwilę. Rozumiał, że dla Rozalii najważniejsze są teraz studia, i nie może poświęcić mu tyle czasu ile by chciał.
-Kochanie, wstajemy. – szepnął Wojtek.
-Nie! – zaprotestowała. – Jeszcze nie. Jest środek nocy. - odparła zaspana.
-Skoro tak uważasz. – powiedział z rozbawieniem. – Ślicznie wyglądasz kiedy śpisz. – pochwalił Wojtek, odgarniając kosmyk włosów z twarzy Rozalii.
-Nie śpij już bo cię ktoś ukradnie.-szepnął po chwili
- A kto? - dziewczyna otworzyła jedno oko, a za chwile posyłając Szczęsnemu szeroki uśmiech.
 - Ja.
 - To, dobranoc. – odparła dumnie, kładąc głowę powrotem na poduszkę.
Szczęsny usiadł na łóżku, by pocałować ukochaną w policzek. Na twarzy Rozalii pojawił się szczery uśmiech,   którego nie sposób było zauważyć. Usadowiła się w pozycji siedzącej, wtulając się jednocześnie w objęcia Wojtka. Leżała wtulona w objęcia chłopaka. Czuła się bezpiecznie, czuła że teraz jest naprawdę szczęśliwa.
-Wojtek, która godzina? – zapytała Rozalia.
-Emmm, 8.40 a co?
-A nic bo o 9:00 mam wykłady. – odparła. – Co?! 8:40?! Spóźnię się! – wycedziła nerwowo, po czym szybko wybiegła z pokoju do łazienki, by się ogarnąć.
            Po niespełna 5 minutach była już gotowa. Spakowała do torby klucze, telefon i książkę.
-Mógłbyś mnie odwieźć? – spytała Szczęsnego robiąc przy tym maślane oczy.
-Mógłbym, ale czy zechce? – powiedział szarmancko opierając się o futrynę drzwi.
 -A jeśli dam ci takiego soczystego buziaka w policzek? – uśmiechnęła się poruszając przy tym znacząco brwiami.
-Zastanówmy się…
 -Kochanie, misiu mój. –zaczęła Raniewska zarzucając ręce na szyję Szczęsnego. –Wiesz że cię bardzo kocham. – dokończyła składając pocałunek na ustach chłopaka. Wojtek objął ją w pasie i przyciągnął do siebie, odwzajemniając pocałunek.

-Nie wiem czy powinienem to przerywać, bo nie ukrywam że bardzo mi się podoba – mówił między pocałunkami – ale chyba się troszkę spóźnisz.
-Trudno. – odparła otwierając drzwi wejściowe. – Na co czekasz? Idziemy, ruchy! – powiedziała czekając aż Szczęsny wyjdzie z mieszkania.

*

            Zajęcia minęły Rozalii w miarę szybko. Na ostatnich wykładach, skupiona notowała nowe informacje w swoim zeszycie, nie zauważając siadającego obok  Toby’ego. Chłopak przyglądał się jej z rozbawieniem, widząc że nie nadąża z pisaniem. Pomachał jej przed oczami ręką wiedząc że inaczej go nie zauważy.
-Ziemia, ziemia do Rozalii. Jestem tam ty tym pustym łbie ktoś? – zapytał rozbawiony.
-Co?! A, tak. Cześć. – powiedziała szybko. –Grabisz sobie tym łbem-. – stwierdziła odwracając głowę piorunując go spojrzeniem.
-Wiem, mam pewną propozycje.
-Nie! – powiedziała stanowczo.
-Co nie?
-Nie, na tą propozycje. Nie pójdziemy na mecz, chyba że siatkówki.
-Siatkówka jest dla frajerów. – wycedził, a w tym samym momencie Rozalia zgromiła go swoim wzrokiem, że natychmiast odwrócił głowę w przeciwnym kierunku unikając jej spojrzenia.
-Grabisz sobie, drogi przyjacielu. Jeszcze raz tak powiesz a skończy się dla ciebie źle.
-A wracając do mojego pomysłu, zapraszam cię dziś na kręgielnie i lody w nagrodę za najlepszy projekt. – powiedział ignorując jej wcześniejszą wypowiedź.
-Kiedy?- zapytała
-Dziś, zaraz po zajęciach. – dokończył obdarzając ją szerokim uśmiechem.
-W sumie, to i tak nie mam nic do roboty.
-Ciszej! – uciszył ich mężczyzna siedzący przed nimi.
            Do końca wykładu nie odzywali się do siebie. Każde było skupione na nowym materiale.

*

-Jak to możliwe że wygrywasz już piąty raz z rzędu?  - zapytał wzburzony brunet.
-No widzisz, to się nazywa talent.
-Chyba fart. – powiedział kpiąco w kierunku Rozalii.
-Ale tak na serio, to już mnie ręka boli od tych kul do kręgli. – skarżyła się Raniewska.
-Oj, biedactwo. To teraz będzie moja szansa żeby wreszcie cię ograć. – ucieszył się Toby i od razu poszedł zbijać kręgle.
            Po cztero godzinnej próbie Toby’ego zakończyli grę w kręgle i udali się do kawiarni na obiecane Raniewskiej lody. Szli po ulicach Londynu, nieświadomi gdzie tak naprawdę jest kawiarenka do której chciał zabrać Raniewską Toby.
-Zabije cię! Gdzie jest ta kawiarnia?! Idziemy już ponad 40 minut nie wiadomo gdzie. – mówiła rozzłoszczona Rozalia.
-Wyluzuj, świeże powietrze ci dobrze zrobi. A po za tym wysiłek fizyczny jest wskazany. – wytłumaczył Toby.
-Ja mam gdzieś twój wysiłek fizyczny. Wole nie mieć kondycji, i siedzieć wygodnie w kawiarni, niż chodzić po Londynie w poszukiwaniu jakiejś dziury.
-Tylko nie dziury! – oburzył się Toby.
-Kawiarnia miła być za rogiem, a tych rogów chyba już ze dwadzieścia było jak nie więcej!
-O jesteśmy. – powiedział radośnie student otwierając drzwi kawiarenki.
            Pomieszczenie było urządzone w nowoczesnym stylu. Na ścianach wisiały obrazy i zdjęcia Londynu. Kelner przyniósł desery, a chwilę później czekoladę.  Siedzieli oboje na wygodnych skórzanych kanapach, tuż obok okna. Na każdym stoliku paliła się mała świeczka, która dawała zapach zielonego jabłka.
-Nadal zła?
-Nie.
-To o czym myślisz?- zapytał po chwili milczenia Toby.
-O życiu.
- I co wymyśliłaś? 
- Że zajebiste jest – stwierdziła Rozalia.
- Niedawno mówiłaś co innego.
- Niedawno nie było jego. 
-Jego? – dopytywał się zaciekawiony.
-Tak, jego. – powiedziała, a na jej policzkach pojawił się lekki rumieniec.
-A ‘jego’ ma jakieś imię?
-Wojtek.
-Wotek? – zapytał zdziwiony.
-Wojtek, Wojciech, Wojtuś. –uśmiechnęła się szeroko. – Koniecznie musisz wziąć lekcje polskiego.
-Nie, chyba spasuje. Wystarczy mi polskiej polszczyzny jak klniesz po kątach. – podsumował uśmiechając się jak głupi.
-Uważaj, bo któregoś pięknego dnia to ja się będę z ciebie śmiała. Zapamiętaj sobie to. – powiedziała groźnie.
-Uuuu, mamo ona mi grozi. – śmiał się- A co robisz jutro?
-Robię doktorat z psychologii.
-Poważnie?
- Nie no... ale kozacko zabrzmiało, nie?
-No raczej. – stwierdził.

*

-Gdzie ona jest? Majka miała zadzwonić jak tylko wróci do domu. Może coś się stało?! Już prawie 20:00- zadawał pytania Wojtek krążąc po mieszkaniu w kółko.
-Nie martw się, może poszła do biblioteki, albo poszła na zakupy. – uspokajała go Sandra.
-W bibliotece można być do 18:00 dzisiaj, sprawdzałem to. A na zakupy chodzi tylko z Majką, Mel  lub Łukaszem a żadne z nich dzisiaj się z nią nie widziało. Co się do cholery mogło stać?
-Wojtek, do jasnej cholery! Usiądź na dupie, włącz mecz i oglądaj! Dłużej już z tobą nie da się wytrzymać. Jestem pewna że za chwile zadzwoni twój telefon, z wiadomością że twoja dziewczyna wróciła do domu cała i zdrowa.
-Ale…
-…Wsiądziesz do samochodu, pojedziesz po nią i przywieziesz ją tutaj na kolacje. Tak jak planowałeś. – dokończyła Sandra siadając na fotelu.
-Sandra, ale ty nie rozumiesz ja się martwię. Dzwoniłem do niej ale ciągle włącza się poczta głosowa.
-Do mnie też niejednokrotnie dzwoniłeś jak byliśmy razem, i jakoś żyje nadal. Wyluzuj trochę, wiem jak to jest siedzieć i się uczyć. Pochłania to dużo czasu. Pewnie się jej rozładował telefon, albo po prostu ma wyciszony i nie słyszy.
-Oby.
            Chwilę później rozdzwonił się telefon Wojtka. Serce podskoczyło mu do gardła na dźwięk komórki, której nie mógł znaleźć. Był pewien, że kładł go na stół,  ale jak na złość nie było go tam. W panice trzęsły się mu ręce, ale na szczęście Sandra znalazła telefon który leżał pod kilkoma poduszkami.
-Tak?... Jasne!... Już?... To kiedy? A może… Jak to nie? A gdzie? Z kim?! Okej, to za chwilę będę.- dokończył swoją rozmowę telefoniczną Szczęsny.
-I co? Rozalia jest cała?- zapytała Walczyk* krzyżując ręce.
-Tak, okazało się że była z kimś tam na kręgielni.
-Było warto tyle panikować panikaro?
-Tak! Ona była z chłopakiem jakimś. Nie znam go!
-Czasami naprawdę zachowujesz się jak dziecko. Rozalia też nie zna większości twoich znajomych, szczególnie dziewczyn, i jakoś nie jest zazdrosna.
-Jak to nie?
-Wojtek, czy ty przypadkiem nie miałeś po nią jechać. Za chwile się okaże że nie pojedziesz i mój wysiłek pójdzie na marne.
-Nie bój żaby. Dziękuje że mi pomogłaś, inaczej musielibyśmy jeść żarcie z M’Donalda. – stwierdził.
-Na nic więcej cię nie stać?... – zapytała zrezygnowana.- Ja się zbieram, miłego wieczoru. – pożegnała się Walczyk.

*

Rozalia weszła do domu ściągając wiosenny płaszcz.  Z salonu dochodził dźwięk włączonego telewizora. Na kanapie siedziała z miską popcornu Maja. Raniewska podeszła do niej najciszej jak się dało i przytuliła z całej siły przyjaciółkę. Kamińska krzyknęła z przerażenia wstając momentalnie z kanapy.  Była przerażona, gdyż film wciągnął ją do tego stopnia że nie usłyszała zamykających się drzwi wejściowych. Widząc przed sobą sylwetkę przyjaciółki odetchnęła z ulgą.
-Ale mnie wystraszyłaś! – krzyknęła nadal lekko przestraszona.
-Zauważyłam. Czemu tak sama siedzisz? – zapytała.
-Bo mój ukochany musiał do mamy jechać. – odparła Maja.
-Do mamy –powtórzyła za przyjaciółką. -To dlaczego nie zadzwoniłaś do mnie? Przyszłabym wcześniej przecież.
-Nie chciałam ci przeszkadzać w nauce.
-Nie byłam w bibliotece.
-To gdzie? – dopytywała się zaciekawiona Maja siadająca na blacie kuchennym.
-Na kręglach z Toby’m.- uśmiechnęła się lekko w kierunku Majki.
-Doprawdy? – blondynka skrzyżowała ręce.
Raniewska zamknęła lodówkę wyciągając z niej sok pomarańczowy. Upiła łyk trunku i popatrzyła na koleżankę.
-Tak. Zaraz po zajęciach zaprosił mnie w podzięce za to że zrobiłam z nim projekt, jeśli tak cie to interesuje. Idę pod prysznic, jestem wykończona. –stwierdziła Raniewska udając się do łazienki.
            Rozalia zniknęła za drzwiami łazienki, a Majka szybko wykręciła na swoim telefonie numer telefonu Wojtka. Przyłożyła komórkę do ucha, usłyszała jeden sygnał, drugi, trzeci. Gdy już straciła nadzieje, a co najważniejsze cierpliwość usłyszała głos Szczęsnego. Powiedziała mu że jego dziewczyna właśnie wróciła, po czym zakończyła rozmowę. Usiadła na fotelu przeglądając Internet.
Niecałe 10 minut później przybył Wojtek. Rozsiadł się wygodnie na kanapie oczekując Rozalii. Maja podała mu szklankę z wodą mineralną, po czym usiadła obok niego. Wojtek był z natury bardzo ciekawski, dlatego musiał się dowiedzieć kim był chłopak z którym jego dziewczyna spędziła dzisiaj popołudnie.
Niestety Maja nie wyjaśniła mu tego, gdyż z łazienki w krótkich spodenkach, luźnym podkoszulku wyszła Rozalia. Dziewczyna nie zauważyła siedzącego na kanapie w półmroku Wojtka, dlatego od razu skierowała się do swojego pokoju. Przymknęła drzwi nie domykając ich, nie zapalając światła położyła się plecami na łóżku podkładając sobie jedną rękę pod głowę. Zamknęła oczy i wzięła głęboki wdech. Kilkunasto minutowa wycieczka po Londynie z Toby’m dała Raniewskiej odczuć zmęczenie.
            Szczęsny udał się za Rozalią do pokoju. Cicho otworzył drzwi nie naruszając ciemności panującej w pomieszczeniu. Jedyne światło które oświetlało pokój padało zza okna, tworząc półmrok. Podszedł do łóżka na którym leżała brunetka i usiadł na jego kraju. Przyglądał się jej. Rozalia uśmiechnęła się.
-Majka won mi z pokoju. Nie będę oglądać z tobą filmu. Jestem zmęczona. – powiedziała Rozalia nadal nie otwierając oczu. Nie usłyszała odpowiedzi dlatego od razu zorientowała się że na jej łóżku nie siedzi Maja.
-Okej, Majką to ty nie jesteś, więc są dwie możliwości. Jedna jesteś Łukaszem, ale on o tej godzinie nie przychodzi, a jeśli już to czegoś chce i jest słodki. Zostaje druga opcja – Wojtek. – powiedziała leżąc wygodnie na łóżku.
-Brawo kochanie, punkt dla ciebie. – szepnął Szczęsny składając na policzku Rozalki całusa.
-Co ty tutaj robisz o tej godzinie? – zapytała siadając na łóżku.
-Mam niespodziankę. – uśmiechnął się szeroko.
-Jaką?
-Jeśli ci powiem, to nie będzie niespodzianki. – na jego twarzy pojawił się cwany uśmieszek. – Ubierz się, porywam cię.
-Po co?
-Bo chcę cię gdzieś zabrać.
-O rany, jestem padnięta. To nie może zaczekać do jutra?
-Nie.- odparł stanowczo.
            Rozalia widząc jego minę podeszła do szafy z której wyciągnęła z szafy jeansy i szeroki sweter. Założyła swoje ciuchy, nie robiąc żadnego makijażu. Minutę później była gotowa. Widząc że Wojtek wygodnie rozdział się na jej łóżku skoczyła obok niego kładąc się na brzuchu.
-Gotowa? – zapytał
-Nie. – odparła. – Nigdzie nie idę, rozmyśliłam się. Mi tu jest wygodnie, jestem zmęczona i chce mi się spać.
-Rusz się moja droga, bo inaczej pogadamy.
-Ja nie gadam ty gadasz. Dobranoc. Słodkich snów Wojtuś. – powiedziała wymijająco.
            Nie odpowiedział jej. Podszedł do niej, wziął na ręce, przerzucił przez ramię i wyszedł z mieszkania żegnając się z Majką.
-Pożałujesz! Puść mnie! Powiem Łukaszowi! – krzyczała zła.
-Ale i tak mnie kochasz. – odpowiedział pewny siebie z uśmiechem od ucha do ucha.
-Zobaczymy – powiedziała sama do siebie.

*

Wojtek zaparkował swój samochód na podjeździe. Zgasił silnik i otworzył Raniewskiej drzwi samochodu. Szła w stronę drzwi z założonymi rękami nie odzywając się do Wojtka.
-O co się złościsz? –zapytał otwierając drzwi.
-O nic. – burknęła. –Po co mnie tu przywoziłeś w środku nocy? Mówiłam że jestem zmęczona.
-Wiem, ale cały dzień przygotowywałem dla ciebie romantyczną kolacje. Szkoda tylko że wróciłaś tak późno, bo jedzenie jest już całkiem zimne i nie smaczne. – powiedział kiedy weszli do salonu.
            Rozalia stanęła jak wryta. Nie spodziewała się że Wojtek przygotuje dla niej coś takiego. Było jej głupio, bo nakrzyczała na niego bez podstaw. Starał się jak mógł by jej zaimponować, i dostał jeszcze za to naganę. Stała na wprost zastawionego stołu. Były nawet świece  i wino. Bez słowa podeszła do Wojtka patrząc mu w oczy.
-Przepraszam, nie powinnam się na ciebie złościć, ale nie wiedziałam że przygotujesz dla nas tą kolacje. Wybaczysz mi?
-Zastanowię się. – odpowiedział przytulając do siebie brunetkę.
-Jakbyś mi powiedział wcześniej, to nie poszłabym nigdzie z Toby’m i spędzilibyśmy wspólnie wieczór.
-Gdybym ci powiedział to nie było by niespodzianki. – odparł – A właśnie, co to za facet? – zapytał podejrzliwie.
-Jaki facet?
-No ten z którym byłaś dzisiaj. Skąd go znasz?
-Może mam ci jeszcze powiedzieć gdzie mieszka i ile waży, co? – zapytała poirytowana.
-Było by super.
-Toby chodzi ze mną na studia, jeśli cię to tak interesuje zazdrośniku. – powiedziała Raniewska.
-Ja? Zazdrośnik? Wydaje ci się.
-Nic się mi nie wydaje, zazdrośniku. – powiedziała mocno akcentując ostatnie słowo. –Przyznaj, to nie ty przygotowywałeś dzisiejszą kolacje.
-Ale nakrywałem do stołu. – odparł dumnie wypinając pierś.
-To kto?
-To pozostanie moją słodką tajemnicą.- uśmiechnął się do Rozalii, co wywołało u niej leciutki rumieniec, ale jednocześnie ciekawość.
-No powiedz. – wyszczerzyła swoje śnieżnobiałe ząbki.
-Gdybym ci powiedział, musiał bym cie zabić.
            Do drzwi zadzwonił dzwonek. Rozalia poszła usiąść na sofę, a Wojtek udał się zobaczyć kto zaszczycił go o tak późnej porze.  To kogo tam zobaczył totalnie go zdziwiło. Osoba stojąca przed drzwiami jego mieszkania była ostatnią jaką mógł się tutaj spodziewać.
-Po co tu przyszłaś? – zapytał zły wychodząc na zewnątrz i zamykając drzwi.
-Porozmawiać.
-O czym?
-O nasz, kochanie. – odpowiedziała przesadnie słodko.
-Nas nie ma Agnes. Zrozum to. Nas nie ma i nie będzie. – odpowiedział stanowczo.
-Ale ja cię kocham!
-A ja nie. Mam dziewczynę którą kocham, a nie dziwkę która mnie zdradzała na prawo i lewo.
-Nie prawda! To nie prawda. – krzyczała swoim piskliwym głosikiem.
-Prawda. Nawet się nie ośmieszaj, idź z terenu mojej posesji i nawet nie myśl żeby tutaj wracać.
-Twoja panienka wie, że jesteś skończonym chamem?
-Nie waż się o niej mówić. Wynoś się stąd. Jeśli zbliżysz się do mnie lub do Rozalii to pożałujesz. – zagroził Szczęsny.
-Jeszcze zobaczymy. – powiedziała pod nosem.
Zdenerwowany wszedł do mieszkania. Usiadł obok zmęczonej Rozalii.
-Kto to był? –zapytała Raniewska.
-Sąsiad – odpowiedział szybko.
-Sąsiad?!
-Sąsiad. Chciał cukier pożyczyć.
-O tej godzinie?
-Tak, skończył się mu. Brak cukru, rzecz ludzka. Każdemu się może przytrafić.
-Dobrze, nie złość się. Po prostu byłam ciekawa kto to.
-Nie jestem zły przecież. – burknął.
-No chyba jednak jesteś. Z resztą nie ważne. – powiedziała ziewając.
-Cieszę się że ciebie mam. – szepnął Wojtek przytulając Rozalię do siebie.
Pocałował ją w głowę i patrzył jak jej powieki robią się coraz cięższe, aż w końcu się zamykają. Wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni. Położył na łóżku i przykrył delikatnie kołdrą. Zgasił światło, i wyszedł cicho nie budząc ukochanej. Sam przykrył się kocem układając się wygodnie na kanapie do snu. Jego nowe „łóżko” okazało się za małe w stosunku do jego wzrostu. Ale nie przeszkadzało mu to.
Nie mógł zasnąć myśląc nad dziwnymi odwiedzinami Anges. W głowie się mu nie mieściło że ta dziewczyna ma tupet przychodzić tutaj po kilku miesiącach od ich rozstania i mówić że go kocha. W jego oczach była zwykłą dziwką, która go wykorzystała i naciągnęła na liczne prezenty. Ale Agnes należała do przeszłości, a Rozalia teraźniejszości i przyszłości….

*Sandra Walczyk – zmieniłam nazwisko bohaterki, aby nie urazić nikogo.

+++
Boże, co za kretyństwo publikuję. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Po prostu brak weny,  a przede wszystkim czasu. Szkoła pochłonęła ostatnio dużo mojego czasu, a o zajęciach dodatkowych jak wolontariat, jeździectwo i korkach nie wspomnę. Przede mną egzaminy gimnazjalne, a więc dużo nauki, ale będę starała się dodawać rozdziały co tydzień, ewentualnie co dwa tygodnie.
Musze jak najszybciej nadrobić zaległości na Waszych blogach, wybaczcie mi również że nie zawsze komentuje.
Doszliśmy do miejsca, w którym pasuje ogłosić że jesteśmy gdzieś w połowie opowiadania, no może już po połowie. Jeszcze nie wiem ile dokładnie będzie rozdziałów. Mam kilka pomysłów które musze przemyśleć. Wiem jedno, mam zarys końcowych rozdziałów – jest dobrze (y).
Kolejny rozdział pojawi się w ciągu najbliższych dwóch tygodni mam taką nadzieje.
Rozdział wyszedł jaki wyszedł, ale następny obiecuję będzie lepszy.
Życzcie mi weny i chęci bo to najważniejsze. Dziękuje że czytacie moje wypociny i zachęcam do głosowania w ankiecie po lewej stronie bloga.
Pozdrawiam, Themalkina ;)