sobota, 27 lipca 2013

Rozdział 16

Są w moim życiu takie osoby, którym wolno wszystko. Mogą czytać moje sms, budzić mnie o 4 rano i zdrabniać moje imię. Nawet jeśli tego nienawidzę.

  Dni od niezwykłego sylwestra mijają nieubłaganie  Rozalię całkowicie pochłonęła nauka. Z każdym kolejnym dniem miała coraz mniej czasu dla siebie i przyjaciół. Z Aaronem spotykała się tylko z konieczności lub gdy ten zaproponował wspólnie spędzony wieczór. Rozalia musiała przemyśleć sobie swoje sprawy uczuciowe. Nie mogła dalej zwlekać z rozmową z Aaronem. Wiedziała że nic ich już nie łączy. Nie żywiła do niego żadnego uczucia prócz przyjaźni. Wiele razy przed zamknięciem oczu układała scenariusz przebiegu tej rozmowy, w głębi duszy pragnęła by chłopak jej wybaczył że nie potrafi go pokochać, ale obawiała się że nie zrozumie. Bała się będzie miał do niej pretensje że dała mu złudne nadzieje, dlatego odwlekała tą rozmowę jak najdłużej. Chciała ograniczyć kontakt z Ramseyem jak tylko się da.
-Przeszkadzam ci? –spytała Majka lekko uchylając drzwi do sypialni Raniewskiej.
-Nie. – odparła cicho zamykając książkę. – Stało się coś? 
-A co się miało stać? – zapytała zdziwiona. – Chciałam zapytać co robisz jutro. 
-Projekt na zajęcia. Muszę go oddać do końca miesiąca. Kompletnie nie wiem jak się za niego zabrać. – powiedziała zdesperowana.
-To ja mam pewien pomysł. – usiadła na łóżku, uśmiechając się podejrzliwie. - Pójdźmy jutro na lodowisko. Jak dawniej. Tylko ja i ty. Pogadamy, rozerwiemy się i nie będziesz ciągle gnić na tym łóżku. A kto wie, może będziesz wtedy wiedzieć jak wykonać tą swoją prace. – powiedziała zachęcająco.
-Projekt.- poprawiła ją. – Brzmi nieźle jak na początek. Kontynuuj…
-Kawa, lody, zakupy i kino. Oczywiście ja stawiam. To co, jesteśmy umówione? 
-Hmm… Proponujesz mi kawę, lody na twój koszt. Coś mi się tu nie zgadza. Czego chcesz? 
-No bo widzisz… – zaczęła Majka, nie wiedząc co dalej powiedzieć.
-Bez owijania w bawełnę. 
-W piątek mam randkę. Zaprosiłam go tutaj, do naszego mieszkania i czy mogłabyś sobie jakoś zorganizować czas na ten dzień? – zapytała niepewnie.
-Jasne. – odparła krótko. –Znam go? – zapytała po chwili uśmiechając się do niej.
-Nic ci nie powiem. – zaprotestowała
-Dlaczego? – zapytała. 
-Bo jak ostatnim razem ci powiedziałam ze mam randkę z Mikołajem to śledziłaś mnie razem z Radkiem, pod pretekstem że szukacie toalety. Dlatego teraz nic ode mnie nie wyciągniesz. I nawet nie próbuj zgadywać.
-Ej, to nie moja wina że twój braciszek nie umie się wtopić w tłum. Gdyby nie on to byś pewnie nie zauważyła że cię obserwuje. Ja się o ciebie martwię, to z troski o ciebie. Nie chce żeby ci się stała krzywda – powiedziała teatralnie.
-Tak, tak. Ja znam tą twoją gadkę. Już nie jestem dzieckiem, poradzę sobie. – zakończyła wychodząc z pokoju.
-Ale te lody nadal aktualne? – krzyknęła brunetka za nią uśmiechając się do siebie. Nie usłyszała jednak odpowiedzi, a to oznaczało w języku Mai „tak, pewnie.”

*

Rozalia obudziła się przed swoim budzikiem. Jednak nie miała najmniejszej ochoty wychodzić z łóżka. Po trzydziestu minutach leżenia pod ciepłą kołdrą i wpatrując się w sufit wyszła z łóżka. Skierowała się do łazienki, gdzie wzięła szybki prysznic. Owinięta ręcznikiem zaczęła rozczesywać i suszyć swoje długie włosy. Ubrała swoje szare jeansy i bordowy ciepły sweter.
Dzień był dziś wyjątkowo paskudny. Padał śnieg, a niebo było całkowicie zachmurzone. Brunetka zabrała swoje rzeczy i niechętnie udała się na uczelnię. Temperatura była minusowa, dlatego jej policzki i nos od razu zrobiły się zimne i różowe. Dzisiaj nie czuła się zbyt dobrze. Złe samopoczucie, stresujące zajęcia i panująca na dworze pogoda totalnie ją przytłoczyły. Dziękowała Bogu, że w ostatniej chwili profesor zachorował a ona mogła wcześniej wrócić do domu. 
-Rosalie, jesteśmy w tej samej grupie, więc może projekt robiliśmy razem? Ja wiem że chciałaś sama, ale  kompletnie nie wiem jak się za niego zabrać, a tylko ty nie masz pary. – powiedział wysoki brunet o błękitnych oczach, gdy dziewczyna kierowała się w stronę wyjścia. 
-Czemu nie. – odpowiedziała krótko.
-To jesteśmy umówieni?
-Tak, może spotkamy się w ten czwartek? Nie mam dużo nauki więc na spokojne moglibyśmy zacząć przygotowania. 
-W czwartek? Ten czwartek? – zapytał a jako odpowiedz dosła lekkie skinienie głową Rozalii.
- Nie mogę, wybacz. A co powiesz na sobotę? Chyba że masz już jakieś plany?
-Nie, sobota jest w porządku. Do zobaczenia Toby. – pożegnała się zakładając szalik na szyję. 
Droga do domu minęła jej bardzo szybko. Gdy tylko przekroczyła próg mieszkania odstawiła swoje książki na półkę a sama poszła się przebrać w coś cieplejszego. Po wykonaniu czynności zrobiła sobie gorącą herbatę. Usiadła na krześle przy stole wczytując się w gazetę. Miała pecha, gdyż była to gazeta Mai, w dodatku sportowa. Czytała po kilka wyrazów z danego artykułu, a gdy nie spodobało się jej rozpoczęcie oglądała obrazki. Około szesnastej ubrała kurtkę, wzięła kluczyki do samochodu i pojechała na lodowisko. 
Po dotarciu na miejsce dostrzegła przyjaciółkę przy wejściu. Szybkim krokiem ruszyła w jej kierunku. Przywitała się i po chwili obie jeździły na łyżwach. Na tafli lodu było tylko kilkoro popisujących się nastolatków. Dziewczyny bawiły się w najlepsze. Majka oczywiście radziła sobie znakomicie, w porównaniu do Rozalii, która zaliczyła już kilka upadków.
-Tyłek mnie boli! – jęczała Raniewska.
-Jak się nie umie jeździć, to nie powinno się wkładać łyżew. – odpowiedziała. 
-Kiedy ja umiem! To wina tych głupich i tępych łyżew. Gdyby nie one to bym się nie wywróciła. – powiedziała oburzona.
-Zwal winę na łyżwy. Ścigamy się? Jedno okrążenie wokół całego lodowiska, kto przegra sprząta mieszkanie przez miesiąc. Stoi? – dokończyła wystawiając swoją dłoń do uścisku. 
-Stoi. – odpowiedziała. 
W tym samym momencie obie wystartowały jak z torpedy. Jechały bardzo szybko, ale żadna z dziewczyn nie chciała przegrać. Gdy zbliżały się do końca tafli lodu Majka wpadła w poślizg i upadla na lód. Rozalia prześcignęła ją, zapewniając sobie wygraną, ale gdy tylko zauważyła Maję trzymającą się za kostkę podjechała do niej pomagając jej zejść z lodowiska. 
-Boli cię? – zapytała przerażona.
-Jak cholera. Nie mogę na niej stanąć. A jak to złamanie? 
-Złamanie kostki?! Durniejszej rzeczy jeszcze nie słyszałam. Chodź, pomogę ci dojść do samochodu. Musimy pojechać do lekarza. Kosta ci strasznie spuchła.
-Ja się boje! Nie chce do szpitala! – protestowała Kamińska.
-Nie obchodzi mnie czego chcesz. Pojedziemy do tego szpitala czy ci się to podoba czy nie! Zrozumiano? 
-Nie lubię cię. – warknęła
-Jeszcze będziesz mi dziękować. – powiedziała dumnie Rozalia.
*

  Kilku godzinne siedzenie w szpitalnej poczekalni dało dziewczyną siwe znaki. Lekarz miał przyjść ponad dwie godziny temu i sprawdzić co z kostką Majki, ale nie pojawiał się, przez co dziewczynie jeszcze bardziej pogorszył się humor. Nie miała najmniejszej ochoty dalej czekać na spóźniającego się doktora. Najchętniej wyszła by stamtąd. Siedziała z założonymi rękami na krześle próbując opanować swoją złość, i  zapomnieć choć  na chwilę o bólu towarzyszącym kostce. 
-Pani Kamińska? – zapytała pielęgniarka stojąca nad Mają. – Zaraz przyjdzie lekarz opatrzyć nogę. 
-Najwyższa pora – burknęła do siebie po polsku. 
-Nazywam się doktor Smith. – powiedział mężczyzna wchodząc do sali.  
Było około piędź dziesiątki. Niski, tęgi i w dodatku łysy. Majka miała ochotę  powiedzieć mu co sądzi o jego spóźnieniu, ale nie miała siły na jaką kol wiek konwersację z mężczyzną. Chciała aby jak najszybciej opatrzył jej nogę, by mogła wrócić do domu. 
-Kosta jest mocno skręcona. Powinna pani oszczędzać ją. Najlepiej nie wychodzić z domu przez co najmniej tydzień, i chodzić tylko gdy będzie to konieczność. – powiedział lekarz skończywszy opatrywanie kostki. 
Majka posłusznie przytakiwała doktorowi na jego zalecenia. Była pół świadoma, przez mocne leki przeciwbólowe podane przez pielęgniarkę. Z pomocą Rozalii dotarła do mieszkania. Od razu poszła do swojego pokoju kładąc się na łóżku i zasypiając. Nie miała już siły na nic. Rozalia wzięła tylko szybki prysznic i poszła do  łóżka. Była wykończona, a przed nią był bardzo ważny dzień.  
*
Następnego dnia Rozalia obudziła się z samego rana. Nie miała zajęć, więc nie musiała wstawać wcześnie. Jednak mimo starań nie mogła ponownie zasnąć. Wstała ubrała się w czarne jeansy, białą bokserkę i fioletowy sweterek. Po sprawdzeniu wiadomości na pocznie i nowych plotkach na portalach społecznościowych wysłała sms Aaronowi. 
Rozalia: „Muszę z Tobą porozmawiać. To bardzo ważne. Możemy się dziś spotkać?”
Nie musiała długo czekać na odpowiedź, już po kilku minutach przyszła wiadomość.
Aaron: „Spotkajmy się u mnie po treningu, około 18.”
Rozalia: „OK.”
Po zjedzeniu śniadania wzięła się za sprzątanie swojego pokoju. Musiała ogarnąć bałagan który panował nie tylko w pokoju, ale również i całym mieszkaniu. Ostatnio Majka i Rozalia nie miały czasu aby zająć się porządkami. Obie całymi dnia przesiadywały na uczelni lub w bibliotece. Raniewska chcąc wykorzystać wolny dzień i nie myśleć o swoich troskach wzięła się za porządkowanie swoich ciuchów, które walały się po mieszkaniu. Na koniec zostawiła sprzątanie klatki swojemu królikowi, którego dostała od Łukasza. 
-No to chyba skończyliśmy Pysiek, co? – powiedziała do zwierzaka siadając na fotelu, obok jego klatki. – Pasowało by się zacząć ubierać. 
-Rozalia! Chodź tu na minutę! – krzyczała Maja.
-Co się drzesz? – warknęła wchodząc do pokoju.
-Spokojnie, bo się zapowietrzysz.- powiedziała spokojnie blondynka. – Chciałam zapytać czy nie widziałaś gdzieś mojej ładowarki do telefonu. 
-Ostatnio widziałam ją u ciebie pod łóżkiem. Hmm... nie ma. Gdzie ona może być? Masz, była na parapecie.- powiedziała podając jej sprzęt. 
-Ciekawe jak tam się znalazła – zamyśliła się
-No ciekawe, ciekawe… Blondi, ja wychodzę na chwilkę. Za jakąś godzinę wrócę, bądź grzeczna. Okej? 
-Za tą blondi to po łbie dostaniesz! – powiedziała zbulwersowana Maja. 
-Tak, oczywiście. – wycedziła z ironia Rozalia.
Około 17:30 Raniewska ubrała płaszcz, zabrała torbę, kluczyki i ruszyła do mieszkania Aarona. Droga minęła jej zadziwiająco szybko. Gdy stała przed jego drzwiami serce podeszło jej aż do gardła. Ciśnienie gwałtownie podskoczyło i od razu zrobiło się jej duszno. Zapukała cicho do drzwi a gdy ujrzała w nich Ramseya miała ochotę uciec. Wydusiła z siebie zwykłe „cześć”, choć i tak nie była pewna że będzie umiała powiedzieć coś więcej.
Chłopak zrobił jej gorącej herbaty z cytryną i oboje usiedli na skórzanej kanapie w salonie. Aaron przyglądał się jej, nie widział jej bowiem aż tak zdenerwowanej. 
-Chciałam z tobą porozmawiać. To bardzo ważne. – zaczęła.
-A więc słucham. – powiedział spoglądając na nią.
-Bo… ja… Nie wiem jak mam ci to powiedzieć – wstała z kanapy i podeszła do okna, podpierając się dłońmi o parapet. Patrzyła tępo przez okno za którym panował mrok. Czuła się jak mała dziewczyna, która boi się przyznać do błędu. Serce waliło jej z każdą chwilą coraz szybciej, a ręce drżały. 
-Pamiętasz jak się pierwszy raz spotkaliśmy? A później jak zapraszałeś mnie na randkę. Strasznie mnie wtedy denerwowałeś. Ale podobało mi się że nie chcesz odpuścić. Gdy poprosiłeś mnie abym została twoją dziewczyną, byłam w szoku. Myślałam wtedy ze stworzymy fajny związek. Ty i ja, na zawsze razem. Byłeś dla mnie prawdziwym oparciem, wspierałeś mnie. Ale coś we mnie pękło.  Nie chcę abyś mnie źle zrozumiał, jesteś cudownym facetem. – w tym momencie chłopak podszedł do niej i popatrzył jej w oczy- Ale nie potrafię pokochać cię jak mężczyznę. Po prostu nie umiem, nie zasługuję na ciebie. – dokończyła swój monolog, a po jej policzku spłynęła pojedyncza łza.
-Nie opowiadaj głupot. Nie jeden chciałby cię mieć u swojego boku – uśmiechnął się do niej. 
-Proszę nie żartuj teraz. 
-Ja mówię poważnie. Od dawna chciałem z tobą porozmawiać  o nas. Jesteś piękną i mądrą kobietą. Chciałem żebyś wiedziała o tym. Ja zrozumiałem że nie mogę  kochać dwóch osób jednocześnie. Wybacz… – dokończył siadając na fotelu.  
-Kochasz ją, prawda? – zapytała Rozalia
-Kogo?
-Dziewczynę ze zdjęcia. Widziałam jak patrzysz na tą fotografię. Emily, tak? 
-Ja… chyba, nie wiem. Jestem kretynem! Przepraszam że nadal ją kocham.
-Nie mów tak!  Nigdy nie przepraszaj za to że kochasz, sam przecież nie wybierałeś osoby którą kochasz. To przychodzi niespodziewanie, nie zależnie od nas. 
-Myślisz, że ona nadal coś do mnie czuje?
-Ja nie myślę, ja to wiem. Popatrz na mnie. Walcz o nią, przecież nie możesz się poddać. Jeżeli to zrobisz będziesz kompletnym kretynem! Rozumiesz? 
-Taaa, chyba tak. A co jeżeli nie będzie chciała być ze mną?
-Z wami, to tak ja z dziećmi – powiedziała zirytowana – Pomyśl co możesz zrobić aby ją odzyskać. Kup jej kwiatki, zaproś na kolacje i powiedz co czujesz. Nie masz nic do stracenia. 
-A co jeśli… 
-To może ja ci to inaczej wytłumaczę. – przerwała mu widząc że nadal nie jest przekonany do jej pomysłu. – Jak grasz mecz, to nie wiesz jakim wynikiem się zakończy. Nie wiesz czy będziesz w drużynie zwycięzców. Ale mimo to walczysz, odbierasz piłkę przeciwnikowi i strzelasz gola. To nie jest trudne, prawda? Robiłeś to wiele razy. Teraz musisz odebrać tą „piłkę” i powiedzieć jej że ją kochasz. Jestem twoją dziewczyną, sorki byłą dziewczyną – powiedziała mocno akcentując przed ostatnie słowo – więc radzę ci mnie posłuchać, i za niedługo będziesz miał Emily u swego boku. – dokończyła dumnie, krzyżując ręce. 
-Rosalie, jesteś moim aniołem. Jutro do niej pojadę. Jeśli mnie nie będzie chciała, to trudno. Może spotkam jeszcze kogoś.
-Ty, Kochaś na początku skup się na jednej – zaśmiała się.
-Wiem, tak tylko mówię. 
Resztę wieczoru spędzili oglądając filmy i grając w karty. Oczywiście Aaron wykorzystywał swoje umiejętności aby pop

rawić Rozalii humor i przywrócić jej radość życia. Mimo że straciła partnera nie czuła pustki takiej jak po stracie Damiana. Tracąc chłopaka, zyskała przyjaciela. Po stracie chłopaka powinna być przygnębiona, ale było wręcz przeciwnie. Ramsey traktował ją jak siostrę, i był w stanie zrobić wszystko byle by ujrzeć uśmiech na twarzy Rozalki…

+++
O bosz, nareszcie skończyłam. Wybaczcie mi tą długą nieobecność, ale ostatnio trudno mi się jest skupić na czym kol wiek, nie wspominając już o pisaniu. W wakacje rozdziały miały pojawiać się częściej, a są co dwa tygodnie. Jestem na siebie strasznie zła! Ostatnio brakuje mi czasu, na kompie siedze tylko chwile i nie za bardzo mam kiedy pisać. Końcówka tego rozdziału w ogóle mi się nie podoba. Ten rozdział miał wyglądać zupełnie inaczej, ale tak to już jest kiedy brakuje weny. Następny będzie na pewno dużo lepszy, gdyż mam na niego pewien pomysł. Pewnie zauważyliście że zmieniłam styl pisania, z perspektywy bohaterów było mi dość trudno pisać, dlatego mam nadzieje że nie będziecie na mnie źli. Piszcie w komentarzach jak wolicie bardziej. Tak czy z perspektywy. Wasze zdanie liczy się najbardziej. 
Dziś mecz Bvb- Bayern. Mam nadzieje że Bvb wygra. <3

Buziaki, Themalkina Ful

czwartek, 11 lipca 2013

Rozdział 15

Bo czasem po prostu chciałabym normalnie być szczęśliwą... Bez udawania, bez sztucznych uśmiechów…

            Po uroczystej wigilii zaczęło się rozpakowywanie prezentów. Największą uciechę mieli najmłodsi. Tego dnia byłam naprawdę szczęśliwa. Największą niespodzianką dla mnie był niezapowiedziany gość. Był nim mój tata. Strasznie się ucieszyłam, kiedy go zobaczyłam, gdyż bardzo za nim tęskniłam.
            Drugi dzień świąt zaczął się zwyczajnie. Z samego rana było słychać moich najmłodszych kuzynów i ciotkę Lucynę, która musiała być zawsze i wszędzie na bieżąco z plotkami.
            Wieczorem ubrana jeszcze w elegancką sukienkę skontaktowałam się z Aaronem przez Skype. Kiedy usłyszałam w głośnikach jego ciepły głos a na ekranie wyświetliła mi się jego twarz, coś dziwnego ukłuło mnie w serce.
-Wszystkiego najlepszego kochanie. – powiedziałam z wymuszonym uśmiechem.
-Dziękuje. Ślicznie wyglądasz. – zakomunikował. – Nie mogę się doczekać, aż znów cię zobaczę .
-Ja też. Jak minęły ci święta? – zapytałam.
-Szybko, za szybko. Wszystko u ciebie w porządku? Wydajesz się być czymś przygnębiona.

-Wszystko jest w porządku. – skłamałam, po czym uśmiechnęłam się lekko do niego.- Po prostu ostatnio dużo się wydarzyło. A po za tym, brakuje mi ciebie.
            Kolejne, perfidne kłamstwo. Tak, jestem kłamczuchą. Kocham Aarona, ale jak najlepszego przyjaciela. Czuję się przy nim bezpieczna. Przy nim nie muszę nikogo udawać. Muszę przemyśle sobie kilka ważnych spraw. Przemyśleć moje życie, które nie jest idealne. Muszę przede wszystkim porozmawiać z Ramesy’em o tym, co nas łączy. Nie chcę go zranić, nie chcę aby cierpiał przeze mnie…
-Rosalie? Słuchasz mnie w ogóle? – zapytał Walijczyk.
-Co?! Tak, oczywiście. – powiedziałam zdezorientowana. – O czym to my rozmawialiśmy?
-Pytałem czy nasze plany związane z sylwestrem są nadal aktualne.
-Jasne, tak jak planowaliśmy wrócę do Londynu przed sylwestem. – uśmiechnęłam się.
--Na pewno się dobrze czujesz kochanie? – zapytał Aaron.
-Dlaczego pytasz?
-Bo wydajesz się być taka nieobecna. Martwię się o ciebie.
-Bez obaw, to przez te świąteczne smakołyki. Za dużo cukru jak na jeden dzień – zaśmiałam się.
-To dobrze. Muszę kończyć. Do zobaczenia. Kocham cię.- powiedział przesyłając mi całusa.
            Zaraz po rozmowie wzięłam zimny prysznic i poszłam od razu do łóżka.

*
Dzisiaj miałam się spotkać z przyjaciółmi.  Strasznie się za nimi stęskniłam. Niby rozmawiałam z nimi przez skype, ale jednak to nie to samo co zobaczyć ich na żywo, móc przytulić i pośmiać się. Przyszłam jak zwykle spóźniona, gdy już wszyscy mnie oczekiwali, a przynajmniej wtedy wydawało się się ze wszyscy…
 -Gdzie Tami?  - zapytałam witając się z przyjaciółmi i zajmując miejsce obok Radka.
-Nie ma. – bąknął Tomek.
-Widzę, ale dlaczego jej nie ma? – dopytywałam się.
-Jakby ci to powiedzieć  - zaczęła Sabina. – Tamara kilka tygodni temu pokłóciła się ze mną. Powiedziała że ją ograniczam, a reszta naszej paczki jest uciążliwa. Wróciła do tego całego Bartka i teraz trzyma się z nim i jego kumplami.
-To niemożliwe, zgodzę się że często się obraża o byle co, ale to musi być jakieś nieporozumienie. Przysięgałyśmy sobie przyjaźń i
-Niestety to prawda. – wtrącił się Piotrek.
-Nie rozmawiajmy już o niej. Zostajesz z nami na sylwestra? Tak jak dawniej cała paczka razem. – zapytała Pola.
-Aaron was uprzedził. – powiedziałam ściszonym głosem.
-Robię się zazdrosny! On mi cię zabiera! – powiedział oburzony Radek.
-Nie bój się, w moim sercu zawsze będzie dla ciebie trochę miejsca. – po tych słowach przytulił mnie. Trwaliśmy w tym uścisku do momentu aż Maja z Tomkiem zaczęli nas przedrzeźniać robiąc przy tym głupie miny.
-Musicie mi coś obiecać. – powiedziała po dłuższej chwili blondynka.
-Wal śmiało siostrzyczko.  - wycedził Radek uśmiechając się do niej słodko.
-Obiecajcie mi, że naszej przyjaźni nic ani nikt nie rozłączy.
-Obiecujemy. – odpowiedzieliśmy chórem.
-Grupowe tulenie? – zapytał Tomek rozkładając ręce do uścisku.
-Gejem jesteś czy jak? –powiedział Piotrek, patrząc na Mazura jakby był przygłupem.
-Nie, Teletubisiem. – zakomunikował z bananem na twarzy.
            Oczywiście nikt nie mógł powstrzymać napadu śmiechu w dalszej ich rozmowie. Z uśmiechem mogę stwierdzić ze ten dzien zaliczam do udanych. Ostatnio brakuje mi takich dni. Chwil spędzonych w miłej atmosferze. Wtedy zapomina się o troskach i problemach jakie męczą człowieka…

‘~Wojtek’~’’

-Robert, do cholery, co ja mam zrobić? – zapytałem.
-Powiem ci tyle, wpakowałeś się w niezłe bagno. – stwierdził.
-Przecież ja to już wiem. Po cholerę ją całowałem, teraz przy każdej okazji będę się obawiać żeby ona nic mu nie powiedziała.

-Ale przyznaj, zależy ci na niej. – uśmiechnął się cwano.
-Nie obchodzi mnie ta dziewczyna. – odpowiedziałem stanowczo, ale nie przekonałem siebie, nie wspominając już o Lewym.
-Mężczyzna nie naraża swojego życia dla dziewczyny która go nie obchodzi. Może to coś więcej? Nie pytaj. Wiesz że chodzi o miłość.
-Nie żartuj.
-Co w tym złego? – zapytał zdziwiony.
-Ona jest jeszcze dzieckiem!
-Szukasz na siłę wymówek. – odparł. – Ale pamiętaj, miłość istnieje i nie ma na nią sposobu.

  ‘~’Rozalia’~’

            Kolejny raz się pakuje. Kolejne pożegnanie i powrót do Londynu. Na lotnisku nie było tłumów , natomiast problemy pogodowe opóźniły lot o dwie godziny. Siedziałam sama czekając na swój samolot ze słuchawkami w uszach. Widziałam jak ludzi śpieszą się by zdążyć na lot i jak denerwują się na śnieżyce.
Tępo spoglądałam na duży elektroniczny zegar, na którym co sekundę zmieniała się cyfra.
            Siedząc już w samolocie miałam nadzieje że dolecimy szczęśliwie do Anglii, w taką pogodę to strach latać gdziekolwiek. Załozyłam swoje słuchawki do uszu i włączyłam muzykę, która ukoiła moje nerwy. Po kilkunastu minutach zasnęłam, ale spałam zaledwie godzinkę. Kołomnie siedział mały chłopczyk który spał tak słodko że nie miałam serca go budzić, gdy chciałam przejść do toalety. Przez resztę czasu czytałam jakieś durne czasopisma. Tuż po lądowaniu zamówiłam taksówkę, która zawiozła mnie prosto przed drzwi mojego mieszkania. Szybko zapłaciłam mężczyźnie i udałam się szybkim krokiem do środka.
            W mieszkaniu była głucha cisza. Byłam sama. Była już późna noc. Wzięłam prysznic, i od razu położyłam się do łóżka.
            Następnego dnia pogoda była dużo lepsza. W prawdzie padał śnieg, ale nie aż tak gęsty. Koło południa udałam się do centrum handlowego gdzie byłam umówiona z Melanie. Jutro Sylwester, a ja nie miałam sukienki. W dodatku żadnych chęci na jakiekolwiek bale, przyjęcia czy dyskoteki. Pragnęłam siąść na kanapie z kubkiem gorącej herbaty i oglądać jakiś bezsensowny dramat o miłości.
-Masz już jakąś upatrzoną kreacje na jutrzejszy wieczór? – zapytała Melanie.
-Nie, a najgorsze jest to że nie mam zielonego pojęcia jaką kupić. Nie chce wyglądać jak jakaś choinka na Boże Narodzenie. – odparłam.
-Choć tutaj, może znajdziemy coś fajnego. –powiedziała pociągając mnie za nadgarstek do sklepu z sukienkami.
            Po niespełna dwóch godzinach miałyśmy już wymarzone suknie. Ja zakupiłam srebrną bez ramiączek za namową Melanie, która twierdziła że wyglądałam oszałamiająco. Ona natomiast wybrała czarną przed kolano.
            Udane zakupy postanowiłyśmy uczcić deserem. Siedziałyśmy obie w przytulnej kawiarence, rozmawiając praktycznie na wszystkie możliwe tematy. Była naprawdę bardzo miła.
-Mam nadzieje że Theo będzie się podobać ta sukienka.
-We wszystkim mu się podobasz – stwierdziłam. – wiec się nie martw.
-Tylko tak mówisz. Wydajesz się taka zamyślona trochę, stało się coś?
-Nie, po prostu nie mam ochoty iść jutro na tego całego sylwestra. Idę na niego tylko ze względu na Aarona. – stwierdziłam.
-Zobaczysz będzie fajnie. A o Ramseya się nie martw, nawet jakbyś mu powiedziała że nie masz ochoty iść, uszanował by to i z całą pewnością zostalibyście w domu. Razem. Znam go już trochę i wiem co mówię.
-Możliwe, ale
-Żadnego ale. – przerwała mi. – Skoro mamy już wspaniałe sukienki, to teraz czas na buty. Zapomniałyśmy o nich.
-No to na co czekamy? Ruszajmy, bo nie wyrobimy się do juta. – powiedziałam wystając od stołu.
*

Do przyjęcia zostało zaledwie kilka godzin. Postanowiłam wziąć najpierw odprężającą kąpiel. Później zaczęłam przygotowania do sylwestra. Postawiłam na rozpuszczone włosy, z lekkimi lokami. Zrobiłam makijaż i ubrałam się w nowo zakupioną sukienkę. Do 20:00 pozostało jeszcze kilka minut. Zadzwonił dzwonek do drzwi. Szybko wzięłam torebkę i założyłam czarny płaszcz. Za drzwiami stał mój chłopak. Wyglądał nieziemsko. Ubrany w elegancki garnitur i z uśmiechniętą twarzą.
Droga do klubu minęła bardzo szybko. Na miejscu Aaron namówił mnie abyśmy pojechali windą, gdyż cała impreza była na 10 piętrze. Miałam co do tego obawy, ale zaufałam mu. Gdy czekaliśmy na windę, Ramsey przypomniał sobie iż zostawił w samochodzie telefon komórkowy po który szybko pobiegł. Ja musiałam sama jechać na to dziesiąte piętro.
Winda przyjechała a Aarona jak nie było, tak nie ma. Niepewnym krokiem weszłam do środka, oparłam się o jedną ze ścian i wcisnęłam guzik z cyfrą ”10”. Drzwi zaczęły się zamykać, i w tej samej chwili do środka wszedł wysoki mężczyzna. Jak się okazało był to Wojciech, który na przywitanie rzucił zwykłe „cześć” w moim kierunku. Winda ruszyła a ja zamknęłam mocno oczy, i ścisnęłam dłonie w pięść.  Chciałam jak najszybciej z niej wyjść.  Nie lubiłam windy, ani ciasnych pomieszczeń, bez okien. W pewnym momencie poczuliśmy zatrzymanie.
-Co jest?  - zapytałam zdenerwowana.
-Nie wiem. Chyba winda się popsuła.- stwierdził chłopak przyciskając po kolei każdy guzik
-Że jak? Nie to niemożliwe. Ona się nie może zepsuć. Ja chce stąd wyjść!
-Uspokój się, to w niczym nam nie pomoże.
-No to zrób coś, bo ja chcę wyjść!
            Zaczęłam się potwornie bać. Było mi duszno. Po jaką cholerę ja wchodziłam do tej windy?! Ja tu muszę mieć pecha. W Sylwestra utknąć w windzie z chłopakiem który nie tak dawno mnie pocałował. Byłam zła na siebie, czułam jak brakuje mi coraz bardziej powietrza. Zaczęłam głęboko oddychać. Oparłam się o metalową, zimną ścianę maszyny. Musiałam uspokoić się trochę, miałam nadzieje że za chwilę wyjdziemy. Z każdą chwilą byłam coraz bardziej zdenerwowana. Zaczęłam krążyć w „kółko”.
-Możesz przestać? – zapytał poirytowany bramkarz.
-Nie, nie mogę. Jakbyś nie zauważył nie cierpię windy! Za chwilę tu oszaleje! Musi być jakiś guzik żebyśmy się stąd wydostali. – powiedziałam naciskając po kolei każdy z przycisków.
-Spokojnie! Musisz się uspokoić. Potrzebujesz osoby która cię pocieszy, prawda? – powiedział podchodząc do mnie. Wziął moją twarz w swoje ręce i skierował tak, abym popatrzyła na niego. Stałam bez ruchu. – Niestety ja nią nie będę. – powiedział uśmiechając się bezczelnie.
-Kretyn! – wycedziłam i obróciłam się na pięcie nie spoglądając na niego.
            Byłam po prostu zła. Utknęłam w windzie chyba na piątym piętrze i na dodatek w sylwestra. Zapowiadała się super noc, szkoda tylko że bez alkoholu, jedzenia i wody. Siedzieliśmy oboje w milczeniu. Żadne z nas nie było chętne zaczynać rozmowy. Tępo wpatrywałam się w drugi koniec windy. Miałam ochotę krzyczeć z przerażenia. Bałam się że to będą moje ostatnie godziny i że maszyna w pewnym momencie poleci z prędkością światła w dół i uderzy z wielkim hukiem o parter.
-Masz zasięg? – zapytał Szczesny.
-Nie, a na dodatek zostało mi tylko dwie kreski baterii. – powiedziałam nadal spoglądając na ścianę maszyny.
-Za dwie godziny Nowy Rok. To najgorszy sylwester w moim życiu.
-Myślisz że długo tutaj posiedzimy? – zapytałam.
-Zważywszy na to że dzisiaj nikt nie pracuje, to tak. Pewnie wyciągną nas jutro, albo za dwa dni, jak wszyscy wrócą do pracy. Ja chcę cię przeprosić, za to że cię pocałowałem.  - powiedział siadają tuż obok mnie. – Nie powinienem. Wybaczysz?
Zignorowałam jego pytanie, natomiast Wojtek zaczął robić minę jak kot ze Shreka aby mu przebaczyć. A raczej była to tylko jego karykatura. –Przestań, bo kot w butach się obrazi i pójdzie na skargę do Shreka.
-Myślisz że mógłby mnie pokonać? –zapytał unosząc jedną brew w górę
-Jeśli chodzi o naśladowanie innych to tak. – zaśmiałam się. – Przestań –powiedziałam stanowczo, gdy zaczął mnie dźgać palcem w brzuch.
-Jak ty to robisz?
-Ale co?
-No jesteś taka nie przewidywalna. Raz stawiasz się policjantowi i lądujesz na komisariacie, a innym razem potrafisz być czuła i zając się dzieckiem tak aby był szczęśliwy.
-Cecha dziedziczna. Uwierz, sama siebie nie ogarniam, więc nie próbuj zrozumieć mojej psychiki. – uśmiechnęłam się.
-Wiesz może która godzina, telefon mi się właśnie rozładował? – zapytał pokazując rozładowaną komórkę.
-Szczęśliwi czasu nie liczą.
-Jesteś szczęśliwa? – zapytał spoglądając na mnie i uważnie się i przypatrując.
-Amm, jest już 1 stycznia 2013 roku. A dokładnie jest 1:47. – powiedziałam ignorując jego pytanie
-Nie odpowiedziałaś mi na pytanie.
-Wojtek, to nie twoja sprawa czy jestem szczęśliwa czy nie, ale jeśli chcesz wiedzieć to tak, jestem szczęśliwa. Mam cudownych przyjaciół, rodzinę i partnera.  – odpowiedziałam mu, a na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Szkoda tylko że nie był on do końca szczery.
-Co się dzieje? – zapytałam gdy nagle winda się poruszyła.
-Sam chciałbym wiedzieć, ale chyba za chwilę się stąd wydostaniemy. – powiedział uradowany.
-Serio? – wstałam podnosząc swoje rzeczy z posadzki.  – Przeżyjemy! –krzyknęłam dając mu całusa w policzek. –Sorki, ale to przez emocje.
            Drzwi windy otworzyły się, a ja i Wojciech wyszliśmy na zewnątrz. Wokół nas było pełno ludzi. Światło było przygaszone, jedynie miejsca siedzące były oświetlone świeczkami. Próbowałam znaleźć wzrokiem Aarona, ale na daremnie. Było zbyt dużo ludzi abym mogła kogokolwiek zauważyć.
-Rosalie! – krzyknęła Melanie. – Gdzieś ty była?! Wiesz jak się Aaron martwił?! Szukał cię przez cały czas. Jest pewien że uciekłaś stąd!
-Co? Gdzie on jest? Muszę mu powiedzieć co się stało!
-Po pierwsze to się uspokój – mówił Theo. – A po drugie gdzie ty dziewczyno się powiedziałaś? Ramsey chyba pojechał do domu, bo nie widziałem go od północy. Był strasznie przygnębiony.
            Po tych słowach opowiedziałam parze co się stało. Zaczęłam od samego początku. Najpierw jak utknęłam z Wojtkiem w windzie, a później przez przypadek wygadałam się o pocałunku Szczesnego w święta. Ich miny mówiły same za siebie. Byli równie bardzo zszokowani jak ja w tamtej chwili. Ale przynajmniej nie robili mi wyrzutów, że nie powiedziałam o tym Ramsey’owi. Miałam nadzieje że nie powiedzą nikomu, do czasu aż ja sama nie uporam się z tą sytuacją.

‘~’Wojtek’~’

Siedziałem przy barze popijając swój napój. Zrobiło mi się duszno, dlatego postanowiłem wyjść na taras. To co zobaczyłem, strasznie mnie zdenerwowało. Był tam Aaron który rozmawiał ze swoją ex. Była piękną, brunetką z długimi włosami. Podobała się każdemu mężczyźnie. Ciekawiło mnie o czym ona rozmawia z nim. Nie powinienem, ale ciekawość zwyciężyła.
-Czujesz coś do niej? – zapytała dziewczyna.
-Chyba tak, nie wiem. Nie układa się miedzy nami. Niby spędzamy ze sobą dużo czasu, ale to nie jest szczere uczucie. Kocham ją, jest mi bardzo bliska ale jako siostra, przyjaciółka. Nie umiem tego wytłumaczyć.  - tłumaczył piłkarz.
-Może po prostu nie pasujecie do siebie? Gdzie ona jest tak w ogóle? Nie przyszła tutaj z tobą? – dopytywała się.
-Przyszła, ale jak poszedłem do samochodu po telefon, zniknęła. Szukałem ją całą noc, nie wiem gdzie ona jest. Martwię się o nią. Nigdy tak nie znikała.
-Znajdzie się, uwierz mi. – powiedziała biorąc go za rękę.
-Emily, czujesz do mnie coś jeszcze? – zapytał patrząc jej w oczy.
-Ja…  - nie dosłyszałem, ale pocałowała go. Aaron nie protestował, po prostu odwzajemnił pocałunek. Byłem zdziwiony. Zdębiały. To do niego nie podobne. Zawsze był wzorem do naśladowania, a teraz? Nie dowierzałem własnym oczą.
Para pożegnała się, a Walijczyk skierował się ku wyjściu. Poszedłem za nim. Kiedy wyszedł na korytarz, na którym nie było widać żywej duszy zatrzymałem go.
-Co ty kurwa wyprawiasz? – zapytałem poirytowany.
-Nie rozumiem.
-Zdradzasz ją! Przyznaj, jesteś z Rozalią ale masz romans z Em!
-To nie tak jak myślisz. Emily spotkałem przypadkiem, nie wiedziałem że ty będzie. Przyszedłem z Rosalie, ale zgubiła się gdzieś. Szukałem ale nie znalazłem jej. Pewnie nie chciała tu ze mną być i po prostu zwiała!
-Kretynie! – powiedziałem, uderzając prosto w jego szczękę. – Ona nie zwiała tylko utknęła w windzie. Przez cały czas winda była zepsuta, a Rozalia była w środku i nie mogła się wydostać. Opanuj swoją złość!
-Skąd ty to niby wiesz? – zapytał ściągając krawat.
-To byłem tam razem z nią. – odpowiedziałem krótko.
-Gdzie ona teraz jest? Muszę ją znaleźć.
-W środku. Nie uważasz że to nie jest odpowiedni moment na tą rozmowę? Idz do domu, uspokój się i przemyśl co tak naprawdę czujesz do Rosalie a co do Em.
-Przepraszam, Wojtek, to co było na tarasie nigdy nie powinno się zdarzyć. Byłem zły, i potrzebowałem się wygadać. Emily mnie wysłuchała i dalej jakoś samo się potoczyło.
-Nie mi się tłumacz. Zaopiekuje się Rozi, a ty idź się prześpij, bo coś czuje że przed tobą ciężkie dni.
            Aaron wyszedł a ja poszedłem na salę. Siedziała przy stoliku razem z Theo i Mel. Co chwilę wybuchając głośnym śmiechem. Gdy para poszła na parkiet, podszedłem do polki prosząc ją o taniec.
-Zatańczysz? Miejmy przynajmniej jeden udany taniec dzisiejszego dnia. Chyba już nic nie może go pogorszyć – zaśmiałem się.
            Dziewczyna chwyciła moją dłoń i podążając za mną weszła na parkiet. W głośnikach zaczęła lecieć wolna muzyka. Złapałem ją w pasie, a ona oplotła swoje wokół mojej szyi. Bez oporu dała mi się prowadzić w tańcu. Czułem jej ciepło i ciepły oddech klatki piersiowej na moim torsie. Jej perfumy sprawiły że straciłem trzeźwe myślenie. Na parkiecie było całkiem ciemno, a muzyka zwolniła jeszcze bardziej. Zbliżyłem się do niej, tak że dzieliły nas milimetry. Łagodnie tańczyliśmy w rytm muzyki. Dziewczyna oparła głowę o moją klatkę piersiową. Czułem że jest to zwykły sen. Urywek jakiegoś filmu, który będzie mieć szczęśliwe zakończenie. Zdawało mi się że ten czas zatrzymał się w miejscu. Że jesteśmy sami. Tylko my i muzyka.
-Nie powiedziałem ci że pięknie dziś wyglądasz. – szepnąłem jej do ucha.
-Tylko dzisiaj?- zapytała patrząc mi w oczy.
-Nie, nie tylko.
            Piosenka skończyła się, a ja podziękowałem brunetce za taniec, otrzymując od niej małego buziaka w policzek. Stałem oszołomiony jeszcze całą tą sytuacją, a ona wyszła biorąc swój płaszcz. Nie mogłem przedostać się do drzwi wyjściowych. Nie było jej na korytarzu, dlatego szybko pobiegłem do wyjścia ewakuacyjnego, i szybko zbiegałem na dół. Zauważyłem ją przed budynkiem. Stała i spoglądała w niebo.

-Zmarzniesz.- powiedziałem szeptem stając obok niej.
-Nie szkodzi. – uśmiechnęła się nadal patrząc w niebo, z którego spadały pojedyncze płatki śniegu. – Wracaj na górę, tam masz lepsze towarzystwo.
-Sam wybieram sobie towarzystwo. A to akurat mi pasuje. Trzymaj. – powiedziałem zakładając jej szalik wokół szyi. – Jeszcze się przeziębisz.
-Dzięki. Piłeś cos?
-Nie. Przetransportować cię do domu?
-Była by ci bardzo wdzięczna.
            Dziewczyna wsiadła do mojego samochodu i ruszyliśmy  w drogę. Milczeliśmy, a ja co jakiś czas zerkałem na nią. Nasze pojrzenia spotkały się gdy światła na ulicy pokazały kolor czerwony. Jednak oboje szybko odwróciliśmy nasze głowy w innym kierunku. Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Rozalia wyszła ze samochodu i poszła w kierunku swojego mieszkania. Ja czekałem jeszcze w samochodzie, odprowadzając ją wzrokiem do bramy wejściowej. W pewnym momencie zatrzymała i odwróciła się. Wyciągnęła telefon  z torebki. Po kilku sekundach na wyświetlaczu mojej komórki pojawiła się wiadomość.

„Dziękuje. Odpowiedź na twoje pytanie brzmi tak, wybaczam Ci. :)”

           Rozalia uśmiechnęła się do mnie od ucha do ucha i znikła w otchłani nocy…

+++

Cześć kochani. Nareszcie udało mi się go skończyć i w końcu dodać. Miałam dodać tydzień temu, ale nie mogłam znaleźć chwili wolnego czasu, a na dodatek problemy z internetem ;( 
Jak wam się podoba ten rozdział? 
Zostawiajcie szczere komentarze, to bardzo motywuje. :)