Aby odkryć, jakie zmiany zaszły w tobie, najlepiej wróć do miejsca, które jest takie jak kiedyś.
+Klika tygodni później
Przez ostatnie tygodnie dużo
myślałam. Musiałam zakończyć sprawy, które nie dawały mi spokoju. Trzeba było
wziąć się za siebie i iść do przodu. Przestać być dzieckiem, miałam już swoje lata,
więc musiałam zmienić chodź trochę swoje życie.
Postanowiłam nie robić sobie
przerwy w nauce i zacząć studia na kierunku „inżynieria budownictwa”. Wybranie
miejsca i uczelni było dosyć trudne. Wysłałam papiery do kilku uniwersytetów,
niestety przyjęto mnie tylko do dwóch. Więc decyzja była prosta. Studia w
Londynie. Jest połowa września, w związku z tym mam jeszcze trochę czasu do
przeprowadzki. Rodzice kupili mi apartament w południowej części miasta.
Specjalnie wybrałam sobie mieszkanie blisko Łukasza i uczelni, aby mieć kogoś
pod ręką.
Wprowadzić mogłam się dopiero
po 17 z racji tego że właściciel musiał się najpierw wyprowadzić. 1
października zaczynałam studia dzienne. Będzie ze mną mieszkać Maja.
Postanowiła zostać fotografem.
Pola dostała się do Studium Pedagogicznego SWPS w Warszawie,
natomiast Tamara chce studiować . Czy się jej uda? Nie mam pojęcia. Ograniczyła
już swoje życie towarzyskie, chodź nadal chodzi co tydzień na dyskoteki.
Piotrek znalazł dziewczynę, Nataszę, nie wiem czy co kol wiek z tego wyjdzie,
znając go za tydzień może dwa znów będzie singlem. Jego przyjęli na prawo,
Radka na weterynarię, a Tomek wiąże przyszłość z hokejem.
Dostał się do profesjonalnego klubu,
po tym jak strzelił 5 bramek drużynie z Wrocławia. Menadżer zaproponował mu
kontrakt, dzięki któremu wyjechał do Torunia. Od 3 tygodni zajmuję się tylko
poprawianiem swojej kondycji. Brakuje mi go w Warszawie, ale przynajmniej nie
chodzą mu już głupoty po głowie.
Ja po ostrej kłótni z matką
wyjechałam do dziadka , na wieś. To był dobry wybór. Przynajmniej miałam trochę
spokoju. U dziadziusia, nie miałam z nikim kontaktu. Wyłączyłam telefon,
odcięłam się od Internetu i telewizji. Byłam tylko ja, on, Pysio, konie i
ogromne, zielone polany. Musiałam od nowa się uczyć jeździć konno, gdyż
wszystko praktycznie zapomniałam. Po tym jak kilkakrotnie spadłam z tych
zwierząt i miałam siniaki na każdej części ciała, odnalazłam spokój. Częściowo
powróciłam dawna ja. Nie byłam ciągle zestresowana, wkurzona i nie wdawałam się
w bójki. Sześciotygodniowa terapia dziadka pomogła. W końcu byłam z czegoś
dumna, dumna że jestem sobą. Poczułam się tak jak w dzieciństwie, kiedy
wszystko było takie proste. Nawet
nawiązałam jakąś nową więź z moim kochanym konikiem, na którym uczyłam się po
raz pierwszy uczyć jazdy konnej. Niesamowite uczucie. Jednak na wszystko
przychodzi koniec, i musiałam za niedługo wracać do Warszawy po swoje rzeczy, a
potem do Londynu na studia. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie głos staruszka, który
położył dłoń na moim ramieniu.
-O czym tak rozmyślasz, wnusiu? – zapytał ciepło
-Sama nie wiem… czemu nic nie jest takie proste, jak było w
dzieciństwie ?
-Bo to wspinaczka pod górę wnusiu Kiedyś się ustatkujesz,
będziesz mieć dzieci, i wszystko będzie prostsze.
-Taa, jasne. Jakoś
nie widzę się z jakimś dzieckiem na rękach i mężem – parsknęłam śmiechem
-Drogie dziecko, ja też nie widziałem się jako kochający
tatuś. Ale jak urodziła się twoja mama wszystko się zmieniło. Babcia goniła
mnie do przewijania pieluch, a ona sama zajmowała się gospodarką – na jego
twarzy pojawił się promienisty uśmiech. Kochał babcię jak nikogo innego, szkoda
tylko że jej tu już nie ma. Może sprawy potoczyły by się zupełnie inaczej,
gdyby nadal żyła? – Życie toczy się dalej, a ty musisz teraz wyznaczyć swój cel
i do niego dążyć
-Wiem, ale to nie takie proste
-W naszym żywocie, nic nie jest proste - obdarzył mnie
jeszcze raz swoim uśmiechem, a później zniknął za drzwiami pokoju.
Do Warszawy
musiałam wrócić za maksymalnie 3 godziny, ponieważ później policja stoi na
każdym rogu. Szybko wzięłam swoją walizkę i zaczęłam wkładać do niej swoje
rzeczy. Strój jeździecki zostawiłam, na wszelki wypadek, jakbym kiedyś tu
przyjechała bez zapowiedzi. Po chwili
byłam gotowa, przebrałam się, wrzuciłam bagaż do bagażnika swojego samochodu i
poszłam pożegnać się z dziadkiem.
-Na mnie już czas
-Udanej drogi, i nie szalej w tej Anglii – przytulił mnie
-Zobaczę co da się zrobić. A ty bądź grzeczny – zwróciłam
się do Dragona. Pocałowałam go w głowę i dałam marchewkę. – Będę tęsknić za
wami
-My za tobą też - w
jego oczach były łzy. Nie chciałam się rozklejać , ale jakoś tak wyszło… - Wracaj jak najszybciej
-Będę w święta na pewno. To do zobaczenia – przytuliłam go
jeszcze raz bardzo mocno, i udałam się do swojego Audi.
Zbliżała się
22, a ja byłam niecałe 5 minut drogi od domu. Jechałam niecałe 106km/h,
ponieważ ulice były puściuteńkie. Mogłam więc sobie pozwolić na odrobinę szaleństwa.
Marzyłam o gorącej kąpieli, cieplutkiej piżamie i własnym łóżku.
Nagle za
mną pojawiła się policja, na sygnale. Musiałam się zatrzymać, nie wiedziałam o
co może im chodzić. Po zatrzymaniu samochodu, podszedł do mnie policjant.
-Dzień dobry, poproszę pani dokumenty – powiedział oschło
-Coś nie tak?- zapytałam, podając mu papiery
-Wydaje mi się że pani przekroczyła dozwoloną prędkość – zaczął
przeglądać moje prawo jazdy i ubezpieczenie samochodu
-Trochę się spieszę, i pewnie nie zauważyłam znaku, ale
wydaje mi się nie przekroczyłam prędkości – uśmiechnęłam się
-Proszę spojrzeć jechała pani 115km/h przy czym ograniczenie
jest tylko do 90, proszę wysiąść z
samochodu – powiedział starszy mężczyna
-Po co ? – zapytałam pytającym wzrokiem
-Proszę grzeczniej, proszę wysiąść z samochodu
-Wybaczy pan ale nie mam dzisiaj czasu na pogaduszki-
wycedziłam
-Powiem ostatni raz proszę wysiąść z samochodu
-No dobra, już wysiadam.- niech się pan tak nie złości.
-Proszę zachować milczenie, ponieważ każde użyte przez panią
słowo, może zostać użyte przeciwko pani
-Banda kretynów a nie policjantów-burknęłam do siebie
-Pojedzie pani z nami na komisariat.
-Nie ma mowy ! – obróciłam się chcąc wsiąść do samochodu, jednak policjant okazał się być
szybszy, i zakuł moje ręce w kajdanki.
-Skoro nie chciała pani po dobroci musiałem użyć siły
-Złoże skargę na was ! - krzyczzałam
-Proszę bardzo, ale niech już pani więcej nic nie mówi, bo
tylko sobie tym zaszkodzi.
+[Komisariat] Kilkanaście minut później
W oczekiwaniu na złożenie
zeznań siedziałam w celi, gdy nagle na komisariat został wprowadzony jakiś
czubek krzyczący i wyzywający policjanta. Został siłą wepchnięty, do tej samej
celi, w której znajdowałam się ja, gdy się odwrócił w moją stronę a moim oczom
ukazała się jego twarz, nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Przede mną stał ten
burak, Szczęsny we własnej osobie.
-No proszę, księżniczka w areszcie, kto by pomyślał –
powiedział chwiejąc się na nogach
-Gorzej już nie mogłam trafić – wycedziłam głośno, tak żeby
słyszał to policjant, który właśnie przechodził
Podeszłam do kratek i
krzyknęłam w stronę policjanta jednak nikt nie zwrócił na mnie uwagi.
-Co wydzierasz mordę idiotko, i tak nikt na ciebie nie
spojrzy. Ciesz się że zamknęli cie tutaj, a nie w zoo – złapał się za głowę, i
usiadł na ławce
-Nie mam zamiaru kłócić się z facetem, którego iq jest na
poziomie minusowym – odburknęłam nie zwracając na niego uwagi
-Myślisz że jak walniesz ciętą ripostą to jesteś fajna?
-O to samo miałam ciebie zapytać – popatrzyłam się na niego,
z kwaśnym uśmiechem
-Spokój ma tu być! – krzyknął policjant
+Kilka godzin później
Siedziałam
tu już od dobrych paru godzin, byłam kompletnie wykończona. Jedyne z kim mogłam
porozmawiać był ten bufon, co siedział ze mną w areszcie, ale nie miałam ochoty
na niego patrzeć, nie wspominając już o jakiej kol wiek rozmowie. Miałam nadzieje że wypuszczą mnie jutro,
jeżeli nie, przepadł by mi bilet do Angli i musiałabym kupować nowy. Totalnie
chciało mi się spać, ale nie chciałam
kłaść się na tej ławeczce, co była w celi.
Tępo
spoglądałam w maluteńkie okno, które było w ścianie, gdy nagle Szczęsny śpiąc na
siedząco, spadł na posadzkę. Nie mógł wstać, w końcu położył się na podłodze i
śpiewał coś. Tak klekotał jęzorem, ze cieżko było go zrozumieć. Ja śmiałam się w
niebogłosy, jeszcze nigdy nie widziałam takiego clowna. Znam nie jednego świra,
ale on było 1 na liście bałwanów i gburów.
Nagle
oprzytomniał, wstał i usiadł. Spojrzał na mnie, a ja nie przerywałam swojego
rechotu. Jego wzrok wyrażał gniew, ale jakoś to do mnie nie docierało.
-Co sie śmiejesz? – warknał
-Nie mogę?
-Nie właśnie kurwa nie
-To masz facet problem. Bo to nie ja się nachlałam i
spowodowałam bójkę w klubie.
-Odwal się kryminalisto. Nie jesteś lepsza ode mnie.
-Masz racje, nie jestem lepsza od ciebie, ale za to mam
główkę, która umiem używać, nie tak jak niektórzy
-Masz coś do mnie, smarkulo? – podniósł na mnie głos, po czym
wstał i podszedł do mnie
-Tak się składa że mam. Jesteś arogancki, narwanym chamem,
który nie umie zaakceptować tego że nie jest pępkiem świata i nie każdy cie wielbi.
-Idź się lecz. Nie znasz mnie!
-To chyba ty powinieneś udać się do AA, albo bo psychiatry
jakiegoś… O przepraszam, uraziłam cię? Zapomniałam że ty uciekłeś z
psychiatryka, a teraz musisz się ukrywać
bo…
-Zamknij się!- przerwał mi – Nie ma tu Łukasza, nie ma kto
cie bronic.
-On jest moim przyjacielem, nie ochroniarzem, umiem się
bronić frajerze
-Doprawdy? A co zrobisz jak cie pocałuje i powiem że się z
tobą przespałem? - zbliżył się do mnie niebezpiecznie blisko
-Nikt ci nie uwierzy skarbeńku, ja nie śpie z dziećmi-
uśmiechnęłam się do niego słodko
-A wal się
- Sorry , mówiłeś coś bo
-Cisza, albo zostaniecie zatrzymani w izolatce - ryknął funkcjonariusz
-Cisza, albo zostaniecie zatrzymani w izolatce - ryknął funkcjonariusz
I tak
wyglądało kolejne kilka godzin. Szczerze mówiąc, to współczuje tym policjantom
co musieli tego słuchać. Przychodzili co jakieś 10 minut, żeby nas uspokajać. A raczej jego, bo ciągle podnosił ton swojego
głosu. Nie minęło na pewno 24h, gdy mnie wypuścili. Było gdzieś po 14 gdy
ujrzałam światło dzienne. Oczywiście kolejne dwie godzinki musiałam wypełniać
jakieś durne papiery, abym mogła odzyskać swój samochód, który stał na parkingu
policyjnym.
Dochodziła
18, ja miałam nie całe 14 godzin aby spakować swoje rzeczy, pożegnać się ze
znajomymi, i zakończyć pewien etap swojego życia. W Londynie otwieram nowy
rozdział, kto wie może on okaże się lepszy? Oby tak, teraz będę skupiać się przede
wszystkim na studiach.
Dotarłam do domu, Pysio grzecznie siedział na moim łóżku, a
ja szukałam walizek i toreb podróżnych. Najpierw spakowałam sukienki i spódnice,
zmieściły mi się akurat do jednej dużej torby, gdyż nie było ich sporo, z
resztą było trochę kłopotu. Zważając na to że na co dzień chodziłam tylko w
spodniach, miałam problem z ich spakowaniem, ponieważ nie mieściły się do
walizki. Musiałam zostawić połowę i spakować resztę ciuchów. Po kilku godzinnym
pakowaniu, byłam gotowa. Bibeloty, książki, urządzenia elektroniczne, zdjęcia itp.
Były już w moim nowym mieszkaniu. Wysłałam je w dużej paczce do Łukasza, a ten
przywiózł je do budynku w którym za niedługo będę nocować. Z resztą ubrań
postąpiłam podobnie, nie dałabym rady zabrać ze sobą na lotnisko tylu bagaży,
postanowiłam więc wysłać je pocztą.
Najgorsze
było załatwienie przewozu zwierzaka. Pysio czasami mógłby być misiem, miałabym
mniej kłopotów. Po północy byłam gotowa.
Nie miałam już czasu na oficjalne pożegnanie z najbliższymi, dlatego musieliśmy
rozmawiać przez skypa. Jak zawsze było dużo śmiechu, tęskniłam za nimi.
Strasznie mi ich brakowało w Kobyłce, ale za niedługo się zobaczę. 3 miesiące i
będą święta, później pare dni wolnego i będę miała czas na pogaduchy.
Spałam nie
całe 2 godzinki, wstałam o 6.30. Szybki prysznic, makijaż, luźne ciuchy i byłam
gotowa. Na lotnisku jak zazwyczaj tłum ludzi, jedni przylatują, drudzy tak jak
ja wylatują z Polski. Nie cierpiałam kiedy przechodząc przez bramkę coś
zaczynało pikać. Odprawa zawsze jest męcząca, tym razem nie zapomniałam
ściągnąć kolczyka, a ochroniarze od razu robią aferę. Na szczęście to nie
trwało zbyt długo i mogłam bezpiecznie wsiąść do samolotu.
Samolot
zaczął startować, a ja czułam się jak wolny ptak, który po raz pierwszy
wylatuje z gniazda. Niesamowite uczucie. Już nic nie mogło mnie powstrzymać,
nic ani nikt. Będę tęsknić za Warszawą, jej specyficznym życiem, ludźmi, i
miejscami które były moim drugim domem. A w szczególności za pełnymi ludzi po
brzegi halami, gdzie rozgrywają mecze siatki i recznej. W Anglii jest tylko
noga, jak dla mnie koniec świata… Włożyłam słuchawki do uszy i przymknęłam oczy.
O 11 byłam
na lotnisku w Londynie. Czułam się jakoś dziwnie, będąc w Wawie, świeciło
słonko, a tu przywitał mnie deszcz. No cóż, trzeba będzie się przyzwyczaić do
londyńskiej pogody, w końcu spędzę tu kawałek swojego życia.
-Cześć- przywitał się
-No hej, długo czekasz? – zapytałam, taszcząc ze sobą klatkę
z królikiem, 3 torby i 2 ogromne walizki, które sięgały mi prawie do pasa
-Nie, pomóc ci?- wskazał palcem na bagaże
-Gdybyś był tak miły – uśmiechnęłam się
-Co ty tam spakowałaś, kamienie?
-Ciuchy, mój kochany
-Dobrze że to są wszystkie, bonie mam zamiaru męczyć się z
kolejną 100 kilogramową paczką na 3 pięto
-Muszę cię więc zmartwić Łukaszku, bo przyjdzie jeszcze
jedna lub dwie. Ale ty jesteś taki silny, i dasz sobie z tym rady.
Gdy Fabian
zapakował wszystkie pakunki do samochodu, przyjechaliśmy pod blok w którym
spędzę kolejne 4 lata. 120m2 to wcale nie tak mało jak na dwie osoby. Maja
przylatuje dopiero 28 września, a więc kolejne dziewięć dni spędzę samotnie. Apartament
był urządzony w nowoczesnym stylu, a mój
pokój za niedługo zamieni się w jakiś totalny śmietnik. Majka nie przywiązuje
wagi do czystości w domu, więc tutaj pewnie też nie będzie porządku.
-Nie mam siły – powiedział Łukasz, opadający na kanapę
-Masz – pocałowałam go w czoło – zawsze ją miałeś. Co
robimy? – zapytałam spoglądając na niego
-Ja odpoczywam, a robisz mi herbatę – wycedził, na jego buzi
widniał podstępny uśmieszek
-Nie mam misiu. Mam zwykłą kranówę
-Będziesz tak dobra?
Poszłam do
kuchni, po szklankę. Wypełniłam ją zwykłą wodą z kranu, nawet jej nie
gotowałam, gdyż później Łukasz musiał by czekać aż wystygnie. Podałam mu wodę i
zaniosłam bagaże i klatkę do swojego pokoju.
-Idę na trening, spotkamy się jutro.
-Jasne
-Jak chcesz to przyjedź później na stadion Emirates Stadium
-Po co? –popatrzyłam na
niego ze zdziwieniem- co tam niby takiego jest?
-Moja śmierć, jeśli
się spóźnię. Pa
I zostałam
sama z tymi walizkami. Postanowiłam najpierw się rozpakować, a później wyjść na
spacer. Ciuchy stopniowo zapełniały mi szafę, a nie było nawet połowy. Buty i
resztę odzieży włożyłam do garderoby, oczywiście połowę miejsca zostawiłam
Majtkowi.
Widok z
mojego pokoju był cudowny, w oddali
London Eye, Big Ben i mnóstwo ludzi przemierzających ulice miasta. Dochodziła
godzina 16, wyszło słonko i zrobiło się
bardzo przyjemnie. Nudziło mi się samej więc postanowiłam przespacerować się do
jakiegoś sklepu po coś do jedzenia, a przy okazji zobaczyć co jest w pobliżu.
Było około 16 stopni, ubrałam
więc kurtkę, zabrałam telefon i torbę. Przemierzałam ulice Londynu, byłam tu
już kilka razy, ale czułam się tak jakbym przeniosła się do jakiegoś innego
świata. Nowe twarze, nowe otoczenie, inny język, zwyczaje… Uśmiechałam się sama
do siebie, jak jakaś głupia. Szłam przed siebie, nie zastanawiałam się nad
niczym. W mojej głowie była pusta, nie
wiedziałam nawet gdzie jestem. Po godzinnej tułaczce, londyńskimi ulicami,
stałam przed młyńskim kołem.
Ciekawy widok nawet, to ciągłe
chodzenie bez celu nużyło mnie, zatrzymałam taksówkę, i miałam powiedzieć już
kierowcy gdzie chce jechać, ale zapomniałam jak nazywa się ten stadion, na
którym trenuje Fabiański. Zaczęłam tłumaczyć taksówkarzowi gdzie ma mnie
zawieść, ale wyraźnie nie kapował o co mi chodzi. Mówiłam mu że na stadion,
gdzie trenuje polski bramkarz, Łukasz Fabiański. On chyba był tak samo
zorientowany w piłce jak ja. Po moim 10 minutowym monologu przywiózł mnie na
jakąś ulice, która nijak pasowała mi do mojego opisu. Nie byłam nigdy na
stadionie w Anglii, ale w zasięgu 500m z całą pewnością nie było tu żadnego,
oprócz jakiś wieżowców.
Muszę przyznać że się zgubiłam,
kolejny raz się zgubiłam. Z moją orientacją w terenie, nie było to trudne.
Wyciągnęłam z kieszeni telefon, chciałam zadzwonić do przyjaciela z nadzieją że
wie gdzie mogę być, ale się rozładował. Zdążyłam tylko popatrzeć na godzinę.
Była dokładnie 19:09, a ja byłam w kropce. Jak ja się miałam niby dostać do
domu, skoro nie wiedziałam nawet gdzie obecnie
się znajduję.
Musiałam gdzieś iść, może udało
by mi się dopaść jakąś taksówkę. Po woli zaczęło się ściemniać, a ja doszłam do
jakiejś małej fontanny, w wokół której nie było żywej duszy.
-Kur.a mać gdzie ja jestem? – powiedziałam głośno, sama do
siebie – Zajebiście, nie dość że nie mam zielonego pojęcia jak trafić do domu,
to jeszcze musiało się rozlać – wycedziłam po angielsku. Zaczęłam ryczeć, bo co
mi innego pozostało? Najwyżej będę spać pod mostem.
-Przepraszam, strasznie cię przepraszam – zaczął jakiś młody
mężczyzna, który rozlał na mnie wode mineralną
-Nie szkodzi i tak
jestem cała mokra przez deszcz – zaśmiałam się
-No fakt. Po co tak tu stoisz, skoro pada? - zapytał się
-No wiesz, większość ludzi teraz siedzi w domu przed
telewizorem, a ja postanowiłam wziąć
orzeźwiający prysznic- uśmiechnęłam się kwaśno
-Ty tak na serio? – wycedził, robiąc wielkie oczy
-Eeee, nie! –krzyknęłam - Po prostu się zgubiłam, chciałam
odwiedzić przyjaciela, ale taksówkarz nie zrozumiał moich wskazówek-przewróciłam oczami - i wysadził
mnie na jakiejś ulicy, nie wiadomo gdzie.
-Aha. Tak w ogóle jestem Aaron, Aaron Ramsey miło mi- podał
mi dłoń.
-Rosalie, mi również
Chłopak
okazał się być bardzo sympatyczny, pomógł mi nawet dostać się do domu. Jakoś
nie ufam ludziom dopiero co poznanym, ale przypominał mi Tomka. Wieczne
dziecko, które robi co mu się podoba i śmieje się z byle czego. Aaron był naprawdę
uroczy, zaproponował mi że odwiezie mnie do mieszkania, zgodziłam się. Gdyby
nie on nadal siedziała bym koło tej fontanny, albo Bog wie gdzie jeszcze. Na
koniec podał mi dłoń i poprosił o numer telefonu. Gdy prowadził samochód, jadący
pod blok w którym mieszkałam, rozmawialiśmy o błahostkach. To dziwne, ale muszę
przyznać że była tak jakby księciem z bajki, który uratował mnie od spania pod
mostem
Wchodząc do budynku,
uśmiechnęłam się sama do siebie. Co się ostatnio ze mną dzieje? Z obcym facetem
rozmawia mi się lepiej niż z matką, a z burakiem którego poznałam kilka tygodni
temu, jak z jakimś pedofilem. Nie ogarniam tego świata, i przede wszystkim siebie. Czasami wydaje mi się, że mieszkają we mnie dwie osoby. Jedna
jest duszą, która zgubiła się gdzieś po drodze do ideału, a druga ciałem, którym
włada arogancja dziewczyna, która nie chce okazać swojej słabości. Nie chce
znów zastanawiać się kim jestem.
Dochodziła północ, a ja nadal o nim
myślałam. O jego czekoladowych oczach, w których można utonąć, i pięknym
uśmiechu. Czy to był przypadek że go spotkałam? Nieee, przecież nie ma czegoś
takiego jak przypadek… A może jednak?
Bywają takie dni i noce, które zmieniają wszystko. Bywają takie rozmowy, które są w stanie wywrócić do góry nogami cały nasz świat . Nie możemy ich przewidzieć . Nie możemy się na nie przygotować . Czyhają gdzieś, zapisane w łańcuchu pozornych przypadków, nieuchronne jak świt po ciemności.
+++
Kochani, mam nadzije że rozdział sie wam spodoba :) Bardzo przepraszam że tak późno, ale przez te wolne dni cały czas wydaje mi się że jest sobota =,=
Zostawiajcie komentarze w zakładce informowani, abym wiedziała kogo informować ;*
Bywają takie dni i noce, które zmieniają wszystko. Bywają takie rozmowy, które są w stanie wywrócić do góry nogami cały nasz świat . Nie możemy ich przewidzieć . Nie możemy się na nie przygotować . Czyhają gdzieś, zapisane w łańcuchu pozornych przypadków, nieuchronne jak świt po ciemności.
+++
Kochani, mam nadzije że rozdział sie wam spodoba :) Bardzo przepraszam że tak późno, ale przez te wolne dni cały czas wydaje mi się że jest sobota =,=
Zostawiajcie komentarze w zakładce informowani, abym wiedziała kogo informować ;*