niedziela, 4 sierpnia 2013

Rozdział 17

Życie nie lubi wybrednych ani wygodnych. Życie wciąż wymaga od nas więcej.

       Dochodziła 11. Nadal panowała zima. Na dworze śnieg przykrywał ulice, domy i każdą rzecz znajdującą się da polu. Promienia słońca wpadały do pomieszczenia, w którym spał Wojtek. Otworzył oczy, po czym natychmiast je zamknął, gdyż jasne promienie słoneczne przyprawiły go o lekki ból głowy. Chwilę później niechętnie wyszedł z łóżka kierując się po kuchni po szklankę soku pomarańczowego. Po skończeniu czynności udał się wziąć prysznic i poranną toaletę. Godzinę później był gotowy na trening. Wziął swoją torbę treningową, kluczyki i udał się na trening.
Na treningu nikt nie starał się zachować powagi, choć trener prosił ich o pełne skupienie. Piłkarze byli wyluzowani i wygłupiali się jakby zapomnieli o całym Bożym świecie. Jeden zaczepiał drugiego, szturchał w plecy, podstawiał nogę i odbierał piłkę. Na zakończenie treningu trener kazał im zrobić dodatkowe dwa karne okrążenia boiska, po czym rozegrali pomiędzy sobą szybki mecz.
Atmosfera w szatni przed samym meczem byłanapięta, wszyscy bowiem stresowali się dzisiejszym meczem z Chelsea. Trener tuż przed rozpoczęciem meczu przedstawił im strategie gry.
Rozpoczął się mecz, kibice dopingowali swoje drużyny, i mocno trzymali kciuki za wygraną. Rozalia razem z Lauren i Anią siedziały na trybunach z gadżetami Arsenalu. Archie przez cały mecz płakał, dlatego Lauren musiała cały czas wychodzić ze stadionu. W końcowych minutach chłopiec obraził się na mamę i siedział na kolanach Rozalii, która była nim oczarowana. Lubiła dzieci, a w szczególności Archiego który jej zdaniem był totalną kopią ojca.
-Ale popatrz, on tak samo się uśmiecha, zachowuje i już niektóre powiedzenia ma takie same. – powiedziała Rozalia
-Do tego jest taki rozkoszny. – rozmarzyła się Ania.
-Jak ten mój synek podrośnie, to ja nie wiem jak wytrzymam z dwoma Wilshere’ami. Po prostu czasem ręce opadają. – skarżyła się Lauren.
-Nie przesadzaj, na pewno nie może być aż tak źle. 
-Doprawdy? Ostatnio Jack był z Archim na placu zabaw. Niby nic takiego, wystarczyło się z nim tylko troszkę pobawić i przypilnować. A oczywiście wszyscy znają odpowiedzialność mojego męża i zamiast naszego synka przywiózł do domu jakieś inne dziecko, ale dzięki Bogu był to syn sąsiadki. Jackowi nie obeszło się bez awantury zaczętej przez sąsiadkę. 
-Ale jak to? – dopytywała się zszokowana Ania.
-No tak po prostu, jemu się to coraz częściej zdarza. Obawiam się że po woli się starzeje. Już nie jest taki młody, jak mu się wydaje. 
-Nigdy by nie skrzywdził Archiego, a to najważniejsze. Mężczyźni często mają sklerozę. Ale przynajmniej Jack nie zapomniał ze był na tym placu zabaw z dzieckiem. – śmiała się Rozalka. 
-Masz rację – zgodziła się dziewczyna. 
Mecz zakończył się przegraną. Wszyscy zawodnicy Arsenalu w podłych humorach zeszli z murawy kierując się do szatni. Nikt nie miał ochoty na jakie kol wiek żarty, nawet Jacka i Alexa opuścił dobry humor. Wszyscy obwiniali się o przegraną.  Przygnębieni piłkarze siedzieli w milczeniu w szatni, a Giroud, Arteta i Poldi brali prysznic. Jedynie trener próbował podnieść ich na duchu. 
-Chłopaki, przegraliśmy bitwę, ale nie wojnę. Spisaliście cię się na medal. Wynik nie jest tutaj kluczowy…
-Jest – przerwał rozżalony Alex.
-Nie przesadzaj Alex. Przed nami jeszcze wiele meczy. Ważne jest że nie było u nas żadnych kontuzji. – powiedział kładąc rękę na ramieniu chłopaka. 
-Mam ochotę się upić! – powiedział Wojtek siadając na ławce.
-Żadnego picia! Jutro trening, niech cię jutro zobaczę na kacu to o pierwszym składzie możesz zapomnieć. 
-Trenerze – zaczął Jack – sam pan powiedział że spisaliśmy się na medal. Więc należy nam się jakaś nagroda.  
-Mało ci nagród? Masz darmowy koncert polskich piosenek –śmiał się Wenger. – Posłuchaj jak Lukas śpiewa.
-Litości, nie zniosę już dłużej tego jazgotu – powiedział zdesperowany Mikel wychodząc z pod prysznica. – Da się go jakoś wyłączyć? 
-Nie – powiedzieli równocześnie piłkarze.
-Nie jest tak źle, gorzej było jak za śpiewanie wziął się Alex. – żartował Szczesny.
-No wiesz co! Zapomnij o imprezie u mnie!
-A co on tak w ogóle śpiewa? – zapytał zaciekawiony Aaron przysłuchujący się śpiewającemu Niemcowi. 
-Serio chcesz wiedzieć?  - spytał Fabiański z dezaprobatą. 
-Tak – Łukasz wymienił tylko swoje spojrzenie ze Szczesnym i już po chwili obaj bramkarze tłumaczyli tekst jednej z najpopularniejszych polskich piosenek disco- polo.

Nie da Ci tego Ojciec, nie da Ci tego Matka 
Co może dać Ci dzisiaj, Twa bliska Sąsiadka. 
Nie da Ci tego żona, nie da kufelek piwka 
Co może dać Ci dzisiaj Sąsiadka z naprzeciwka. 

Robisz pierwszy krok, wiesz czego oczekuje 
Czeka kiedy znów, Twe żądło Ją ukłuje. 
Ranek zbliża się, wychodzisz niewyspany 
Plan dzisiejszej nocy, wzorowo wykonany. 

Nie da Ci tego Ojciec, nie da Ci tego Matka 
Co może dać Ci dzisiaj, Twa bliska Sąsiadka. 
Nie da Ci tego żona, nie da kufelek piwka 
Co może dać Ci dzisiaj Sąsiadka z naprzeciwka
Nie da Ci tego Ojciec, nie da Ci tego Matka 
Co może dać Ci dzisiaj, Twa bliska Sąsiadka. 
Nie da Ci tego żona, nie da kufelek piwka 
Co może dać Ci dzisiaj Sąsiadka z naprzeciwka

Lukas śpiewał ile sił w płucach, niestety pamiętał tylko sam refren i urywki drugiej zwrotkę. Natomiast reszta drużyny po przetłumaczeniu przez polaków piosenki nie mogła opanować swojego śmiechu. Niektórzy próbowali naśladować go, ale po krótkiej chwili stwierdzali że wolą nie łamać sobie języka. Gdy Podolski wszedł do szatni, owinięty w pasie ręcznikiem nastała niezręczna cisza. Cisza przed burzą, bo już po chwili nikt nie mógł powstrzymać nagłego napadu śmiechu, widząc zdezorientowaną minę piłkarza.
-Popatrzcie, gwiazda numer jeden na polskim rynku! – krzyczał roześmiany Alex.
-Jedyna w swoim rodzaju! – przedrzeźniał go Aaron.
-Poldi, powiedz swojemu oddanemu koledze, ile ty na tym śpiewaniu zarabiasz, bo nie wmówisz mi że to z dobroci serca zaszczycasz nas takim wspaniałym koncertem. – powiedział Wojtek odejmując ramieniem Lukasa.
-Odwala wam? – zapytał.
-Nie skądże – zaprzeczył Łukasz
-Kto mi zapieprzył spodnie? – spytał, a raczej krzyczał Poldi, który nie mógł znaleźć swojej odzieży.
-A kto by je chciał? 
-Zjedz snikersa, bo zaczynasz gwiazdorzyć. – poinformował go Wojtek.
-Ej! Ja się naprawdę śpieszę. Gdzie one są? – mówił prawie błagalnym tonem, aby dowiedzieć się od któregoś z kolegów gdzie je ukryli. – O, mam! Kto mi je dał do szafki? 
-Stary, one tam były cały czas. – stwierdził Fabiański 


-Co ty insynuujesz? 
-Że powinieneś się do okulisty udać.
-Nie mam czasu, żeby się z wami użerać. –dokończył wkurzony. 

Chłopaki po wyjściu ze szatni poszli do swoich partnerek które czekały na nich przed stadionem. Każda z nich była lekko rozczarowana wynikiem meczu, ale wiedziała że Chelsea to trudny rywal. Archi gdy tylko zauważył swojego tatę zaczął się cieszyć i Rozalia musiała go odstawić na ziemię. Chłopiec bez chwili zastanowienia pobiegł do ojca. Jack, jak przystało na ojca wziął go na ręce, i razem z synkiem podszedł do żony witając się przy tym z partnerkami swoich kolegów. Obok Lauren stała Rozalia w towarzystwie Ani które czekały na Łukasza. 
-Cześć – przywitał się chłopak z kobietami. 
-Świetny mecz. – pochwaliła go Ania.
-Ty też tak uważasz?- zapytał Rozalii Łukasz który posłał jej szeroki uśmiech.
-Tak, ale nie oznacza to że polubiłam piłkę. Nadal nie mogę pojąc co to jest „spalony”. – Fabiański widząc minę dziewczyny chciał przystąpić do swojego monologu na temat spalonego, ale dziewczyna uprzedziła go. – Nie tłumacz mi, i tak nie pojmę tej głupiej gry!
-Pojmiesz, już moja w tym głowa.- śmiał się. 
Jako ostatni z szatni wyszedł Szczęsny ze słuchawkami na uszach i kapturem na głowie. Nie było mu jednak dane pozostać w samotności. Przed stadionem czekała na niego Sandra, która zaraz po zauważeniu chłopaka rzuciła się mu na szyję i mówiąc że to był ciekawy mecz. Chłopak był zdziwiony jej obecnością, bowiem nie przypominał sobie aby zapraszał ją na dziejesz spotkanie obu drużyn. Odwzajemnił jej uścisk uśmiechając się do niej przyjaźnie. Nie miał ochoty na jaką kol wiek rozmowę, dlatego na zadawane przez dziewczynę pytania odpowiadał tylko pół słówkami. Przywitanie bramkarza nie ominęło uwadze Raniewskiej, która z zaciekawieniem obserwowała reakcję Wojtka. Sandra cały czas kleiła się do Szczęsnego, a na twarzy Rozalii zagościł smutek. Gdy ich spojrzenia się spotkały posłała mu ledwie widoczny uśmiech i po chwili zniknęła razem z Anią i Łukaszem za rogiem. Szczęsny próbował odnaleźć ich wzrokiem i przywitać się z Rozalią, jednak nie udało mu się to. 

*

Dochodziła godzina 15:00. Na polu było szaro i ponuro. Siedziała z gorącą czekoladą na wygodnej, skórzanej kanapie  zaraz  przy oknie w małej kawiarni „Michelo de Rossi”. Cały dzień chodziła jej po głowie jedna myśl. Kim ona była? Kim była dziewczyna przytulająca Szczęsnego? Fanka? Nie, nie rozmawiał by z fanką, a już tym bardziej nie przytulałby. Musiała być to osoba której ufał, z pewnością musiała być to jego nowa dziewczyna. – myślała. Z rozmyśleń wyrwał ją znajomy, męski głos.
-Cześć. – przywitał się Toby.
-Siemka. To jak? Zaczynamy nasz projekt?
-Tak, oczywiście, ale najpierw powiedz mi jak tam randka Majki. 
-Nie znam szczegółów, bo Maja mnie z domu wywaliła wczoraj i musiałam nocować u przyjaciela. Nie chciało mi nic powiedzieć. Z tego co wiem to udała się i ma na imię Brandon. Majka jest nim po prostu oczarowana. Cały czas o nim nawija. Jeśli ja się będę tak zachowywać to nie przejmuj się konsekwencjami i wybij mi go z głowy. 
-Konsekwencjami? – zapytał zaciekawiony
-Jakie konsekwencje? 
-No mówiłaś żeby się nimi nie przejmować. 
-Ja tak mówiłam? Z resztą nie ważne bierzmy się do projektu, przed nami duzo roboty, a za niedługo trzeba go oddać. 
            Oboje wzięli się do roboty. Rozdzielili po równo obowiązki. Każde z nich wzięło się do swojej pracy. Co kilka minut konsultowali się ze sobą, jeśli jedno nie wiedziało. Z każdą kolejną chwilą Rozalie opadały siły. Kilkanaście zamówionych przez Raniewską filiżanek kawy postawiła ją na nogi po kilkugodzinnej pracy. Na stoliku było widać tylko dwa laptopy należące do studentów i wielki stos najprzeróżniejszych papierów, dokumentów i książek potrzebnych do wykonania projektu. 

-Skończyłem. Na dzisiaj oczywiście. Dokończę jutro i gotowe. A ty?- zapytał Toby rozciągając swoje mięśnie.
-Ja tak dobrze nie mam. Jestem w połowie. Wybrałeś sobie najłatwiejsze zadania. Same wykresy, a mi zostawiłeś całą resztę. –żaliła się Rozalia.
-Nie zwalaj winy na mnie – śmiał się- pytałem czy chcesz wykresu. Odmówiłaś, więc teraz mi tu nie narzekaj.
-Chcesz coś do jedzenia? Nie jadłaś nic przez cały dzień, wyglądasz dosyć blado. 
-Nie dziękuje, nie jestem głodna. Może jak skończę projekt to zgłodnieje. Muszę go skończyć do jutra. – oznajmiła
-Chcesz siedzieć całą noc?! – zapytał z niedowierzaniem – Dziewczyno, wykończysz się. Musisz odpocząć. Zbieraj się, odprowadzę cię do domu, musisz się wyspać i zjeść coś ciepłego, wtedy dokończysz projekt. 
-Stanowczo zaprzeczam, najpierw obowiązki, później przyjemności.
-Nie denerwuj mnie! Pakuj swoje rzeczy i do domu! – powiedział tonem nie wyrażającym sprzeciwu. 
-Dobra, ale pozwolisz że dokończę swoją kawe. –uśmiechnęła się do niego. 
Toby zamówił sobie i Rozalii serownik, który oboje zjedli z apetytem. Jeszcze przez kilkanaście minut siedzieli w kawiarence i rozmawiali na różne tematy. Byli dobrymi znajomymi, Rozalia cieszyła się że obowiązek wykonania całego projektu nie przypadł tylko jej. Chłopak widząc że dziewczyna posmutniała zaczął opowiadać jej o swoich przygodach z dzieciństwa. Raniewska pomimo wielkiego zmęczenia nie mogła powstrzymać napadu śmiechu. Słysząc jego przygody prawie zakrztusiła się kawą. 
Wojtek przemierzał ulice Londynu w samotności. Na głowie miał czarną czapkę z Nike, a na uszach słuchawki w których brzmiały dźwięki ulubionych piosenek. Szedł zaśnieżoną, wąską uliczką, którą oświetlała samotna latarnia i światło padające z kawiarni. Zatrzymał się naprzeciwko niej, a jego wzrok przykuła siedząca z jakimś mężczyzną dziewczyna. To była Rozalia. Widział jak się uśmiecha i rozmawia z mężczyzną. Po chwili stania bez ruchu zauważył iż oboje wychodzą z kawiarni. Ona z teczką w ręku, a mężczyzna będący z nią w kawiarni objął ją ramieniem i powiedział coś do ucha, wywołując grymas na twarzy dziewczyny, która już po kilku sekundach wybuchła głośnym śmiechem. Szła ulicą wraz z chłopakiem naprzeciwko niego. Widząc to wpadł w złość. Wyszedł na spacer by się uspokoić, a teraz był jeszcze w podlejszym nastroju niż kilka minut wcześniej. Zadawał sobie tylko jedno pytanie : „Kim on jest”. Ciekawiło go co za facet umawia się z Rozalią po nocy  i sprawia że się uśmiecha. Miał ochotę podbiec do nich i z całej siły przyłożyć mu z prawego sierpowego. Opanował się, ale wyładował swoją złość uderzając pięścią z całej siły o stary, murowany budynek. Włączył muzykę, która jeszcze bardziej go przybiła i szybkim krokiem powędrował do swojego mieszkania. 

*

          Wojtek przez ostatnie dni chodził cały nabuzowany i zły na wszystko. Drażniło go wygłupy kolegów z drużyny, jadące samochody autostradą, dzieci proszące o autograf a nawet ulubiona muzyka. Nie przykładał się do niczego, nie wspominając już o treningach. Całe popołudnia spędzał w domu na kanapie przed telewizorem z butelką piwa w dłoni. Nie podobało się to oczywiście Theo, który ostatniego czasu stał się jego częstym gościem. Martwił się o swojego przyjaciela, nie wiedział co go tak naprawdę trapiło. Zdawał sobie sprawę że w ostatnim czasie jego życie nie było usłane różami. Wojtek nigdy nie był skory do zwierzeń ani ustabilizowany uczuciowo, zdarzało się mu umawiać z laskami na jedną noc, a później po prostu chciał się ich pozbyć. Jego ostatni związek był totalną klęską i wiedział że długo nie mógł się po nim otrząsnąć. Ale gdy w Londynie zjawiła się Rozalia, zmienił się. Nie był już tym niedojrzałym chłopakiem który uważał się za najlepszego i chciał mieć najlepszą laskę w mieście. Czuł że Szczęsnemu zależy na Raniewskiej, ale nie umiał mu w żaden sposób pomóc. 
-Mam pewien pomysł – zaczął Theo. 
-Daruj sobie, nie chce mi się już tego słuchać. -  burknął upijając spory łyk alkoholu.
-Ale to jest dobry pomysł. – upierał się – Zadzwoń do niej  i zapytaj o godzinę. 
-Pojebało? Mam dzwonić do niej i zapytać która godzina? Wyjdę na idiotę, gorzej, na kretyna który nie zna się na zegarku. A tak w ogóle to mam zegarek. – zakomunikował bramkarz.
-No tak, ale ja kiedyś oglądałem z Jackiem taki program i tam mówili jak zdobyć serce dziewczyny. Musisz do niej zadzwonić, najlepiej w nocy i zapytać która godzina. 
-Taaaa, a ona mi odpowie coś w tym stylu: „Porąbało cię? Jest środek nocy, a ty mi dzwonisz, budzisz mnie i pytasz która godzina? Człowieku, ogarnij się i kup sobie zegar elektroniczny, skoro nie potrafisz posługiwać się zwykłym”. 
-Nie, powiesz jej że wyciągnąłeś baterię z telefonu i nie wiesz która godzina. A jeżeli zapyta dlaczego dzwonisz akurat do niej powiesz jej że była pierwsza w liście twoich kontaktów. – powiedział z entuzjazmem Walcott. 
-Czy to na pewno….
-Na pewno, masz i dzwoń. Zaraz, teraz, już! – rozkazał. 
  Wojtek posłusznie wykręcił numer do dziewczyny. Jeden sygnał, drugi, trzeci. Stracił już nadzieje że Rozalia odbierze, ale mimo to nie rozłączył się. 
-Halo? – usłyszał w słuchawce zaspany głos dziewczyny. 
-Umm. Cześć! – powiedział energicznie. 
-Wojtek? Coś się stało? – mówiła siadając w pozycji siedzącej. Nadal była lekko przyćmiona, a jej oczy były wciąż zamknięte. Była zbyt zmęczona aby je otworzyć. 
-Nie, nic takiego… W sumie to tak. Stało się. Wyciągnąłem baterie z telefonu bo wydawało mi się że grzmi. I teraz mam zegarek wyzerowany. Możesz podać mi godzinę? – zapytał z nutą nadziei w głosie. 
-Czy ja dobrze rozumiem, wyciągnąłeś baterie bo grzmiało? – zapytała zdziwiona. 
-No taak. – potwierdził Wojtek
-Człowieku, mamy zimę! Jak mogło grzmieć? Budzisz mnie w środku nocy i… A tak w ogóle, to czemu dzwonisz do mnie a nie do kogoś innego? 
-Bo jesteś pierwsza na mojej liście kontaktów – wycedził zdenerwowany. 
-Aha. – odparła krótko. –Czyli mam rozumieć że w twoim telefonie lista kontaktów zaczyna się od litery „R”? Z tego co wiem to alfabet zaczyna się od „A”.
-No tak, ale mam zawsze uważałem że „R” powinno znajdować się na czołówce.
-Okeeeej, nie chce mi się dalej kontynuować tej bezsensownej rozmowy. Dobranoc. Aaa, jest godzina 2:49. – dokończyła Raniewska po czym odłożyła telefon na szafkę nocną i ponownie oddała się krainie Morfeusza. Jemu to już naprawdę bije na dekiel, skoro uważa że w zimie są burze- pomyślała tuż przed zaśnięciem, a na jej twarzy pojawił się uśmiech…


+++
Witajcie Kochani :*
A więc zaczynając od początku, miałam inną koncepcję na ten rozdział, ale stwierdziłam że po co przyśpieszać akcję. Troszkę więcej Wojtusia nikomu nie zaszkodzi. Udało mi się dokończyć rozdział jeszcze przed wyjazdem do Zakopanego. Więc od razu uprzedzam że kolejny rozdział nie pojawi się szybko gdyż przez najbliższy tydzień nie będzie mnie w domu i nie będę miała dostępu do Internetu. Wybaczcie mi również literówki i interpunkcję ale nie mam siły  poprawiać tego rozdziału. Piszcie jak wam się podobał rozdział 17.
Czytasz = Komentujesz.

Buziaczki, Themalkina. J

16 komentarzy:

  1. Rozdział genialny. Mmam nadzieję, ze juz niedługo bardziej wsie do siebie zbliza a ta akcja z telefonem do niej swoja drogą theo ma pomysły

    z
    niecierpliwościa czekam na nastepny i zyczę weny *:

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny rozdział
    ten pomysł z telefonem i burzą mnie rozwalił
    piosenka podolskiego też
    czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten rozdział jest super! Wreszcie coś się zaczęło dziać między Rozalią a Wojtkiem! <3
    Zostałaś nominowana do The Versatile Blogger. Więcej info tutaj:
    http://trudny-wybor.blog.pl/the-versatile-blogger/

    OdpowiedzUsuń
  4. Fantastyczny rozdział <3
    Nie ma to jak przyśpiewki Poldiego :D
    Mam cicha nadzieję, że Rozalia i Wojtek niedługo się do siebie zbliżą :)
    Nie ma to jak burza w środku zimy ;> Ta akcja z telefonem - genialna!
    Czekam na nowy.
    Pozdrawiam i życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetne jak zawsze :)
    To śpiewanie Poldiego... bezcenne XD
    I wreszcie więcej Wojtka :DDD
    Pozdrawiam, czekam cierpliwie i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo fajny i tw burza !

    OdpowiedzUsuń
  7. świetny .... kiedy będzie kolejny rozdział ???

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny rozdział. Śpiewanie Poldiego...

    OdpowiedzUsuń
  9. Kiedy kolejny?

    OdpowiedzUsuń
  10. u mnie kiedys byla burza w styczniu - dokladnie 28 w urodziny mojej cioci. A tak ogolem to super opowiadanie. Pisz dalej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. serio ? ; O no to fajny prezent na urodziny xD

      Usuń
    2. no niestety i jeszcze podczas silnego wiatru dach jej zerwalo - super urodziny miala.

      Usuń
  11. hahah Poldi mistrz xd
    akcja z telefonem też dobra ahh ten Theo ;3
    świetny rozdział ;*
    mam nadzieję że w miarę szybko dodasz kolejny ;3

    OdpowiedzUsuń