środa, 4 grudnia 2013

Rozdział 26

Bo czasami błąd dodaje kopa do działań lepszych do znajdywania czasu, do bycia-takiej prawdziwej obecności.

Noc zleciała w mgnieniu oka. Bladym świtem wszyscy goście wrócili do swoich domów, nie budząc gospodarzy. W sypialni oprócz śpiącej Rozalii było kilkanaście pustych butelek czerwonego wina, które opróżniła wraz ze swoimi towarzyszkami.
Obudziła się z piekielnym bólem głowy. Z wczorajszej nocy pamiętała tylko urywki rozmów, i niektóre wydarzenia. Światło słoneczne przenikające przez okno balkonowe było na tyle jasne że Rozalia musiała kilkakrotnie mrugnąć. Związała włosy w koka i poszła do łazienki. Popatrzyła na swoje odbicie w lustrze stwierdzając ze wino nie służy jej. Wzięła prysznic i przegrała się w czyste ubrania.
Wychodząc z łazienki skierowała się do salonu, gdzie spal Wojtek. Chłopak wyglądał uroczo śpiąc na kanapie, z której wystawały mu nogi. Głowę miał położona na małej poduszce która do jego wzrostu była stanowczo za mała. Rozalia usiadła na kraju kanapy poprawiając koc, który okrywał opalone ciało Szczęsnego. Przyłożyła dłoń do jego policzka i uśmiechnęła się do siebie. Widok śpiącego mężczyzny zawsze przyprawiał ją o mimowolny uśmiech, uwielbiała patrzeć na niego. Wojtek przebudził się siadając w pozycji siedzącej przecierając dłonią zaspane oczy.
-Rozalia, ja cię muszę przeprosić. Nie powinienem...
-Miałeś racje. -przerwała mu. -Zachowuje się szczeniacko i jestem niedojrzała, ale nigdy bym tego nie zrobiła. -dokończyła spoglądając w jego głęboko niebieskie tęczówki.
-Wiem, przepraszam. Nie to miałem na myśli. - powiedział odgarniając kosmyk włosów z czoła Rozalii.- Kocham cię, i wiem ze nigdy nie usunęłabyś naszego dziecka.
-Nie kłóćmy się juz więcej, nie lubię tego. -stwierdziła usadawiając się obok Szczęsnego, który nakrył ja kocem i przytulił do swojego torsu.
-Ja też nie. - ucałował ja w czoło, sprawiając ze Rozalia czuła się bezpiecznie.-Co ty na to, żebyśmy zrobili sobie dziecko. -wypalił nagle Szczęsny ze swoim cudownym pomysłem.

-Zrobilibyśmy sobie, czy ty zrobiłbyś mi? -zapytała Rozalia nie ukrywając rozbawienia.
-Głupio to zabrzmiało. Fakt. Ale to fajny pomysł przecież.
-To nie jest fajny pomysł. Chciałbyś żebym była gruba jak beczka, wysyłała cię po lody czekoladowe i sardynki w środku nocy i miała humorki? – zapytała próbując być poważna.
-Kochanie, widzisz tylko same wady. – zauważył przyciągając do siebie bardziej brunetkę tak, że czuła jego oddech na swojej szyi.
            Wojtek delikatnie opuścił ramiączko podkoszulka Rozalii i delikatni pocałował jej ramię. Z początku niewinny buziak przerodził się w namiętny pocałunek, którym Szczęsny obdarzył najpierw szyję, a później ciepłe wargi dziewczyny. Czuł jabłkową pomadkę na jej ustach, której zapach był teraz również na nim.
-Wojtek… Skarbie… - mówiła między pocałunkami. – jest środek dnia. A ja mam plany związane z Aaronem.
            Polak momentalnie spoważniał spoglądając na Rozalię z zaskoczoną do bólu miną. Wybałuszył oczy, jak gdyby zobaczył Beckhama we własnej osobie.
-Jak to z Aaronem? – zapytał rozzłoszczony.
-No normalnie. – odparła wyswobadzając się z uścisku Szczęsnego. – To że wczoraj się pokłóciliśmy, nie oznacza że oślepłam. Trzeba zeswatać nasze gołąbki. – dokończyła z podstępnym uśmiechem na twarzy.
            Wojtek, ja na złość za cholerę nie mógł rozgryźć kto kryje się za nazwą ‘nasze gołąbki’. Podrapał się po głowie udając że zrozumiał i przyswoił sobie wypowiedź Raniewskiej. Próbował poruszyć swoje szare komórki do jakiegokolwiek działania, ale przed wypiciem kawy, tak wcześnie było to raczej niemożliwe.
-Ja pierdziele Wojtek, Aaron i Majka, mówi ci to coś? – zapytała widząc jego zdezorientowaną minę.
-Czyli od dziś z inżyniera zamieniasz się na swatkę? – zapytał z rozbawieniem.
-Dokładnie. A ty już tak nie leniuchuj, bo ciebie też się to tyczy. Umów się z Aaronem, muszę się dowiedzieć co i jak, bo od Majki to ja mam sto procent pewności że się dowiem. –odparła z ironią.

Zgodnie z prośbą Rozalii Wojtek zorganizował spotkanie z Ramsey’em. Na polu golfowym  o umówionym czasie czekali już na spóźniającego się przeszło trzydzieści minut Aarona.
-Nudniejszej gry już wymyślić się nie dało. – wymamrotała Rozalia ziewając.
-To jest bardzo mądra gra. – bronił golfa Szczęsny.
-Fascynujące. – skomentowała siadając na kamieniu przy drzewie.
            Rozalia źle oceniała sport. Pomyliła się… Piłka nożna nie była dla niej sportem najnudniejszym, tam przynajmniej były jakieś faule, a piła odbijana była raz przez jedną, a raz przez drugą drużynę. A golf…? To był sport, który zanudził by na śmierć Chucka Norrisa. Ile można wpatrywać się w piłeczkę, a później ją uderzyć i trafić do dołka?
            Mimo że Rozalia była wyspana, czuła ogromne zmęczenie, a raczej znudzenie. Jej powieki stawały się coraz cięższe, aż w końcu opadły na kilka sekund, by za chwilę ponownie się otworzyć.
            Między czasie obok Wojtka stanęła wysoka blondynka prosząc o pomoc i wytłumaczenie zasad gry w golfa. Szczęsny posłusznie wytłumaczył pomagając jej przy tym odpowiednio przytrzymać kijek, aby dobrze uderzyć piłeczkę.
            Rozalia stała kilka metrów dalej z kwaśną miną i skrzyżowanymi rękami. Od momentu pojawienia się dziewczyny na horyzoncie Rozalii podniosło się ciśnienie. Niezbyt podobał się jej fakt, że Wojtek dotyka i przygląda się innej kobiecie. Postanowiła interweniować, podchodząc do pary i przytulając się do bramkarza.
-Wojtuś, kochanie mieliśmy sobie pograć, a nie zawierać nowe znajomości. – powiedziała nie ukrywając złości w swoim głosie. Obdarowała kobietę lodowatym spojrzeniem, powodując że owa dziewczyna zmyła się tak szybko jak i również się pojawiła.
-Wiesz co kochanie? – zapytał Wojtek łapiąc Rozalię w talii.
-Nie mam pojęcia. – burknęła ze skrzywioną miną.
-Uwielbiam tą twoją, skrzywioną minkę, gdy tylko jakaś dziewczyna na mnie zerknie, zalotnie się przy tym uśmiechając. – szepnął jej do ucha szeroko się przy tym uśmiechając.
-Ciekawe, kto będzie się uśmiechał gdy wybiję jej te śliczne ząbki, tym twoim kijem. – warknęła zła.
-Kocham cię, ty moja złośnico. – krzyknął opierając swoją głowę na jej kruchym ramieniu. Czuła na swoim ciele jego oddech i każdy ruch klatki piersiowej. Objął ją kładąc ręce a jej biodrach, przyciągając ją bardziej do swojego ciała.  – Aaron nie da rady przyjść. – powiedział, gdy Rozalia objął ją.
-Jak to ?
-Napisał mi że nie da rady przyjść, jakieś trzydzieści minut temu.
-Dlaczego mi wcześniej o tym nie powiedziałeś?
-Chciałem żebyś była o mnie zazdrosna.
-Głupku mój. – powiedziała Rozalia składając na ustach Szczęsnego pocałunek.
-Twój i tylko twój, kotku. – odparł z dumą w głosie, wypinając pierś.
-Cieszę się.
            Rozalia wzięła swój kij, próbując odbić piłeczkę golfową. Ustawiła się w wymaganej postawie, a przynajmniej próbowała. Pierwsze uderzenie zakończyło się ominieńciem piłeczki przez kij, następne też było nie wiele bardziej udane.
            Wojtek przyglądał się z rozbawieniem jej wyczynom. Prócz tego że przypominała małe dziecko które kompletnie nie wie jak sobie poradzić z tym sportem, robiła głupie miny, które przyprawiały bramkarza o ból brzucha spowodowany długotrwałym śmiechem. Miał świadomość tego iż nie jest to dla niej ciekawy sport, tak jak i piłka nożna ale pomimo tego chciał aby choć trochę je polubiła.
-Musisz się ze mnie śmiać? – zapytała wyraźnie poirytowana nerwowo odgarniając włosy.
-Tak. Nie da się ukryć że kompletnie się na tym nie znasz. – zauważył.
-Doprawdy? No to mi pokaż jak powinno się uderzać w tą durną piłkę, mistrzu.
-Mistrzunio wkracza do akcji, bejbeee. – roześmiał się głośno.
            Podszedł do niej stając tuż za nią. Objął jej dłonie swoimi przytrzymując kij. Powiedział jej jak ma się ustawić i wspólnymi siłami uderzyli w piłeczkę, która wpadła do dołka, za pierwszym razem.
            Pokonana musiała przyznać że nie nadaje się do tej gry i ostatecznie Szczęsny triumfował.

-…i wtedy książę przestał się do niej odzywać. – powiedziała Maja zamykając książeczkę z obrazkami czytanej bajki.
-Ojej! I co było później? – dopytywała się mała Mary siedząca po turecku w kółku, wraz z innymi dziećmi.
-Nic, księżniczka wróciła do swojej wieży i czekała na następnego. 
-I nie tęskniła? – zapytała z zainteresowaniem dziewczynka o kruczo czarnym warkoczyku.
-Oczywiście że nie, miała przyjaciół. – pocieszyła ją Polka wstając z małego drewnianego krzesełka. – A przynajmniej tak sobie wmawiała. – szepnęła do siebie, gdy dzieci już jej nie słuchały.
-Proszę pani, bo oni się kłócą. – powiedział Troy ciągnąc Majkę za rękę w stronę jego kolegów.
-No bo ja jestem maczo! To co umówisz się ze mną? – zapytał chłopiec z nadzieją wypisaną na twarzy.
-Najpierw zmień wzrost, bo jesteś o głowę mniejszy i kaloryfer. – warknęła Zoey.
-Ale ja mam kaloryfer!
-Taaa, ale wyłączony. – powiedziała na co zgromadzone dzieci wybuchnęły gromkim śmiechem.
-O głupoto, bądź pozdrowiona-skomentowała Majka, wybuchając śmiechem.
            Sama Majka miała problem z powstrzymaniem się od śmiechu. Była pod wielkim zdziwieniem że sześciolatki potrafią być az tak wyszczekane. Niby takie niewinne przedszkolaki, ale nigdy nic nie wiadomo.
            Dziewczyna rozdzieliła dwójkę maluchów, a sama pożegnała się z dziećmi i wyszła z przedszkola, w którym pomagała od czasu do czasu.

            Siedział na ławce w parku, czekając z dziewczynę. Ubrane ciemne jenasy i koszulka z nadrukiem, powodowały że wyglądał schludnie. Jak na kogoś o stalowych nerwach, i osobę przyzwyczajoną do tłumienia stresu, nie mógł przestać ruszać kurczowo nogą. Robił tak zawsze, nie ważne czy na kogoś czekał, czy był u dentysty. Zmniejszało to jego stres, a przynajmniej chciał by tak było.
            W pewnej chwili zauważył Majkę, z olśniewająco pięknym uśmiechem na twarzy i wiatrem w jej złocistych włosach. Szła swobodnie w jasnej, zwiewnej sukience na ramiączkach trzymając w dłoni telefon. Jak poparzony wstał z ławki podchodząc do dziewczyny. Nagle jego uczucia zakumulowały się. Stres, niepewność i coś jeszcze powodowało że przy niej  czuł się dziwnie… nie to jakieś inne uczucie. Pragnął ją mieć przy sobie, nie ważne czy w dzien czy w nocy.
-Cześć. – powiedział stając tuż przed nią.  Podniosła wzrok ku górze dokładnie się mu przyglądając.
-Aaron. –powiedziała zaskoczona. – Radek, zadzwonię później. –wymamrotała chowając telefon.
-Tak, to moje imię. – odparł rozbawiony chowając dłonie do kieszeni spodni.
-Co ty tutaj robisz? – zapytała.
-Czekam na ciebie.
-Doprawdy? Szkoda że nie mam czasu. – powiedziała wymijająco  próbując iść przed siebie.
-Szkoda że nie masz, ale ja mam więc, będziesz musieć mi poświęcić mi kilka minut.
-Czego ty chcesz ode mnie? – zapytała Aarona zniecierpliwiona.
-Prawdy. – odpowiedział surowo.
            Maja spuściła wzrok patrząc na swoje buty, jakby to one były teraz w centrum zainteresowania. W głębi duszy przeklinała samą siebie że nie poszła od razu do domu. Spacerów się jej zachciało. Gdyby miała możliwość wybierania kłótni z Radkiem, czy Aaronem,  zdecydowanie wybrała by swojego brata. Pomimo że zawsze się kłócili i wyzywali od najgorszych byli w stanie przewidzieć co się stało.
            Była w totalnej dziurze, miała mętlik w głowie. Po raz pierwszy nie wiedziała co odpowiedzieć. Dziewczyna która pyskowała nauczycielom, policjantom była rozdarta. Jak to możliwe?!
-Słyszysz? – zapytał podnosząc jej podbródek, skłaniając ją aby patrzyła mu w oczy.
-Głucha nie jestem, więc raczej tak. – warknęła. –Chcesz prawdy? To ją dostaniesz. Tak, to prawda zakochałam się w tobie! Nie wiem jakim cudem, ale stało się. Teraz daj mi święty spokój, nie chce mi się z tobą dyskutować. – burknęła omijając  go.
                Aaron błyskawicznie złapał ją za nadgarstek i przyciągając do siebie. Bez jakiego kol wiek zastanowienia pocałował Majkę, sprawiając że dziewczyna straciła na moment orientacje.
-Ej człowieku, Teleexpress cię potrącił chyba. – krzyknęła w jego kierunku odsuwając się od niego.
-A ciebie kot emeryt, i co?
-I nic! Co ty sobie wyobrażasz?!
 -Aktualnie nic.
-Boże, uchroń, bo zaraz nie wytrzymam. – sarknęła do siebie, idąc w stronę wyjścia z parku. – Daj mi spokój.- powiedziała stanowczo.
-Majka! Maja, do cholery! Ja cię kocham! – wykrzyczał ile sił w płucach.
            Słyszała każde wypowiedziane słowo. Brzmiało teraz w jej uszach, niczym echo w pustym lesie. Miała ochotę iść do niego i mocno przytulić. Zamknęła oczy stając. Próbowała zapanować nad swoimi emocjami. Zacisnęła mocno zęby powstrzymując łzę, widniejącą w kąciku jej oka. Przygryzła dolnią wargę odwracając się.
-Ja ciebie też! – powiedziała stając i patrząc na jego reakcje.
            Aron niczym po wypiciu Red Bull’a przybiegł sprintem do Majki, nie zwracając na nikogo uwagi. W tej chwili liczyli się tylko oni. Popatrzył jej głęboko w oczy i pocałował ją zachłannie.
-Długo nad tym myślałeś? – zapytała, kiedy magiczna chwila minęła.
-Cały weekend, ale warto było.  – uśmiechnął się jak do reklamy, przytulając Majkę i po raz kolejny delikatnie ją całując.
-Mamooo, czemu ten pan tak robi? –zapytało dziecko przechodzące obok zakochanych.
            Jego matka zdębiała pytaniem swojego syna, wmawiając mu tandetne wytłumaczenie. Kamińska śmiała się z całej sytuacji wtulając się w Aarona.
-Musimy być bardziej  dyskretni. – zauważył Ramsey. Jak na komendę blondynka odsunęła się od niego. –Ale jak patrzą! – wytłumaczył jej przyciągając do siebie…
-Płacą ci za głupotę?

-Nie, działam charytatywnie. – oznajmił idąc z Mają za rękę do jego ‘drugiego, nowego’ domu…

+++
Ku zadowoleniu wszystkich skończyłam. Rozdział do waszej oceny. Postanowiłam umilić wam ten zmowy czas i jeszcze przed Mikołajem dodać coś. Potraktujcie to jako prezent ode mnie ;* 
Następny postaram się dodaćw ciągu 2 tygodni. Na pewno przed świętami, ponieważ po wywiadówce mam szlaban na komputer i internet, a to  utrudnia mi pisanie. 
3majcie kciuki, w przyszłym tygodniu próbne testy gimnazjalne ;CCCC
ps. Mamusia nie wie że siedzę na kompie i lepiej niech sie nie dowie. ;D 

Przyglądnijcie się temu gifowi. Taki Aaron i Maja. Słodcy. :D

Pozdrawiam TheMalkina i Wojtek Mikołaj <3


wtorek, 19 listopada 2013

Rozdział 25

Give a little time to me or burn this out
We'll play hide and seek to turn this around
And all I want is the taste that your lips allow/Ed Sheeran - Give me love


W życiu nie jednego mężczyzny dochodzi czasem do pewnych sprzeczności. Od wieków na świecie panuje wzorzec mężczyzny który ma być silny, wysportowany i czarować swoja męskością niczym James Bond. Ale postawmy sprawę jasno. Ile jest takich James'ow na tym świecie? W jednej chwili rozbraja bombę, ratuje damę z opresji i pokonuje zamaskowanych bandytów uzbrojonych od stóp po sam czubek głowy. Może jeden by się znalazł, ale czy nadal byłby wolny? Czy była by pewność ze następnego dnia zostanie ci wierny?
No właśnie... Niepewność... Jedno z najgorszych uczuć. Nie masz jasnej sytuacji. Nie ma odpowiedzi na tak, ani na nie.

To jedno znienawidzone uczucie przez Szczęsnego. Minęło juz kilka dni, a on nadal nie uzyskał odpowiedzi od Rozalii.
-Wojtek- powiedział Theo kładąc dłoń na jego ramieniu. - nie chce cię pouczać, ale weź się do roboty, bo Wegner za chwile glos straci przez ciebie i Ramsey'a. - dokończył wskazując ruchem dłoni na francuza.
-Dlaczego? -zapytał z wyraźnym zdziwieniem.
-Posłuchaj, nie wiem co się z Toba dzieje, ale jeśli się nie weźmiesz w garść to ktoś inny zajmie miejsce miedzy słupkami.
-Co ma się ze mną dziać? Nic się nie dzieje wszystko jest w najlepszym porządku. - warknął kopiąc piłkę na tyle mocno ze wylądowała na trybunach.
-No chyba jednak nie. - odrzekł. -Fornalik cię do kadry nie powołał? - zapytał nagle.
-nie?! A co? Wiesz coś czego ja nie wiem?- Theo wzruszył ramionami i zrobił minę ze o niczym nie wie.
-Co u Rozalii? -zapytał przyjaciela.
-Chyba dobrze. Skąd mam wiedzieć? - burknął nie spoglądając na Anglika.
-Aaa więc tu cię boli... Co tym razem się stało? – spytał.
-Nic. Zaproponowałem żeby się do mnie wprowadziła. – powiedział nie zwracając uwagi na przyjaciela.
-Iii? - zapytał zniecierpliwiony.
-I, i kurna nie wiem. Odpowiedz miała być następnego dnia, a minęło już cztery.
-Dlatego masz takie humory?
-Jakie humory?! Ja po prostu chce wiedzieć na czym stoję. – wycedził naburmuszony.
-Dziewczyny nie podejmują takich rzeczy z dnia na dzień. Daj jej czas. Przecież macie całe życie.
-Ale czy ja proszę żeby za mnie od razu wyszła? Chce tylko wiedzieć czy nasz związek ma przyszłość. Przecież wspólne mieszkanie to nic wielkiego. – mówił zdesperowany.
-Znasz Rozalię, odpowie ci przecież. Mnie Melanie trzymała cały miesiąc w niepewności. I co? Jesteśmy razem, ba jest moja narzeczona! – uśmiechnął się serdecznie.
-To nie to samo. Czego Wegner tak się drze na Aarona?
-Bo buja w obłokach. Od kilku dni chodzi z głowa w chmurach. Ciekawe co się mu stało.
-Zakochał się. - wtrącił się Jack, który oparł się o słupek bramki.
-Skąd wiesz? -zapytał Theo
-Chcesz się założyć?
-O co?
-O honor.
-Wypchaj się nim. Przegrany śpiewa jutro w klubie karaoke.
-zgoda!- odrzekł podając dłoń piłkarzowi.
-Wojtek, idź się zorientuj co mu dolega. - rozkazał Theo uważnie obserwując Ramsey'a odbijającego piłkę na drugim końcu boiska.
-Miłość. Zakochał się nasz lovelas. – oznajmił Wojtek posyłając swoim towarzyszą minę która mówiła wszystko.
-A ty niby jasnowidz? -zapytał kpiąco Jack.
-Czasem warto nocować u swojej dziewczyny, która mieszka z przyjaciółka.
-Nie gadaj! Aaron i maja? Nie może być! - wycedził Jack. Theo wybałuszył oczy jakby za chwile jego gałki oczne miały wypaść z oczodołów.
-A tobie się taśma przycięła czy akumulator się wyładował? -zapytał złośliwie Szczęsny szturchając kolegę w ramie
-Jak to Aaron i Majka? -krzyknął Theo, na tyle głośno ze Wegner stojący kilkanaście metrów popatrzył się na niego z politowaniem, rozkazując całej trójce wracać do treningu.
-No normalnie, tak jak ty i Mel. – uświadomił go Wojtek. Theo nadal stał w osłupieniu przetwarzając nowe informacje…

Od samego rana w mieszkaniu studentek trwały wielkie przygotowania. Obie zarządziły wielkie porządki. Majka co chwile biegała do kosza z zapełnionym workiem na śmieci ze zbędnymi rzeczami. W pokoju Rozalii panował jako taki porządek. Na łóżku leżały dwie walizki. Szafki w komodzie były pootwierane i czekały tylko aż ktoś wyciągnie z nich zawartość wkładając do walizki.
-Maja, dzwoniłaś do Wojtka?- zapytała Rozalia szukając drugiego buta do pary.
-Tak, za chwile powinien być. Skończył trening pół godziny temu. -oznajmiła zawiązując włosy w koczek.
-Okej!
W mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Majka spojrzała na zegarek, który wskazywał równa piętnasta. Odgarnęła spadający jej na oczy kosmyk włosów i poszła otworzyć drzwi. Na wprost nich stal Szczęsny. Ruchem dłoni zaprosiła go do środka. Przywitał się z nią, a następnie wolnym krokiem poszedł do Raniewskiej. Uchylił drzwi i szarmancko oparł się o framugę drzwi.
-Cześć -przywitał się.
-Hej skarbie. - uśmiechnęła się serdecznie. -co jest?- zapytała widząc jego grobowa minę.
-Nic, po prostu mam slaby dzień. -odparł posyłając jej jeden ze swoich sztucznych uśmiechów. Nie był w nastroju do uśmiechów.
-Chyba wiem jak można ci go poprawić. -powiedziała uśmiechając się do niego. W jej policzkach pojawiły się maleńkie dołeczki, które dodawały jej uroku.
-Jak?
-Zgadnij.
-No nie wiem. Nie będę zgadywał. -wycedził z nuta niecierpliwości w glosie. -co ty właściwie robisz? -zapytał po dłuższej chwili milczenia.
-Poprawiam ci twój humorek idioto. Ale jak widać chyba masz to głęboko w dupie. -powiedziała poirytowana wrzucając ostatnia parę spodni do walizki. Zamknęła ja z wielkim hukiem i ominęła Szczęsnego przechodząc dalej.
-To znaczy ze...
-To znaczy ze chciałam się do ciebie wprowadzić. -przerwała mu stając w salonie. -ale teraz wydaje mi się ze to nie ma sensu, skoro masz taki humor, ze bez kija do ciebie nie podchodzić. -warknęła.
-Ty na serio? Na prawdę się zgadzasz? -mówił uradowany. Podszedł do niej składając na jej ustach pocałunek i o kręcił ja kilka razy wokół własnej osi.
-Pomógł byś mi trochę, czy sama mam sobie poradzić?- zapytała męcząc się w walizką.
-Już idę. – powiedział zabierając od niej bagaż i zaniósł go do samochodu.

-Rozalia, co ty na to żeby zaprosić jutro kilka osób?- zapytał Szczęsny zakładając podkoszulek z Myszką Miki.
-Taka parapetówka? – Mężczyzna pokręcił twierdząco głową i obdarzył ją szerokim uśmiechem. –Pewnie.
-To ten…
-Twój pomysł, ty dzwonisz. – powiedziała stanowczo.
-Ale…
-Bierz telefon i dzwoń. – rozkazała.
-Tak jest. – zasalutował i pobiegł do sypialni komórkę.
            Dwadzieścia minut później byli już wszyscy zaproszeni. Lista zaproszonych gości powiększyła się w oka mgnieniu. Z czterech osób zrobiło się dziesięć. Jak na polaka przystało do ugoszczenia gości Wojtek zakupił kilkanaście butelek polskiej, prawdziwej wódki. Zaproszeni zaczęli się po woli schodzić. Oczywiście jako pierwszy przyszli państwo Wilshere. Jack z butelka wytrawnego wina wszedł do mieszkania wraz z Lauren narzekając ze jego partnerka kazała na siebie czekać, aż tak długo. Zaraz po nich przybyli następni, aż po chwili wszyscy siedzieli w komplecie. Gospodarz zaprosił mężczyzn do stołu z kieliszkiem z pełnym wódki pod pretekstem oblewania jego związku z Rozalia. Natomiast panie siedziały w salonie plotkując, rozmawiając na babskie tematy i podziwiając nowe dziecko w rodzinie Wilshere.
-Jaka ona jest podobna do Jacka!- mówiła podekscytowana Melanie, której oczy zmieniły się w dwa wielkie serduszka patrzące na fotografie dziecka.
-Tak, jest urocza. Jak ma na imię? Zdecydowaliście juz?
-Jack chcial dać jej na imię Lucy, ale postawiłam na swoim i jest Grace. -oznajmiła lauren z szerokim uśmiechem.
-To Archie ma rodzeństwo. Cieszy się?- wypaliła dziewczyna Chamberlein'a. Przypominała ona wielka lalkę Barbie. Ubrana w skąpy różowy strój, obcasy tak wysokie ze ledwo dawała rade stać i tonę makijażu. Dziewczyny patrzyły na niw z politowaniem. Natomiast majka nie ograniczała się od obelg pod jej adresem. Oczywiście mówiła je w języku polskim, tłumacząc tlenionej blondynce ze ma 'skurcze gardła.'.
-Jaka Dziunia. Ja pierdziele! -mówiła zdesperowana polka spoglądając na dziewczynę.
-Mówiłaś coś złociutka? -zapytała swoim piskliwym głosikiem.
-Nie, tłumaczyłam juz ci ze mam skurcze gardła i muszę dużo mówić. -wymamrotała Majka popijając swój napój.
-Ahhh, no przecież. Szkoda że nie możesz mówić wszystkiego po angielsku, było by w tedy tak uroczo!
-Tak, tak tępa dzido. - burknęła pod nosem blondynka na co Rozalia siedząca obok i Ania wybuchnęły niepohamowanym śmiechem.
            Alex z Wojtkiem urządzili sobie wieczór karaoke. Za to że Jack wygrał zakład rozkazał Theo śpiewać ukraińskie i polskie piosenki, na których biedy łamał sobie tylko język. Następnie do mikrofonu zrobionego z pilota dorwał się Wojtek z Łukaszem śpiewając piosenki Bibera. Wojtek śpiewał śmiejąc się przy tym jak małe dziecko, a Fabiański wył nie zwracając uwagi na buczenie przyjaciół.  Oczywiście Jack też śpiewał. Uważał że jego talent muzyczny przewyższa wszystkie. Dla odwagi przechylił dwa razy kieliszek z wódką i zaczął swój koncert. Zaśpiewał urywki piosenek, a raczej tylko same refreny Beyonce. 
-Pięknie - pochwaliły go polki, wracając od razu po skończonym występnie do swoich spraw.
-Teraz to ty musisz się do szkoły muzycznej zapisać, bo jak będziesz śpiewał Grace kołysanki to raczej ona nigdy nie zaśnie spokojnie. -śmiał się Łukasz.
-Poczekaj aż będziesz miał dzieci. Zero prywatności! Ani jednej nocy nie może przespać spokojnie! -żalił się Jack wlewając w siebie kolejny kieliszek czystej.
-Ja będę miał cudowne dzieci, będą tylko spały i jadły. Zero jakiego kol wiek płaczu. - powiedział Wojtek przeczesując ręka swoja fryzurę.
-Też tak myślałem.
-Teraz narzekasz, a za tydzień będę 'jaka ona jest cudowna. Normalnie cały tatuś.'- przedrzeźniał go Alex.
-No to teraz za ta moja córkę i za to dziecko Wojtka. -wymantotal pol przytomny Wilshere.
-Jakie dziecko? -zapytał Aaron wybałuszając oczy na Szczęsnego.
-No to dziecko... No Rozalii i Wojtka! Będzie dzidziuś! -krzyczał uradowany strasznie przy tym gestylukujac.
-Jaki dzidziuś? - Zapytała zszokowana Melanie patrząc wyczekująco na dziewczynę.
-Jesteś w ciąży?! Czemu ja się dowiaduje dopiero teraz kochana? - powiedziała Lauren przytulając dziewczynę.
-Czy ja o czymś kurna nie wiem? Jako przyjaciółka powinnam się dowiedzieć jako pierwsza. -powiedziała majka patrząc na przyjaciółkę z wyrzutem.
Rozalia stała na środku salonu. Z jednej strony siedzieli panowie a z drugiej panie. Każdy w pomieszczeniu wpatrywał się w nią jakby była obrazkiem, z otworzonymi lekko ustami. Taka informacja zszokowała nie tylko osoby trzecie, ale również Rozalię, która jak slup soli nie mogąc wydusić siebie słowa. Patrzyła raz na Majke, raz na Wojtka który był w niemałym osłupieniu a raz na Łukasza, który z przypływu emocji musiał sięgnąć po coś mocniejszego. Grobowa cisze przerwał Wojtek wstając z fotela.
-To prawda?- zapytał patrząc wyczekująco na Rozalię.- jesteś w ciąży? -zapytał ponownie. -ja pierdole, twój ojciec mnie zabije, nie twój dziadek mi tego nie daruje! -mówił przestraszony bramkarz
-Dziadek da wam błogosławieństwo, ojciec weźmie na lekcje samo przetrwania albo zrobi trening jak w wojsku, wtedy panikuj a nie teraz. -wtrącił sie Łukasz szczędząc się przy tym jak głupi, przypominając siebie stare dobre czasy, kiedy to ojciec Rozalii podejrzewał ze jest on z jego córka
-To jesteś w tej ciąży czy nie? Bo chce wiedzieć w końcu- wycedziła Majka
-Nie... -powiedziała kręcąc przy tym glowa. - nic mi nie wiadomo o tym ze będziemy mieć dziecko, wiec nie jestem w ciąży.- dokończyła po woli czując jak niektórzy są rozczarowani.
-To dlaczego jack twierdzi ze jesteś?
-Bo Jack jest pjany. A po za tym to chyba byś sie dowiedział o tym wcześniej niż on. Nie sadzisz?
-No właśnie nie wiem.
-Sugerujesz coś? -zapytała zła, krzyżując ręce.

-Pewnie znowu byś wyjechała albo gdzieś poszła nie dając znaku życia. -oznajmił.-

-Super! Czyli uważasz ze jestem niedojrzała gówniara. Nie no po prostu super. Jeszcze mi powiedz ze gdybym była, to bez twojego zdania usunęła bym, co?- mówiła, a wręcz wykrzykiwała w kierunku bramkarza.
-Możliwe. - i w tym momencie nie mogła uwierzyć w to ci usłyszała.
Jak on mógł jej zarzucić ze usunęła by owoc ich miłości? Nie wiedziała co mu odpowiedzieć, nigdy nie spodziewała się takiej odpowiedzi. Żałował ze nie powstrzymał się. Ma za długi język, i nie raz się już na tym przejechał. Teraz miał ochotę sam sobie dać w mordę. Widział ze jego słowa zraniły nie tylko Rozalię która wpatrywała się w niego z niedowierzaniem, ale również zszokowały gości.
Rozalia nie odpowiedziała, wyszła z salonu zostawiając wszystkich. Nie patrzyła na niego zła, po prostu nie mieściło się jej w głowie, jak wojtek mógł myśleć ze była by zdolna do czegoś takiego.
Chciał, wolałby żeby Rozalia spoliczkowała i zwyzywała go. Tak się nie stało, przez co czul się jeszcze gorzej.
-Jak mogłeś jej coś takiego powiedzieć?- zapytała Majka z wyrzutem.
-Nie wiem.
-Myślałam że ja kochasz.
-Bo kocham ale...
-Nie ma żadnego ale! Po cholerę to mówiłeś, nie mogłeś trzymać języka za zębami?
-Majka przmnkij sie, wkurzasz mnie. Nie ja zacząłem ten temat.
-To cię nie tłumaczy. -dokończyła opuszczając salon.
Reszta towarzystwa kobiet zostawiła go samego. Zostali tylko panowie z butelka czystej.
-Przesadziłeś. -stwierdził Aaron, wstając z fotela.
-Doprawdy?
-Tak. Czasem mam wrażenie ze jesteś jeszcze większym dzieckiem niż Jack...
Kilkanaście minut później panowie wrócili do swoich domów. Natomiast Rozalia wraz dziewczynami zaszyła się w sypialni z kilkoma butelkami wina, które dostali w prezencie. Zamknięte na klucz siedziały przy zgaszonym świetle. Jedyne światło dawały świeczki rozłożone po całej podłodze. Wojtek na marne pukał do pokoju. Nie uzyskując odpowiedzi poszedł zły położyć się na kanapę w salonie. Tak spędził cala noc, w przeciwieństwie do niego dziewczyny w miłym towarzystwie spędziły wieczór. Każda nocowała w sypialni Wojtka i Rozalii, aż do samego rana...

+++
Okej. Napisałam. Końcówka mi się nie podoba, ale już nie chce się mi wymyślać nowej.
Dziękuje za tak liczne komentarze <3
Rozdział do waszej oceny. Nie mam pojęcia co będzie w następnym ;O Smuteczek. Mam nadzieję że się wam spodoba ;)

Themalkina.

niedziela, 10 listopada 2013

Rozdział 24

Co dzień widzę Twoje oczy i dotykam Twoich włosów, a jedyne co chcę słyszeć to barwę Twojego głosu.


-Pani Raniewska, jest pani strasznie bezwstydna. Czyżbym stworzył potwora? – Zapytał Wojtek obejmują od tyłu swoją dziewczynę i całując jej szyję.
-Na swoje podobieństwo panie Szczęsny. – odpowiedziała z szerokim uśmiechem zalewając herbatę wrzątkiem.
-Pani Szczęsna – zamyślił się Wojtek. – podoba mi się. – uśmiechnął się do Rozalii, a jego oczy od razu napełniły się radością.
-Cześć wszystkim! – krzyknął Aaron trzaskając drzwiami wejściowymi. – Oooo, wy się już pogodziliście? – zapytał zdziwiony Walijczyk drapiąc się po głowie.
-A nie widać?  - warknął Szczesny.
-Widać, widać. Ja tu przychodzę w gości, a ty od rana w bokserkach paradujesz. Godności troche miej. – pouczył go rozsiadając się na krześle.
-Przyzwyczaj się młotku, raczej to już tak zostanie. –oznajmiła Maja wchodząc do kuchni.
-Macie coś przeciwko, czy jak? – warknęła Raniewska trzymając w dłoni nóż, którym przed chwilą kończyła smarować kanapki. – A tak w ogóle co ty tutaj robisz Aaron? Mieszkanie ci zalało czy przyjaciół szukasz?
-Ranisz! – powiedział krzyżując ręce. – Przyszedłem do Majci. –oznajmił. Na jego twarzy był wymalowany szeroki uśmiech.
-Że do kogo? – zapytała oszołomiona Maja krztusząc się herbatą.
-No do ciebie. – powtórzył .
-Po co?
-Dotrzymać ci towarzystwa.
-Nie dzięki, nie nudzę się sama. Dzięki.
-Aaron, co tam u ciebie słychać? Dawno nie rozmawialiśmy. – powiedziała Rozalia bacznie mu się przyglądając.
-W porządku. Wojtek ci opowiadał co się działo ostatnio na treningu?
-Nie.
-A więc zaczynając od samego początku. Mieliśmy trening i Wenger musiał na chwile zejść z murawy. Oczywiście z naszego dalszego trenowania były nici. Jack się sprzeczał z Olivierem od rana że zna się na boksie. Ten go wyśmiał, a znasz Wilshere’a jak reaguje na takie zachowanie. Puściły mu nerwy i zaproponował żeby zorganizować walki. Wszyscy byli za, było czterech zawodników. Wojtek, Theo, Jack i Olivier. Theo odpadł jako pierwszy a zaraz po nim Jack. O mało co się nie popłakał kretyn.
-Nie mów tak o nim! – zaprotestowały równocześnie z Mają.
-Nie przerywaj bo się zgubię i będę musieć zacząć od nowa. No więc w finale był Wojtek i Giroud. Olivier zaczął wnerwiać Wojtka, żeby go sprowokować. Walka się zaczęła. Początkowo zwyciężał Giroud, ale gdy coś tam powiedział twojemu chłopakowi to ten mu takiego sierpowego zapodał że biedak usiadł sobie z wrażenia na murawie, cały we łzach. Ale oczywiście na tym się nie skończyło. Olivier zawsze musi oddać, rzucił się na Wojtka i z boksu zrobiły się zapasy judo. Zaczęli się gonić po całej murawie i obkładać pięściami. Chłopaki jeszcze dolewali oliwy do ognia, twierdząc że ta ich walka wygląda jakby się przedszkolaki biły. Wenger wpadł na murawę, zaczął się wydzierać na wszystkich i teraz przez miesiąc mamy dodatkowe dwie godziny treningu, wszyscy.-powiedział ze złością w oczach mocno akcentując ostatnie słowo.
-No co narzekasz? Tłuszczyku trochę stracisz.
-Milcz. Na drugi dzień Olivier miał śliwę pod okiem. Takiej to jeszcze w życiu nie widziałem! A Wojtek rozwaloną wargę.
-Wojtek, nie przesadzasz troszeczkę ze swoją agresją? – zapytała oszołomiona Rozalia zachowaniem Szczęsnego.
-Ja? Nie, dlaczego? Nie zaczynałem ja  tego cyrku.
-To nie oznacza że możesz obkładać pięściami kolege! Przeprosiłeś go w ogóle?
-Nie? – powiedział jak gdyby była to rzecz oczywista.  – On zaczął i to on mnie powinien przeprosić.
-A myślałam ze Jack zaczął. Masz go przeprosić, zrozumiano?
-Bo co?
-Wyczuwam ciche dni. – wtrącił się Aaron. – Nie przerywajcie sobie. – zwrócił się do pary.
-Zamknij się Aaron, bo jeszcze się tobie oberwie. – powiedziała przez zęby Rozalia.
-Twój infantylizm mnie poraża. –wycedziła Maja patrząc na Aarona.
-Ee.. Też mi się podobasz. –odpowiedział zakłopotany, nie rozumiejąc ‘trudnego słowa’
-Obraź idiotę, a potraktuje to jako komplement- odpowiedziała kpiąco wchodząc do swojego pokoju.
-Co to miało znaczyć?! –zapytał z fochem na twarzy przeczesując dłonią swoje cud włosy.
-To co słyszałeś! Musisz mi w butach do pokoju wpełzać?
-Nie, mogę wskoczyć. – uśmiechnął się swoim cudnym uśmiechem pokazując szereg białych jak śnieg ząbków.
-Jak ty mnie wkurzasz… - wycedziła przez zęby Maja i poszła do swojego pokoju.
-Niby dlaczego? – zapytał zdziwiony Ramsey próbując dogonić blondynkę…
-Wojtek, czy Aaron powiedział że przyszedł do ‘Majci’?- spytała Rozalia.
-Jego polski jest jak mój chiński, więc całkiem możliwe.- odpowiedział. Rozalia uniosła jedną brew ku górze i spojrzała wymownie na swojego partnera.
-No też się mi tak wydawało. Co ty kombinujesz?
-Ja?... Nic. – powiedziała robiąc dobrą minę do złej gry. – Aaron nadal jest z tą swoją dziewczyną?
-Nie wiem… Przecież mi się nie spowiada – odrzekła krótko.
-No wiem, ale myślałam…
-Kochanie, faceci nie zwierzają się sobie ze wszystkiego. – odparł składając na ustach brunetki krótkiego i zachłannego buziaka. – my to nie kobiety. – uśmiechnął się szarmancko, patrząc jak Rozalia uderza go w ramię.


Ciemność, mrok. Dookoła gesty, mroczny las. Biegniesz, ale to nic nie daje. Masz wrażenie że jesteś w tym samym miejscu, co przed minuta. Za Toba ktoś jest. Ubrany na czarno, całkowicie wtopiony w otoczenie. Uciekasz, a on mknie za tobą. Jest coraz bliżej, twoja stopa utyka na wystającym konarze. Upadasz, postać jest oddalona od ciebie o kilka kroków. I w tym momencie budzisz się.
Potężna błyskawica przecinająca burzliwe chmury obudziła Rozalię. Przestraszona swoim snem była blada, a do jej czoła były przyklejone kosmyki jej włosów. Zegarek wskazywał 3:35 w nocy. Na zewnątrz było ciemno, jedynie błyskawice co kilka minut oświetlały niebo. Rozalia wstała z łóżka chcąc zaświecić światło. Nie było prądu. Próbowała znaleźć latarkę w szufladzie, jednak tam jej nie było. Znalazła do polowy wypalona zielona świeczkę zapachowa. Zapaliła ja i poszła do pokoju Mai. Uchyliła lekko drzwi chcąc obudzić przyjaciółkę. Łóżko było pościelone. W pokoju nie było żywej duszy. Gdzie majka mogła się podziać? Nic przecież nie wspominała ze wybiera się gdzieś wieczorem. Nie mogła pójść na imprezę, przecież jest juz prawie 4 nad ranem. Ale teraz to nie było ważne. Ważne było to ze w mieszkaniu była Rozalia. Sama. Dziewczyna bojąca się burzy, i uderzeń piorunów. Jeszcze nigdy nie była sama podczas tak gwałtownej burzy. Krople deszczu uderzały o szybę przyprawiając Raniewska o dreszcze. Wzięła z szafki nocnej swój telefon wykręcając numer Wojtka.
- Halo - odezwał się zaspanym głosem.
-Musisz przyjechać, potrzebuje pomocy! - powiedziała zdenerwowana do słuchawki przykrywając się grubym kocem.
- Coś się stało? - zapytał wstając w pospiechu z łóżka. Jego twarz momentalnie stała się blada. Jak u jakiegoś nieboszczyka, a serce w ułamku sekundy zaczęło przyśpieszać, tak jakby za chwilę miało opuścić klatkę piersiową.
-Mój mis jest w praniu i nie mam z kim spać, a jestem pewna ze że chwile wyjdą z szafy potwory i będą chciały mnie zjeść! – mówiła przerażonym do bólu głosem.
-Ty tak na serio? -Spytał uśmiechając się do telefonu.
-Nie kurna, na niby. -odpowiedziała oburzona. - Majki nie ma, prądu nie ma, burza jest a ja się cholernie boje i za chwile dostane zawału!
-Dobra, daj mi chwile będę za niedługo. - oznajmił rozłączając się.
*
W mieszkaniu po piętnastu minutach pojawił się Wojtek, w spodniach od piżamy i białej koszulce opinającej jego tors.
-Jestem – powiedział głośno zamykając drzwi.
-Obiecałeś że przyjedziesz o 4:30. Umierałam ze strachu!
-To tylko 15 minut, kochanie. – szepnął podchodząc do niej.
-Chciałbyś umierać 15 minut?
-Mogę nawet godzinę. – odpowiedział hardo. – bylebyś była ze mną. – uśmiechnął się zamykając Rozalii usta pocałunkiem.
-Nie lubię burzy. –powiedziała wtulając się w Szczęsnego.
-A ja lubię, przynajmniej wiem że ze mną czujesz się bezpiecznie. –szepnął.
-Skąd ta pewność?
-Długo by opowiadać. … A gdzie Majka? – zapytał po dłuższej chwili.
-Nie wiem. Ostatnio to w ogóle jej tutaj nie ma. Wydaje mi się że za niedługo ona i Aaron będą razem. – powiedziała uśmiechając się od ucha do ucha.
-Skąd ten pomysł?
-Nie widzisz że spędzają ze sobą coraz więcej czasu?
-To nie oznacza… - nie dokończył, ponieważ oboje usłyszeli dźwięk otwierających się drzwi.
            Klucz przekręcił się w zamku, a do środka weszły dwie osoby. Pierwszą była Maja, a tuż za nią kroczył chwiejnym krokiem jej wierny towarzysz. Rozalia chcąc zapytać przyjaciółkę gdzie spędziła swój wieczór podeszła do drzwi otwierając je. Jej oczom ukazał się Aaron. Przymknęła drzwi, tak aby jej nie zauważył a sama uśmiechała się do siebie.
-Co ty wyprawiasz? – zapytał Wojtek uważnie obserwując brunetkę.
-Nie uwierzysz! – powiedziała uradowana nie odrywając wzroku od pary.
-W co?- zapytał zdziwiony. Podszedł bliżej wychylając głowę zza drzwi.
-A nie mówiłam? – odparła Rozalia dumnie wypinając pierś. –Oni muszą być razem!
-Chcesz zeswatać swoją przyjaciółkę i swojego ex?
-Tak.- odpowiedziała stanowczo. Na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech a w oczach podstępna iskierka.
-Rozalia, weź nie podglądaj dorosłych. – oznajmił zamykając jej przed nosem drzwi.
 Został obdarzony morderczym spojrzeniem, ale nie ruszało go to. Wiedział, że mimo tego iż zrobi jakąś głupotę, zostanie mu to wybaczone. Dlatego też uśmiechnął się swoim powalającym uśmiechem, przyprawiając Rozalię o wypieki na twarzy.
            Leżeli wspólnie na łóżku. Rozalia była wtulona w umięśniony tors Szczęsnego. On zaś obejmował ją swoimi dłońmi zapewniając jej poczucie bezpieczeństwa.  Zza oknem słońce było już nad horyzontem, a pojedyncze promienie wpadały do pokoju, oświetlając kremowe ściany.
-Tak sobie pomyślałem, że skoro jesteśmy razem, to może… A w dodatku Aaron teraz będzie tutaj za pewne od rana do nocy… To może… - zaczął Wojtek.
-Mhmm. Co ci tam po tej główce chodzi?  - zapytała chichocząc po cichu pod nosem z zaplątanego języka Wojtka.
-Przeprowadź się do mnie. –oznajmił.
            Raniewska otworzyła oczy ze zdziwienia. Stała się jakby bledsza na twarzy, a dłonią odgarnęła włosy spadające jej na oczy. Odsunęła się od Wojtka uważnie się mu przyglądając. Na jego twarzy nie malował się uśmiech, złość czy jakiekolwiek uczucie. Po prostu leżał spoglądając na Raniewska. Miał kamienna twarz, a w jego oczach mogło dostrzec się nadzieje. Rozalia uśmiechnęła się niepewnie czując na sobie odpowiedzialność odpowiedzenia mu. Ale co ona miała odpowiedzieć?! Tak? Jeżeli by się zgodziła musiała by opuścić swoją przyjaciółkę i poinformować innych że od tej pory mieszka z chłopakiem. To było by potwierdzeniem tego że ich związek to coś poważnego. Ale czy ona tego naprawdę chce? Przecież jest jeszcze młoda. Dopiero skończyła pierwszy rok studiów. Wojtek jest od niej starszy o cztery lata. Ma większe doświadczenie, oczekuje od niej czegoś więcej niż tylko zwykłego związku. Ma  dwadzieścia trzy lata. Za niedługo chciałby założyć z pewnością rodzinę. Miała mętlik w głowie. Ale czy odpowiedź nie była by słuszna? Co jeżeli zraniła by go? Długo czekali aby ich związek umocnił się na tyle żeby mogli poinformować o nim znajomych i rodzinę.
            Kilka ułamków sekundy. Czas płynął a Wojtek nadal nie uzyskał jednoznacznej odpowiedzi. Rozalia przełknęła ślinę, czując na sobie jego wzrok i presję. Spojrzała na ścianę, jakby to ona była głównym punktem jej zainteresowania.
-Wojtek, ja… muszę to przemyśleć. Dam ci znać jutro, dobrze? – zapytała niepewnie nie odrywając wzroku od ściany.
-Dobrze. – odpowiedział oschło przymykając powieki.
            Czuła że jej odpowiedz nie satysfakcjonuje go w pełni. Ale nie potrafiła inaczej. Nigdy nie potrafiła podejmować trudnych decyzji w kilka minut. Miała to po Tadeuszu, najpierw się przespać z problemem, a później podjąć decyzje. Najlepsze wyście, zdaniem jej ojca.

            Maja obudziła się z potwornym bólem głowy. Otworzyła po woli zdrętwiałą powiekę. Do jej źrenicy trafiły jasne promienie słoneczne, które jeszcze bardziej zaostrzyły ból głowy. Niechętnie wstała z łóżka przecierając zaspane oczy. Spojrzała w lustro mieszczące się na rozsuwanej szafie. Jej oczom ukazał się widok trupiobladej twarzy i włosów w nieładzie. Pod oczami miała podkowy jak gdyby nie przespała ostatnich tygodni. W takim stanie skierowała się do kuchni po środki przeciwbólowe. Otworzyła szafkę wyciągając tabletki. Sięgnęła po szklankę, nadała wody i połknęła pastylkę wypijając całą zawartość szklanki.
            Wróciła do swojego pokoju spoglądając na zegarek który wskazywał godzinę 14:00. Wzięła czyste ciuchy na przebranie i poszła pod prysznic. Kilkanaście minut była z powrotem, ubrana w dresy i luźną koszulkę. Włosy miała spięte w wysokiego kucyka. Spojrzała z kwaśną miną na swoje łóżko, w którym wygodnie leżał Ramsey.  Spał, jak zabity. Nie ruszały go hałasy czynności wykonywanych przez Maję. Dziewczyna próbowała go obudzić. Najpierw próbowała delikatnie, ale gdy nie skutkowało musiała sięgnąć po drastyczne sposoby.
-Aaron, Arsenal wygrał ligę mistrzów.- krzyknęła mu do ucha, oczekując jego reakcji.
-Co?! Jak?! – zapytał gwałtownie podnosząc się z łóżka.
            Leżąc na kraju, nikt nie był w stanie przewidzieć że jego przebudzenie zakończy się upadkiem na podłogę. Podnosząc się gwałtownie przypadkowo odwrócił się w nie tą stronę co trzeba. Teraz leżał na panelowej posadce rozmasowywując sobie tylnią cześć głowy.
-Czy ty chcesz mnie zabić kobieto? – zapytał Maje z żądzą mordu w oczach.
-Nie, ale tobie tutaj za wygodnie było. – odpowiedziała posyłając mu przybrany uśmiech.
-A wczoraj było tak miło… - podsumował wstając z podłogi.
-Kochany, wczoraj było wczoraj, a dziś jest dziś. – odpowiedziała mu.
-Majka, ja mówiłem poważnie. – oznajmił łapiąc i przytrzymując ją za nadgarstek. Stał na wprost niej patrząc jej głęboko w oczy.
-A mianowicie?
-Nie udawaj głupiej, wiem że pamiętasz. Nie odpowiedziałaś mi. Doczekam się w końcu odpowiedzi? – zapytał. Na jego twarzy widniało zdenerwowanie i nuta gniewu.
-Puść, to boli! – odpowiedziała podnosząc głos i próbując wyswobodzić nadgarstki z jego uścisku. – Ogłuchłeś? To boli! – krzyknęła.
-Powiedz mi tylko, naprawdę tak myślisz? – zapytał, jego głos był łagodny.
            Jego czekoladowe oczy przyglądywały się blondynce. Miał w sercu skrytą nadzieje że odpowiedź będzie twierdząca.

-Nie wiem, teraz mnie puść, nie będę tutaj sterczeć cały dzień. –warknęła i wyszła z pokoju, zostawiając piłkarza samego z własnymi myślami.


+++
Cześć misiaczki :* <3
OMG. nareszcie skończyłam. jest dokładnie godzina 2:25 w nocy, a rano na 8 do kościoła :O
Spóźniłam się troszkę z rozdziałem, ale tak jak obiecałam dodaje w weekend.
Następny rozdział dodam, gdy sciągnął mi gips z ręki. tydzien temu miałam drobny wypadek i ręka w gipsie na 2 tygodnie -,- Pisałam ten rozdział około 2 dni głównie prawą ręką i muszę powiedzieć że mam dość! Nadwyrężyłam sobie nadgarstek pomimo ze jest skręcony i boli niemiłosiernie, dlatego też nastepny rozdział pojawi sie dopiero po zdjęciu gipsu - czyli koniec weekendu, początek następnego tygodnia.
Mam nadzieję że się wam spodoba i piszcię w komentarzu co mogłaby stać się w kolejnym. Zobaczymy czy ktoś ma taki sam pomsył jak ja. huehuehue. 
Kto z was spodziewał się wyniku 1:0 dla Arsenalu z Bvb? Osobiście byłam zaskoczona, ale oby tak dalej! *.*
ps. chcecie więcej Aarona i Majki ?
Do następnego, Themalkina :*