czwartek, 23 stycznia 2014

Rozdział 28

Bo nigdy nie wiadomo , z której strony powieje wiatr , w którą stronę popchnie nas przeznaczenie...

Dzień był paskudny. Całą noc padał deszcz, który stukotał o parapet i szyby okien. Londyn popadł w melancholijny nastrój, a na ulicach trudno było dostrzec jaką kol wiek żywą duszę. Był początek września, choć pogoda zza oknem przypominała listopadowy dzień. Szary, deszczowy i pogrążony w smutku .
            W mieszkaniu Szczęsnego od samego rana trwały szybkie przygotowania do wyjazdu Rozalii. Cała czwórka wcześniejszego wieczoru ustaliła, że Maja nie może zostać teraz sama. Potrzebowała kogoś bliskiego, kto mógłby ją wesprzeć psychicznie, aby nie załamała się i nie zamknęła na otaczający ją świat. Aaron nie mógł teraz wziąć urlopu, ani wyrwać się na kilka dni. Ubolewał, ale Wenger był nieugięty, podobnie jak cały zarząd. Współczuł Majce, ale był bezsilny. Traktował każdego piłkarza jak własnego syna, nie ważne co zrobił, zawsze potrafił ich usprawiedliwić i zrozumieć.
            Zegarek pokazał godzinę ósmą rano. Do wylotu samolotu zostało równe trzy godziny. Rozalia była załamana. Całą noc przepłakała samotnie w sypialni. Przy Mai starała się nie płakać i pokazać że wszystko będzie dobrze, a Radek wyzdrowieje. Sama starała się w to wierzyć i mieć nadzieje że jednak nie umrze. Nie mógłby, nie teraz. Płakała, gorzko płakała, bo po raz drugi z jej życia znika osoba bliska jej. Nie mogła w to uwierzyć, chciała żeby to był koszmar, zły sen z którego za chwile obudzi się z głośnym krzykiem. Lecz niestety, koszmar senny okazał się jawą.
Popuchnięte, zaczerwienione oczy, blada twarz, włosy związane tak aby nie spadały na twarz i podkowy pod oczami. Gdyby ktoś zobaczył teraz Rozalie, pomyślał by że jest nocną marą, albo duchem. Nawet najlepsza makijażystka, nie potrafiła by ukryć bólu wypisanego na jej twarzy.
-Rozalia – powiedział łagodnym głosem Wojtek cicho uchylając drzwi sypialni. – zrobiłem ci śniadanie, powinnaś coś zjeść.
-Nie jestem głodna.- odpowiedziała nadal wpatrując się w okno, za którym ciągle trwała ulewa.
-Musisz, wyglądasz blado, martwię się. – spostrzegł zatroskany.
-Ale nie mogę… - odparła drżącym głosem.
            Odwróciła się, opierając się o parapet. Ukryła twarz w dłoniach, a po jej policzku znów poleciała łza.
-Będzie dobrze. – oznajmił łagodnym tonem głosu Szczęsny mocno przytulając ją do swojego torsu.
-Nadal nie mogę  w to uwierzyć…
-Wiem, ale wszystko się ułoży.
-Powinniśmy już jechać, bo  się spóźnię na samolot. – odparła wymijając chłopaka i wychodząc z pokoju.

            Na lotnisku panował tłok, jak zazwyczaj o tej porze. Na samym środku czekała Rozalia wraz ze Szczęsnym na jej przyjaciółkę. Kilkanaście minut przed odlotem zjawili się na lotnisku, wyłaniając się z tłumu. To co zobaczyła Raniewska jeszcze bardziej ją dobiło. Nigdy nie widziała w takim stanie swojej najlepszej przyjaciółki. Maja była śnieżnobiała, z czerwonymi oczami od wylanych łez. Na jej twarzy malował się nie tylko ból ale smutek który był wyraźnie wypisany. Nie było tej iskierki w oczach, która zawsze była oznaką szaleństwa i nieprzewidywalności.
-Musicie już iść. – oznajmił Wojtek.
-Tak, wiem. – odpowiedziała Majka próbując nie rozpłakać się.
-Ciii, jestem przy tobie. – oznajmił Aaron próbując zachować zimną krew. – Za kilka dni przylecę do ciebie, skończą się najbliższe dwa mecze i będę mógł być przy tobie. – próbował ją pocieszyć.
            Nie odpowiedziała, ale widział że potrzebowała teraz jego obecności. Nie radziła sobie z tymi uczuciami i myślami które zaprzątały jej głowę. Była bezradna, i zupełnie nie przygotowana na taki obrót sprawy. A pomyśleć, że jeszcze kilka dni temu kłóciła się z bratem, kto oszukuje w karty.
-Rozalka, jeśli mi się uda przylecę jutro, choć nie obiecuje. Postaram się. – powiedział Wojtek.
-Jasne. – odparła czując że nie potrafi wydusić z siebie żadnego słowa, a nawet złożyć poprawne zdanie.
-Posłuchaj. – powiedział chwytając delikatnie jej dłoń.
            Trzymał ją za rękę, która była zimna i równie blada co jej twarz. Nie wiedział co powiedzieć, nie wiedział jak się zachować. Nie chciał palnąć żadnego głupiego słowa, które przybiło by ją jeszcze bardziej.
-Dziękuję, dziękuję że jesteś. – wykrztusiła z siebie brunetka skłaniając się do mimowolnego uniesienia kącików ust.
            Mocno przytuliła się do niego, wdychając po raz ostatni zapach jego perfum. Po chwili wzięła swoją walizkę i udała się na pokład samolotu. Zniknęła razem z Majką w tłumie zabieganych ludzi. Czuł bezsilność, podobnie jak Ramsey który tępo spoglądał w miejsce gdzie przed chwilą zmierzały polki.

Szpital
            Tuż po wylądowaniu w Polsce i odwiezieniu rzeczy dziewczyny udały się do szpitala. Liczyła się każda minuta, sekunda, która decydowała o tak ważnych rzeczach.
            Na szpitalnym obskurnym korytarzu stało kilkoro osób, które Maja tak jak i Rozalia dobrze znały. Zazwyczaj na ich twarzach widniały uśmiechy, ale nie tym razem. Wszyscy pogrążeni w milczeniu i zadumie. Milczeli. Każdy rozmyślał o tym co będzie dalej. Nikomu nie było łatwo. Nikomu, kto choć trochę znał Tomka, czy Radka. Dziewczyny dołączyły do grupki ludzi. Piotrek pierwszy zauważył że ktoś doszedł. Obrócił się i podszedł do Majki mocno ją przytulając. Próbował wydusić z siebie choć jedno słowo otuchy, ale nie potrafił. Nie radził sobie z tą sytuacją. Z tym że jego najlepszy przyjaciel leży teraz na szpitalnym łóżku przypięty do aparatury walcząc o życie. Mimo że był mężczyzną, który zawsze jest twardy, widać było że cierpi. Rodzice bliźniaków podeszli do Mai, która z zapłakanymi oczami wtuliła się w matkę łkając.
-Ciii, córeczko wszystko będzie dobrze. – powiedziała spokojnie próbując uspokoić blondynkę, choć sama do końca nie wierzyła własne słowa.
-Co z nim? – zapytała ledwie słyszalnym głosem gdy usiadła wraz z matką na ławeczce.
-Nic jeszcze nie wiemy. Lekarze milczą. Mówią że potrzeba czasu aby ustalić jego stan. – wytłumaczyła, próbując powstrzymać napływ łez.
-A co z Tomkiem? Czy on…?- zapytała po chwili Rozalia patrząc wyczekująco przyjaciół.
Ojciec Mai pokiwał przecząco głową a reszta ze spuszczonymi głowami wyczekiwała wiadomości o stanie zdrowia młodego Kamińskiego.
-Jak to się stało? – dążyła dalej Raniewska, czując że jej serce nie wytrzymuje tego ciężaru.
-Wracali z imprezy. Było ślisko, jechali za szybko i wpadli w poślizg – zaczęła Sabina, która opierała się o blado niebieską ścianę. – Zza zakrętu niespodziewanie wyjechała jakaś ciężarówka i zderzyła się z samochodem. Uderzyła w pojazd od strony kierowcy, czyli Tomka. – wyjaśniła.
-To moja wina. – przyznał się Piotrek, a Rozalia popatrzyła na niego z niedowierzaniem. – Wszystko przeze mnie.
-Uspokój się chłopcze, tu nie ma winnych. Nie mogłeś nic zrobić. – podniósł głos ojciec.
-Mogłem, mogłem powiedzieć żeby zaczekali na mnie wtedy wrócili by później. Ale nie, mi się zachciało balować, psia mać! – krzyczał zdesperowany. Ukrył twarz w dłoniach i osunął się na posadzkę.
-Pan Stefan ma racje Piotrek. To nie twoja wina. Nikt nie spodziewał się że ta ciężarówka pojawi się tak nagle. Ja też byłam na imprezie, ale nic nie mogliśmy zrobić. – wytłumaczyła mu Pola klękając obok niego. Wzięła jego twarz i zmusiła aby popatrzył na nią. – Wszystko będzie okej, jasne? – zapytała. Chłopak nie odpowiedział tylko przytulił ją mocno, czując bezsilność.
            Nie padły już żadne pytania. Dla każdego był to jeden wielki koszmar. Koszmar który z każdą sekundą uświadamiał że jednak jest najprawdziwszą jawą.
            Po dłuższej chwili drzwi po pokoju Radka uchyliły się. Wyszła pielęgniarka. Niosła ze sobą stertę papierów i bez żadnego słowa skręciła ku recepcji zostawiając czekających w osłupieniu i jeszcze większym przerażeniu. Następnie w białym fartuchu wyszedł mężczyzna. Doktor. Niski i przy kości, z siwizną na głowie i dwudniowym zarostem.
-Czy państwo są rodziną pana Radosława Kamińskiego? – zapytał spoglądając na grupkę.
-Tak. – odparli jak na komendę zrywając się szybko na nogi i podchodząc do lekarza ze strachem.
-Na litość boską, niech pan wreszcie nam coś powie. – wycedziła zdenerwowana matka bliźniaków, przeczesując włosy.
-Po licznych badaniach, z przykrością muszę stwierdzić że stan pacjenta jest bardzo ciężki. Ma krwotoki wewnętrzne które udało się nam zatamować, złamana noga i trzy żebra. Zmiażdżona kość promieniowa i łokciowa, a także liczne zadrapania, otarcia i głębokie skaleczenia. – przerwał na chwilę, by spojrzeć na kartę pacjenta i po chwili dalej kontynuował. – Pacjent znajduje się w tej chwili w śpiączce farmakologicznej, aby jego narządy zaczęły lepiej funkcjonować oraz aby jego stan się ustabilizował.
-A kiedy – zaczęła mama pacjenta, lecz lekarz nie pozwolił jej dokończyć.
-Nie potrafię określić kiedy będziemy go wybudzać. Tak jak mówiłem stan jest bardzo ciężki i o tym czy przeżyje zadecydują najbliższe dwadzieścia cztery godziny. Po tym czasie będziemy podawać leki, aby wrócił do pełnego zdrowia, lub żeby przynajmniej mógł się kontaktować.
-Co to znaczy? – zapytała drżącym głosem Maja, która z każdą chwilą traciła grunt pod nogami.
-To znaczy że nie można na dzień dzisiejszy stwierdzić czy rdzeń kręgowy i kręgosłup nie zostały uszkodzone. Przepuszczam, że jeżeli pacjent się obudzi to będzie sparaliżowany całkowicie lub częściowo biorąc pod uwagę szybkość z jaką uderzyła w samochód ciężarówka ale również fakt, że samochód kilkakrotnie dachował a chłopak nie był przypięty pasami. – zakończył.
            Odpowiedział jeszcze na kilka najważniejszych pytań i udał się na obchód. Zapadła grobowa cisza. Nie spodziewali się takich wiadomości. Nie aż tak tragicznych. Milczeli. Lekarz zezwolił by do Radka weszło kilka osób. Mieli pięć minut, pięć i ani sekundy dłużej.
            Leżał bezbronny na szpitalnym łóżku. Podpięty do aparatury. Twarz miał posiniaczoną z opatrunkiem który zakrywał ślady szycia lekarskiego. Oddychał miarowo. Wydawało się że śpi. Spokojny, naturalny. A jednak. Teraz walczył o swoje życie. Cierpiał, ale zagłuszały to leki przeciwbólowe, które przed chwilą podała pielęgniarka. Sabina próbowała pocieszyć zgromadzonych w sali. Odczuwali pustkę. Nie miał ich już kto rozśmieszać, czy opowiadać o tym jaką taktykę używa aby zagadać do dziewczyny. Brakowało dwóch osób, które upiększały ten świat. Świat przepełniony optymizmem i radością. Teraz jest to tylko złudzenie. Wszystko się wali. W jednej chwili utracili przyjaciela, by w kolejnej dowiedzieć się, o walce brata o życie. Kto by pomyślał że to tak szybko zniknie. Żyli w złudzeniu że dożyją szczęśliwie wieku emerytalnego, wybiorą się na wycieczkę do Meksyku, w czasie gdy ich dzieci będą zajmowały się własnymi pociechami. Życie niczym mgła, która pojawia się wczesnym rankiem i znika szybko tak jak się pojawiła…
            Zgodnie z zarządzeniem pielęgniarki wyszli niechętnie z pomieszczenia. Lekarz ponownie wytłumaczył że siedzenie na korytarzu jest bezsensowne, jednak rodzicie pacjenta nie brali tego pod uwagę. Siedzieli wspólnie trzymając się za rękę i odmawiając kolejny dziesiątek różańca. Modlili się żeby przeżył, żeby mógł normalnie żyć. Ale czy to wystarczy?

            Rozalia wróciła do swojego rodzinnego domu po północy. Stwierdziła że głupotą było by unikanie matki, z którą prawie w ogóle nie miała kontaktu od bardzo dawna. Otworzyła drzwi kluczem leżącym pod wycieraczką i na palcach weszła do środka. Ściągnęła po cichu buty i skierowała się w stronę schodów. W tym samym momencie światło w korytarzu zaświeciło się, a Rozalia poczuła się jak włamywacz. Sama nie wiedziała dlaczego. Nie była tu od miesięcy, nawet nie uprzedzała matki o tym że wraca. W progu stanęła Judyta bacznie przyglądając się córce. Zlustrowała ją od góry do dołu sprawiając że brunetka poczuła się niekomfortowo.
-Nic nie mówiłaś że wracasz. – oznajmiła chłodno Judyta krzyżując ręce.
-Bo sama nie wiedziałam. To wyszło nagle. – burknęła próbując jak najszybciej wymigać się z tej konwersacji.
-Dawno cię nie widziałam. Zmieniłaś się, może niedużo ale jednak trochę. – powiedziała przyjaźnie, zbliżając się do niej i uniosła swoje kąciki ust.
-Słucham?! Czy ty powiedziałaś właśnie coś, co przypominało komplement?- zdziwiła się otwierając szerzej oczy.
-Tak, chyba. Córeczko, cieszę się że przyjechałaś.
-Córeczko?! Kpisz sobie? – zapytała drwiąco Rozalia która próbowała opanować swoją złość aby nie wybuchnąć. Płacz, gorycz, wszystko co najgorsze zbierało się w niej od kilku dni. Nie chciała pokazać jak raniły ją słowa z ich ostatniej rozmowy.
-Ja wiem, że źle postępowałam, ale chcę się zmienić. Chcę odbudować z tobą wieź. Chodzę do psychologa, zrozumiałam wiele spraw i
-Nie wierze, i nie ufam ci. Człowiek nie zmienia się tak z dnia na dzień, a szczególnie ty! – krzyczała w stronę matki.
-Ale jednak wróciłaś do Polski. Do domu. – powiedziała uśmiechając się przy tym lekko.
-Przyjechałam, bo Radek miał wypadek razem z Tomkiem. Gdyby nie to, niebyło by mnie tutaj. Zaczęłam nowe życie w Londynie i jestem szczęśliwa. Zrozum, ja nie potrafię wymazać z pamięci ostatnich lat. Najpierw moja nieudolna osiemnasta, śmierć Damiana, kłótnie z tobą, a teraz wypadek.- mówiła.
            Rozpłakała się. Płakała, a nie powinna. Przecież zawsze wmawiała sobie że musi być silna i nie pokazywać swoich słabości. Nie lubiła robić z siebie ofiary, której każdy współczuł .  Ale teraz była trudna sytuacja. Nie było Wojtka, któremu mogła by się wypłakać. Nie było Majki, wiecznej optymistki wierzącej że zawsze wszystko się ułoży. Nie było Sabiny, przecież ona przeżywała teraz śmierć Tomka, z którym przyjaźniła się od zawsze. Ani Piotrka, który obwiniał się za wypadek.
-Co  z nimi? – zapytała wybałuszając oczy z niedowierzania.
-Tomek nie żyje, a Radek nie wiadomo jak długo. – załkała.

            Judyta podeszła do niej, ale Rozalia natychmiast się odsunęła i pobiegła do swojego pokoju. Zatrzasnęła z wielkim hukiem drewniane drzwi i zamknęła je na klucz. Osunęła się na ziemie i zaczęła płakać. Wtedy wróciły wszystkie wspomnienia… 


+++
I mamy już 28 rozdział ;D
Coś mi sie wydaje że epilog nastąpi niebawem, ale uprzedze o tym. Na moje oko jeszcze tak z 4 może 5 rozdziałów bez epilogu xD
Zaskakująco dobrze mi się pisało, choć ostatnio mam mase spraw na głowie i totalny brak czasu dla siebie ;x
Rozdział napisany, oceny prawie wystawione, ferie za tydzień. Żyć nie umierać. 
Oceniajcie, komentujcie. Mam nadzieje że wam się spodoba <3
Zostawcie po sobie krótki komentarz, który daje motywacje i świadomość że ktoś czyta te wypociny :P 
ps. nastepny postaram sie dodac za tydzien, bo w 1 tygodniu ferii nie ma mnie w domu. Nareszcie jakiś urlopik xD
Themalkina .;D




16 komentarzy:

  1. omg mam niezły rozpieprz emocjonalny ;-;

    OdpowiedzUsuń
  2. co tu dużo mówić genialny jak zawsze (:

    OdpowiedzUsuń
  3. kiedy kolejny rozdział ?

    OdpowiedzUsuń
  4. ale mam nadzieję że będzie szczęśliwe zakończenie tego opowiadania.. ??!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny! Ale na prawdę smutny ;c
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak mi smutno, że już powoli kończysz :( ;( i co ja teraz czytać będę :(((

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie smucic się . Będzie kolejny blog i kolejne opowiadanie. ;)

      Usuń
  7. Hej!
    Wróciłam, po kilkumiesięcznej nieobecności i nadrabiam swoje braki w blogowym świecie :)
    Oj widzę, że w życiu Twoich bohaterów dużo się pozmieniało. Rozalia i Wojtek? Jakoś nigdy tego nie widziałam i nie widzę, ale w porządku. No cóż, mówi się trudno. Jak zwykle dzieje się dużo. I jeszcze ten okropny wypadek! Bardzo współczuję bohaterom. Mam nadzieję, że poszkodowany wyjdzie z tego i wszyscy się z tej tragedii otrząsną. I ta nagła zmiana matki Rozalii. Szczerze? Też tego nie kupuję, nie ufam jej. Chociaż z drugiej strony, dlaczego miałaby okłamywać swoją córkę. Może zrozumiała, że była okropna i chce się zmienić. No cóż... czas okaże czy mówi prawdę.
    Teraz będę zaglądać regularnie!
    Pozdrawiam serdecznie!
    I w międzyczasie zapraszam do siebie na nowy rozdział i wielki powrót xD pokaz-mi-siebie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. kiedy kolejny ? Dodasz jeszcze w tym tygodniu ? ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Odpowiedzi
    1. Ja też ;D Codziennie sprawdzam czy jest już dodany kolejny rozdział :)

      Usuń
  10. Dopiero odkryłam twojego bloga i jestem pod wielkim wrażeniem.
    Dziewczyno ty masz talent. Żałuje, ze trafiłam na końcówkę już :(
    I mam małe zapytanie nie napisałabyś bloga o Robercie Lewandowskim ?? No wiesz takiego miłosnego, że wszyscy na końcu będą żyć długo i szczęśliwie.
    Ps: Kocham Cię. Jestem twoją wielką fanką :D <3

    OdpowiedzUsuń
  11. ale mam teraz banana na twarzy! dziękuję za takie komplementy. Aż chce się pisać dzięki takim komentarzom .:*
    Zastanawiałam się o Robercie, ale jednak jako głównego bohatera na dzień dzisiejszy nie uczynię. Aczkolwiek może w następnych opowiadaniach pojawi się w bohaterach :)

    Następny do końca tygodnia się pojawi <3

    OdpowiedzUsuń