Objął
mnie - to wystarczyło bym znów poczuła się małą dziewczynką.
Obudziłam się z potwornym bólem
głowy. Nie miałam siły ani ochoty aby wstawać z cieplutkiego łóżka. Jednak
kiedyś musiałam w końcu opuścić łóżko. Udałam się do łazienki. Miałam
podkrążone oczy, włosy w nieładzie, a moja twarz była blada jak ściana. Wzięłam
prysznic, uczesałam włosy, zrobiłam lekki makijaż, aby nikt się mnie nie
przestraszył i ubrałam się.
-Wyspałaś się?- powiedziała Patrycja, gdy weszłam do kuchni
-Nie- odparłam oschło – Mogę kawy?
-Jasne. Proszę – podała mi kubek gorącego napoju – Dawid za
chwile wróci z pracy, więc za jakąś godzinę wyjazd. I zjedz coś, bo twój brat
znowu będzie mi powtarzał że cię nie nakarmiłam – zaśmiała się
-Spokojna jego głowa, niech się martwi o siebie. Ja sobie
poradzę.
Po niecałej
godzinie jazdy i staniu w korkach byliśmy na miejscu. Wszędzie biało.
Dosłownie. Trudno było rozróżnić czy stoi się na chodniku, czy też na ulicy.
Śniegi po kolana, ale cieszyłam się że zima jest taka piękna. Sto razy bardziej
wolałam śnieg na święta, niż jakieś błoto. Wysiadłam z samochodu i od razu
poszłam się przywitać z dziadkiem.
-Dziadku! – krzyknęłam
i mocno go przytuliłam – Tęskniłam. Choinka nie ubrana jeszcze?
-Nie, czeka aż ją ubierzesz razem z Dawidkiem. – powiedział
witając się z resztą.
-Nie ma jeszcze nikogo? – zapytałam zdziwiona rozglądając
się po salonie.
-Ciotki przyjadą dopiero w wigilie. Masz więc czas żeby się
rozpakować, i przyozdobić nasze drzewko.
-Super. – wycedziłam i poszłam na góre.
Weszłam do
swojego pokoju. Torby położyłam na podłodze i rzuciłam się plecami na łóżko. Jasno
zielone ściany wprawiły mnie w dobry nastrój. Leżałam na łóżku wpatrując się w
sufit na którym przylepione były gwiazdki. Po pewnym czasie wstałam, przebrałam się i poszłam do kuchni. Przy stole siedział dziadek i dyrygował parą
zakochanych.
-Dawid, to mają być pierniki a nie kamienie! Popatrz jak
Patrycja sobie świetnie radzi. – mówił dziadek.
-Ona jest kobietą! One mają do tego smykałkę, nie to co ja.
-Najwyższa pora żebyś się nauczył. – powiedziałam, i
usiadłam przy stole.
-A może ty chcesz pokazać na co cię stać? – zapytał mój
brat, patrząc spod byka.
-Hmm… Nie, świetnie sobie radzisz beze mnie. – uśmiechnęłam
się do niego. – Kiedy mogę ubierać choinkę? – spytałam dziadka.
-Wieczorem wnusiu, muszę najpierw przynieść ze strychu
ozdoby – odpowiedział ciepło popijając gorącą herbatę. – Pani Alicja mówiła
żebyś przyszła do niej w wolnej chwili. Chciała ci kogoś przedstawić.
-Mi? Kogo? Mam się bać? – wycedziłam na jednym wdechu.
-Nie koniecznie. – zaśmiał się – Dobra dzieci, dacie sobie
rade przez chwile jak mnie nie będzie tu. Patrycja tu rządzi, więc słuchać się
jej. – wstał od stolika
-Dlaczego ona? – zapytałam równocześnie z Dawidem.
-Bo jest tutaj najodpowiedzialniejsza.
-No wiesz co! – powiedziałam
i udawałam focha.
-Nie zaczyna się zdania od „bo” – wycedził chłopak złoszcząc
się że dziewczyna ma nim dyrygować.
Dziadek pocałował mnie w czoło
i wyszedł z kuchni. Ja zaś obserwowałam jak mój braciszek nie radzi sobie z
wykrawaniem ciastek, a jego ukochana traci po woli nerwy.
Za chwile ubrałam kurtkę i
wyszłam na dwór. Nogi pokierowały mnie wąską, zaśnieżoną ścieżką do sąsiadki.
Weszłam przez tylnie wejście do ogrodu. Zapukałam do drzwi. Po chwili drzwi
otworzył mi wysoki mężczyzna
-Cześć Janek – powiedziałam wchodząc do domu chłopaka.
-O witam. Ktoś tu się dawno nie odzywał. Jak tak można?!
-Wybaczysz mi, prawda? –uśmiechnęłam się do niego.
-Rozalia, dobrze że jesteś. Chcę żebyś poznała mojego
młodszego syna. – powiedziała pani Alicja prowadząc mnie do salonu. Niestety
nie było tam nikogo. – Gdzie się twój braciszek podział? – zwróciła się do
Jaśka.
-Młody wyszedł z godzinę temu. Nie wiem gdzie poszedł. –
odpowiedział kierując się w stronę schodów.
-Jak zwykle. Nikt nic nie wie. – powiedziała zła. - Może wróci za niedługo. Napijesz się herbaty?
-Chętnie. – odpowiedziałam i usiadłam na krześle.
-A jak ci idzie nauka na studiach? – zapytała po chwili
milczenia.
-Mówiąc szczerze to nawet dobrze. Jest bardzo dużo nowego
materiału, ale daje rade. – uśmiechnęłam się – Nie wiedziałam że pani ma dwóch
synów. Byłam przekonana że Janek jest jedynakiem.
-To ci niespodzianka. Jasiek jest moim starszym synem.
Mieszka tutaj, albo w Warszawie. Mój młodszy synalek niestety mieszka w Anglii,
bardzo mi go brakuje. Czasami się z nim wytrzymać nie da, ale cieszę się że go
mam. Nie wyobrażam sobie gdybym miała stracić którego kol wiek z nich.
-Mają szczęście że mają taką mamę. – powiedziałam upijając
kolejny łyk napoju.
-To chyba ja mam szczęście. Nie mogłam wymarzyć sobie
lepszego potomstwa – uśmiechnęła się do mnie. – Długo zostajesz w Kobyłce? –
zapytała.
-Nie, przed sylwestrem wracam do Londynu. A początkiem
stycznia zaczynają się wykłady na uczelni, więc
nie ma jak poleniuchować dłużej.
-To ty Rozalio, nie studiujesz w Poznaniu?
-Miałam, ale dostałam się do Londynu.
Po długiej
rozmowie z mamą Janka przyszła pora się pożegnać. Po woli się ściemniało. Była
co prawda dopiero godzina 17:00 ale jak na tą porę roku to i tak dobrze że
szarówka zapadła tak późno. Ubrałam kurtkę, buty, żółtą czapkę z niebieskim
pomponem. Moja jedna rękawiczka upadła na posadzkę. Gdy chciałam ją podnieść,
drzwi wejściowe szybko się otworzyły, a ja oberwałam w nos. Postać która weszła
do domu była ubrana na czarno. Od stóp po samo czoło. Był to zapewne mężczyzna,
można było rozpoznać po cichym „przepraszam”. Mężczyzna, przez którego dostałam
w nos znikł tak szybko jak się pojawił.
-Nic ci nie jest? – zapytała pani Alicja kiedy zauważyła że trzymam się za nos.
-Nie, przyłożę w domu trochę lodu i będzie po kłopocie –
powiedziałam i szybkim krokiem ruszyłam przed siebie.
*
-Czy ty zawsze się musisz w kłopoty wpakować? – mówiła z
politowaniem blondynka
-Nie moja wina że ten burak mnie nie zauważył. – warknęłam.
– Ała! Uważaj trochę! To boli. – krzyczałam na Patrycję gdy ta przyglądała się
mojemu nosowi, z którego od dłuższej chwili ciekła krew.
-Przeżyjesz. Nie masz złamanego, jest tylko silnie
stłuczony. Jeśli nie będziesz zawadzać nim o inne przedmioty, to obejdzie się
bez opatrunku. – powiedziała wkładając bandaż do apteczki.
Stanęłam
przed lustrem w swoim pokoju. Zaświeciłam światło i ujrzałam lekko siny nos. Wyglądał jak
wielka śliwka. Janek ma naprawdę super braciszka. Nawet się nie zainteresował
tym że mnie uderzył. Miałam dziwne wrażenie że znałam go, jego głos. Wydawał mi
się znajomy, jakbym już go gdzieś słyszała, ale nie wiedziałam gdzie. Głupie
uczucie, znać, a nie wiedzieć do kogo on należał. Musiałam go pomylić z kimś.
Bo przecież na świecie żyje siedem miliardów ludzi, i każdy z nich jest inny.
Poszłam przebrać się w coś wygodniejszego i założyć czystą bluzę. Chwilę
później usiadłam na łóżku z laptopem, słuchając swojej ulubionej play listy.
Jedną ręką przeglądałam strony internetowe, a drugą trzymałam woreczek lodu.
W pewnej chwili do pokoju
wpadła zdyszana panna Zięba, rozglądając się.
-Stało się coś? – zapytałam niepewnie
– Nie, skądże. Choć, będziemy ubierać drzewko. – chwyciła
mnie za rękę i skierowała się schodami na dół.
Stałam w
salonie oparta o futrynę. Dawid właśnie skończył mocować drzewko. Na polu
prószył śnieg. Typowy świąteczny klimat, w powietrzu nadal unosił się zapach
świeżo upieczonych pierniczków. Na mojej twarzy zagościł promienisty uśmiech.
Stałam cicho podpierając ścianę. Wpatrywałam się w okno, za którym gościła już
noc.
-Nigdzie nie ma takich przygotowań do świąt jak w Polsce.
Nawet w Anglii. Prawda?- zapytał dziadek stając obok mnie.
-Zima i święta w Londynie to nie to samo co u nas. –
uśmiechnęłam się – Popatrz na Kumpla, ten to ma życie. – wskazałam palcem na
psa. – Tylko śpi i je. – zaśmiałam się.
-Pomogła byś mi, ściany nie potrzebują wsparcia. –
powiedział Dawid.
-No już, już. Nie mów tyle bo się zmęczysz. – wycedziłam.-Dlaczego ja mam ją tam umieszczać? –zapytałam krzyżując ręce.-Bo zawsze była taka tradycja, że najmłodsza osoba z rodziny to robi. A tak się składa że nikogo innego z rodzinki niestety tutaj nie ma. – wycedził z cwanym uśmieszkiem.-Nie zaczyna się zdania od „bo” – uśmiechnęłam się do niego.
W chwili umieszczania ozdoby zadzwonił dzwonek do drzwi. Dziadek poszedł otworzyć, a ja i reszta wzięliśmy się za sprzątanie.
-Rozi, dziadek cię woła. – oznajmiła blondynka. Poszłam do korytarza gdzie aktualnie stał.-Rozalia, poznaj proszę Wojtka. To syn pani Alicji – i nagle mnie olśniło. Ten głos należał do Szczęsnego. Dlaczego ja wcześniej nie skojarzyłam faktów?! Jest przecież podobny trochę do Janka. Stałam jak wryta. Po prostu nie mogłam wydusić z siebie słowa. Czułam się jakbym ducha zobaczyła. Dopiero po chwili wydusiłam z siebie co kol wiek.
-Co ty tutaj robisz? – zapytałam.
-Też cię miło widzieć.– oznajmił posyłając mi swój uśmiech.
-Wy się znacie?- zapytał dziadek.
-Na to wygląda. – odpowiedziałam krzyżując ręce – Po co przyszedłeś?
-Chciałem przeprosić że nie zauważyłem cię i dostałaś w nos.-Nie szkodzi, ale nasennym razem patrz jak chodzisz, bonie każdy jest tak wysoki jak ty.- posłałam mu kwaśny uśmiech.
-Rozalka, zaproś kolegę do salonu. – powiedział dziadek.
-Choć za mną.- zwróciłam się do chłopaka. – Zmiana planów – powiedziałam szybko. – Idziemy tędy. – skierowałam się w stronę schodów. Weszliśmy na górę, a ja zaprosiłam go do pokoju.
-To ty? – zapytał biorąc zdjęcie położone na biurku.-Tak, miałam wtedy z 10 lat. – uśmiechnęłam się.
-Ludzie się zmieniają. Ale wracając do ciebie, dlaczego mi nie powiedziałeś że mieszkasz w Kobyłce?
-Bo nie mieszkam, moja mama tutaj mieszka, a ja w Londynie. A prawdę mówiąc nie wiedziałem że ty jesteś tą ukochaną wnusią pana Stefana. Jakby mi to ktoś w lipcu powiedział, to bym go wyśmiał.
-Dlaczego niby? – zapytałam zdziwiona.
-Twój dziadek opowiadał że jesteś słodka jak cukierek, a nie uparta jak osioł.
-Czy ty właśnie mnie obrażasz? – warknęłam.-Nie, po prostu mówię że jesteś często arogancka i masz nie wyparzony język. Do tego grasz mi ciągle na nerwach. Jednym słowem jesteś nie wychowana – zaśmiał się głupkowato.
-Nie wychowana?! Najpierw mnie obrażasz, później zakopujesz topór wojenny, a teraz co?! Słyszę od ciebie tylko same obelgi. Nie zrobiłeś dla mnie nic dobrego. A nie, przepraszam, przeprosiłeś za rozwalony nos. Mam dosyć tego, że każdy traktuje mnie jak dziecko które wszystko psuje! Więc z łaski swojej wyjdź z mojego pokoju! – krzyczałam.
-Posłuchaj – zaczął łagodnie. – nie chciałem…
-Nie mam zamiaru tego słuchać. Powiedziałeś mi już wystarczająco. A teraz żegnam.
Zostałam sama. Po moich ostrych słowach Wojtek wyszedł bez zastanowienia. Zostawił mnie samą z tysiącami myśli. W tamtej chwili byłam wściekła, nie wiem dlaczego, ale gdy on wytyka mi moje wady, mam ochotę zakopać się pod ziemię i nigdy nie wychodzić.
Dlaczego w jego obecności mam ochotę się z nim kłócić, a za chwilę przeprosić i powiedzieć żeby się nie gniewał. Nie rozumie sama siebie. Boże, daj mi siłę bo sobie nie radzę…
‘~’Wojtek’~’
Przy niej czuje się tak jak przy żadnej innej dziewczynie. Jej uśmiech powoduje że moje ciało szaleje, płacz że mam ochotę chronić ją przed całym złem tego świata. Nie mam pojęcia co mną kieruje.
Kiedy w jej pobliżu jest Aaron coś dziwnego się ze mną dzieje. Nie mogę trzeźwo myśleć. Nigdy się tak nie czułem. Przy żadnej dziewczynie, nawet Sandrze, a ona była moja pierwszą miłością…Dlaczego ja cały czas o niej myślę?*Następnego dnia, po porannej toalecie wyszedłem na dwór. Było ciepło, a promienie słońca odbijały się od puszystego śniegu. Siedziałem na zaśnieżonej ławce w ogrodzie, oddychając świeżym powietrzem.
-Uważaj trochę! – krzyknąłem, gdy ktoś rzucił we mnie kulką śniegu.-Przepraszam. – powiedziała speszona blondynka, obok której stanął Dawid.-Pati, chodź, on jest z cukru. Jak będziemy w niego rzucać to się to się rozpłynie i jego kariera legnie w gruzach.- wycedziła Rozalia.-Nie jestem z cukru.- broniłem się.-Przekonajmy się. – odpowiedziała i rzuciła we mnie śnieżką która wylądowała centralnie na mojej twarzy.
Wtedy zaczęła się bitwa na śnieżki. Ja na nią, a ona na mnie. Jeden na jednego. Reszta gdzieś uciekła. Lepiłem swoją amunicję tak szybko, jak tylko się dało. Było trudno w nią trafić, gdyż chowała się za drzewem. Jak dla mnie to była dobra zabawa. Pomijając tylko że częściej pudłowałem niż trafiałem, w przeciwieństwie do brunetki.
Na szczęście kilka celnych rzutów sprawiło że dziewczyna opadła z sił. Postanowiłem wykorzystać moment w którym lepiła śnieżki. Podeszłem ją od tyłu, stając za nią. Nie zauważyła mnie.
-Mówiłem że nie jestem z cukru. – szepnąłem jej do ucha, posyłając jej promienisty uśmiech.
-Jesteś głupi! – krzyknęła.
-Ty tak uważasz. Jesteś tu brudna. – skłamałem.
-Gdzie? – zapytała.
-Tutaj – dotknąłem jej policzka dłonią.
Zanim się obejrzałem moje usta całowały ją. Moje ciało szalało. Chciałem aby ta chwila trwała wiecznie, ale ona była tylko przez ułamek sekundy. Momentalnie odsunęła się ode mnie popychając mnie do tyłu. Na jej twarzy malowała się złość.
-Odbiło ci?! Co ty do cholery wyprawiasz?! – powiedziała ostro mrużąc przy tym oczy.
-Przyznaj się, podobało ci się. – wycedziłem bez zastanowienia. W tym samym momencie zacząłem żałować że w ogóle coś powiedziałem.
-Jesteś hipokrytą! Jak mogłeś mnie pocałować wiedząc że jestem dziewczyną twojego przyjaciela?! Zastanów się czasem co robisz! Mam wrażenie że to ty jesteś nie wychowanym bachorem! Współczuję twojej mamie. – krzyczała. Chwyciłem ją lekko za nadgarstek, ale ona szybko uwolniła się z uścisku.
-Nie próbuj teraz przepraszać – odparła oschło. – Nie odzywaj się do mnie. Nie powiem Aaronowi o tym. Nie chce żeby cierpiał jak się dowie kim tak naprawdę jest jego przyjaciel. Ale ja tak łatwo nie zapominam. Pamiętaj. – powiedziała surowo i znikła za zaśnieżonymi krzewami.
‘~’Rozalia’~’
-Gdzie? – zapytała.-Tutaj. – dotknął dłonią mojego policzka.
Przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz, kiedy przyłożył dłoń do mojego zimnego policzka. Poczułam zapach jego perfum. Swoimi ustami dotknął moich. Chciałam pogłębić ten pocałunek. Nie czułam takiej euforii od bardzo dawna. Ta chwila trwała kilka sekund, a wydawało mi się że czas zatrzymał się w miejscu.
Po kilku sekundach opamiętałam się. Dotarło do mnie co on zrobił. Odsunęłam się od niego. Nie chciałam aby Wojtek mnie dotykał. Moje pożądanie przerodziło się w złość.-Odbiło ci?! Co ty do cholery wyprawiasz?! – powiedziałam ostro mrużąc przy tym oczy.-Przyznaj się, podobało ci się. – wycedził głupkowato się przy tym uśmiechając.-Jesteś hipokrytą! Jak mogłeś mnie pocałować wiedząc że jestem dziewczyną twojego przyjaciela?! Zastanów się czasem co robisz! Mam wrażenie że to ty jesteś nie wychowanym bachorem! Współczuję twojej mamie. – krzyczałam. Chwycił mnie za nadgarstek, ale szybko uwolniłam rękę z jego uścisku.
-Nie próbuj teraz przepraszać – odparłam oschło. – Nie odzywaj się do mnie. Nie powiem Aaronowi o tym. Nie chce żeby cierpiał jak się dowie kim tak naprawdę jest jego przyjaciel. Ale ja tak łatwo nie zapominam. Pamiętaj. – powiedziałam surowo i pobiegłam do domu. Jak on mógł to zrobić?! Przecież jestem z Aaronem. Prawdziwy przyjaciel tak nie postępuje. Pobiegłam do swojego pokoju, miałam nadzieje że nikt mnie nie zauważył. Siadając na parapecie wzięłam poduszkę do której się przytuliłam. Cały czas zastanawiałam się co skłoniło Wojtka do pocałowania mnie? Przecież nie ma prawa tak postępować.
Jakaś część mnie chciała pójść do niego i znów go pocałować. Przyłożyłam opuszki placów do swoich ust. Uśmiechnęłam się zamykając przy tym powieki. Przed oczami znów miałam tą chwilę. Mimo że Szczęsny zachował się jak kretyn to moja złość po chwili odchodziła. Uśmiechałam się sama do siebie. Nie powinnam, ale nie potrafiłam przestać.
Ten pocałunek miał w sobie coś niesamowitego. Jak do tej pory czułam się tak tylko przy jednym mężczyźnie – przy Damianie. A Aaron? Był dla mnie dobry i czuły, ale jego pocałunki nie były takie jak ten. Ten znaczył dla mnie coś niezwykłego…
+++
W końcu udało mi się napisać ten rozdział. Nawet wyrobiłam się w terminie. Mam nadzieję że spodoba wam się.
Licze na szczere komentarze, które mnie bardzo motywują ;)
Buziaki ;***