czwartek, 28 marca 2013

Rozdział 2


Nie ma gor­sze­go zła od pięknych słów, które kłamią. 

17 lipca 2010

    Dzień moich urodzin. Czy się ciesze? Oczywiście, przecież 17 urodziny ma się tylko raz w życiu. Z resztą jak każde. Impreza w hotelu "Creame" zaczynała się o 19, więc mogłam spokojnie zacząc się przygotowywać, zważając na to że była dopiero 13.00. Cieszyłam się na te urodziny jak głupia, ponieważ zaproszona była prawie cała moja szkoła i osoby najbliższe. Żałowałam tylko że tata nie da rady być na moim przyjęciu. No ale mówi się trudno. Postanowiłam się chwile zrelaksować biorąc długą, odprężającą kąpiel. Przed urodzinami miały wpaść do mnie przyjaciółki, zobaczyć czy wybrałam odpowiednią sukienkę, dlatego musiałam zacząć ubierać się dużo wcześniej, nie zapominając o makijażu i oczywiście fryzurze. Około 17 zadzwonił dzwonek do drzwi. Poszłam oczywiście otworzyć, jednak nie spodziewałam się nikogo innego oprócz mojej paczki znajomych. Pomyliłam się, to nie byli oni. Jednak widok tej osoby ucieszył mnie jeszcze bardziej.
-Dawid? Co ty tutaj robisz? Jak ty...-powiedziałam zszokowana, jego widokiem.
-Co sie tak gapisz? Nie cieszysz sie że brata widzisz?- wtrącił się, udając obrażonego.
-Jak mogłabym się nie cieszyć?! - przytuliłam go bardzo mocno. Bardzo mi tego brakowało.
    Nie widywałam sie z nim codziennie dlatego zawsze starałam się aby nasze relacje były jak najlepsze. Zawsze pomagał mi w trudnych chwilach. Kiedy rodzice się rozwiedli, mama całkowicie o mnie zapomniała. Liczyła się tylko praca. Nie narzekam, bo przecież mogłam z nią porozmawiać w przerwie na lunch, a spotkaniem biznesowym. Dawid znał mnie jak nikt inny, zawsze wiedział czy coś się stało czy nie. Nie umiałam przed nim udawać, silnej dziewczyny która ma wszystko pod kontrolą. Po prostu nie umiałam, a może wcale nie chciałam...?
-Ale przez te pare miesięcy się zmieniłaś! Nie wyglądasz już jak rozpuszczony bachor- uderzyłam go ręką w ramie, ale to chyba nic nie pomogło, bo zaczął się śmiać. Czy on musi mi zawsze grać na nerwach?
- No wiesz co, postarał byś się nie dokuczać mi dzisiaj. - położyłam ręke na biodrze
-Wiem, ale uwielbiam cię gdy się wściekasz - pocałował mnie w czoło, po czym wziął swoją torbę  i założył na ramię - idę się trochę odświeżyć, postaram się nie spóźnić na przyjęcie
    Bardzo cieszyłam się że postanowił przyjechać. Miałam nadzieje ze zostanie przynajmniej kilka dni. Chwilę później  w drzwiach ujrzałam nie kogo innego jak Pole,Oliwię , Tomka i oczywiście bliźniaki. Ale coś było nie tak, brakowało Piotra, a to było dosyć podejrzliwe. Nie wspominając o tym że, Radek miał wielkiego sińca koło oka.
-Boże, Radek co cie się stało-powiedziałam przerażona jego wyglądem.
-Nic, po prostu takie są konsekwencje niektórych decyzji - wydukał cicho
-Decyzji, jasne bo ci jeszcze uwierzę - powiedziała z ironią Maja - Wiesz co ten pajac zrobił? - zapytała mnie, widać było że była wkurzona na niego- A więc wczoraj, zaraz po tym jak się pożegnaliśmy, poszedł do kwiaciarni i kupił tuzin róż tej lasce z którą pisał... - przerwała na chwile
- No dobra, ale co ma piernik do wiatraka? - spytałam, nie ogarniając całej sytuacji.
-Wiatrak może się spieprzyć - wtrącił się Tomek, który po chwili wybuchł niepohamowanym śmiechem, a ja   pogardziłam go wzrokiem- a tak mówiąc od rzeczy to ładnie wyglądasz - zarumieniłam się wtedy jak burak
-Zamknij się matołku - krzyknęła Majka - a więc krótko mówiąc, dziewczyna miała chłopaka. A ten idiota wręczył jej kwiaty, myśląc że to jest jej brat - zaczęła się śmiać. Sama nie wierzyłam w to co mi powiedziała. Jak można być aż tak...
-Idziemy? Bo za chwile spóźnisz się na własną impreze - oznajmił nam oburzony Radek.
   Rzeczywiście, zostało niecałe 20 minut do rozpoczęcia się moich urodzin. Szybko wsiedliśmy do wynajętej
czarnej jak noc limuzyny, która przywiozła nasz pod same drzwi klubu. Po wejściu na sale wszyscy zaczęli śpiewać "Sto lat" włącznie z moja mamą. Dziwnie czułam się słuchając jak pond dwieście osób śpiewa mi piosenkę. W końcu przyszła pora na prezenty i składanie życzeń. Gości nie było końca. Po dłuższej chwili, byłam już naprawdę zmęczona ciągłym dziękowaniem za prezent, odkładaniem go na stół z innymi podarunkami  i mówieniem "na prawdę nie trzeba było". Gdy została ostatnia osoba nie wierzyłam własnym oczom. Przede mną stał mój tatuś którego nie widziałam przeszło już z pół roku, jak nie więcej. To był najlepszy prezent jaki mogłam dostać.
-Tatuś - krzyknęłam, po czym rzuciłam się mu na szyje - Czemu nie powiedziałeś mi, że będziesz dziś?
-Chciałem ci zrobić niespodziankę, skarbie - przytulił mnie do siebie i ucałował do czoło.
-Udało ci się
-Wiem córeczko, idz tereaz zaszaleć w końcu to twój dzień. Porozmawiamy potem
-Okej
    Na początku byłam lekko skrępowana, tym że każdy się na mnie gapi. Ale później bawiłam się jak nigdy. Cały czas tańczyłam, nie tylko z chłopakami ale z przyjaciółkami również. To była naprawdę świetna zabawa. Totalnie zmęczona, usiadłam na kanapie, popijając sok. Nie czułam nóg, wysokie obcasy stanowczo nie są dla mnie. Przecież nie da sie w nich skakać, ani nawet szybko biegać. W niektórych chwilach chciałabym być chłopakiem, przynajmniej zawsze chodziłabym na płaskim obcasie nie martwiąc się czy będe mieć odciski, zdartą skórę i oczywiście w co się ubrać.
-Zgadnij kto- powiedział głos, który zasłonił mi oczy
-Eeee, Radek?
-Nie księżniczko
-Tomek?- powiedziałam. Chłopak nie odpowiedział, więc było wiadome że to nie mógł być on. Nie wytrzymał by tyle nic nie mówiąc. Nagle mnie olśniło.-Piotrek! - krzyknęłam, tak głośno że osoby stojące koło mnie, popatrzyły się w naszą strone- dziękuje że przyszedłeś.
-Nie ma za co, a to dla ciebie mała - zaśmiał się, doskonale wiedział że nie cierpie tego przezwiska. Może nie byłam wysoka, ale nie miał prawa mnie tak przezywac
-Uważaj, stoi przed tobą dziewczyna która ma aż 164cm wzrostu - powiedziałam, przymrużając oczy
-Jejku , nie bij. Nie chce leżeć w szpitalu
-Śmieszne. Widziałeś może gdzieś mojego tatę? - zapytałam rozglądając sie dookoła.
-Jakiś kwadrans temu wchodził do gabinetu twojej mamy
-Dzięki
    Wychodząc z sali, ruszyłam wolnym krokiem w stronę biura Judyty. Ciekawiło mnie o czym mogą rozmawiac ze sobą moi rodzice, skoro w domu nie wytrzymują razem nawet 5 minut. Po wyjściu ojca z domu, kiedy mnie odwiedzał, mama zawsze rozwalała jakiś wazon. Miałam rację, to nie była rozmowa, tylko zacięta dyskusja. Przez uchylone drzwi było słychać urywki dialogu prowadzonego między nimi. Nie chciałam podsłuchiwać, ale ewidentnie rozmowa była na mój temat. A ja nie lubiłam gdy ktoś obgaduje mnie za plecami.
-Dłużej już tego nie zniosę, powinniśmy jej o tym powiedzieć już dawno temu- powiedział zrozpaczony ojciec
-Tadeusz, wiesz dobrze że nie taka była umowa. Nie powiemy jej tego. Ona nigdy nie może się o tym dowiedzieć. Rozumiesz?- oznajmiła stanowczo właścicielka hotelu.
-Nie! -krzykną- Nie będę już dłużej jej okłamywał, kocham ją jak własną córkę, i dlatego chcę żeby poznała ten sekret - wrzasnął, uderzając ręką o blat stołu
-Ona nigdy nie dowie się że nie jesteś jej ojcem. To ją zniszczy!
-Ją?- zaśmiał się z ironią - Czy ciebie? Miałaś romans, zaszłaś w ciąże i teraz musisz wziąć odpowiedzialność na siebie...!
    Stałam przed tymi drzwiami, jak słup soli. Nie wierzyłam w to co przed chwilą usłyszałam. Jak to on nie był moim ojcem? Przecież wychował mnie razem z mama! Nie mogłam się uspokoić, w głowie cały czas słyszałam "miałaś romans, zaszłaś w ciąże" i weszłam do gabinetu z hukiem zamykając drzwi.
-Jak mogliście mnie okłamywać przez 16 lat! Jak? - krzyczałam, ledwo powstrzymując napływające łzy. Na ich twarzach było widać strasz i przerażenie
-Córeczko, kochanie- zaczęła mama
-Żadne córeczko, żadne kochanie! Okłamywałaś mnie przez całe moje życie, wmawiając mi że on jest moim ojcem!- wskazałam ręką na jej byłego męza, a po policzkach zaczęła leciec mi słona woda. Byłam wściekła, jak nigdy. Miałam ochotę ich zabić, albo stanąć na dachu i sprawdzić czy umiem latać. Matka zbliżyła się do mnie i chciała mnie przytulić - Nie dotykaj mnie - krzyknęłam
-Jestem twoją matka- jej on głosu, z łagodnego gwałtownie zmienił się w zimny. Nie wyrażający żadnych emocji, żadnych wyrzutów sumienia
-Śmiesz nazywać sie jeszcze moją  matką? Nigdy wam już nie zaufam! Słyszycie?!
-Skarbie, posłuchaj- powiedział delikatnie tata, a raczej facet którego w ogóle nie znam
-Nie jesteś moim ojcem i nie masz prawa mnie tak nazywać! Kto jest moim ojcem?- wycedziłam, zapłakana. Stali cicho wymieniając miedzy sobą spojrzenia - No kto?!
-Tadeusz był twoim ojcem, jest i zawsze nim będzie- na twarzy mojej rodzicielki było widać przerażenie. Nigdy jej takiej  nie widziałam
-Kłamiesz, kolejny raz kłamiesz! Przestańcie mnie do cholery oszukiwać! Ile można?! Chce znać prawdę! -zawahałam się przez chwile - Wszystko co mi mówiłaś, wszystkie twoje wspomnienia z nim, wszystkie historyjki na dobranoc były wymyślone? Wyssane z palca?-zwróciłam się do matki. Nie odpowiedziała mi, ale przyłożyła mi ręke do twarzy z nie małym bólem.
-Judyta! Uspokój sie! - rykną 45-latek
    Dalej nie pamiętam co do mnie mówił, nie docierało do mnie co przed chwilą się wydarzyło. Wybiegłam stamtąd najszybciej jak mogłam. Nie umiałam powstrzymać łez. Najpierw przypadkowa wiadomość o innym ojcu, a za chwile dostanie z liścia od własnej matki. Jak ona może, patrzeć w lustro we własne odbicie? Jak nie brzydzi się okłamywać własnego dziecka? Nie wiadomo kiedy znalazłam się na ulicy, sama jak palec, zapłakana, roztrzęsiona, bezbronna. Usiadłam na krawężniku chodnika, gorzko płacząc. Było zupełnie ciemno. Jedynie światło latarni oświetlało opuszczoną ulicę. Byłam przybita. Dlaczego oni zataili przede mną tak ważną informację? Co jeśli mój ojciec biologiczny siedzi w więzieniu albo co gorsza w psychiatryku, w izolatce gdzie nikt nie ma wstępu? Teraz to nie ważne, muszę dowiedzieć się jak się nazywa.   Przez sześć lat miałam ojca, później go straciłam, odzyskałam, a teraz kolejny raz go nie mam. W mojej głowie kłębiły się tysiące czarnych myśli i scenariuszy. A jeżeli Tadeusz odszedł od mojej matki tylko dlatego że nie powiedziała mu że nie jestem jego dzieckiem? Nie wiem, już niczego nie jestem pewna. Rozpłakałam się na nowo. Koło mnie staną jakiś ochlaptus który ledwo trzymał się na nogach. Byłam przerażona.
-Cześć, co taka ładna dziewczyna tutaj robi? - wydukał, a z jego gęby było czuś tylko whisky
-Odczep sie!- krzyknęłam drżącym głosem. Chciałam uciec, ale złapał mnie za nadgarstek- puszczaj to boli!
-Chodź tutaj
-Odwal się - wrzasnęłam, a łzy spływały mi po policzkach.
-Słyszałeś? Odwal się! - rykną mężczyzna który pojawił się nie wiadomo skąd.
-Bo co?!
    Widząc że facet nie ma zamiaru odejść, dostał od niego sierpowego. Jeszcze trochę się rzucał ale chyba zdał sobie sprawę że nie ma z nim szans i odszedł. Brunet usiadł koło mnie, patrząc jak spoglądam przed siebie bez żadnego celu ,monotonnie kiwiąc sie w przód i tył skulona w kłębek. Po chwili milczenia zadał mi pytanie:
-Nic ci się nie stało? Wszystko w porządku? - jego głos wydawał się być przepełniony troską.
-Nie, nie... ja.... - popatrzyłam się na niego, i rozpłakałam się na nowo.
-Rozalia? Co ty tutaj robisz? - przytulił mnie, własnie tego potrzebowałam. Czyjegoś ciepła i uwagi. A tym kimś był teraz bramkarz reprezentacji.
    W końcu trochę się uspokoiłam, wtedy zaproponował ze odprowadzi mnie do domu, ale ja kategorycznie zaprotestowałam. Nie miałam najmniejszego zamiaru oglądania ich twarzy i Dawida dopytującego co się stało... Łukasz zaproponował żebym przespała się w jego pokoju hotelowym. Nie podobało mi się to, przecież lokal należał do mojej matki, ale i tak nie miałam się gdzie podziać. Znaczy mogłam iść do przyjaciółek ale one zadręczały by mnie ciągłymi pytaniami. A ja nie miałam ani ochoty ani siły żeby na nie odpowiedzieć. Nie ogarniałam całej sytuacji. Przerażały mnie wydarzenia dzisiejszego wieczora, było ich o wiele za duzo jak na jeden dzień.
     Pokój Fabiańskiego znałam na pamięć. Bywałam tu wiele razy. Ściany koloru beżowego, oraz obrazy przedstawiające zwykłe bohomazy, łóżko z jedwabną pościelą, biurko, okno, szafa, drzwi i inne pierdołki. Położyłam się na łóżku, Łukasz usiadł koło mnie. Przytulił mnie tak jakbym była jego młodszą siostrzyczką. Powiedział żebym się nie przejmowała i że wszystko się jakoś ułoży. Musi się ułożyć. W jego ramionach powieki momentalnie mi się zamknęły. Nie wiedziałam co będzie jutro. Poczułam że ktoś przykrywa mnie miękką kołdrą, i odgarnia włosy z oczu. Dalej nie pamiętam już niczego...

+++
Rozdział trochę wcześniej niż mówiłam, ale dodaje go za namową Pau ♥[w opowiadaniu postać Majki]
Mam nadzieje że wam się spodoba :) Liczę na szczere komentarze i dziękuje za tak miłe komentarze pod rozdziałem 1
Następny w piąteczek xD




niedziela, 24 marca 2013

Rozdział 1

Nikt nie jest tak bardzo zniewolony jak ktoś,
 kto czuję się wolnym, podczas gdy w rzeczywistości nim nie jest. 

16 lipca 2010


    Już jutro są moje 17 urodziny. Strasznie się ciesze gdyż w końcu oderwę się od tej szarej monotonii. Z racji tego, że dziś jest piątek musiałam rano wstać i iść do hotelu. Jak co tydzień, moja mama dawała mi jakieś zajęcia na 3-4 godzin żebym nie marnowała czasu na głupoty. Byłam ciekawa, co wymyśli  dzisiaj.    Wstałam około 10.30 więc miałam jeszcze trochę czasu dla siebie. Poszłam wziąć szybki prysznic, ubrałam się, później lekki makijaż, i oczywiście telefon bez którego nigdzie nie wychodziłam. Do hotelu miałam jakieś 30 minut szybkim marszem. Jak zawsze odprowadzała mnie Majka z Radkiem. Czekali już na mnie koło bramy wjazdowej, o dziwo Majek się nie spóźniła.
-Hej-ucałowałam przyjaciółkę w policzek - a ty co tak stoisz?Nie przywitasz się - powiedziałam z lekkim oburzeniem do Radka, krzyżując ręce
-Oj, bardzo przepraszam, ale jakbyś nie zauważyła to ja chce tu dziewczynę poderwać - palną z ironią
-Przez telefon? - zrobiłam zdziwioną minę, ale sądząc po ich twarzach wyszło cos w rodzaju "jestem nawalona, omijaj mnie"
-Nie?Przez facebooka - uśmiechną się z niesmakiem na ustach, chyba laska dała mu kosza
-Nie przejmuj sie tym matołem i tak żadna sie z nim nie umówi -zaśmiała sie
    Idąc wspominaliśmy chwile spędzone razem. Wszystkie kłótnie, niespełnione marzenia, noce pod gołym niebem razem z cała paczką znajomych. To były cudowne lata mojego wspaniałego życia. Dopóki nie zaczęło się podejmowanie trudnych decyzji, takimi jak moja przyszłość, wykształcenie, hotel, wzorowe zachowanie i dążenie do bycia idealną córeczką mamusi. Nareszcie po 40 minutach, ledwo, przyczłapaliśmy do recepcji gdzie czekała na mnie asystentka mamy. Nie wyglądała jakby za chwile miała skakać z radości. Obawiałam sie jednak tego czego dzisiaj będę musiała sie uczyć. Pożegnałam sie z moimi towarzyszami i ruszyłam w kierunku pani Joanny
-Dzień dobry panienko- powiedziała z namalowanym uśmiechem kobieta - dzisiaj będziesz stała na recepcji. Ze względu na to że Artur jest w szpitalu a Iza nie może się dziś na niczym skupić- wymamrotała z lekkim oburzeniem.
-No dobra, okej, a co mam robić tak w ogóle?
-Masz tu stać. A jeżeli ktoś by sie pojawił, powiadom Izabele tym telefonem, lub pomóż
-Spoczko - weszłam na recepcje i usiadłam na krześle
    Nie mam pojęcia ile tam byłam. Godzinę, dwie a moze cztery, nie było chwili spokoju. Co chwila ktoś wchodził i wychodził, pytał sie o pocztę, o klucz do pokoju i inne tego typu duperele. Z czasem w holu było coraz mniej osób, aż w końcu zostałam sama. Zauważyłam kartkę przyczepioną na tablice kartkę z napisem "Reszta reprezentacji dojedzie 16 lipca"  Zaczęłam zastanawiać sie o co chodzi przecież siatkarze nie mieli w najbliższym czasie żadnego meczu. Usiadłam na krześle i poczułam wielkie zmęczenie, nie wiedząc nawet kiedy, zasnęłam. Nagle obudził mnie dzwonek recepcji, co oznaczało że przyszedł kolejny gość z jakimś pytaniem. No pięknie. Była już szarówka więc nieźle mi sie przysnęło. Za ladą recepcji stał jakiś mężczyzna. Tak na oko miał jakieś 1,9m, lekki zarost, i dużą torbę na ramieniu. Uśmiechną sie do mnie i powiedział:
-Cześć, czy Smuda już wyszedł z hotelu?- popatrzył na mnie poważnym wzrokiem, a ja nadal nie wiedziałam kto to jest
-Że kto?- starałam sie wyglądać na osobę zorientowaną w sprawach 'gość hotelowy-obsługa' ale w ogóle mi to nie wychodziło i na dodatek strasznie chciało mi sie spać, chociaż nie było nawet 21.
-Smuda, znaczy sie Franciszek Smuda - odparł a ja nadal nie wiedziałam o kogo mu chodzi
-Znaczy sie kto? Bo nie kojarzę faceta- po tych słowach wybuchną śmiechem, a ja się speszyłam. Ale jak to było u mnie za zwyczaj skapowałam po dłuższej chwili że przecież w hotelu wypoczywa Reprezentacja Polski. Walnęłam sie ręką w czoło, po czym dodałam szybko
-A, chodzi ci o tego całego trenera, tych no... tych masochistów? - wycedziłam szybko, a chłopaka zamurowało przez chwile
-No, tak, tak-popatrzył na mnie z lekkim rozkojarzeniem - dowiem sie wreszcie czy jest w hotelu?- powiedział oschło
-Grzeczniej proszę i nie mam zielonego pojęcia. Coś jeszcze pan sobie życzy?
-Kur.. -chciał chyba dokończyć, ale moja mina mówiła sama za siebie że nie chce sie mi z nim gadać.Nagle nie wiadomo skąd pojawiło sie stado dziewczyn, które okrążyły prawie dwu metrowego chłopaka
-To naprawdę ty!-krzyczała jedna przekrzykując druga - Łukasz Fabiański dał mi autograf - później nie słyszałam juz nic  oprócz krzyków, pisków i jęków
     W pewnym momencie z gabinetu wypadła moja mama z 3 ochroniarzami którzy wyprosili dziewczęta z hotelu. Widać było że jest zdenerwowana. A ten cały Łukasz Fa... coś tam był leciutko wkurzony. Judyta przywitała się z chłopakiem i ruszyła w moim kierunku. No pięknie- pomyślałam.
-Rozalia, poznaj to jest pan Łukasz Fabiańki. Bramkarz naszej kochanej reprezentacji- piłkarz podał mi rękę na znak przywitania.- chcę żebyś oprowadziła go po hotelu i zaprowadziła do pokoju nr.375
-Oczywiście- wydukałam. Wcale nie miałam ochoty pokazywać niczego temu palantowi. Już i tak byłam stanowczo za długo poza domem. Jutro miałam urodziny, a jeszcze nie wiedziałam w co mam sie ubrać, jak uczesać..Całkowicie straciłam ochotę na tą całą imprezkę.. - Proszę za mną - ruszyłam na przód. Najpierw pokazałam mu parter i taras na którym uwielbiałam przebywać. Gdy przyszła kolej pokazania mu jego pokoju, poszłam w kierunku schodów
-Ee, nie lepiej windą?- powiedział zaskoczony moim zachowaniem - Nie żeby coś, ale tak będzie szybciej  i wygodniej
-Możliwe.... ale ja, ja sie boje windy, mam z nią nieprzyjemne wspomnienia - wycedziłam przestraszona
-Spokojnie, nic ci przecież nie grozi, ja będę przy tobię - na jego twarzy było widać duże zmęczenie. Zrobił mine ala kot ze Shreka
-Sama nie wiem
-Bardzo cię prosze, ja na prawde jestem padnięty i nie mam siły iść piechotą
-No, okej - weszłam do windy cala w panice. Od kąt pamietam bałam sie do niej wsiadać. Może to wyglądało dziwnie, bo przecież jak w XXI wieku można bać się windy? Ale to był mój największy strach- my jesteśmy na ty?-wycedziłam, dopiero po chwili doszło do mnie że zwrócił się do mnie jakbym byla jego koleżanką.
-Nie, ale możemy być. Jestem Łukasz Fabiański, miło mi -ucałował moją dłoń
-Rozalia Raniewska
   Po dłuższej chwili, myślałam że winda sie zatrzymała i spada w dół. Oblał mnie zimny pot, nogi miałam jak z waty,  a serce biło mi tak jakby zaraz miało wyskoczyć z piersi.
-Wszystko w porządku? - zapytał łagodnie. W tej samej chwili drzwi maszyny gwałtownie otworzyły się. Jaka ja byłam szczęśliwa
-Tak. W jak najlepszym- starałam się aby mój głos nie drżał. Uśmiechnęłam się do niego ładnie- To tutaj, twój pokój jest tutaj. Życze miłej nocy
-Dzięki
   Nareszcie koniec dnia. Wróciłam szybko do recepcji, wziełam swoje rzeczy i ruszyłam w stronę wyjścia, gdzie czekała na mnie mama. Przez cała drogę do domu milczałyśmy. Nie narzekałam że mama nie lubi ze mną rozmawiać o życiu codziennym. Rodziców zastępował mi zawsze brat, na którego mogłam zawsze liczyć. Po kilku minutach znalazłyśmy sie na podjeździe. Od razu udałam się do swojego pokoju, przebrałam się w piżamę, sprawdziłam jeszcze konto na Facebooku i położyłam się spać.

+++
I jest nareszcie rozdział pierwszy. Wydaje mi się być lekko dziwny, ale to przez to że jest to wspomnienie z przeszłości Rozalii. Mam nadzieje że  się wam spodoba. :) Miłego czytania :* Następny w pod koniec tygonia.
proszę o szczere komentarze ;P



czwartek, 21 marca 2013

Prolog

Codziennie wykonujemy setki, a nawet tysiące najprzeróżniejszych czynności.
Ale czy kiedykolwiek zastanawiamy sie po co to robimy? 
Po co wstajemy rano, jemy śniadanie, idziemy do szkoły, pracy, wracamy, odpoczywamy i kładziemy sie spać?
Czy kiedykolwiek zastanawialiście się jak to jest być więźniem własnego życia? Ja właśnie nim jestem. Więźniem, a nawet robotem który ma juz zaplanowaną przyszłość na kolejne 20 lat.
Ale czy uda mi sie zrobić to co ja chce? Skoczyć na bungee, przefarbować włosy na zielono, zakochać sie, mieć dwójkę dzieci i męża który bedzie mnie kochał aż do śmierci? 
Dlaczego każdy oczekuje ode mnie abym była idealna? Przecież nikt nie jest ideałem. Nawet największe autorytety zaliczają wpadki. 
Dlaczego jak potrzebuje pomocy rodziców nigdy ich nie ma? Ona pochłonięta własnym biznesem, a on? No właśnie, nawet  nie wiem co sie u niego aktualnie dzieje.
Czasami myślę, że jestem małą mrówka w wielkim mrowisku i nikt nie zwraca na mnie uwagi. No chyba jeżeli ktoś czegoś ode mnie oczekuje.
Czy czuliście sie kiedyś jak android? Ja sie tak czuje codziennie od kilkunastu lat. Wzorowe oceny, wzorowe zachowanie, wzorowa ja!

Chciałabym poczuć smak wolności, ale nie tak  na godzine czy dwie, lecz tak na całe życie. Żebym mogła sama o sobie decydować.
Przecież nie jestem już dzieckiem... Prawda?

+++

Troche kiczowate mi to wyszlo. No ale niech juz zostanie. Mam nadzieje że sie wam podoba. Prosze zostawiajcie komentarze to bardzo motywuje. Tylko szczere .