Give a little time to me or burn this out
We'll play hide and seek to turn this around
And all I want is the taste that your lips allow/Ed Sheeran - Give me love
We'll play hide and seek to turn this around
And all I want is the taste that your lips allow/Ed Sheeran - Give me love
W życiu nie jednego mężczyzny dochodzi czasem do pewnych
sprzeczności. Od wieków na świecie panuje wzorzec mężczyzny który ma być silny,
wysportowany i czarować swoja męskością niczym James Bond. Ale postawmy sprawę
jasno. Ile jest takich James'ow na tym świecie? W jednej chwili rozbraja bombę,
ratuje damę z opresji i pokonuje zamaskowanych bandytów uzbrojonych od stóp po
sam czubek głowy. Może jeden by się znalazł, ale czy nadal byłby wolny? Czy
była by pewność ze następnego dnia zostanie ci wierny?
No
właśnie... Niepewność... Jedno z najgorszych uczuć. Nie masz jasnej sytuacji.
Nie ma odpowiedzi na tak, ani na nie.
To jedno znienawidzone uczucie przez Szczęsnego. Minęło juz kilka
dni, a on nadal nie uzyskał odpowiedzi od Rozalii.
-Wojtek-
powiedział Theo kładąc dłoń na jego ramieniu. - nie chce cię pouczać, ale weź
się do roboty, bo Wegner za chwile glos straci przez ciebie i Ramsey'a. -
dokończył wskazując ruchem dłoni na francuza.-Dlaczego? -zapytał z wyraźnym zdziwieniem.
-Posłuchaj, nie wiem co się z Toba dzieje, ale jeśli się nie weźmiesz w garść to ktoś inny zajmie miejsce miedzy słupkami.
-Co ma się ze mną dziać? Nic się nie dzieje wszystko jest w najlepszym porządku. - warknął kopiąc piłkę na tyle mocno ze wylądowała na trybunach.
-No chyba jednak nie. - odrzekł. -Fornalik cię do kadry nie powołał? - zapytał nagle.
-nie?! A co? Wiesz coś czego ja nie wiem?- Theo wzruszył ramionami i zrobił minę ze o niczym nie wie.
-Co u Rozalii? -zapytał przyjaciela.
-Chyba dobrze. Skąd mam wiedzieć? - burknął nie spoglądając na Anglika.
-Aaa więc tu cię boli... Co tym razem się stało? – spytał.
-Nic. Zaproponowałem żeby się do mnie wprowadziła. – powiedział nie zwracając uwagi na przyjaciela.
-Iii? - zapytał zniecierpliwiony.
-I, i kurna nie wiem. Odpowiedz miała być następnego dnia, a minęło już cztery.
-Dlatego masz takie humory?
-Jakie humory?! Ja po prostu chce wiedzieć na czym stoję. – wycedził naburmuszony.
-Dziewczyny nie podejmują takich rzeczy z dnia na dzień. Daj jej czas. Przecież macie całe życie.
-Ale czy ja proszę żeby za mnie od razu wyszła? Chce tylko wiedzieć czy nasz związek ma przyszłość. Przecież wspólne mieszkanie to nic wielkiego. – mówił zdesperowany.
-Znasz Rozalię, odpowie ci przecież. Mnie Melanie trzymała cały miesiąc w niepewności. I co? Jesteśmy razem, ba jest moja narzeczona! – uśmiechnął się serdecznie.
-To nie to samo. Czego Wegner tak się drze na Aarona?
-Bo buja w obłokach. Od kilku dni chodzi z głowa w chmurach. Ciekawe co się mu stało.
-Zakochał się. - wtrącił się Jack, który oparł się o słupek bramki.
-Skąd wiesz? -zapytał Theo
-Chcesz się założyć?
-O co?
-O honor.
-Wypchaj się nim. Przegrany śpiewa jutro w klubie karaoke.
-zgoda!- odrzekł podając dłoń piłkarzowi.
-Wojtek, idź się zorientuj co mu dolega. - rozkazał Theo uważnie obserwując Ramsey'a odbijającego piłkę na drugim końcu boiska.
-Miłość. Zakochał się nasz lovelas. – oznajmił Wojtek posyłając swoim towarzyszą minę która mówiła wszystko.
-A ty niby jasnowidz? -zapytał kpiąco Jack.
-Czasem warto nocować u swojej dziewczyny, która mieszka z przyjaciółka.
-Nie gadaj! Aaron i maja? Nie może być! - wycedził Jack. Theo wybałuszył oczy jakby za chwile jego gałki oczne miały wypaść z oczodołów.
-A tobie się taśma przycięła czy akumulator się wyładował? -zapytał złośliwie Szczęsny szturchając kolegę w ramie
-Jak to Aaron i Majka? -krzyknął Theo, na tyle głośno ze Wegner stojący kilkanaście metrów popatrzył się na niego z politowaniem, rozkazując całej trójce wracać do treningu.
-No normalnie, tak jak ty i Mel. – uświadomił go Wojtek. Theo nadal stał w osłupieniu przetwarzając nowe informacje…
Od samego rana w mieszkaniu
studentek trwały wielkie przygotowania. Obie zarządziły wielkie porządki. Majka
co chwile biegała do kosza z zapełnionym workiem na śmieci ze zbędnymi
rzeczami. W pokoju Rozalii panował jako taki porządek. Na łóżku leżały dwie
walizki. Szafki w komodzie były pootwierane i czekały tylko aż ktoś wyciągnie z
nich zawartość wkładając do walizki.
-Maja, dzwoniłaś do Wojtka?- zapytała Rozalia szukając
drugiego buta do pary.
-Tak, za chwile powinien być. Skończył trening pół godziny
temu. -oznajmiła zawiązując włosy w koczek.
-Okej!
W mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Majka
spojrzała na zegarek, który wskazywał równa piętnasta. Odgarnęła spadający jej
na oczy kosmyk włosów i poszła otworzyć drzwi. Na wprost nich stal Szczęsny.
Ruchem dłoni zaprosiła go do środka. Przywitał się z nią, a następnie wolnym
krokiem poszedł do Raniewskiej. Uchylił drzwi i szarmancko oparł się o framugę
drzwi.
-Cześć -przywitał się.
-Hej skarbie. - uśmiechnęła się serdecznie. -co jest?- zapytała
widząc jego grobowa minę.
-Nic, po prostu mam slaby dzień. -odparł posyłając jej jeden
ze swoich sztucznych uśmiechów. Nie był w nastroju do uśmiechów.
-Chyba wiem jak można ci go poprawić. -powiedziała
uśmiechając się do niego. W jej policzkach pojawiły się maleńkie dołeczki,
które dodawały jej uroku.
-Jak?
-Zgadnij.
-No nie wiem. Nie będę zgadywał. -wycedził z nuta
niecierpliwości w glosie. -co ty właściwie robisz? -zapytał po dłuższej chwili
milczenia.
-Poprawiam ci twój humorek idioto. Ale jak widać chyba masz
to głęboko w dupie. -powiedziała poirytowana wrzucając ostatnia parę spodni do
walizki. Zamknęła ja z wielkim hukiem i ominęła Szczęsnego przechodząc dalej.
-To znaczy ze...
-To znaczy ze chciałam się do ciebie wprowadzić. -przerwała
mu stając w salonie. -ale teraz wydaje mi się ze to nie ma sensu, skoro masz taki
humor, ze bez kija do ciebie nie podchodzić. -warknęła.
-Ty na serio? Na prawdę się zgadzasz? -mówił uradowany.
Podszedł do niej składając na jej ustach pocałunek i o kręcił ja kilka razy
wokół własnej osi.
-Pomógł byś mi trochę, czy sama mam sobie poradzić?-
zapytała męcząc się w walizką.
-Już idę. – powiedział zabierając od niej bagaż i zaniósł go
do samochodu.
-Rozalia, co ty na to żeby zaprosić jutro kilka osób?-
zapytał Szczęsny zakładając podkoszulek z Myszką Miki.
-Taka parapetówka? – Mężczyzna pokręcił twierdząco głową i obdarzył
ją szerokim uśmiechem. –Pewnie.
-To ten…
-Twój pomysł, ty dzwonisz. – powiedziała stanowczo.
-Ale…
-Bierz telefon i dzwoń. – rozkazała.
-Tak jest. – zasalutował i pobiegł do sypialni komórkę.
Dwadzieścia
minut później byli już wszyscy zaproszeni. Lista
zaproszonych gości powiększyła się w oka mgnieniu. Z czterech osób zrobiło się dziesięć.
Jak na polaka przystało do ugoszczenia gości Wojtek zakupił kilkanaście butelek
polskiej, prawdziwej wódki. Zaproszeni zaczęli się po woli schodzić. Oczywiście
jako pierwszy przyszli państwo Wilshere. Jack z butelka wytrawnego wina wszedł
do mieszkania wraz z Lauren narzekając ze jego partnerka kazała na siebie
czekać, aż tak długo. Zaraz po nich przybyli następni, aż po chwili wszyscy
siedzieli w komplecie. Gospodarz zaprosił mężczyzn do stołu z kieliszkiem z
pełnym wódki pod pretekstem oblewania jego związku z Rozalia. Natomiast panie
siedziały w salonie plotkując, rozmawiając na babskie tematy i podziwiając nowe
dziecko w rodzinie Wilshere.
-Jaka
ona jest podobna do Jacka!- mówiła podekscytowana Melanie, której oczy zmieniły
się w dwa wielkie serduszka patrzące na fotografie dziecka.-Tak, jest urocza. Jak ma na imię? Zdecydowaliście juz?
-Jack chcial dać jej na imię Lucy, ale postawiłam na swoim i jest Grace. -oznajmiła lauren z szerokim uśmiechem.
-To Archie ma rodzeństwo. Cieszy się?- wypaliła dziewczyna Chamberlein'a. Przypominała ona wielka lalkę Barbie. Ubrana w skąpy różowy strój, obcasy tak wysokie ze ledwo dawała rade stać i tonę makijażu. Dziewczyny patrzyły na niw z politowaniem. Natomiast majka nie ograniczała się od obelg pod jej adresem. Oczywiście mówiła je w języku polskim, tłumacząc tlenionej blondynce ze ma 'skurcze gardła.'.
-Jaka Dziunia. Ja pierdziele! -mówiła zdesperowana polka spoglądając na dziewczynę.
-Mówiłaś coś złociutka? -zapytała swoim piskliwym głosikiem.
-Nie, tłumaczyłam juz ci ze mam skurcze gardła i muszę dużo mówić. -wymamrotała Majka popijając swój napój.
-Ahhh, no przecież. Szkoda że nie możesz mówić wszystkiego po angielsku, było by w tedy tak uroczo!
-Tak, tak tępa dzido. - burknęła pod nosem blondynka na co Rozalia siedząca obok i Ania wybuchnęły niepohamowanym śmiechem.
Alex z Wojtkiem urządzili sobie wieczór karaoke. Za to że Jack wygrał zakład rozkazał Theo śpiewać ukraińskie i polskie piosenki, na których biedy łamał sobie tylko język. Następnie do mikrofonu zrobionego z pilota dorwał się Wojtek z Łukaszem śpiewając piosenki Bibera. Wojtek śpiewał śmiejąc się przy tym jak małe dziecko, a Fabiański wył nie zwracając uwagi na buczenie przyjaciół. Oczywiście Jack też śpiewał. Uważał że jego talent muzyczny przewyższa wszystkie. Dla odwagi przechylił dwa razy kieliszek z wódką i zaczął swój koncert. Zaśpiewał urywki piosenek, a raczej tylko same refreny Beyonce.
-Pięknie - pochwaliły go polki, wracając od razu po skończonym występnie do swoich spraw.
-Teraz to ty musisz się do szkoły muzycznej zapisać, bo jak będziesz śpiewał Grace kołysanki to raczej ona nigdy nie zaśnie spokojnie. -śmiał się Łukasz.
-Poczekaj aż będziesz miał dzieci. Zero prywatności! Ani jednej nocy nie może przespać spokojnie! -żalił się Jack wlewając w siebie kolejny kieliszek czystej.
-Ja będę miał cudowne dzieci, będą tylko spały i jadły. Zero jakiego kol wiek płaczu. - powiedział Wojtek przeczesując ręka swoja fryzurę.
-Też tak myślałem.
-Teraz narzekasz, a za tydzień będę 'jaka ona jest cudowna. Normalnie cały tatuś.'- przedrzeźniał go Alex.
-No to teraz za ta moja córkę i za to dziecko Wojtka. -wymantotal pol przytomny Wilshere.
-Jakie dziecko? -zapytał Aaron wybałuszając oczy na Szczęsnego.
-No to dziecko... No Rozalii i Wojtka! Będzie dzidziuś! -krzyczał uradowany strasznie przy tym gestylukujac.
-Jaki dzidziuś? - Zapytała zszokowana Melanie patrząc wyczekująco na dziewczynę.
-Jesteś w ciąży?! Czemu ja się dowiaduje dopiero teraz kochana? - powiedziała Lauren przytulając dziewczynę.
-Czy ja o czymś kurna nie wiem? Jako przyjaciółka powinnam się dowiedzieć jako pierwsza. -powiedziała majka patrząc na przyjaciółkę z wyrzutem.
Rozalia stała na środku salonu. Z
jednej strony siedzieli panowie a z drugiej panie. Każdy w pomieszczeniu
wpatrywał się w nią jakby była obrazkiem, z otworzonymi lekko ustami. Taka
informacja zszokowała nie tylko osoby trzecie, ale również Rozalię, która jak
slup soli nie mogąc wydusić siebie słowa. Patrzyła raz na Majke, raz na Wojtka
który był w niemałym osłupieniu a raz na Łukasza, który z przypływu emocji
musiał sięgnąć po coś mocniejszego. Grobowa cisze przerwał Wojtek wstając z
fotela.
-To prawda?- zapytał patrząc wyczekująco na Rozalię.- jesteś w
ciąży? -zapytał ponownie. -ja pierdole, twój ojciec mnie zabije, nie twój
dziadek mi tego nie daruje! -mówił przestraszony bramkarz-Dziadek da wam błogosławieństwo, ojciec weźmie na lekcje samo przetrwania albo zrobi trening jak w wojsku, wtedy panikuj a nie teraz. -wtrącił sie Łukasz szczędząc się przy tym jak głupi, przypominając siebie stare dobre czasy, kiedy to ojciec Rozalii podejrzewał ze jest on z jego córka
-To jesteś w tej ciąży czy nie? Bo chce wiedzieć w końcu- wycedziła Majka
-Nie... -powiedziała kręcąc przy tym glowa. - nic mi nie wiadomo o tym ze będziemy mieć dziecko, wiec nie jestem w ciąży.- dokończyła po woli czując jak niektórzy są rozczarowani.
-To dlaczego jack twierdzi ze jesteś?
-Bo Jack jest pjany. A po za tym to chyba byś sie dowiedział o tym wcześniej niż on. Nie sadzisz?
-No właśnie nie wiem.
-Sugerujesz coś? -zapytała zła, krzyżując ręce.
-Pewnie znowu byś wyjechała albo gdzieś poszła nie dając znaku życia. -oznajmił.-
-Super! Czyli uważasz ze jestem niedojrzała gówniara. Nie no po prostu super. Jeszcze mi powiedz ze gdybym była, to bez twojego zdania usunęła bym, co?- mówiła, a wręcz wykrzykiwała w kierunku bramkarza.
-Możliwe. - i w tym momencie nie mogła uwierzyć w to ci usłyszała.
Jak on mógł jej zarzucić ze usunęła
by owoc ich miłości? Nie wiedziała co mu odpowiedzieć, nigdy nie spodziewała
się takiej odpowiedzi. Żałował ze nie powstrzymał się. Ma za długi język, i nie
raz się już na tym przejechał. Teraz miał ochotę sam sobie dać w mordę. Widział
ze jego słowa zraniły nie tylko Rozalię która wpatrywała się w niego z
niedowierzaniem, ale również zszokowały gości.
Rozalia nie odpowiedziała, wyszła z
salonu zostawiając wszystkich. Nie patrzyła na niego zła, po prostu nie
mieściło się jej w głowie, jak wojtek mógł myśleć ze była by zdolna do czegoś
takiego.
Chciał, wolałby żeby Rozalia spoliczkowała
i zwyzywała go. Tak się nie stało, przez co czul się jeszcze gorzej.
-Jak mogłeś jej coś takiego powiedzieć?- zapytała Majka z
wyrzutem.-Nie wiem.
-Myślałam że ja kochasz.
-Bo kocham ale...
-Nie ma żadnego ale! Po cholerę to mówiłeś, nie mogłeś trzymać języka za zębami?
-Majka przmnkij sie, wkurzasz mnie. Nie ja zacząłem ten temat.
-To cię nie tłumaczy. -dokończyła opuszczając salon.
Reszta towarzystwa kobiet zostawiła
go samego. Zostali tylko panowie z butelka czystej.
-Przesadziłeś. -stwierdził Aaron, wstając z fotela.-Doprawdy?
-Tak. Czasem mam wrażenie ze jesteś jeszcze większym dzieckiem niż Jack...
Kilkanaście minut później panowie wrócili do swoich domów. Natomiast Rozalia wraz dziewczynami zaszyła się w sypialni z kilkoma butelkami wina, które dostali w prezencie. Zamknięte na klucz siedziały przy zgaszonym świetle. Jedyne światło dawały świeczki rozłożone po całej podłodze. Wojtek na marne pukał do pokoju. Nie uzyskując odpowiedzi poszedł zły położyć się na kanapę w salonie. Tak spędził cala noc, w przeciwieństwie do niego dziewczyny w miłym towarzystwie spędziły wieczór. Każda nocowała w sypialni Wojtka i Rozalii, aż do samego rana...
+++
Okej. Napisałam. Końcówka mi się nie podoba, ale już nie chce się mi wymyślać nowej.
Dziękuje za tak liczne komentarze <3
Rozdział do waszej oceny. Nie mam pojęcia co będzie w
następnym ;O Smuteczek. Mam nadzieję że się wam spodoba ;)
Themalkina.