czwartek, 27 czerwca 2013

Rozdział 14

Objął mnie - to wys­tar­czyło bym znów poczuła się małą dziewczynką.

Obudziłam się z potwornym bólem głowy. Nie miałam siły ani ochoty aby wstawać z cieplutkiego łóżka. Jednak kiedyś musiałam w końcu opuścić łóżko. Udałam się do łazienki. Miałam podkrążone oczy, włosy w nieładzie, a moja twarz była blada jak ściana. Wzięłam prysznic, uczesałam włosy, zrobiłam lekki makijaż, aby nikt się mnie nie przestraszył i ubrałam się.
-Wyspałaś się?- powiedziała Patrycja, gdy weszłam do kuchni
-Nie- odparłam oschło – Mogę kawy?
-Jasne. Proszę – podała mi kubek gorącego napoju – Dawid za chwile wróci z pracy, więc za jakąś godzinę wyjazd. I zjedz coś, bo twój brat znowu będzie mi powtarzał że cię nie nakarmiłam – zaśmiała się
-Spokojna jego głowa, niech się martwi o siebie. Ja sobie poradzę.
            Po niecałej godzinie jazdy i staniu w korkach byliśmy na miejscu. Wszędzie biało. Dosłownie. Trudno było rozróżnić czy stoi się na chodniku, czy też na ulicy. Śniegi po kolana, ale cieszyłam się że zima jest taka piękna. Sto razy bardziej wolałam śnieg na święta, niż jakieś błoto. Wysiadłam z samochodu i od razu poszłam się przywitać z dziadkiem.
-Dziadku! – krzyknęłam  i mocno go przytuliłam – Tęskniłam. Choinka nie ubrana jeszcze?
-Nie, czeka aż ją ubierzesz razem z Dawidkiem. – powiedział witając się z resztą.
-Nie ma jeszcze nikogo? – zapytałam zdziwiona rozglądając się po salonie.
-Ciotki przyjadą dopiero w wigilie. Masz więc czas żeby się rozpakować, i przyozdobić nasze drzewko.
-Super. – wycedziłam i poszłam na góre.
            Weszłam do swojego pokoju. Torby położyłam na podłodze i rzuciłam się plecami na łóżko. Jasno zielone ściany wprawiły mnie w dobry nastrój. Leżałam na łóżku wpatrując się w sufit na którym przylepione były gwiazdki. Po pewnym czasie wstałam, przebrałam się i poszłam do kuchni. Przy stole siedział dziadek i dyrygował parą zakochanych.
-Dawid, to mają być pierniki a nie kamienie! Popatrz jak Patrycja sobie świetnie radzi. – mówił dziadek.
-Ona jest kobietą! One mają do tego smykałkę, nie to co ja.
-Najwyższa pora żebyś się nauczył. – powiedziałam, i usiadłam przy stole.
-A może ty chcesz pokazać na co cię stać? – zapytał mój brat, patrząc spod byka.
-Hmm… Nie, świetnie sobie radzisz beze mnie. – uśmiechnęłam się do niego. – Kiedy mogę ubierać choinkę? – spytałam dziadka.
-Wieczorem wnusiu, muszę najpierw przynieść ze strychu ozdoby – odpowiedział ciepło popijając gorącą herbatę. – Pani Alicja mówiła żebyś przyszła do niej w wolnej chwili. Chciała ci kogoś przedstawić.
-Mi? Kogo? Mam się bać? – wycedziłam na jednym wdechu.
-Nie koniecznie. – zaśmiał się – Dobra dzieci, dacie sobie rade przez chwile jak mnie nie będzie tu. Patrycja tu rządzi, więc słuchać się jej. – wstał od stolika
-Dlaczego ona? – zapytałam równocześnie z Dawidem.
-Bo jest tutaj najodpowiedzialniejsza.
-No wiesz co! – powiedziałam  i udawałam focha.
-Nie zaczyna się zdania od „bo” – wycedził chłopak złoszcząc się że dziewczyna ma nim dyrygować.
Dziadek pocałował mnie w czoło i wyszedł z kuchni. Ja zaś obserwowałam jak mój braciszek nie radzi sobie z wykrawaniem ciastek, a jego ukochana traci po woli nerwy.
Za chwile ubrałam kurtkę i wyszłam na dwór. Nogi pokierowały mnie wąską, zaśnieżoną ścieżką do sąsiadki. Weszłam przez tylnie wejście do ogrodu. Zapukałam do drzwi. Po chwili drzwi otworzył mi wysoki mężczyzna
-Cześć Janek – powiedziałam wchodząc do domu chłopaka.
-O witam. Ktoś tu się dawno nie odzywał. Jak tak można?!
-Wybaczysz mi, prawda? –uśmiechnęłam się do niego.
-Rozalia, dobrze że jesteś. Chcę żebyś poznała mojego młodszego syna. – powiedziała pani Alicja prowadząc mnie do salonu. Niestety nie było tam nikogo. – Gdzie się twój braciszek podział? – zwróciła się do Jaśka.
-Młody wyszedł z godzinę temu. Nie wiem gdzie poszedł. – odpowiedział kierując się w stronę schodów.
-Jak zwykle. Nikt nic nie wie. – powiedziała zła. -  Może wróci za niedługo. Napijesz się herbaty?
-Chętnie. – odpowiedziałam i usiadłam na krześle.
-A jak ci idzie nauka na studiach? – zapytała po chwili milczenia.
-Mówiąc szczerze to nawet dobrze. Jest bardzo dużo nowego materiału, ale daje rade. – uśmiechnęłam się – Nie wiedziałam że pani ma dwóch synów. Byłam przekonana że Janek jest jedynakiem.
-To ci niespodzianka. Jasiek jest moim starszym synem. Mieszka tutaj, albo w Warszawie. Mój młodszy synalek niestety mieszka w Anglii, bardzo mi go brakuje. Czasami się z nim wytrzymać nie da, ale cieszę się że go mam. Nie wyobrażam sobie gdybym miała stracić którego kol wiek z nich.
-Mają szczęście że mają taką mamę. – powiedziałam upijając kolejny łyk napoju.
-To chyba ja mam szczęście. Nie mogłam wymarzyć sobie lepszego potomstwa – uśmiechnęła się do mnie. – Długo zostajesz w Kobyłce? – zapytała.
-Nie, przed sylwestrem wracam do Londynu. A początkiem stycznia zaczynają się wykłady na uczelni, więc  nie ma jak poleniuchować dłużej.
-To ty Rozalio, nie studiujesz w Poznaniu?
-Miałam, ale dostałam się do Londynu.
            Po długiej rozmowie z mamą Janka przyszła pora się pożegnać. Po woli się ściemniało. Była co prawda dopiero godzina 17:00 ale jak na tą porę roku to i tak dobrze że szarówka zapadła tak późno. Ubrałam kurtkę, buty, żółtą czapkę z niebieskim pomponem. Moja jedna rękawiczka upadła na posadzkę. Gdy chciałam ją podnieść, drzwi wejściowe szybko się otworzyły, a ja oberwałam w nos. Postać która weszła do domu była ubrana na czarno. Od stóp po samo czoło. Był to zapewne mężczyzna, można było rozpoznać po cichym „przepraszam”. Mężczyzna, przez którego dostałam w nos znikł tak szybko jak się pojawił.
-Nic ci nie jest? – zapytała pani Alicja kiedy zauważyła  że trzymam się za nos.
-Nie, przyłożę w domu trochę lodu i będzie po kłopocie – powiedziałam i szybkim krokiem ruszyłam przed siebie.

*

-Czy ty zawsze się musisz w kłopoty wpakować? – mówiła z politowaniem blondynka
-Nie moja wina że ten burak mnie nie zauważył. – warknęłam. – Ała! Uważaj trochę! To boli. – krzyczałam na Patrycję gdy ta przyglądała się mojemu nosowi, z którego od dłuższej chwili ciekła krew.
-Przeżyjesz. Nie masz złamanego, jest tylko silnie stłuczony. Jeśli nie będziesz zawadzać nim o inne przedmioty, to obejdzie się bez opatrunku. – powiedziała wkładając bandaż do apteczki.
            Stanęłam przed lustrem w swoim pokoju. Zaświeciłam światło  i ujrzałam lekko siny nos. Wyglądał jak wielka śliwka. Janek ma naprawdę super braciszka. Nawet się nie zainteresował tym że mnie uderzył. Miałam dziwne wrażenie że znałam go, jego głos. Wydawał mi się znajomy, jakbym już go gdzieś słyszała, ale nie wiedziałam gdzie. Głupie uczucie, znać, a nie wiedzieć do kogo on należał. Musiałam go pomylić z kimś. Bo przecież na świecie żyje siedem miliardów ludzi, i każdy z nich jest inny. Poszłam przebrać się w coś wygodniejszego i założyć czystą bluzę. Chwilę później usiadłam na łóżku z laptopem, słuchając swojej ulubionej play listy. Jedną ręką przeglądałam strony internetowe, a drugą trzymałam woreczek lodu.
W pewnej chwili do pokoju wpadła zdyszana panna Zięba, rozglądając się.
-Stało się coś? – zapytałam niepewnie
– Nie, skądże. Choć, będziemy ubierać drzewko. – chwyciła mnie za rękę i skierowała się schodami na dół.
            Stałam w salonie oparta o futrynę. Dawid właśnie skończył mocować drzewko. Na polu prószył śnieg. Typowy świąteczny klimat, w powietrzu nadal unosił się zapach świeżo upieczonych pierniczków. Na mojej twarzy zagościł promienisty uśmiech. Stałam cicho podpierając ścianę. Wpatrywałam się w okno, za którym gościła już noc.
-Nigdzie nie ma takich przygotowań do świąt jak w Polsce. Nawet w Anglii. Prawda?- zapytał dziadek stając obok mnie.
-Zima i święta w Londynie to nie to samo co u nas. – uśmiechnęłam się – Popatrz na Kumpla, ten to ma życie. – wskazałam palcem na psa.  – Tylko śpi i je. – zaśmiałam się.
-Pomogła byś mi, ściany nie potrzebują wsparcia. – powiedział Dawid.
-No już, już. Nie mów tyle bo się zmęczysz. – wycedziłam.
            Wzięłam do ręki kolorową bombkę i zawiesiłam na choince. Z pozostałymi zrobiłam podobnie. Później łańcuchy i światełka. Na sam koniec została gwiazda, którą trzeba było umieścić na czubku choinki.-No mała, przydaj się na coś. – powiedział Dawid podając mi gwiazdkę.
-Dlaczego ja mam ją tam umieszczać? –zapytałam krzyżując ręce.-Bo zawsze była taka tradycja, że najmłodsza osoba z rodziny to robi. A tak się składa że nikogo innego z rodzinki niestety tutaj nie ma. – wycedził z cwanym uśmieszkiem.-Nie zaczyna się zdania od „bo” – uśmiechnęłam się do niego.
            W chwili umieszczania ozdoby zadzwonił dzwonek do drzwi. Dziadek poszedł otworzyć, a ja i reszta wzięliśmy się za sprzątanie.
-Rozi, dziadek cię woła. – oznajmiła blondynka. Poszłam do korytarza gdzie aktualnie stał.-Rozalia, poznaj proszę Wojtka. To syn pani Alicji – i nagle mnie olśniło. Ten głos należał do Szczęsnego. Dlaczego ja wcześniej nie skojarzyłam faktów?! Jest przecież podobny trochę do Janka. Stałam jak wryta. Po prostu nie mogłam wydusić z siebie słowa. Czułam się jakbym ducha zobaczyła. Dopiero po chwili wydusiłam z siebie co kol wiek.
-Co ty tutaj robisz? – zapytałam.
-Też cię miło widzieć.– oznajmił posyłając mi swój uśmiech.
-Wy się znacie?- zapytał dziadek.
-Na to wygląda. – odpowiedziałam krzyżując ręce – Po co przyszedłeś?
-Chciałem przeprosić że nie zauważyłem cię i dostałaś w nos.-Nie szkodzi, ale nasennym razem patrz jak chodzisz, bonie każdy jest tak wysoki jak ty.- posłałam mu kwaśny uśmiech.
-Rozalka, zaproś kolegę do salonu. – powiedział dziadek.
-Choć za mną.- zwróciłam się do chłopaka. – Zmiana planów – powiedziałam szybko. – Idziemy tędy. – skierowałam się w stronę schodów. Weszliśmy na górę, a ja zaprosiłam go do pokoju.
-To ty? – zapytał biorąc zdjęcie położone na biurku.-Tak, miałam wtedy z 10 lat. – uśmiechnęłam się.
-Ludzie się zmieniają. Ale wracając do ciebie, dlaczego mi nie powiedziałeś że mieszkasz w Kobyłce?
-Bo nie mieszkam, moja mama tutaj mieszka, a ja w Londynie. A prawdę mówiąc nie wiedziałem że ty jesteś tą ukochaną wnusią pana Stefana. Jakby mi to ktoś w lipcu powiedział, to bym go wyśmiał.
-Dlaczego niby? – zapytałam zdziwiona.
-Twój dziadek opowiadał że jesteś słodka jak cukierek, a nie uparta jak osioł.
-Czy ty właśnie mnie obrażasz? – warknęłam.-Nie, po prostu mówię że jesteś często arogancka i masz nie wyparzony język. Do tego grasz mi ciągle na nerwach. Jednym słowem jesteś nie wychowana – zaśmiał się głupkowato.
-Nie wychowana?! Najpierw mnie obrażasz, później zakopujesz topór wojenny, a teraz co?! Słyszę od ciebie tylko same obelgi. Nie zrobiłeś dla mnie nic dobrego. A nie, przepraszam, przeprosiłeś za rozwalony nos. Mam dosyć tego, że każdy traktuje mnie jak dziecko które wszystko psuje! Więc z łaski swojej wyjdź z mojego pokoju! – krzyczałam.
-Posłuchaj – zaczął łagodnie. – nie chciałem…
-Nie mam zamiaru tego słuchać. Powiedziałeś mi już wystarczająco. A teraz żegnam.
            Zostałam sama. Po moich ostrych słowach Wojtek wyszedł bez zastanowienia. Zostawił mnie samą z tysiącami myśli. W tamtej chwili byłam wściekła, nie wiem dlaczego, ale gdy on wytyka mi moje wady, mam ochotę zakopać się pod ziemię i nigdy nie wychodzić.
Dlaczego w jego obecności mam ochotę się z nim kłócić, a za chwilę przeprosić i powiedzieć żeby się nie gniewał. Nie rozumie sama siebie. Boże, daj mi siłę bo sobie nie radzę…


‘~’Wojtek’~’

Jestem wściekły. Zaczynało się miedzy nami wszystko układać, a ja jak zwykle muszę coś spieprzyć. Czemu ona tak gwałtownie reaguje na wszystko? W jednej chwili słodka i dobra jak anioł, a za chwile wrogo nastawiona  niczym diabeł. Nie ogarniam tego. Nie ogarniam jej.
Przy niej czuje się tak jak przy żadnej innej dziewczynie. Jej uśmiech powoduje że moje ciało szaleje, płacz że mam ochotę chronić ją przed całym złem tego świata. Nie mam pojęcia co mną kieruje.
Kiedy w jej pobliżu jest Aaron coś dziwnego się ze mną dzieje. Nie mogę trzeźwo myśleć. Nigdy się tak nie czułem. Przy żadnej dziewczynie, nawet Sandrze, a ona była moja pierwszą miłością…Dlaczego ja cały czas o niej myślę?*Następnego dnia, po porannej toalecie wyszedłem na dwór. Było ciepło, a promienie słońca odbijały się od puszystego śniegu. Siedziałem na zaśnieżonej ławce w ogrodzie, oddychając świeżym powietrzem.
-Uważaj trochę! – krzyknąłem, gdy  ktoś rzucił we mnie kulką śniegu.-Przepraszam. – powiedziała speszona blondynka, obok której stanął Dawid.-Pati, chodź, on jest z cukru. Jak będziemy w niego rzucać to się to się rozpłynie i jego kariera legnie w gruzach.- wycedziła Rozalia.-Nie jestem z cukru.- broniłem się.-Przekonajmy się. – odpowiedziała i rzuciła we mnie śnieżką która wylądowała centralnie na mojej twarzy.
Wtedy zaczęła się bitwa na śnieżki. Ja na nią, a ona na mnie. Jeden na jednego. Reszta gdzieś uciekła. Lepiłem swoją amunicję tak szybko, jak tylko się dało. Było trudno w nią trafić, gdyż chowała się za drzewem. Jak dla mnie to była dobra zabawa. Pomijając tylko że częściej pudłowałem niż trafiałem, w przeciwieństwie do brunetki.
Na szczęście kilka celnych rzutów sprawiło że dziewczyna opadła z sił. Postanowiłem wykorzystać  moment w którym lepiła śnieżki. Podeszłem ją od tyłu, stając za nią. Nie zauważyła mnie.
-Mówiłem że nie jestem z cukru. – szepnąłem jej do ucha, posyłając jej promienisty uśmiech.
-Jesteś głupi! – krzyknęła.
-Ty tak uważasz. Jesteś tu brudna. – skłamałem.
-Gdzie? – zapytała.
-Tutaj – dotknąłem jej policzka dłonią.
            Zanim się obejrzałem moje usta całowały ją. Moje ciało szalało. Chciałem aby ta chwila trwała wiecznie, ale ona była tylko przez ułamek sekundy. Momentalnie odsunęła się ode mnie popychając mnie do tyłu. Na jej twarzy malowała się złość.
-Odbiło ci?! Co ty do cholery wyprawiasz?! – powiedziała ostro mrużąc przy tym oczy.
-Przyznaj się, podobało ci się. – wycedziłem bez zastanowienia. W tym samym momencie zacząłem żałować że w ogóle coś powiedziałem.
-Jesteś hipokrytą! Jak mogłeś mnie pocałować wiedząc że jestem dziewczyną twojego przyjaciela?! Zastanów się czasem co robisz! Mam wrażenie że to ty jesteś nie wychowanym bachorem! Współczuję twojej mamie. – krzyczała. Chwyciłem ją lekko za nadgarstek, ale ona szybko uwolniła się z uścisku.
-Nie próbuj teraz przepraszać – odparła oschło. – Nie odzywaj się do mnie. Nie powiem Aaronowi o tym. Nie chce żeby cierpiał jak się dowie kim tak naprawdę jest jego przyjaciel. Ale ja tak łatwo nie zapominam. Pamiętaj. – powiedziała surowo i znikła za zaśnieżonymi krzewami.


‘~’Rozalia’~’

-Mówiłem że nie jestem z cukru. – szepnął mi do ucha, posyłając promienisty uśmiech.-Jesteś głupi! – krzyknęłam.-Ty tak uważasz. Jesteś tu brudna.
-Gdzie? – zapytała.-Tutaj. – dotknął dłonią mojego policzka.
            Przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz, kiedy przyłożył dłoń do mojego zimnego policzka. Poczułam zapach jego perfum. Swoimi ustami dotknął moich. Chciałam pogłębić ten pocałunek. Nie czułam takiej euforii od bardzo dawna. Ta chwila trwała kilka sekund, a wydawało mi się że czas zatrzymał się w miejscu.
            Po kilku sekundach opamiętałam się. Dotarło do mnie co on zrobił. Odsunęłam się od niego. Nie chciałam aby Wojtek mnie dotykał.  Moje pożądanie przerodziło się w złość.-Odbiło ci?! Co ty do cholery wyprawiasz?! – powiedziałam ostro mrużąc przy tym oczy.-Przyznaj się, podobało ci się. – wycedził głupkowato się przy tym uśmiechając.-Jesteś hipokrytą! Jak mogłeś mnie pocałować wiedząc że jestem dziewczyną twojego przyjaciela?! Zastanów się czasem co robisz! Mam wrażenie że to ty jesteś nie wychowanym bachorem! Współczuję twojej mamie. – krzyczałam. Chwycił mnie za nadgarstek, ale szybko uwolniłam rękę z jego uścisku.
-Nie próbuj teraz przepraszać – odparłam oschło. – Nie odzywaj się do mnie. Nie powiem Aaronowi o tym. Nie chce żeby cierpiał jak się dowie kim tak naprawdę jest jego przyjaciel. Ale ja tak łatwo nie zapominam. Pamiętaj. – powiedziałam surowo i pobiegłam do domu.            Jak on mógł to zrobić?! Przecież jestem z Aaronem. Prawdziwy przyjaciel tak nie postępuje. Pobiegłam do swojego pokoju, miałam nadzieje że nikt mnie nie zauważył. Siadając na parapecie wzięłam poduszkę do której się przytuliłam. Cały czas zastanawiałam się co skłoniło Wojtka do pocałowania mnie? Przecież nie ma prawa tak postępować.
            Jakaś część mnie chciała pójść do niego i znów go pocałować. Przyłożyłam opuszki placów do swoich ust. Uśmiechnęłam się zamykając przy tym powieki. Przed oczami znów miałam tą chwilę. Mimo że Szczęsny zachował  się jak kretyn to moja złość po chwili odchodziła. Uśmiechałam się sama do siebie. Nie powinnam, ale nie potrafiłam przestać.
            Ten pocałunek miał w sobie coś niesamowitego. Jak do tej pory czułam się tak tylko przy jednym mężczyźnie – przy Damianie. A Aaron? Był dla mnie dobry i czuły, ale jego pocałunki nie były takie jak ten. Ten znaczył dla mnie coś niezwykłego…

+++
W końcu udało mi się napisać ten rozdział. Nawet wyrobiłam się w terminie. Mam nadzieję że spodoba wam się. 
Licze na szczere komentarze, które mnie bardzo motywują ;) 
Buziaki ;***
 

czwartek, 20 czerwca 2013

Rozdział 13

         Wszyscy Ci, których dotknie miłość stają się nieśmiertelni, żyją w sercach tych, którzy tą miłością ich obdarzyli.

          

           Stałem właśnie przed mieszkaniem Theo ze zgrzewką piwa w ręku. Lubiłem te nasze wspólne spotkania. Otworzył mi drzwi i po chwili siedziałem już na kanapie.
-Masz mi coś do powiedzenia?- powiedział ciemnoskóry odkładając konsole na stolik
-Wygrałeś, znowu. Czy ty możesz choć raz przegrać?
-Hahaha, nie. Ja posiadam tytuł Mistrza. Nie pamiętasz?!
-Jak mogę o tym zapomnieć?! Przecież mi go odebrałeś i teraz go odzyskać nie mogę
-Prawda, prawda. Święta spędzasz tu w Anglii czy wracasz do Polski? – zapytał po chwili
-Raczej wrócę. Mamusia by mnie zabiła gdyby mnie na wigilii nie było, a po za tym dawno już nie byłem w Kobyłce. Po Euro wszystko mi tam przypominało o przegranej, więc nie odwiedzałem rodziny.
-Rozumiem, a jak ci się mieszka w nowym mieszkaniu?
-Szczerze mówiąc to świetnie. Przynajmniej mi Janek nie mówi że w psychaitryku mieszkam. 
-On miał rację. Ja bym nie wytrzymał w tym starym szpitalu przez tyle lat. I to w dodatku sam.
-Nie byłem sam. No może na początku mieszkałem sam, ale później mieszała ze mną Sandra, a jak zerwaliśmy to pojawiła się Agnes. A reszte to już znasz.
-Niestety…

‘~’Rozalia’~’

             Wychodziliśmy właśnie z Aaronem z kina. Było po 22, szliśmy zaśnieżonymi ulicami Londynu, które oświetlały lampy.
-Aaron, jutro lecę do Polski- powiedziałam
-Jak to? Przecież miałaś lecieć dopiero w sobotę. – odpowiedział szybko spoglądają na mnie
-No tak, ale chcę jeszcze załatwić kilka spraw przed świętami i spotkać się ze znajomymi.
-Ale na sylwestra wracasz? Tak? – zapytał
-Oczywiście. I idziemy na ten bal. Nie mogę się już doczekać – uśmiechnęłam się, a Walijczyk złożył na moich ustach pocałunek
-Ja też kochanie- szepnął mi do ucha. Chwycił mnie za rękę i ruszyliśmy w stronę mojego mieszkania.
*

-Rozalia, rusz się bo nam samolot ucieknie- krzyczała Maja
-Trzeba było nie zaspać – powiedziałam wbiegając na lotnisko
            Po szybkiej odprawie i zajęciu miejsc w samolocie byłyśmy już w powietrzu. Leciałyśmy 2 godziny. Gdy samolot wylądował wysiadłyśmy z samolotu.
-Kto nas odbiera?- zapytałam Majki
-Młody, ale pewnie zapomniał – stwierdziła blondynka
-Nie zapomniał. Popatrz, idzie – powiedziałam wskazując na chłopaka
-Cześć dziewczynki – przywitał się Radek
-No heej – powiedziałyśmy równocześnie
-Bierz te moje torby i idziemy – wycedziła Majka
-Wredota jednym słowem – wymamrotał pod nosem
-Słyszałam
            Radek wziął bagaże siostry i wsadził do bagażnika. Jechaliśmy wolno, gdyż na ulicy prócz korków był śnieg.
-Możesz odwieść mnie na stacje? – zapytałam chłopaka
-Nie wracasz do domu? – Kamiński popatrzył na mnie ze zdziwieniem
-Niestety nie, matki i tak nie ma w domu. Z resztą nie chcę się z nią kłócić. Pojadę do Dawida,  mam tam do załatwienia kilka spraw. A potem zabiorę się z nimi do dziadka.
-Jesteśmy na miejscu – oznajmił blondyn
-Dzięki – pocałowałam rodzeństwo w policzek- Wesołych świąt bliźniaki – zaśmiałam się, zabrałam bagaże i udałam się do pociągu
*
            Po kilku godzinach byłam już na miejscu. Siedziałam w ciepłym mieszkaniu na wygodnym fotelu, przykryta kocem. Dochodziła 17:00, czekałam razem z Patrycją na Dawida. Rozmawiałyśmy w tym czasie o świętach i o ciotce Lucynie, która jak co roku musi we wszystko wtykać swój nos.
-Kochanie, wróciłem – krzyczał mój braciszek wchodząc do mieszkania.
-Hej – powiedziała Patrycja witając się z nim, ja stanęłam w drzwiach prowadzących do Saloni. Czekałam aż mnie łaskawie zauważy. Nie musiałam czekać długo, bo już po niespełna kilku sekundach zobaczył moją osobę.
-Rozalka, co ty tutaj robisz? – zapytał zdziwiony
-Też się cieszę że cię widzę – powiedziałam i rzuciłam się mu na szyję – tak strasznie tęskniłam
            Brakowało mi tego jego mocnego uścisku. Przy nim zawszę czułam się bezpieczna. Mimo że czasem się sprzeczaliśmy i mieliśmy zupełnie inny pogląd na świat, to kochałam go. Był moim bratem, jedynym jakiego miałam.
            Siedzieliśmy na kanapie oglądając jakąś durną komedie romantyczną.
-Ja idę spać. Dobranoc – oznajmiła Patrycja wychodząc z salonu.
-No dobra, a teraz tak na poważnie. Dlaczego przyjechałaś do Poznania? Tylko nie wmawiaj mi że się stęskniłaś, bo i tak ci nie uwierzę – powiedział Dawid
-Wszystko się pieprzy. Marcel i Piotrek wyprawili mi kazanie na temat Darka – zaczęłam
-A…
-Nie przerywaj mi, Długo się nad tym zastanawiałam. Postanowiłam się spotkać z Darkiem. Za 2 dni mam z nim widzenie. Przyjechałam do was, bo boję się spotkać z mamą. My nie umiemy ze sobą rozmawiać. Boję się co może się jeszcze stać, gdy będziemy się kłócić. Wiesz co ona zrobiła? - zapytałam brata, pokiwał przecząco głową – Gdy dzwoniłam do niej z pytaniem czy będzie na świętach, powiedziała mi że nie. Jest we Włoszech ponieważ ”Musi odpocząć”. – mówiłam ze złością – Nie daje już sobie rady. A najgorsze jest to że nie wiem czy będę umiała wybaczyć Darkowi. Boję się że sobie nie poradzę.- w moich oczach pojawiły się łzy
-Ciii, już dobrze. – powiedział Dawid przytulając mnie i gładząc moje włosy
-Chcę żeby wszystko było dokładnie tak jak wcześniej
-Będzie, zobaczysz. Już za niedługo na pewno wszystko się ułoży.

*

            Nadszedł dzień widzenia z Dariuszem. W mojej głowie kłębiło się od czarnych myśli i przebiegu tego spotkania. Bałam się. Bałam się tego że nie będzie załował tego co zrobił. Siedziałam sama w pokoju widzeń. Byłam sama, jedynie jakiś policjant stał i pilnował drzwi. Panowała przerażająca cisza. Nie lubiłam takich miejsc. Małe okna, pomieszczenie tez nie było duże.
            Drzwi otworzyły się, a w nich stanął Darek. Wysoki brunet, z tym samym wyrazem twarzy co kiedyś. Usiadł naprzeciwko mnie. Milczeliśmy. Moje serce przyśpieszyło, nie mogłam wydusić z siebie słowa.
-Myślałem że nie przyjdziesz – zaczął pierwszy. – Długo czekałem żeby znów cię ujrzeć.
-To nie było dla mnie łatwe
-Ładnie wyglądasz
- Nie przyszłam tutaj na pogaduszki. Chcę znać całą prawdę. Rozumiesz? Od początku do końca, i nie mawiaj mi gadki o przypadku. Już w to nie wierzę…
-To jest trudne- zamilkł- Bo widzisz… Wersja którą ty znasz nie do końca jest poprawna. – mówił szeptem, aby nikt go nie usłyszał – Tego wieczoru przyszło do mnie dwóch bandytów. Z początku myślałem że chodzi im o ten dług, który miałem u ich szefa, ale myliłem się. Wypytywali mnie o Damiana. Początkowo nic nie mówiłem, ale zaczęli mi grozić że wydadzą mnie gliną. Dostałbym wtedy z 15 lat. Mieli broń, gdy powiedziałem że Dymek chce ich wydać, wściekli się. Zaczęli coś pieprzyć o tym że go dopadną. Pobili mnie a później zostawili. O jego śmierci dowidziałem się następnego dnia.
-Mam ci uwierzyć? Znam cię, wiem że byłeś z nimi w momencie śmierci Damiana. Mogłeś mu pomóc, przeżył by. – powiedziałam oskarżająco
-Dobra przyznaje, byłem tam. Ale nie wiesz jak to jest, kiedy najlepszy kumpel ma ci w dupie – wycedził patrząc na mnie groźnie
-Co ty gadasz?! Dla Damiana byłeś jak brat, nigdy by cię nie skrzywdził. Zawsze ci pomagał, nawet gdy na to nie zasłużyłeś. Za każdym razem wstawiał się za ciebie. Kochałam go, a ty zabrałeś  mi go. Wówczas cie znienawidziłam. Nie masz pojęcia co przeżyłam kiedy z Piotrkiem i Sabiną znaleźliśmy jego zwłoki w tym pieprzonym basenie. – po moich silnie czerwonych policzkach pływały łzy. Po prostu miałam ochotę wykrzyczeć mu w twarz co o nim myślę. – Przesłuchania, dochodzenie i ta cała rozprawa sądowa, naprawdę nie rozumiem jak można być takim bydlakiem i zamordować człowieka z zimną krwią.
-Rozalia, żałuję tego, naprawdę żałuję. Chciałbym żeby on żył, ale nie potrafię cofnąć czasu! Mam nadzieję że  mi to kiedyś wybaczysz. Codziennie budzę się ze świadomością że straciłem najbliższe osoby. Jestem sam jak palec, i gdyby można było…- nie dokończył. Na stoliku położył małą szkatułkę i przysunął ręką w moją stronę. – To dla ciebie.
-Co to jest?- zapytałam zdziwiona
-Damian dał mi to kilka tygodni przed śmiercią. Miałem ci to dać, gdy nadejdzie odpowiedni moment. W szkatułce są rzeczy który były dla niego najcenniejsze. Chciał abyś je miała…
-Koniec widzenia- powiedział surowo strażnik. Wstałam, wzięłam szkatułkę i kierowałam się do wyjścia.
-Wybaczam ci, nigdy ci tego nie zapomnę, ale nie mam już do ciebie żalu – powiedziałam cicho, prawie niesłyszalnie. W odpowiedzi usłyszałam ledwie dosłyszalne „dziękuje” przepełnione goryczą…

*

            Siedziałam samotnie w mieszkaniu brata. Opierałam się o błękitną ścianę, skulona w kłębek. Podarunek od byłego przyjaciela leżał na łóżku, które znajdowało się naprzeciwko mnie. W pomieszczaniu panował półmrok. Świeciła się jedynie mała lampka nocna.
            Podniosłam wzrok, po mojej twarzy spływały słone zły. Mój wzrok trwał tylko w jednym punkcie – na szkatułce. Nie miałam odwagi jej otworzyć i zobaczyć co znajduje się w środku. Mój mózg i ciało stanowczo odmawiało otwarcia pudełeczka. Wpatrywałam się w nie przez jakiś czas. W końcu odważyłam się, i wzięłam do ręki szkatułkę. Trzymałam je w moich roztrzęsionych dłoniach. Po woli otworzyłam wieczko. W środku były drobiazgi. Ulubiona zapalniczka, zapasowe kluczyki do motoru, krzyżyk, naszyjnik który przez przypadek mi urwał, klucz od kłódki, płyta dvd, na której znajdował się filmik z wakacji które spędziliśmy razem i biała kartka... Był to list. Śnieżno biała kartka papieru, która zapisana była czarnym długopisem. Zaczęłam go czytać.  Z każdym kolejnym przeczytanym słowem bardziej drżały mi ręce, a łzy napływały do kącików oczu.

Droga Rozalio
Kiedy będziesz to czytać, mnie już zapewne nie będzie. Wiem, ze to może dziwna forma przekazu. Pisałem ten list bardzo długo, raz wyrzucałem zniszczoną kartkę papieru do kosza, innym razem zostawiałem ją na biurku. Chce ci przekazać coś bardzo ważnego. Choć wiem ze i tak nie uda mi sie przekazać tego odpowiednio. Jest chaotycznie ale to właśnie dlatego ze pisałem to wyrywane z serca.
Pamiętasz jak pierwszy raz się poznaliśmy? Kiedy Cię ujrzałem poczułem, że moje życie nabrało sensu. Prawie Cię przejechałem. Weszłaś mi prosto pod koła motoru, kłóciłaś się że nie potrafię prowadzić. Potem zemdlałaś, i musiałem cię odwieźć do szpitala. Strasznie na mnie krzyczałaś wtedy, ale podobało mi się.  Od tamtej pory byliśmy nie rozłączni. Wszędzie razem, w dzień i w nocy.  Nasza wspólna kąpiel w basenie, po której nie odzywałaś się do mnie prze tydzień. Wspólne noce, po których budziłaś się w miękkiej pościeli, zła że promienie słońca są aż tak jasne. I moja pierwsza jazda konno, po której miałem rękę w gipsie przez dwa tygodnie.
Twój przepiękny uśmiech, ciemnobrązowe oczy które śmiały się do mnie i długie, kruczo czarne włosy opadające na twe ramiona. Za każdym razem kiedy mam Cię przed oczami, uśmiecham się. Nie ważne czy jestem sam, czy na mieście a ludzie patrzą się jak na głupiego. Uwielbiałaś się ze mną droczyć, denerwować mnie. Uwielbiałem twoje sarkastyczne odpowiedzi na każde moje pytanie, głupią minę kiedy coś Ci nie odpowiadało. Z każdym dniem zakochiwałem się w Tobie od nowa. Codziennie dawałaś mi powód do radości. Bo każde spojrzenie w Twoje oczy, jest powodem, by nadal Cię kochać.
Każda nasza kłótnia, uświadamiała mi że nie mogę Cię stracić, że jesteś powodem, który daje mi siłę, aby budzić się codziennie z uśmiechem na twarzy, z myślą że jesteś obok mnie.
Teraz mnie już nie ma. Zostało po mnie tylko wspomnienie. W szkatułce zostawiam rzeczy, z którymi wiążą się wspaniałe wspomnienia. Chwile, dla których warto żyć zostawiam w tej drewnianej skrzynce. Ona jest przeznaczona tylko dla Ciebie. Jest w niej klucz którym zamknęliśmy naszą kłódkę na moście w dzień moich urodzin. To jedno z wspanialszych chwil spędzonych w Twoim towarzystwie.
Gdy nie będzie mnie obok Ciebie, Ty będziesz silna. Nie będziesz żyła przeszłością. Zamkniesz rozdział w którym głównymi bohaterami byliśmy my, i zaczniesz nowy swojego życia. Znajdziesz mężczyznę, który cię uszczęśliwi i da poczucie bezpieczeństwa. Który założy z Tobą rodzinę i sprawi, że będziesz najszczęśliwszą kobietą na świecie.
            Bądź zawsze uśmiechnięta, pełna optymizmu i nie zapominaj że jesteś jedyna w sowim rodzaju… Kocham cię…
Twój na zawszę Damian.
P.S. Mój duch zawsze będzie przy Tobie, aż do Twej śmierci, która mam nadzieję, mimo iż będzie końcem istnienia Twego ciała, będzie początkiem wspólnego życia naszych dusz!


            Rzuciłam list na podłogę, i zaczęłam głośno szlochać. Przyłożyłam dłonie do twarzy, na której malował się ból. Chciałam zamknąć szkatułkę, i nigdy do niej już nie zaglądać, ale zobaczyłam że na jej dnie są jakieś zdjęcia. Wzięłam je do ręki.
            Pierwsze przedstawiało naszą dwójkę w basenie, kiedy Damian starał się zapewnić mnie że basen to nic złego. Drugie zaś, dzień jego urodzin. Ten dzień był jednym z najwspanialszych dni mojego życia. Wtedy po raz pierwszy wyznał mi miłość. Na odwrocie zdjęcia było napisane „R+D= Na zawszę razem”. Ponownie się rozpłakałam. Opierałam się o ścianę, przykładając zdjęcie do piersi.
            W drzwiach ujrzałam brata. Podbiegł do mnie mocno mnie tuląc. Oparłam głowę o jego ramię i płakałam. Nie mogłam opanować łez. Po prostu nie miałam siły powstrzymywać ich.
Po jakimś czasie uspokoiłam się. Siedziałam okryta kocem na łóżku. Trzymałam w ręku nasze wspólne zdjęcie. Wpatrywałam się w nie i przypominały mi się te wszystkie dni, które sprawiały że byłam szczęśliwa. Nie musiałam nikogo udawać, on akceptował mnie taką jaką byłam. Nie próbował mnie zmieniać.
-Mogę na chwilę?- powiedziała Patrycja. Pokiwałam twierdząco głową. Usiadła obok mnie podając mi gorącą herbatę. – Tęsknisz za nim? – zapytała po chwili milczenia

-Tęsknie za jego oczami…

+++
Witam!
Na początek muszę Was przeprosić że w ubiegłym tygodniu nie pojawił się rozdział. Spowodowało to brak wolnego czasu, poprawianie ocen itd. Oczywiście wszystkie zaległości na blagach postaram sie jak najszybciej nadrobić. Pozdrawiam Themalkina.

czwartek, 6 czerwca 2013

Rozdział 12


Nie ma tu miejsca na wyrozumiałość po tym wszystkim.


             Jak tak dalej pójdzie to nie skończę tych studiów. Oblałam egzamin. No fakt, nie uczyłam się zbyt długo, ale nie miałam do tego głowy. Muszę się wziąć w końcu do porządnej i systematycznej nauki. Za dużo czasu poświęcam Aaronowi. Spędzam z nim coraz więcej czasu. Wolne chwile i wieczory jestem u niego, zaniedbuję nie tylko szkołę ale także i Maję. Nie wspominając już o Łukaszu.
            Dziś umówiłam się z Piotrem na skype. Właśnie dzwonił.
-Cześć Piotruś- przywitałam się
-No witam, witam. Ale się zmieniłaś. Po prostu nie ta sama Rozalia. Włosy ci urosły
-Eee, wydaje ci się. Co tam u ciebie ciekawego? Nie wiem w ogóle co się tam u was w Polsce dzieje – powiedziałam
-Po staremu, wszyscy mamy dużo nauki, więc nie widuje się z naszą paczką za często. A z tobą i Majką to już nie wspomnę. Ale nie o tym chciałem z tobą porozmawiać.
-A o czym?- zapytałam zaciekawiona
-Chodzi o- zamilkł na chwilę, ale po chwili kontynuował dalej- musimy pogadać o Darku, on się zmienił i...
-Nie interesuje mnie to! Nie spotkam się z nim! Możesz mu przekazać że nie wybacze mu tego. – powiedziałam stanowczo. Złość we mnie aż parowała. To nie był dobry czas w moim życiu o rozmowie o tym facecie.
-Rozalka, posłuchaj mnie. Wiem że to trudne, ale on naprawdę tego żałuje. Rozmawiałem z nim ostatnio i powiedział mi że oddał by wszystko żeby cofnąć czas oraz przeprosić cię.
-Te jego żałosne przeprosiny nie wskrzeszą Damiana, nie przywrócą z powrotem tamtego lata i nie ukoją cierpienia mojego i przede wszystkim jego rodziców.
-Wiem, rozumiem cię. Byłem wtedy z tobą, ale
-Nie ma żadnego ale, kapujesz?
-Rozalia, zrozum że jeśli go wysłuchasz poczujesz się lepiej. Kto wie, może nawet koszmary przestaną cie męczyć.
-Nie chce go widzieć. Nie chce mieć z nim wspólnego. Zniszczył jedne z najlepszych chwil mojego życia z Damianem. Nie potrafię wybaczyć. Nie jemu. Jeśli nadal chcesz rozmawiać o nim, to ta rozmowa nie ma najmniejszego sensu – dokończyłam
-Nie będę więc już do tego wracać. Wybacz. A więc jak ci się mieszka w Londynie- zmienił temat
-Nie narzekam, chociaż pogoda mogłaby być ładniejsza.
-Proszę cię, nie zmieniajmy się w moich starych. Nie gadajmy bez przerwy o pogodzie
-Okej, okej
-Kiedy będziesz w Polsce?
-Na święta
-Dopiero?! Jakoś muszę dożyć tych świąt. Ale pamiętaj, że on nie chciał by żebyś nadal się obwiniała
-Będę się obwiniać ile będzie mi się podobać.
-Przecież to nie była twoja wina. To
-Daj już spokój-przerwałam mu – Muszę kończyć, to następnej rozmowy. Papa
-Pa – pożegnał się
            Po długiej rozmowie poszłam wziąć prysznic. Umyłam włosy i usiadłam na łóżku, czytając „Trzy metry nad niebem”. Sama nie wiem kiedy zasnęłam, w każdym bądź razie obudziłam się rano. Lampka nocna nadal oświetlała moje łóżko.
            Za oknem było szaro. Dosłownie. Ani jednego promyka słońca, niebo było mocno zachmurzone i w ogóle tak jakoś nieprzyjemnie.
            Po jakimś czasie zwlekłam się z łóżka. Była dopiero ósma. Najpierw szybki prysznic, lekki makijaż i w końcu jakieś ciuchy zamiast piżamy.  Wyrobiłam się w godzinkę. Spakowałam potrzebne książki na zajęcia, i ruszyłam  w stronę uczelni.

            *

Wykłady minęły w miarę szybko. Pomijając że nie nadążałam z przepisywaniem. Ale na szczęście chłopak- John który siedział obok mnie nie machał długopisem przez całe zajęcia tylko robił zdjęcia. Robił fotki tego co profesorek pisał na tablicy, a później się z nich uczył. Ciekawy pomysł
            Wychodząc z uczelni zauważyłam większą grupkę ludzi stojących koło jakiegoś samochodu. Jakoś nie ciekawiło mnie co oni robią, dlatego wyminęłam ich. Ale ktoś mnie wołał.
-Rozalia! Rozalka!- podbiegł do mnie i złapał za nadgarstek, wtedy się odwróciłam
-Łukasz? Co ty tutaj robisz?- zapytałam się witając się z nim
-Musisz mi pomóc- chwycił mnie za rękę i wpakował do samochodu. Ludzie a w szczególności dziewczyny z mojego roku patrzyły na mnie z mordem w oczach. Nawet fajne uczucie, kiedy jesteś z kimś znanym i wszyscy gapią się na ciebie  z zazdrością.
            Łukasz całą drogę milczał. Nie odpowiadał na moje pytania. Ignorował mnie, dlatego nie pytałam go już o nic. Jechał bardzo szybko, więc po niecałych 15 minutach  zaparkował przed jakimś domem. Nawet nie pytałam po co do niego wchodzimy i tak by mi pewnie nie raczył udzielić odpowiedzi.
            W domu panował chaos. Już w holu wyglądało  to tragicznie, nie wspominając o innych pomieszczeniach.
-Dobra, co się tutaj dzieje? Gdzie my w ogóle jesteśmy? – dopytywała się
-Uspokój się, zacznę od początku
-Lukas, mamy problem- krzyczał Theo wbiegający do salonu z dzieckiem na rękach.
-A może ty mi łaskawie wyjaśnisz, co się tutaj dzije? I dlaczego Lukas mnie tu przywiózł ? – zwróciłam się do Walcotta
-Jack zabrał Lauren na romantyczną kolacje i wrócą jutro rano. Dlatego my robimy za niańkę Archiego. Jak widać, nie wychodzi nam. Cały czas płacze, nie chce jeść i w ogóle taki dziwny jest – poprawił dziecko, które trzymał na rękach
-Chyba nie wmówicie mi że mam być niańką! – wycedziłam na głos
-Ale ty jesteś naszą ostatnią deską ratunku!. Nie bądź taka- mówił Łukasz, robiąc minę niczym kot w butach
-Mam spaghetti, może w końcu coś zje – powiedział ktoś. Głos dobiegał z kuchni. Ruszyłam w jej kierunku, ale nie zdążyłam dojść, gdyż zza drzwi wyłonił się Szczęsny
-Jeszcze ty?! Nie mów mi że ty chciałeś dziecko makaronem karmić
-Budyniu i pomidorowej nie chciał, a nic innego gotować nie umiemy – powiedział blondyn
-Dzieci w takim wieku przecież jedzą wszystko, tylko niemowlaki jedzą mleko – powiedział Walijczyk, a ja wzięłam głęboki wdech.
-Nie będę darła się przy chłopcu, ale w tym wieku dzieci jedzą zupki od gerbera.
-Czyli? – dopytywał się Łukasz
-Czyli ty idziesz do sklepu po te właśnie zupki- zwróciłam się do Fabiańskiego – a wy do sprzątania. Bo Jack na pewno nie zostawił swojego domu w taki m stanie. Ruchy!- pośpieszyłam ich, biorąc Archiego na ręce. Musiałam go przebrać, gdyż był cały upaprany budyniem czekoladowym.
            Po kilkunasto minutowym płaczu i walenia rączkami w moją rękę, młody Wilshere uspokoił się. Złapał mnie za rękę i pomaszerował do salonu. Nie było już zabawek na podłodze, ciuchów na kanapie i stole, rozlanego mleka na blacie kuchennym.
-Patrz Archi, chłopaki się postarali- powiedziałam
-Wujek Theo na dzień dzisiejszy nie chce mieć dzieci, nawet takiego Walcotta junior – popatrzył na mnie- Jakim cudem udało ci się go uspokoić?
-To będzie nasza słodka tajemnica, prawda mały?- ukułam koło chłopczyka, całując go w czoło
-Ciociu Rose, patrz! To moja ciężarówka. Fajna, prawda? – mówił Archi
-Ja też chce taką! Pożyczysz mi?
-Nie – odparł stanowczo
-Dlaczego?- zapytalam
-Bo  tatuś mówi że dziewczyny nie umieją prowadzić ciężarówek i potem trzeba nowe. A ja swoje lubie – powiedział chowając pojazd za plecami
-Widać że to cały Jack- śmiał się Wojtek – Wygadany jak ojciec, nie ma wątpliwości.
-Mam jedzenie- krzyczał Łukasz wchodząc do domu
-O to super, bo jestem głody- powiedział Szczęsny wstając z fotela.
-Nie dla ciebie ciołku.
-Łukasz, nie przeklinaj przy dziecku- upomniałam go
-Ledwo to znalazłem- dał mi reklamówki, ignorując moje wcześniejsze zdanie
-Miejcie na niego oko. Idę zrobić mu coś do jedzenia, bo nam tu padnie – uśmiechnęłam się
-Dziękuje-wycedził Wojtek
-Nie tobie – zaśmiałam się
            Po niecałym kwadransie jedzonko było gotowe. Archi bawił się swoją super ciężarówką na dywanie, a chłopaki oglądali jakiś mecz. Dlaczego mnie to nie dziwi? Zabrałam malucha do kuchni, i po woli karmiłam go. Miał niezły apetyt, bo zjadł dwie dokładki. Po kolacji szybko zasnął w swoim łóżeczku. Poszłam więc do chłopaków ale zastałam tylko Wojtka.
-Gdzie reszta? – zapytałam
-Łukasz gada z Anią na tarasie, a Theo.. sam nie wiem gdzie on polazł
-Aha. Ja się będę zbierać bo już późno, a jutro mam zajęcia
-Chyba nie zostawisz mnie sam na sam z tych dzieckiem – powiedział szybko wstając z kanapy, uniemożliwiając mi przejście do holu
-Jest grzeczny jak aniołek, poradzicie sobie z Łukaszem- uśmiechnęłam się i poklepałam go po policzku
-To diabeł wcielony, pogryzł mi całą rękę, siniaki będę przez niego miał- odpowiedział mi, robiąc smutną minkę.
-Powinieneś zmienić zawód i zostać gryzaczkiem dziecięcym. A teraz wybacz ale chciałabym przejść- próbowałam przecisnąć się obok niego, ale nie dałam rady. Zatarasował mi przejście ręką. 
-Zabawne – powiedział z ironią- To zostajesz? Czy wolisz narazić Archiego na zaniedbanie?
            W tej sytuacji musiałam zostać. Oni nie mieli zielonego pojęcia o dzieciach. Jeszcze by mu dali retbula do picia, i biedak miałby przechlapane. Fabiański wciągną się w tą rozmowę, bo rozmawiał już ponad godzinę, zostawiając mnie samą  ze Szczęsnym. Oglądaliśmy film, a ja była strasznie senna. Masakryczne zajęcia, a potem opieka nad Archim. To dziecko naprawdę umiało dać popalić. Niby takie niewinne, a jak zacznie się bawić to skończyć nie umie.
            Łukasz dołączył  do naszej dwójki siedzącej na kanapie. Oparłam głowę na jego ramieniu  i patrzyłam w TV. Co jakiś czas spoglądałam na Wojtka, który komentował każdy ruch aktorów. Mówił co mają robić a co nie. Czy on naprawdę nie jarzył że go nie słyszą?  Jakby go słyszeli, to każdy żył by w tym horrorze.

‘~’Wojtek’~’

            Gdy rano się obudziłem, pogoda ani trochę się nie zmieniła. A nawet naleciało sporo śniegu. Obok mnie nie było ani brunetki ani bramkarza. Udałem się do kuchni, z której było słychać jakieś rozmowy.
-O śpiąca królewna wstała – śmiał się Jack
-Chyba sobie żartujesz! On chrapie! A księżniczki nie chrapią, dlatego są księżniczkami – powiedziała Rozalia
-Chcesz kawy?- zapytała Lauren, a ja pokiwałem twierdząco głową, siadajć przy stole. – Słyszałam że chciałeś mi dziecko makaronem faszerować.  Powierzyć facetowi dziecko, to zaraz coś wykombinuje. Ja się boję myśleć co by się stało gdyby nie było z wami małej
-Tylko nie małej! – oburzyła się Rozalia
-Jack mógł mnie uprzedzić że opieka nad dziećmi jest gorsza niż całodniowy trening. Jestem przez waszego synalka cały obolały.
-Biedaku, jak ty wytrzymasz dzisiejszy trening?
-Powiedział bym ci coś, ale Lauren by mnie z domu  wypieprzyła – odpowiedziałem jej
-I masz świętą racje – uśmiechnęła się do mnie matka chłopca
-Dobra ja uciekam, bo spóźnię się na zajęcia – Raniewska wstał od stołu, i skierowała się ku wyjściu. Pożegnała się i wyszła
            Ja również się pożegnałem. Za kilka godzin miałem trening a miałem jeszcze kilka spraw do załatwienia. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem przed siebie.     
           
‘~’Rozalia’~’
        
         Dzisiejszej  nocy koszmar znów mnie meczył. Nie ide dziś na zajęcia. Mam umówioną wizytę z psychologiem. Miałam chodzić co tydzień, ale doszłam do wniosku że nie potrzebuję tych rozmów, skoro nocne mary się uspokoiły.
         Grzecznie siedziałam na fotelu w jasnym gabinecie. Byłam odprężona. Gdy wchodziłam o tego pomieszczenia, zawsze byłam spokojna. Nie denerwowałam się,  znam mojego psychologa – Marcela od kilku dobrych lat. Czasami mnie irytuje tymi wszystkimi pytaniami, ale nigdy nie odmówił mi pomocy.
-Wczoraj, było dokładnie  tak samo jak podczas ostatniego snu – mówiłam, siedząc skulona na fotelu – znów skończył się tak samo. Ja mam już tego dosyć, mam spokój przez tydzień a później od nowa..
-Rozumiem, ale czy ostatnio zdarzyło się coś, co cię zdenerwowało? Odwiedził cię ktoś z przyjaciół? – dopytywał się Zieliński
-Przyjaciółki przyleciały do mnie
-Czy podczas ich pobytu rozmawiałyście o przeszłości?
-Nie, to znaczy tak. Rozmawiałyśmy i jakoś zeszło na temat Damiana. To nie były jakieś złe wspomnienia. Po prostu przypomniały mi się chwile spędzone z nim
-A tego dnia śnił ci się sen, albo Damian? – zapytał pisząc coś w zeszycie
-Nie- pokiwałam przecząco głową- Dopiero dzisiaj, a to jest dziwne bo ja… - zamilkłam
-Nie bój się, powiedz- powiedział łagodnym tonem.
-Rozmawiałam z Piotrkiem, chciał żebym do niego poszła. Ale ja nie chce. Po prostu nie chce znowu rozdrapywać tych ran. – w kącikach oczu zbierały mi się łzy, które spływały jedna po drugiej, po moim policzku.
-Wiesz że kiedyś będziesz musiała stawić mu czoła – popatrzył na mnie zimnym wzrokiem.
-Ale ja…
-Wmawiasz sobie że jesteś silna- przerwał mi – Że sen jest dla ciebie dziwnym zjawiskiem, które pojawia się w najmniej odpowiednim momencie twojego życia. Zastanawiałaś się czasem, że to wytwór twojej wyobraźni, która chce abyś zamknęła ten rozdział?
-Przecież już go zamknęłam! – podniosłam głos na psychologa- Pogodziłam się ze śmiercią Damiana!
-Rozalia, spokojnie. Ja nie chce cię denerwować, ale uważam że powinnaś zastanowić się nad propozycją twojego przyjaciela. Może dręczą cię koszmary, bo nie umiesz przebaczyć?
-Jak ja mam mu wybaczyć coś takiego?! Zastanawiałeś się kiedyś jak to jest straić osobę którą się kocha?! Za którą byłbyś w stanie oddać życie? Nie będę robić tego co  chce Darek, mam gdzieś jego przeprosiny! – krzyczałam, a moje oczy były zaszklone tak że praktycznie wszystko było rozmazane
-Spokojnie, poradzisz sobie. Damy rade
         Po skończonej wizycie poszłam prosto do domu. Nie miałam ochoty nikogo widzieć. Zrobiłam sobie gorącą herbate, nakryłam się kocem i przeglądałam programy telewizyjne. Dzień był nawet ładny, przynajmniej nie padało. Majka wraca o 18:00, więc do tej pory pasowało by mi się pouczyć troszkę geodezji.
Wzięłam książkę do ręki i powtarzałam materiał.
         Gdy zadzwonił dzwonek do drzwi poszłam otworzyć.  Ku mojemu zdziwieniu w drzwiach stał Fabiański.
-Co ty tutaj robisz?- zapytałam gdy Łukasz wchodził do mieszkania
-Przyszedłem żebys się nie nudziła – uśmiechnął się podstępnie
-Skąd pomysł że się nudzę?
-Nie wiem, ja się nudze – zaśmiał się – To co robimy babeczki? – zapytał kierując się w stronę kuchni
-W sensie że muffiny? – chłopak pokiwał twierdząco głową – Spoko, tylko żeby potem nie było że się ruszyć z miejsca nie możesz
-Nie bój żaby, mała – obdarzył mnie promienistym uśmiechem.
         Zaczęliśmy przygotowywać składniki, następnie ciasto. Po dużej dawce śmiechu, wygłupów, i mąki nie tylko na podłodze, ale również i we włosach muffinki były gotowe.
-Co jak co,  ale babeczki to ty umiesz robić – powiedział Łukasz kończąc swojego ostatniego muffina
-Cieszę się że ci smakują – uśmiechnęłam się i usiadłam obok niego
-Nie mogę się ruszyć – wymamrotał łapiąc się za brzuch
-A co ja ci mówiłam?! Miałeś się nie obżerać! Znowu będziesz mi wypominał że ci brzuszek bolał- powiedziałam zła
-Nie będę. Obiecuje. – pocałował mnie w policzek
-Czeeeść! Wróciłam! – krzyczała Majka wchodząc do mieszkania. – Łukasz nie za wygodnie ci?! – zwróciła się do Fabiańskiego, który wylegiwał się na naszej sofie
-Mogłabyś mi jeszcze poduszke Majuś podać – uśmiechnął się słodko, a Maja podeszła do niego by popukać mu w czoło
-Zostawiliście mi  troche muffinek?  - zapytała blondynka
-Tsaaaa, w kuch na stole są. Ale śpiesz się, bo jak Fabian skończy odpoczywać po posiłku to zje je wszystkie – śmiałam się
-Ej! Nie rób ze mnie jakiegoś wilka. Ja się zdrowo odżywiam, no czasem robię wyjątek, taki jak dziś – wyszczerzył ząbki
-Te wyjątki są dosyć często. W końcu urośnie ci brzuch  i się w drzwiach nie zmieścisz. – popatrzyłam na niego, udawał obrażonego – Foch forever kochany? – nawet na mnie nie spojrzał – No dobra, skoro mnie ignorujesz to wiecej gotować i piec ci nie będę. Czekaj sobie na Anie – powiedziałam wstając z kanapy
-Wiesz że cie kocham – wycedził Fabiański chwytając mnie za nadgarstek i przyciągając do siebie- A tak swoją drogą, to dzwonił do mnie Dawid z pytaniem czy ty jeszcze żyjesz, bo nie odbierasz od niego i Patrycji telefonów.
-O kurde blaszka, zapomniałam oddzwonić do niego wczoraj. No rudno, pogadam z nim jutro. Nic się przecież nie stanie
-Łukasz przełącz na kanał sportowy, jest mecz ręcznej – krzyczała Maja siadając z wielką miską chipsów obok brmkarza
-Ruchy Fabiański, bo mi połowa meczu przeleci! – darłam się na chłopaka, który nie mógł znaleźć wyznaczonego kanału.

+++
A więc udało mi się skończyć ten rozdział. Cały czas coś do niego dopisywałam, a po chwili usuwałam. Nie wiem kiedy pojawi się następny, ponieważ mam teraz bardzo dużo nauki. W przyszłym tygodniu dochodzi jeszcze wycieczka klasowa, więc tym bardziej nie będę miała czasu. Miejmy nadzieje że uda mi się napisać coś w weekend. Jeżeli tak o rozdział pojawi się w piątek. 
Jutro mecz z Mołdawią. Trzymajmy kciuki za nasze orzełki. :D