poniedziałek, 28 października 2013

Rozdział 23

Gdybyś miała wypadek i potrzebowałabyś przeszczepu serca, byłbym pierwszą osobą, która by się zgłosiła. Zrobiłbym to bo wiedziałbym że będę z Tobą już do końca życia... 

Dochodziła godzina 14. Słońce było już wysoko i nie zapowiadało się że będzie padać. Londyn był już od rana na nogach. Szczęsny w swój plan zaangażował nie tylko Łukasza, ale również Jacka, Aarona i Theo. Chłopaki dzielnie wysłuchiwali rozkazów bramkarza. Przestawiał wszystkich po kątach. Miał tylko jeden cel. Rozalia musi mu wybaczyć. Musiał zaryzykować, nie miał nic do stracenia. Do zyskania miał miłość swojego życia. Nie było jej 10 dni, a dla Wojtka była to wieczność. Każdy szary dzień, dokładnie taki sam jak poprzedni. Trening, dom, trening, bar, dom. Zniknięcie Raniewskiej było wystarczającym dowodem, że gdy straci Rozalie jego życie również straci sens. Teraz miał tylko nadzieje że jego miłość wystarczy aby ona mu wybaczyła.
            Do  mieszkania wparował zdyszany Jack, a tuż za nim maszerował wesoło uśmiechnięty Theo. Chłopak ledwo biorąc kolejny oddech opadł na fotel. Ruchem dłoni przywołał do siebie Szczęsnego w dalszym ciągu sapiąc jak długodystansowiec po przebiegnięciu mety.
-Miałeś racje. To zdjęcie to fotomontaż. – potwierdził Jack wręczając Szczęsnemu dokument potwierdzający jego przepuszczenia.
-Wiedziałem. – ucieszył się czytając kolejne linijki tekstu. – Teraz musi się wszystko ułożyć.
-I ułoży się. Wierze że się uda.- powiedział Theo klepiąc kolegę po ramieniu.
-Jestem ciekawy tego. Nie wydaje mi się że ona ci tak łatwo wybaczy. – zauważył Aaron.
-Zgadzam się. Rozalia ma temperament po ojcu, jak ona sobie coś ubzdura to trudno ją od tego odwieść. Normalnie taki osiołek z niej jest. Jak ona coś postanowi i nikt nie jest w stanie jej powstrzymać. Z resztą Majka jest taka sama.
-Dam rade. Zawsze daje. – powiedział hardo Wojciech.
-Wojtek, czy ty przypadkiem nie przesadziłeś trochę z tymi kwiatami? Tutaj nie ma już miejsca żeby najnormalniej w świecie stanąć, nie mówiąc już o  siedzeniu. – oznajmił Łukasz.
-Nie musisz siedzieć starcze. Możesz wyjść i usiąść na schodach, tam ci wygodniej  będzie.
-Śmieszne. – burknął Fabiański.
            Minuty mknęły nieubłagalnie i zanim ktokolwiek się obejrzał samolot z Madrytu wylądował w Londynie z kilkugodzinnym opóźnieniem. Dziewczyny prosto z lotniska wsiadły w taksówkę, która podwiozła je pod sam dom.
            W mieszkaniu panował harmider. Każdy chciał dodać do pomysłu Wojtka swoje 3 grosze. Zamieszanie przybrało jeszcze większe obroty, gdy Jack poinformował chłopaków że dziewczyny opuściły lotnisko. Armia kumpli Szczęsnego opuściła mieszkanie w popłochu. Został tylko on i Aaron który miał się zająć Mają na kilka najbliższych godzin.
Ostatnie minuty sprawiły że Wojtek miał coraz więcej obaw co do jego przeprosin. Drżały mu ręce, serce mocno łomotało i podchodziło do gardła. Usiał z zdenerwowania na krześle ale nie uspokoił się ani trochę. Czuł się jak przed maturą gdy nie mógł znaleźć swojej ściągi przypiętej do gumki do mazania. Klucz w drzwiach przekręcił się. Zza drzwi było słychać głos Mai. Najpierw weszła Kamińska a zaraz za nią Raniewska.
Zamknęła drzwi i przystanęła ze zdziwienia. Jej oczom ukazał się widok kwiatów. Kwiatów, które były wszędzie. Na parapecie, stole, szafkach, podłodze a nawet na klatce królika. Rolety były zsunięte do połowy okna, tak że w pomieszczeniu panowała szarówka. Zza ściany wyszedł Wojtek trzymając w ręku kolejne kwiaty. Czerwone róże. Raniewska skrzyżowała ręce i przybrała nie tęgą minę. Szczęsny podszedł do niej stając metr przed nią z mina zbitego psa.
-To ja może pójdę z Aaronem pożyczyć trochę mąki. – wypaliła Maja szybko wychodząc z Walijczykiem z mieszkania.
            Stali na przeciwko siebie. Twarzą w twarz. Zapadła niezręczna cisza. Szczęsny zbliżył się o krok w stronę brunetki, lecz ta jak poparzona zrobiła krok w tył, przyglądając się mu.
-Co ty tutaj robisz?- zapytała oschło
-Chcę cię przeprosić.  – zaczął. –Ja wiem, jestem kretynem. Wiem co sobie pomyślałaś widząc te zdjęcia, ale to nie tak.
-A jak? – przerwała mu. – Myślisz że powiesz ‘przepraszam’ i wszystko będzie w porządku?
-Daj mi wyjaśnić. To co było między mną a Agnes jest już skończone. Byłem z nią i żałuje. To nie było dla mnie ważne. Ona sobie coś uroiła, chciała żebym do niej wrócił, ale ja nie chce. Chcę być z tobą, bo cię kocham. A te zdjęcia? To był fotomontaż, mam dowód.
-Nie jestem głupia. Powiesz mi teraz jak bardzo mnie kochasz, a za nie długo znowu pojawi się jakaś dziewczyna, twierdząc że jesteście razem.
-Nie pojawi się. Obiecuje. – powiedział zbliżając się do niej, tak że dzieliły ich tylko milimetry.
            Zbliżyła się do ściany opierając się o nią. Przyłożył dłoń do jej policzka i złożył na jej ustach krótki pocałunek.
-Kocham cię. – powiedział swoim męskim głosem patrząc jej w oczy. Oczy w których było widać trochę goryczy, ale również oczy które przepełniała miłość. – Zrobię wszystko żebyś wróciła. – szepnął.
-A co zrobiłeś żebym została?-  zapytała odsuwając się od niego.
-Jesteś moim życiem. A o życie trzeba walczyć, więc będę walczył. Kocham cię i to się nigdy nie zmieni. – powiedział podając jej bukiet róż.
-Mam dość. Za każdym razem kiedy myślę że między nami jest już porządku, coś się pieprzy. Pojawia się ktoś i wywraca do góry nogami. Musze sobie to wszystko poukładać, a teraz wyjdź. – powiedziała opierając się o regał. – Wyjdź chce zostać sama.
            Szczęsny posłusznie skierował się w stronę wyjścia. Otworzył drzwi i po raz ostatni popatrzył na brunetkę na tle kwiatów. Stała patrząc w podłogę i głęboko oddychając. Zamknął drzwi i wyszedł…

Park. Siedzieli na drewnianej ławeczce pod wielkim dębem. Wokół nich nie było nikogo. Jedyne odgłosy dochodziły z drugiego końca parku gdzie znajdował się plac zabaw dla małych dzieci. Zachodzące słonce przedzierało się przez gęste gałęzie oświetlając złociste włosy Majki.
-Wiesz, nigdy bym nie pomyślała, że ty z pozoru grzeczny i ułożony chłopak jeździ na desce. – powiedziała entuzjastycznie Maja unosząc kąciki swoich ust ku górze.
-A ja nie wiedziałem że tak różnisz się od Rozalii. Jesteście całkowitym przeciwieństwem. Ty lubisz piłkę a ona nie. Ona jest nieprzewidywalna, a ty potrafisz ograć w pokera. – mówił zdziwiony Aaron gestykulując przy tym.
-To prawda, różnimy się, ale to nie zmienia faktu że jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami.
-Długo się znacie?
-Od dziecka. –mruknęła odgarniając lecącą na oczy grzywkę. - Czemu tak patrzysz.? – zapytała po chwili milczenia.
- Bo jesteś ładna. – odpowiedział z wielkim bananem na twarzy nadal przyglądając się polce.
- Ej nie lubię tak, przestań. – zaśmiała się a w jej policzkach pojawiły się urocze dołeczki, które sprawiły że Aaron nie mógł oderwać od niej wzroku.
- Nie przestanę.
- Czemu?
- Bo jesteś jeszcze ładniejsza jak się złościsz! – odpowiedział hardo odgarniając jej kosmyk włosów z twarzy. Po woli zbliżał się do niej, z każdą sekundą był coraz bliżej, w pewnym momencie dzieliło ich tylko kilka centymetrów.
-Chodź się może przejść, bo nie chce się mi tutaj siedzieć bezczynnie. – wypaliła szybko polka wstając z ławki idąc przed siebie.
-Myślisz że się już pogodzili? – zapytał Ramsey doganiając Maje.
-Kto? Rozalia i Wojtek? Nie, na pewno jeszcze nie. Mam nadzieje że wyrobią się do północy. – zaśmiała się.
-Mam pomysł, chodźmy pograć w piłkę. – wypalił nagle Walijczyk głosem nie wyrażającym sprzeciwu. Obdarował również ją przy tym Kamińską chytrym uśmiechem.
-Mam rozumieć że ty już podjąłeś za nas oboje decyzje, tak?
-Dokładnie moja droga. – odrzekł.

Kilkanaście minut nie wiadomo skąd Aaron przytaskał ze sobą piłkę. Doszli na trawnik w parku, Ramsey ustalił że dwa wielkie drzewa będą bramką. Ustanowił również zasady gry. Ponieważ była ich tylko dwójka, Aaron stanął na bramce a Maja występowała na pozycji napastnika i musiała tylko strzelać gole. Reguły nie były sprawiedliwe, bo kto widział drużynę składającą się tylko z bramkarza albo zwykłego piłkarza? Pomimo że Ramsey był pewien swojej wygranej, postanowił dać Majce 10 punktów ekstra, aby nie czuła się przegrana. Wygrywał ten kto zdobył 20 punktów. Kamińska miała strzelać gole. Jeśli piłka wyląduje w bramce punkt zdobywa ona, jeśli piłka nie znajdzie się tam punkt należy się Ramsey’owi.
‘Mecz’ rozpoczął się. Majka mająca ledwie 167 cm wzrostu przeciwko profesjonalnemu piłkarzowi. Ludzie patrząc z boku stwierdzili by ‘Ona się tylko ośmieszy.’ Tysiące myśli wokół Mai, każda z nich taka sama, co zrobić aby strzelić bramkę i zmazać z twarzy Walijczyka ten szereg białych jak śnieg ząbków.  
Pierwsze zagranie i punkt dla kanoniera. Drugi, trzeci, aż po kilku porażkach kopnęła piłkę z całej swojej siły próbując wyładować złość. Niefortunny rzut, który zamiast do bramki trafił w miejsce, gdzie słońce nie dociera. Jeden wielki niefart. Ramsey upadł na ziemię zwijając się przy tym w pól. Kamińskiej z przerażenia opadła szczęka która za chwilę przepraszała Walijczyka.
-Przepraszam, to był wypadek. Ta piłka miała trafić do bramki a nie…
-Nie szkodzi. Należało mi się. – 0znajmił. Po chwili wybuchł śmiechem który wzbudził lekkie obawy u blondynki.
-Masz wstrząs pourazowy, czy ty masz tak zawsze?
-Jednak kobiety do piłki się nie nadają. – prychnął wstając po woli z ziemi.
            Maja tylko prychnęła mrucząc po nosem „znalazł się specjalista”. Ruszyła w kierunku centrum miasta nie czekając na swojego towarzysza. Miał wrażenie że Maja kryje w sobie jeszcze nie jedną tajemnice i nie raz go jeszcze zaskoczy…

            Usiadła z laptopem na posadzce balkonie. Łączyło właśnie jej skype ze skype’m Radka. Na ekranie pojawił się jej przyjaciel z wielkim bananem na twarzy. Jak zwykle miał lekko rozczochrane włosy układające się w każdą stronę. Siedział wygodnie na fotelu. Brak koszulki sprawiał że na monitorze świetnie wyświetlał się jego opalony do złocisto brązowego koloru tors.
-Cześć pacanie.  – przywitała się radośnie Raniewska.
-No heeeej. – odpowiedział. – Co tam u was w wielkim świecie słychać?
-Wróciłyśmy właśnie z krótkich wakacji. A teraz siedzę sobie na balonie. Kto by pomyślał że w Londynie może być tak ciepło.
-Słyszałem o tych waszych podróżach. To że Majka jest tak roztrzepana i telefonu zapomina to się nie dziwię, ale ty? Dlaczego nie napisałyście żadnego sms że nic wam nie jest? – zapytał poirytowany.
-Niech zgadnę, Łukasz obdzwonił wszystkich, prawda? –spytała. Radek pokiwał twierdząco głową poprawiając swój artystyczny nieład na głowie. – Czy wy nie macie nic innego do roboty tylko wpieprzanie się do czyjegoś życia?
-Ej! Nie wściekaj się. Po prostu mówię ci jak jest. Martwią się o ciebie inni, z resztą o Maje też. Sprawdzałaś swoją poczte głosową? – dziewczyna pokiwała przecząco głową. – No właśnie, Łukasz nagrywał się każdego dnia, a Wojtek to ja już sam nie wiem ile razy. Czy wy w tym Londynie do końca zdurniałyście?
-Nikt nie jest wiecznie normalny. – skomentowała Rozalia, z głupim uśmiechem na twarzy.
-To nie jest śmieszne. Nie znikaj już tak. Powinnaś przeprosić Wojtka, nie zasłużył na takie traktowanie.
-Obrońca uciśnionych się znalazł. – burknęła brunetka do przyjaciela.
-Ja mówię poważnie. On cie kocha, nie rozumiesz tego?! On jako pierwszy nie traktuję cię jak gówniarę. Chcesz stracić kolejną osobę którą kochasz?- zapytał wkuwając wzrok w przyjaciółkę.
Rozalia nie odzywała się. Dopadły ją te cholerne wyrzuty sumienia. One zawszę pojawiały się nie w porę. Dziwne uczucie, najpierw myślisz że postępujesz słusznie a później ktoś uświadamia ci że jesteś w kompletnej pomyłce. Kompletnej dziurze.
-Niby co ja mam teraz zrobić? Iść do niego i przeprosić? Tak po prostu?
-On zasługuje na te przeprosiny.
-Dobra, czeka mnie ciężki dzień. Do zobaczenia.  – Raniewska pożegnała się z Radkiem.
            Odstawiła laptop na stolik, a sama oparła się o barierkę balkonu. Przyłożyła dłonie do twarzy by zebrać myśli. Była na siebie wściekła. Pochopnie postąpiła. Nie powinna osądzać Wojtka w ten sposób. Złość przybrała nieoczekiwane skutki. Jej wyjazd był dla innych wielkim rozczarowaniem i dowodem że jest niedojrzała. Wolała uciec od problemów, niż stawić im czoła.
            Uderzyła dłonią o barierkę z całej siły by wyładować swoje emocje. Wzięła głęboki oddech, i weszła do mieszkania. Związała swoje włosy w luźnego koczka i poszła w poszukiwaniu telefonu do pokoju.
            Leżał na biurku. Wzięła go do ręki i szybkim ruchem palców kliknęła na pocztę głosową. 321 nieodebrane połączenia i ponad połowa od Wojtka. Wysłuchała większość nagrań. Rzuciła telefon na poduszkę i szybko skierowała się ku wyjściu.
            Wyszła z mieszkania mocno trzaskając drzwiami.
-Wojtek! – powiedziała starając się ukryć zdenerwowanie w swoim głosie. – Siedziałeś tutaj przez cały czas?  - zapytała widząc Szczęsnego siedzącego na schodach wyjścia ewakuacyjnego.
-Musiałem. Musisz mnie wysłuchac…
-Nie, teraz ja mówię, a ty słuchasz.  – rozkazała Rozalia tonem głosu nie wyrażającym sprzeciwu. – Byłam na ciebie wściekła, kiedy dostałam te zdjęcia. Myślałam że się mną po prostu bawisz, dlatego poleciałam do Madrytu. Może postąpiłam pochopnie i najpierw powinnam wysłuchać tego, co masz mi do powiedzenia, ale musisz mnie zrozumieć. Dlatego przepraszam. Wybacz mi, zachowałam się jak rozpieczone dziecko.
-Nigdy bym cię nie skrzywdził. Zapamiętaj sobie to raz na zawsze. – wyszeptał składając na ustach Rozalii pocałunek, który z każdą chwilą stawał się coraz bardziej zachłanniejszy.
-Choć  nie będziemy tak stać tutaj. – wypaliła przerywając pocałunek i gestem ręki zapraszając do środka. – Wojtek, jutro musisz się pozbyć tych kwiatów. – oznajmiła Rozalia.
-Dlaczego? – zapytał spoglądając na nią.
-Majka ma uczulenie na pyłki lilii. – odpowiedziała wtulając się w Szczęsnego.
            Wojtek zaczął całować Raniewską, a z każdą chwilą pocałunki były coraz zachłanniejsze. Pożądanie wzięło górę. Wziął ją na ręce zaprowadzając do sypialni. W powietrzu zaczęły wirować  ubrania. Najpierw koszulka studentki, a później Szczęsnego.
-Wylądujemy przez to w piekle. – zauważyła Raniewska mówiąc między pocałunkami.
-Skoro i tak skończę w piekle, to po drodze mogę trochę zaszaleć. – stwierdził uśmiechając się od ucha do ucha. W jego policzkach pojawiły się słodkie dołeczki, dzięki którym wyglądał przeuroczo. Szczęsny zbliżył się do Rozalii całując jej całe ciało… +18


+++ 
OMG. Nareszcie mam internet. Bardzo was przepraszam ze tak późno ale przepisywanie rozdziału na telefon i wstawianie go na telefonie było by po prostu idiotyzmem.
Ten rozdział nie wyszedł. Zawaliłam na całej linii, dlatego w kolejnym postaram się wymyślić coś bardziej ciekawszego. Ostatnio miałam drobny wypadek, i w dalszym ciągu dochodze do siebie dlatego tez mam lekko zdołowany nastrój. Nastepny postaram się dodac w weekend. Pozdrawiam i dziękuję za tak miłe komentarze <3
Chwale się wszystkim, więc wam też. Jestem ciocią, po raz kolejny! Nicola jest w naszej rodzinie od 21 października. Cieszmy się albowiem powiększyła się mi rodzina. 
Themalkina. 

wtorek, 15 października 2013

Rozdział 22

Jeśli mnie nienawidzisz, nienawidź mnie ze względu na to kim jestem, a nie z powodu tego co mówią inni...

Nastał kolejny czerwcowy dzień. Cieple promienie słońca świeciły nad wysokimi wieżowcami. Niebo było bezchmurne, a panorama miasta wyglądała jak na typowej widokówce zrobionej w najlepszym ujęciu. Temperatura na termometrze wskazywała kilkadziesiąt stopni ciepła. Był to jeden z najcieplejszych dni tego roku w Madrycie.
Maja siedziała w krótkich spodenkach i cienkiej bluzce na blacie kuchennym próbując zrozumieć cokolwiek z hiszpańskiego radia.
-Co mi z tego ze wy gadacie po hiszpańsku. Mów po polsku, angielsku przynajmniej. Zrozumieć się was nie da w ogóle!- skarżyła się maja.
-Majka, nie krzycz tak, oni i tak cię nie usłyszą -zauważył mężczyzna stojący w progu.
-No ja to wiem, pan to wie, oni pewnie też ale ja nie rozumiem co oni tam gadają, nawet piosenek normalnych nie puszcza, tylko takie co na telenowelach meksykańskich lecą. Jak tego słuchać można ?!
- Chcesz trochę soku?- zapytał sięgając po napój. Dziewczyna pokiwała twierdząco głową, po czym usiadła na krześle. - Maja, powiedz mi, co się dokładnie stało między moja córka a tym chłopakiem?- dziewczyna spuściła wzrok wzruszając ramionami. - jestem stary, ale nie aż tak żeby uwierzyć tobie ze Rozalia nic ci nie powiedziała. Wy dziewczyny zwierzacie się sobie z takich spraw?
-Co to miało znaczyć? To ze jesteśmy kobietami nie oznacza ze stosujemy się do stereotypów. -Powiedziała oburzona. Brunet uniósł znacząco brwi patrząc na studentkę. -No przecież mowie ze nic nie wiem. Nic a nic.
-Majka, ile razy próbowałaś mi wcisnąć taki kit?
-Jaki kit? Ja o niczym nie wiem!- upierała się -no dobra -wycedziła zła -na palcach u jednej ręki bym nie zliczyła.
-Ile razy je uwierzyłem ?
-No to juz bym zliczyła mając tylko jeden mały paluszek.
-A teraz mów co i jak. Chce wiedzieć co ja skłoniło do przyjazdu do Hiszpanii.
-Madryt to śliczne miasto a po za tym tęskni za ojcem
-Majko mów mi tutaj zaraz wszystko. Kawa na ławę !
-No bo.... Ja tak na prawdę nie wiem. Bo... No... Rozalia mówiła ze coś tam coś... Pokłóciła się z Wojtkiem. Nie wiem o co im poszło bo z niej wydobyć cokolwiek to na prawdę wyczyn. Ma to po panu. Córeczka tatusia, jak w mordę strzelił!
-A jak tam u ciebie?-
w porządku. Nie jestem pamiętliwa dlatego jak spotkam na ulicy Brandona to go rozszarpie.
-A może nauczyć cię samoobrony? -zaśmiał się Tadeusz
-Nie, chociaż. Nie, trenowałam na poduszce. Powinno wystarczyć.
Oboje wybuchnęli nie pohamowanym śmiechem. Maja dla Tadeusza była jak druga córka. W dzieciństwie widywał ja prawie codziennie. Od małego przyjaźniła się z Rozalia. Zawsze była pyskata, pewna siebie i roztrzepana. To właśnie sprawiało ze pomimo jej wybuchowego charakteru była osoba której można było zaufać, oraz zawrzeć przyjaźń na całe życie.


         „Abonent czasowo niedostępny”- powtarzał się komunikat za każdym razem gdy próbował dodzwonić się do Rozalii. Od tygodnia nie dala znaku życia. Ona, a nawet maja nie odbierała telefonu. Szukał ich wszędzie, odważył się nawet zadzwonić do mamy z pytaniem czy aby przypadkiem dziewczyna nie jest u dziadka. Jednak i to nie przyniosło większych efektów. Domyślał się ze jej nagle zniknięcie ma związek z Agnes, niestety jego ex była nieobliczalna i nieuchwytna. Raz zjawiała się niczym duch, by po chwili zniknąć i pojawić się gdy wszystko w jego życiu się układa. Tak jakby wcielony demon zła.
-Wojtek, co ty zamierzasz zrobić ?-zapytał Łukasz stojący na czatach.
-nic po prostu powiedz mi jak z tamtych drzwi wyjdzie taka babka z trwała. -wyjaśnił Szczęsny próbując otworzyć drzwi do mieszkania studentek.
-O jak dobrze ze pana widzę, panie Łukaszu. - powiedziała kobieta stając na przeciwko bramkarza.
Próbował ostrzec Wojtka przed natrętna sąsiadka , ale niestety chłopak był tak skupiony na otwieraniu drzwi przy pomocy wsuwki ze nie słyszał chrząkania Fabiańskiego
-Ja panu mowie. On miał ze 2 metry wzrostu! Wypytywał czy nie widziałam panienki Rozalii, ale ja mu nic nie powiedziałam. Ja plotkara nie jestem, a to ze widziałam jak wychodzi z walizka to inna bajka.
-Kiedy to było?
-A w ubiegły czwartek . Ale sklerotyczka jestem i dni mi się juz płatają.-wytłumaczyła gestykulując przy tym niemiłosiernie
Kobieta opowiedziała jeszcze kilka plotek o sąsiadach i poszła gawędzić z panią z mieszkania obok
-Otworzyłeś ?
-Nie, na filmach to jakoś szybciej wychodzi.
-Masz klucz
-Skąd go masz ?!
-Był pod wycieraczka geniuszu
Chłopaki zaczęli szukać jakiejś informacji, listu tłumaczącego nagle zniknięcie Polek. Łukasz przeszukiwał kuchnie, gdy Wojtek zabrał się że sypialnie Raniewskiej. Zadziwiający porządek panujący w jej pokoju ułatwił przeszukiwanie. Kolejno zaglądał do szafy, szafki nocnej
I w końcu do biurka. W pierwszej szufladzie znalazł zaadresowany list. Był otwarty, widać było częściowo zawartość. Z lekkim wahaniem wziął priorytet do ręki. Wyciągnął zdjęcia i w tym samym momencie nie dowierzał własnym oczom. On i Agnes. Agnes i on. W jego ciele zaczęła wrzeć złość. Zrozumiał co było przyczyna zniknięcia. Ostrożnie schował zdjęcia zatrzymując dwa dla siebie.
-Juz wiem dlaczego nasz aniołek telefonu nie odbierał. - powiedział Łukasz.
-To mnie oświeć
-Zostawiła telefon. -powiedział machając mu sprzętem przed oczami. -ona zawsze była roztrzepana. Dobrze ze królika na tydzień nie zostawiła.
-Tsaaaaa.
Miał mętlik w głowie od momentu znalezienia tajemniczego listu.


          Kilka godzin próbował skontaktować się ze swoja ex. Szukał w ulubionym klubie, sklepach, u "koleżanki" która doradzała jej prawie we wszystkim, ale na nic stały się jego starania.
siedział samotnie w swoim mieszkaniu z kieliszkiem i do polowy pelna butelka polskiej wódki. Każdy kieliszek był za zdrowie i powrót Rozalii.
kolejny kieliszek i kolejna fala przypływu złości oraz bezsilności. Dzwonek do drzwi. Nagły wzrost euforii i nadziei ze to może Raniewska wróciła. Otworzył drzwi, a naprzeciwko niego stała sylwetka Miller.
-No proszę, proszę kogo ja widzę-zaczął rozmowę Szczęsny.
-Część misiu. -przywitała się słodko brunetka
-Daruj sobie. Mamy do pogadania. -odparł oschło. - co ty sobie kurwa wyobrażasz?! -krzyknął rzucając na stół zdjęcia.
-ooo, widzę ze nasze zdjęcia są coraz bardziej popularne -odpowiedziała chamsko się przy tym uśmiechając
-Jakie nasze?! To jest tandetny fotomontaż. Bądź pewna ze tak łatwo się z tego nie wymigasz. Dobrze wiem ze to ty że tym stoisz.
-Skąd ta pewność? Skoro to tandeta to dlaczego ta twoja dziewczyna nie jest teraz z Toba? Nie kocha cię, pogódź sie z tym misiu.
-Zamknij sie! Kocham ja, a ona mnie. Nie zniszczysz tego. Mam nadzieję ze znikniesz raz na zawsze z mojego życia.
-To jest zerwanie. Wiedziałam ze długo ze sobą nie będziecie. Przede mną nie uciekniesz. Nie ma ucieczki, bo ja nie odpuszczę. Kocham cię. Ale nie bój się, będziemy tworzyć na prawdę szczęśliwy związek. Oczywiście jeśli ty nie zepsujesz tego.
-Czego ty ode mnie chcesz ? Pieniędzy?
-Ty nic nie rozumiesz. Pieniądze nie maja tutaj żadnej wartości.
-Jesteś okrutna manipulatora.
-Nie, to pożądanie jest okrutne. A ja cię pożądam.
-Zapomniałaś chyba ze ja jestem z Rozalia
-Z tego co wiem to wyjechała, bez pożegnania a ty nawet nie wiesz gdzi.
-Czego wiec chcesz?
-Ciebie?- odpowiedziała jakby była to rzecz oczywista.
-Chyba psychiatry. Jesteś porypana, szkoda tylko ze tak późno to zauważyłem.
-Wypraszam sobie!
-Wynos się z życia mojego i Rozalii. Przestań wysyłać mi maile, SMS, nachodzić mnie a tym bardziej Rozalię. Jeśli dowiem się ze wysyłasz jej jakieś chore zdjęcia pożałujesz. Rozumiesz? Ja nie żartuje, zgłoszę na policję sprawę o nękanie.
-Kpisz sobie ?
-Nie! A teraz wypieprzaj z mojego mieszkania!
-Wynoś się z życia mojego i Rozalii. Przestań wysyłać mi maile, SMS, nachodzić mnie a tym bardziej Rozalię. Jeśli dowiem się ze wysyłasz jej jakieś chore zdjęcia pożałujesz. Rozumiesz? Ja nie żartuje, zgłoszę na policję sprawę o nękanie.
-Kpisz sobie ?
-Nie! A teraz wypieprzaj z mojego mieszkania!- wycedził zirytowany wyrzucając Miller za drzwi.
Oburzona tupnęła noga i poszła przed siebie.


          Przemierzała uliczki Madrytu. Słońce oświecało delikatna twarz Rozalii. Z każdym podmuchem wiatru jej długie, czarno czekoladowe włosy wirowały wokół jej twarzy.
-Buenos díaz - krzyknęła Rozalia wymijająca rowerem starszego pana.
-Buenos días - odpowiedział jej mężczyzna otwierając furtkę.
Szybko oparła swój rower o drzewo i pobiegła na gore.
-Cześć tato!- przywitała się Raniewska wbiegając do mieszkania
-Rozalia za niedługo te drzwi wypadną z zawiasów! Nie strzelaj tak tymi drzwiami -pouczył ja Tadeusz
-Tak oczywiście tato, ale i tak się juz nie zmienię. Idziesz dziś do pracy? -zapytała
Weszła do pokoju ojca stając w drzwiach, opierając się o futryne. Patrzyła się na niego jak z pełną dokładnością zawiązuje bordowy krawat.
-Łubie cię w mundurze. - powiedziała uśmiechając się szeroko.
-Masz bardzo przystojnego ojca, prawda? - odpowiedział
-Ta twoja skromność tato. Ale na serio podobasz mi się w tym mundurze.
-Nie wieże ci.- zaśmiał się stając na wprost Rozalii.
-Doprawdy? - skrzyżowała ręce spoglądając na niego. -fajnie być znowu w Hiszpanii. Strasznie za Toba tęskniłam - przytuliła ojca
-Ej, kochanie czas wzruszeń?- zapytał się jej, całując w czoło.
-Chciałabym być znowu twoja mała córeczka.
-Jesteś nią cały czas. I to się raczej nigdy nie zmieni.
-No przecież ze nie. Urosnąć juz nie urosnę. 165 zostanie mi do końca życia.
-Na starość sie jeszcze trochę zmniejszysz. -zaśmiał się
-No wiesz co! -powiedziała oburzona udając focha.


            Rozalia wzięła szybki prysznic i założyła luźne ciuchy. Swoje długie włosy wpięła w niestaranny koczek.
-Maja ale gdzie wy sie podziewacie?- dopytywał sie zdenerwowany Łukasz
-Łukaszku, ja jak obiecałam to nie wygadam. A ty się juz tak nie gorączkuj bo Rozalia ma się dobrze. -uspokajała go Kamińska
-No ja się bardzo cieszę ze ona jest bezpieczna i w ogóle ale... Co? Cicho ja mowie... Nie... Morda...
-Łukasz przekaz Wojtkowi, ze jeśli myśli, ze go nie słychać to jest jakiś pomylony.
-Mówiłem ze masz ośli glos, a majka słuch którego tobie brakuje!
-A przymnij się... -warknął Szczęsny opadając na kanapę.
-Majus, kochana przyjaciółko-zaczął bramkarz
-Kogo ty chcesz oszukać?
-No dobra chciałem być miły. Po pierwsze kiedy wracacie? Wiecie jakie to nieodpowiedzialne znikać tak z dnia na dzień? A Rozalia to juz w ogóle. Ciamajda telefonu nie wzięła.
-Znalazł się święty! -burknęła do słuchawki
-Po drugie jesteście w Hiszpanii, wracając do poprzedniego kiedy zamierzacie wrócić?
-Ej, chwiał moment. Dlaczego niby w Hiszpanii? -zapytała starając się uspokoić swój glos, na tyle aby brzmiał naturalnie.
-W Polsce was nie ma, bo Rozalia odwiedziła by dziadka, do ciepłych krajów nie pojechałyście ponieważ jak na dziewczyny zabrałyście że mało ciuchów. -oznajmił
-Geniusz-podsumowała blondynka
-Daj mi ja...- do telefonu próbował dostać się Wojtek
-Nie, zepsujesz mi mojego nowego iphona!
-Izłoma chciałeś powiedzieć raczej... Majka nie mam ochoty bawić się w kotka i myszkę, i latać po całym Londynie szukając was. Kiedy będziecie w Londynie, muszę porozmawiać z Rozalią.
-Chyba ona nie będzie zainteresowana ta rozmowa. Posłuchaj Szczęsny, poukładaj sobie sprawy z ta dziewczyna a dopiero wtedy tłumacz się Rozalii.
-Ja to wiem, Ty to wiesz, ale ona mnie słuchać nie chce. Proszę, kocham ja i...
-Jutro o 15 jesteśmy w Londynie. Tej rozmowy nie było. Część.
         Szczęsny oddal telefon właścicielowi, a sam zaczął realizować swój plan...

Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie ;x
WYBACZCIE mi to kilkudniowe spóźnienie i błagam nie piszcie w komentarzu mi ze jak nie dodam szybko rozdziału to sie powiesicie, to jest szantaż! ;D
Brak interpunkcji, spójności i zrozumienia. Jednym słowem "bazgroły bezsensu" jakby to określiła moja nauczycielka polskiego.
Kolejny będzie w.... nie wiem :( 
Domyślacie sie co kombinuje Szczęsny w następnym?

A dzisiejszy mecz Polska- Anglia na Wembley? No cóż tu dużo mówić i rozpisywać sie - klapa w wykonaniu Polaków. Mieliśmy kilka akcji na barmke przeciwnika, ale niestety nie umiemy tego wykorzystać. Wojtek najlepszy piłkarz meczu - moim zdaniem <3 - Wojtek bohater jak to na fb kilkukrotnie zauważyłam ;D 
ps. powiadomie "informowanych " jutro. dzis ide spac. Więc dobranoc mysiorki  <3

Wymaczcie mi ;X, 
Themalkina























środa, 2 października 2013

Rozdział 21

  Kiedy Bóg rozdawał szczęście w miłości, ja stałam w kolejce po zajebistych przyjaciół.


          Sobotni jesienny piękny poranek. Promienie słońca przebijały się przez okno. Otworzyła oczy, uśmiechnęła się. Lubiła taką pogodę. Sięgnęła po telefon, a na wyświetlaczu nie pojawiła się żadna nowa  wiadomość. Dochodziła godzina 7:00. Niechętnie wstała z łóżka, które nie należało do niej. Weszła do salonu spoglądając na Szczęsnego, który spal jak małe dziecko na kanapie do połowy odkryty z koca. Podeszła do Wojtka okrywając jego umięśnione ciało ciepłym kocem. Wyrwała kartkę z notesu, który znajdował się na stoliczku i napisała szminką kilka słów.

Kocham Cię <3 Spałeś tak słodko że nie chciałam Cię budzić. Rozalia.
Położyła ją obok telefonu komórkowego Szczęsnego. Na pożegnanie pocałowała bramkarza delikatnie w czoło, aby nie obudzić go. Kilkanaście minut później była u siebie w mieszkaniu. Otworzyła drzwi, o dziwo były otwarte. Weszła do środka rozglądając się czy przypadkiem nie ma nikogo obcego. Na podłodze pod oknem zauważyła skuloną w kłębek Maje. Obok niej leżała pusta butelka po alkoholu i zniszczone zdjęcie Brandona. Nie pytała o nic, po prostu przytuliła Majkę do siebie gładząc jej długie, blond włosy.
-Brandon.- powiedziała przez zęby Maja, która nie mogła opanować łez.     
Dla Rozalii oznaczało to jedno. Nie mogła zostawić tak tego. Nigdy nie pozwoliła by aby jej najlepsza przyjaciółka, nieważne czy była to Maja, Sabina czy nawet Tamara która zerwała jaki kol wiek kontakt, cierpiała przez faceta.
Kamińska uspokoiła się, dopiero wtedy Rozalia zabrała ją do kuchni, gdzie podała jej śniadanie. Wyglądała blado. Popuchnięte oczy od wylanych łez i włosy które można było nazwać ‘totalnym nieładem’. Maja tępo spoglądała w talerz na którym przygotowane były kanapki. Upiła łyk gorącej  herbaty z dodatkiem cytryny. Na jej policzku pojawiła się samotna łza. Rozalia myślała że za chwile pęknie jej serce, widząc jak jej przyjaciółka cierpi.
-Maja – powiedziała ciepło. – Czemu płaczesz?
-Nie płaczę. – odpowiedziała cicho.
-Ale płakałaś. Co się stało?
-Brandon mnie zdradził. To się stało. – oznajmiła, a raczej krzyczała w napadzie złości.
-CO?!
-Moje życie straciło sens. I w dodatku boli mnie prawa ręka.
-Dlaczego? Zrobił ci coś?
-Nie, dostał ode mnie z prawego sierpowego. Kto by pomyślał że przyłożenie komuś w gębę będzie miało takie skutki.
-Chodź tutaj, mój męski bokserze. – powiedziała Rozalia po czym przytuliła przyjaciółkę. Uśmiechnęła się pod nosem, wiedząc że nie opuściło ją poczucie humoru.
-Zauważyłaś że był strasznym lalusiem?- zapytała po chwili Majka.
-Tak, jakby go tak pierdolnąc w plecy, to by tynk odleciał i chłopaka nie ma. – zaśmiała się Rozalia widząc że przyjaciółce znów wraca dobry humor.
-Ja nie mam szczęścia w miłości. Pamiętasz jak podrywałam z Polą tego Kamila z IIb?
-Tego z afro?... Pamiętam, to nie był podryw. Szkoda że wtedy nie mieliśmy kamery, to byłby hit Internetu. Lepszy niż ‘mięsny jeż’.
-Pojedźmy gdzieś na kilka dni. Mam dosyć swojego życia. Stęskniłam się nawet za Radkiem. Brakuje mi Polski, spiętej Poli i całej reszty. A tobie? – zapytała, ale nie dała szansy odpowiedzieć Rozalii na to pytanie. – Ty pewnie też. Ale tak na serio, teraz na studiach mam trochę luzu, ty z resztą też bo sesja dopiero końcem czerwca. Jedźmy na kilka dni do Polski, albo gdzieś na kilka dni odpocząć. –poprosiła Kamińska robiąc kocie oczy.
-Majka, teraz naprawdę nie dam rady. Dziś jest mecz Arsenalu, a na dodatek musze nadrobić trochę materiału. Wiesz że musze zaliczyć sesję.
-Gdybyś jej nie zaliczyła to byłby horror. Jesteś jedną z najlepszych studentek. Odpuść sobie troszkę.
-Majka… - urwała słysząc dzwięk swojego telefonu.
            Wyciągnęła z torebki komórkę. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Wojtka. Dzwonił. Odebrała przykładając telefon po ucha.
-Słucham.
-Rozalia, musisz mi pomoc. Mam teraz trening, a zapomniałem z domu takiej żółtek teczki. Nie mam jak się urwać, a jak się trener dowie że jej zapomniałem to mnie zamorduję. Mogłabyś mi ją przynieść?
-Żółta teczka, u ciebie w mieszkaniu. Dobrze rozumiem?
-Tak, kochanie. Ona jest na blacie kuchennym, a przynajmniej powinna być. Klucz masz do mojego mieszkania, więc nie będziesz miała problemu. To mogę na ciebie liczyć?
-Jasne. Przywiozę ci ją przed meczem.

*

            Rozalia dotarła do mieszkania Szczęsnego. Wyciągnęła z torebki klucze i wsadziła w drzwi. Klucz nie wszedł. Spróbowała jeszcze raz. Nadal nic. Zapukała do drzwi zaniepokojona, dlaczego nie pasuje jej klucz. Stała przed drzwiami dłuższą chwilę. Wyciągnęła telefon by zadzwonić do bramkarza z pytaniem czy wymieniał zamki, gdy nagle w drzwiach stanęła wysoka brunetka.
Stały naprzeciwko siebie przyglądając się sobie. Kobieta zlustrow
ała Rozalię od stóp po sam czubek głowy. Dopiero wtedy odezwała się swoim do bólu słodkim głosem.
-Szukasz kogoś słoneczko? – zapytała z typowo brytyjskim akcentem, posyłając jej szeroki uśmiech.
-Nieee, to znaczy tak. – zawahała się Raniewska nadal będąc w lekkim szoku. – Kim ty jesteś?
-Ja? Kim ja jestem? – zapytała się, jakby wszyscy ją znali. Widząc zdezorientowaną minę studentki wzięła głęboki wdech.- Agnes, Agnes Miller- powiedziała wyciągając w kierunku Rozalii dłoń. – jestem dziewczyną Wojtka.
-Dziewczyną?! – wykrztusiła z siebie stojąc oszołomiona całą sytuacją.
-Tak.  Właśnie wróciłam z rocznego stażu w Chicago. Wojtuś nie wie o moim powrocie, chce mu zrobić niespodziankę. Jestem taka szczęśliwa że trafiłam na kogoś tak wspaniałego jak on. Jesteśmy ze sobą już ponad dwa lata i czuje że za niedługo stworzymy wspaniałą rodzinę.– oznajmiła szczerząc swoje bielutkie ząbki w kierunku jej rozmówczyni.
 -Fajnie cię poznać. Nie wiedziałam że Wojtek kogoś ma.
-Nie chcemy się afiszować. Z resztą wiesz jak to jest kiedy jesteś sławnym piłkarzem. Wywiady, autografy, fani, paparazzi to jest naprawdę uciążliwe. A ty jesteś pewnie Rozalia, zgadza się?
-Skąd wiesz? – zapytała zaciekawiona wiedzą brunetki.
-Wojtek mi tyle o tobie opowiadał. Jesteś przyjaciółką Lukasa. Byliście z Aaronem taką piękną parą, szkoda tylko że z tobą zerwał. – odparła oschło posyłając jej nad wyraz sztuczny uśmiech.
-Wielka – sarknęła.
-Pewnie przyjechałaś do mojego chłopaka. – stwierdziła mocno akcentując dwa ostatnie słowa. – Niestety nie ma go, jest na treningu. Dziś ważny mecz.
-Wiem. Przyjechałam po żółtą teczkę, jest na blacie kuchennym. Możesz mi ją dać? Jest bardzo potrzebna Wengerowi.
-Dorabiasz jako kurier? – zaśmiała się chamsko. Raniewska spiorunowała ją spojrzeniem i brakiem poczucia humoru. –Zaczekaj tutaj, zaraz ci ją przyniosę. – wycedziła odgarniając swoje idealnie proste włosy za ramię. Zniknęła za drzwiami, by po chwili wrócić z ową teczką.
            Rozalia nie zastanawiając się długo wzięła teczkę z rąk uśmiechniętej od ucha do ucha Miller. Wsiadła do samochodu mocno trzaskając drzwiami i rzuciła dokumenty na siedzenie obok.

- Agnes, Agnes Miller. Jestem dziewczyną Wojtka... Jesteśmy ze sobą już ponad dwa lata, i czuje że za niedługo stworzymy wspaniałą rodzinę –
przypomniała sobie rozmowę z przed kilku minut.
            W kącikach oczu zebrały się jej łzy, które spłynęły jej po policzku. Otarła je swoją dłonią gromadząc w sobie złość na Wojtka. Przymknęła oczy stabilizując swój oddech. Zapaliła silnik i pojechała na stadion.
            Mecz zaczynał się za niecałe dwie godziny, kibice po woli schodzili się na trybuny. Panował chaos i harmider. Nikt nie był w stanie słyszeć własnych myśli, przez ciągłe śmiechy, krzyki i przepychanki przed stadionem. Rozalia weszła do środka kierując się w stronę szatni chłopaków. Dochodziła już na miejsce, gdy zza drzwi wybiegł Jack.
-Cześć – przywitał się w biegu. – Wojtek w środku. – dokończył i znikł w głębi korytarza.
            Raniewska nie tracąc ani chwili dłużej weszła do szatni rzucając teczkę na ławkę a której siedział Wojtek wiążący korki. Obdarowała go chłodnym spojrzeniem stając naprzeciwko niego.
-Masz tą cholerną teczkę. Więcej nie będę robić za twojego szofera. – rzuciła oschło.
-Dzięki. Coś zrobiłem że jesteś taka zła? – zapytał nieświadomy złości Raniewskiej.
-Nie, skądże. Wojciech Szczęsny zawsze jest nieskazitelny, nie? -warknęła
-Ale o co chodzi?
-Wojtek, ile my się już znamy?
-Z dziesięć miesięcy? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
-A ile jesteśmy razem?
-Okrągłe trzy miesiące. – odparł z szerokim uśmiechem na twarzy.
-A kochasz mnie?
-Co to za pytanie? Po co w ogóle się mnie pytasz o te wszystkie rzeczy?
-Odpowiedz na moje pytanie.
-Oczywiście że cię kocham.
-To dlaczego mi nie ufasz? Dlaczego nie mówisz mi całej prawdy, tylko masz przede mną tajemnice? Co ?
-Nic nie ukrywam przed tobą. Jestem z tobą szczery, aż do bólu.
-Daruj sobie, może jestem jeszcze gówniarą, ale nie lubię jak ktoś traktuje mnie jak zabawkę. Myślałeś że ja się nie dowiem? Naprawdę byłeś aż tak głupi?
-Ej, co jest grane? O czym ty mówisz? – zapytał podchodząc do niej.
-Domyśl się. Dwa wspaniałe lata nie wymażesz z pamięci o tak. – powiedziała pstrykając palcami. – Nienawidzę kłamstw, a ty jak się okazuje oszukujesz mnie od samego początku. Chyba będzie lepiej jak się nie będziemy widywać.
-Co?! Dlaczego? – zapytał biorąc jej twarz w swoje i spoglądając głęboko w ciemnobrązowe oczy.
-Mówi ci coś imię Agnes? Wyjaśnij najpierw swój związek ze swoją dziewczyną i zdecyduj się kogo ty chcesz oszukać. Mnie, czy ją? Bo jak się okazuje jesteście szczęśliwą parą, planującą wspólną przyszłość od dwóch lat.
-Skąd wiesz o Agnes? – zapytał ze złością w głosie. – Co ona ci nagadała?
-Poznałam ją dziś, jak byłam u ciebie po teczkę. Szkoda mi jej, wydaje się być pusta, ale ona też ma na pewno uczucia.
-Chwila, moment. Z Agnes nic mnie nie łączy od ponad roku! Między nią a mną wszystko skończone. Teraz liczysz się tylko ty. Jasne?
-Ale…
-Bez żadnego ale. Ona jest przeszłością. Zdradziła mnie, przyprawiła rogi a teraz chce żeby wszystko było jak kiedyś.
-To dlaczego skoro was już nic nie łączy ona u ciebie mieszka?
-Nie wiem. Ale dowiem się skąd wzięła klucz do mojego mieszkania. Nie wieże że mnie kocha. Zależy jej tylko na moich pieniądzach. A nawet jeśli, to i tak bym do niej nie wrócił.
-Dlaczego?
-Bo kocham ciebie. – powiedział przyciągając Rozalię do siebie i przytrzymując w tali. Złożył na jej ustach soczysty pocałunek, który dziewczyna odwzajemniła. – I tylko ciebie – wyszeptał jej do ucha.
-Wojtek, znowu spóźniony. – zza drzwi dochodziły głosy drużyny.
            Szczęsny zabrał swoje rękawice i wyszedł na murawę.

*

-Stary, to była piękna obrana karnego! – pochwalił Szczęsnego Łukasz.
-Lata treningu.-  stwierdził bramkarz wchodząc do szatni.
-Ten mecz* był naprawdę dobry. Od dawna tak dobrze nam nie szło. – zauważył Aaron.
-No tak, ty to sobie przynajmniej gola strzeliłeś, a mnie cały czas kurwa faulowali. I jak ja mam pokazać na co mnie stać? – skarżył się Jack upijając potężny łyk wody.
-To są lata treningu Jack. Ale Ronalda faulować nie musiałeś. Nie mogłeś się wyżyć na kimś innym? Pepe był obok, mogłeś się na niego rzucić a nie kurwa na tą lale, Jacky.
-Powiedz do mnie jeszcze raz Jacky to spuszczę ci łomot. – zagroził Wilshere.
-Oj tak, na pewno. Pan niski Jacky przyczepie mi gacie. – powiedział, a cała drużyna wybuchła niepohamowanym śmiechem.
-Zabije cię Ramsey. -  wycedził przez zęby piłkarz rzucając w Walijczyka korkiem.
-Pudło cioto. – śmiał się Aaron wystawiając koledze język.
-Ty skończony kretynie! – krzyczał Jack goniąc Ramsey’a.
            Aaron uciekał przedrzeźniając kolegę z drużyny. Mieli bardzo dobre humory, dlatego wyzwiska Wilshera nie działały na Aarona, ani na jego dume. W powietrzu latały butelki, brudne koszulki zawodników, przypadkowe piłki i rzeczy które były pod ręką. Do wojny Aaron-Jack włączyła się reszta drużyny.
-Nie rzucaj we mnie tą zapoconą koszulką buraku! – wrzeszczał oburzony Jack.
-Nie trzeba było zaczynać padalcu! – odpowiedział mu Aaron.
-Może jestem niski, ale do gadów to ty mnie nie porównuj nie wychowana torbo.
-Ale pocisk. –śmiał się Wojtek. – Nic lepszego w tej łepetynce nie dało się wymyślić?
-Morda! Zaraz spuszczę ci łomot. – pogroził Szczęsnemu Walijczyk. – Lukas! Nie obijaj się tylko mi pomóż, bo mi się wyzwiska po woli kończą.
-Tak na orzeźwienie siłaczu. – powiedział Jack wylewając na Aarona całą zawartość butelki po wodzie niegazowanej.
-Ty palancie! Ty imbecylu! Tępa strzało, kretynie! To moja szczęśliwa koszulka! Jak śmiałeś ją oblać?!  - wrzeszczał rozzłoszczony.
-Chciałem ci ją na szybko wyprać bo taka troszkę capiąca jest.
-Bo jej się nie pierze gówniarzu! Teraz będę miał pecha przez ciebie.
-Wypraszam sobie gówniarza! – sprzeciwił się Jack.
-Panowie, skończcie tą szopkę bo to jest już żenujące. – zauważył Łukasz.
-Cicho, obmyślam plan jak zabić tego ciotę. – uciszył go Ramsey.
-Czy on mi grozi? – zapytał lekko przerażony Wilshere.
-Uuuu… Wyczuwam kłopoty. – zauważył Wojtek śmiejąc się przy tym jak dziecko razem z Alexem i Theo.
-Nie żyjesz Wilshere! – krzyknął Aaron próbując złapać przeciwnika.
            Próbował dogonić Jacka, który dobrze wymijał w pomieszczeniu swoich kolegów przebiegając miedzy nimi, niczym zwinne zwierze. Był już tuż za Wilsherem, gdy niespodziewanie otworzyły się drzwi do szatni. Aaron upadł na ziemie obrywając mocno w nos. Załapał się za uszkodzoną część ciała próbując opanować straszliwy, przeszywający jego ciało ból.
-Co się tutaj do cholery dzieje?! – zapytał niezbyt zadowolony Arsene wchodząc do szatni. –Co ci się stało chłopcze? – spytał zdziwiony widząc leżącego na posadzce Walijczyka.
-Wypadek przy pracy.- oznajmił wstając  i patrząc ze złością w oczach na Jacka.
-Rób tak dalej, a za niedługo się cały połamiesz i przejdziesz na emeryturę.- powiedział, a reszta drużyny wybuchła nieopanowanym śmiechem. – Panowie, ja jestem już stary, nie rozumie dzisiejszej młodzieży, dlatego proszę zachowujcie się jak cywilizowani ludzie, a nie jak przedszkolaki na wieść o wieczorynce.
-Tak jest trenerze. – powiedział Wojtek stając na baczność.
-Ciebie to się też tyczy Szczęsny.

-Genialnie. – skomentował obecność polak, tuż po wyjściu trenera. – Panowie, mam pomysł. Wybierzmy się dziś uczcić nasze zwycięstwo.
-Z tym gnidą nigdzie nie pójdę. – powiedział stanowczo Jack krzyżując jednocześnie ręce.
-Pójdziesz, chyba że wolisz słuchać od teścia uwag co do twojej dzisiejszej gry. A uwierz mi, dziś łaskawy dla ciebie nie będzie, biorąc pod uwagę że Ronaldo to jego ulubiony zawodnik. – oznajmił Szczęsny.
-Stary gruchot. – stwierdził Jack.
-Więc jak? – zapytał bramkarz unosząc jedną brew ku górze.
-Idę. Chyba że mam inne wyjście?
-Nie masz kotynieńku. – uśmiechnął się szeroko Szczęsny

*

-Ja ci mówię ich tam było z pięćset, nie tysiąc pięćset jak nie więcej. Rozumiesz stary? Ja i ich tysiąc. Wiesz jak ja się bałem?! – opowiadał swój sen Aaron.
-Taaaak, bo ty się wszystkiego boisz taka jest prawda. – zauważył Jack, popijając kolejnego drinka.
-Idź w cholerę, nie będę sobie przez ciebie humoru spół. – odrzekł.
-Panowie, jeszcze jedna kolejka za ten piękny mecz. – powiedział Wojtek, wlewając w siebie kolejny kieliszek wódki.
-Aaron, powiem ci że nie chce cię już zabijać. Nie wiedziałem że masz brata bliźniaka. On robi wszystko co ty… To jakaś czarna magia dla mnie. – wyjaśnił, gdy obraz przed jego oczyma zaczął się rozmazywać, i „robił” kilka wersji Ramsey’a.
-Przyjeeeeluuu – zaczął Walijczyk – jak ja cie kocham, mordo ty moja. – dokończył próbując uściskać przyjaciela. Zamiast uściskać Ramseya przytulił się do Theo, któremu niezbyt podobało się obściskiwanie z Jackiem.
-Wojtek, jest cos takiego jak nietykalność osobista, nie? – zapytał. Szczęsny zastanowił się analizując każde słowo, dopiero gdy był półświadomy pokręcił z kwaśną miną potwierdzająco głową. – Więc, Jacky, zachowaj swoją i moją przestrzeń osobistą. Nie chce mieć z tobą dzieci.
-Ale ja już mam. – zawiadomił radośnie. – Wiesz jaki mój synek jest piękny? Normalnie cała moja kopia.
-Jack, to jest kopia ale Lauren, to to jesteś małpa. – rechotał Aaron.
-Ramsey, Wenger to chyba ci już ostatek rozumu z tej łepetyny wybił tymi drzwiami. – odparł oschło.
-Aż mnie nos zabolał przez ciebie. – oznajmił sprawdzając czy jego nos jest nadal w całości.
            Noc minęła im w oka mgnieniu wyłącznie na samym piciu. Koniec końców Aaron i Jack pogodzili się. Chłopaki po kilkunastu kolejkach i drinkach nie byli w stanie samodzielnie wrócić do domu. Dlatego też barman musiał wezwać pomoc partnerek chłopaków. Nie były zadowolone że nad ranem muszą wstawać i jechać po swoich pijanych mężczyzn. Wojtek z Aaronem wezwali na własną rękę taksówkę, która odwiozła ich pod sam dom.

*

Rozalia korzystając z chwili dla siebie poszła pobiegać. Miała mętlik w głowie odnośnie wczorajszych wydarzeń. Ufała Wojtkowi, ale nie była pewna co tak naprawdę łączy go z Agnes. Miller nie wydawała się jej kobietą stałą w uczuciach, która chce założyć rodzinę. Dała głośniej muzykę i przyśpieszyła bieg.
Po godzinnym biegu wracała do domu.
-Pani Raniewska? – zapytał mężczyzna tuż przed drzwiami.
-Tak, a o co chodzi?
-List do pani. Proszę tutaj podpisać. – powiedział i dał jej po podpisu kwitek.
            Zaciekawiona otworzyła niezaadresowany list. W środku znajdowało się kilka zdjęć Wojtka. Poczuła przeszywający ból w klatce piersiowej gdy na fotografii zauważyła  Wojtka i Agnes. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Mimo przekonań Szczęsnego że nic nie łączy go z Miller, nie była w stanie pojąć jak mógł ją tak okłamać. W tamtej chwili była na niego wściekła. Nie uroniła żadnej łzy, nie chciała tracić ich nie potrzebnie. Zaśmiała się z tego że zaufała Szczęsnemu, ale w sercu czuła że gdyby był teraz przy niej, na sorze by się nie skończyło. Weszła do mieszkania chowając zdjęcia do koperty, a tą do szuflady.
-Wiesz co Majek, jednak każdy facet to skończony kretyn. – powiedziała wchodząc do pokoju Mai.
-Co? Dlaczego tak mówisz? – zapytała zdziwiona zachowaniem przyjaciółki.
-Nie ważne. Powiedzmy że Wojtek był wobec mnie… jakby to ująć… grał na dwa fronty. Ale nie pytaj o nic. Nadal chcesz jechać gdzieś za miasto?
-Taaak – odpowiedziała nie pewnie.
-To jedźmy. Samolot jest za trzy godziny. – uśmiechnęła się szeroko.
-Ale ty tak na serio?
-Tak.
-Aaaaa kocham cię. Nie mogę się doczekać jak zobaczymy się z całą paczką. – powiedziała radośnie przeglądając zawartość swojej szafy.
-Powrót do Polski jest zbyt przewidywalny Majuś. – powiedziała Raniewska sama do siebie.
            Dwie godzinki później dziewczyny były już gotowe. Spakowane oczekiwały właśnie na swój lot na lotnisku. W głośnikach pojawił się komunikat, że pasażerowie lecący do Polski muszą stawić się na odprawę.
-Rozalia to nasz lot. Chodź bo się spóźnimy.
-To nie nasz samolot i nie nasz lot. – odpowiedziała spokojnie.
-Jak to nie? Przecież miałyśmy wrócić do Polski.
-Zmiana planów. Zobaczysz spodoba ci się.
-Mogę się dowiedzieć przynajmniej gdzie ty chcesz mnie zabrać?
-Niech to będzie niespodzianka. – powiedziała i obdarzyła ją szerokim uśmiechem. –Zabiorę cię tam gdzie nikt nas nie będzie nasz szukał. – powiedziała cicho, sama do siebie, tak aby Maja nie usłyszała.
            Kilkanaście minut później siedziały już w samolocie. Rozalia stwarzała pozory że w jej życiu jest wszystko w jak najlepszym porządku i jej decyzje są przemyślane. Czuła że jeśli zostala by w Londynie i spotkała Wojtka mogła by nie wytrzymać emocjonalnie. Musiała sobie poukładać i przemyśleć co ma zrobić…

+++
Hejoooooo...
Tydzień spóźniona -,- Kto by się spodziewał że przez calutki tydzień nie będę miała internetu. Rozdział miał być, ale wstawiam go dzisiaj bo dziś dorwałam się do komputera, z jako takim internetem
Następny na drugi tydzień w piątekczek najprawdopodobniej, chyba że coś mi wypadnie. 
Jak myślicie Agnes popsuje relacje Wojtka i Rozalii? Co będzie w następnym i gdzie pojechały dziewczyny? Domyślacie się? ;> Piszcie w komentarzach jak się wam podobało i co najprawdopodobniej może być. Zostawiajcie komentarze, pod ostatnim rozdziałem było tylko 10, chyba, a pod dziewiętnastym rozdziałem aż 20! Wasze komentarze dają mi motywację, i dzięki nim pisze szybciej rozdziały i wiem że przynajmniej ktoś te moje wypociny czyta. Więc jeśli tu jesteś, zostaw komentarz, choć krótki, ale szczery. Proszeeee :* 
Kto oglądał ostatni mecz Arsenalu? Piękne dwa gole <3 

ps. jest ankieta po lewej stronie, głosujcie. 
Themalkina.