i pozwoliłam odejść marzeniu,
wmawiając sobie, że tak jest lepiej…
Rozalia od
rana kręciła się po kuchni i przygotowywała śniadanie przyjaciółce, która w
dalszym ciągu miała założony gips. Około 9:00 Maja zwlekła się z łóżka,
założyła ciepły szlafrok i pomaszerowała do kuchni. Od samego progu powitał ją
cudowny zapach naleśników z sosem klonowym.
-Skąd wiedziałaś, że od tygodnia mam ochotę na naleśniki? –
zapytała siadając przy stole.
-Intuicja- odparła Rozalia poruszając znacząco brwiami.
-Co ty dzisiaj w takim dobrym humorze?
-A tak jakoś. Mamy piękną pogodę, słoneczko, jesteśmy w
jednym z najpiękniejszych miast świata i w dodatku razem. Żyć, nie umierać. –
odpowiedziała pokazując szereg białych ząbków.
-Ćpałaś coś? Boże, Radek ci coś podrzucił! Zabije drania!
-Spokojnie. Twój braciszek nic mi nie podrzucał. – śmiała
się.
-To co się stało? Ostatnio się dziwnie zachowujesz, nie ma
cię praktycznie w domu, a jak jesteś to trzeba się z daleka trzymać od ciebie.
A teraz? Miła, grzeczna i uśmiechnięta. Nie ogarniam! – Rozalia nie
odpowiedziała jej. Przesłała jej tylko uśmiech, po czym zasiadła na dużej
kanapie w salonie.
-Czy to ma coś wspólnego z Wojtkiem?- zapytała po chwili
-Dlaczego niby? – zapytała zdenerwowana Rozalia.
-Bo słyszałam jak rozmawiałaś z nim wczoraj w nocy. Przyznaj
że ci się podoba.
-Okej, przyznaje. Lubię go, nic więcej.
-Ale ściemniasz! Gadaj co jest grane.
-Ja… ja po prostu się już pogubiłam. Wojtka znam od kilku
miesięcy. Wkurza mnie, kłóci się ze mną, obraża i robi na złość…
-On też cie lubi! – przerwała Maja
-Tylko że ja nie wiem co dokładnie czuje. Widzisz kiedy on
mnie pocałował czułam się wspaniale. Tak jakby ta chwila się zatrzymała. Czułam
się tak…
-Przy Damianie, prawda? Kochałaś Damiana, był twoją pierwszą
prawdziwą miłością, ale Rozalia jego nie ma. Musisz się z tym wreszcie
pogodzić, żyć dalej. On chciałby żebyś
była szczęśliwa.
-Ale ja jestem szczęśliwa, tylko boję się.
-Czego?
-Że nigdy nie będę taka szczęśliwa jak teraz. Bo wiesz,
kiedy on do mnie zadzwonił w środku nocy, zapytać która godzina, bo wyjął
baterię i nie wie która jest, poczułam
że może faktycznie jestem dla niego ważna skoro to właśnie do mnie zadzwonił…
-Gdybyś była dla niego ważna, zadzwoniłby żeby życzyć ci
kolorowych snów i powiedzieć że cię kocha. – powiedziała, a Rozalia nie
odpowiedziała jej. Była przybita słowami przyjaciółki. Chciała by jej życie
było proste, bez złych wspomnień i doświadczeń.
-A co ty byś na moim miejscu zrobiła? – zapytała po chwili.
-Szczerze? Nie wiem, ale znając ciebie to skomplikujesz
sobie życie jeszcze bardziej. Nie znam
się na sprawach damsko-żeńskich jak Tamara, ale może powinnaś porozmawiać z
Wojtkiem i powiedzieć co do niego czujesz.
-Zastanowię się nad tym. Idę na uczelnie, potem muszę się
spotkać z Łukaszem, więc wrócę raczej późno. – powiedziała, wzięła swoje rzeczy
i wyszła z mieszkania.
*
Zadzwonił
dzwonek kończący zajęcia. Rozalia szybko wyszła uśmiechnięta od ucha do ucha i
skierowała się do mieszkania Łukasza. Uwzględniając zaśnieżone ulice którymi
nie sposób było przejść zatrzymała taksówkę która podwiozła ja prosto pod dom
Fabiańskiego.
Zapukała do
jego drzwi, zza których wydobył się krzyk bramkarza pozwalający jej wejść do
środka. Gdy weszła do salonu jej oczom ukazał się idealny porządek, co u
Łukasza było raczej rzadkością.
-Czy twoja mama przylatuje dzisiaj do ciebie z wizytą? – zapytała
się zdziwiona
-Nie. Ania przyjeżdża z Polski na kilka dni, chcę jej zrobić
niespodziankę. Jutro walentynki i przygotowałem dla niej kolacje przy świecach.
Myślisz że się jej spodoba?
-Znając ją, to tak. Ale ten krawat ci nie pasuje –
zauważyła. Podeszła do niego i
wyciągnęła z jego garderoby krawat pasujący kolorystycznie do garnituru. –
Załóż ten.- rozkazała.
-Dzięki słonko. –uśmiechnął się do niej z wdzięcznością.
-Daj ten krawat, bo się tu zaraz udusisz.– zauważyła widząc
jak się męczy z zawiązaniem go.
-Masz na jutro jakieś plany? – zapytał
-Raczej nie przypominam sobie żebym jakieś miała. Wiesz
doskonale że dla mnie walentynki to żałosne święto. Nie cierpię ich. Jeśli
ludzie się kochają to powinni sobie to okazywać cały rok, a nie tylko
czternastego lutego.
-Ty i te twoje mądrości. Mam do ciebie prośbę.
-Wal śmiało. –zaśmiała się Rozalia.
- Mój kolega złapał grypę, jutro mam tą kolację z Anią, a
nie chcę zostawiać go samego z gorączką. Znając życie i jego to nie weźmie
lekarstw a leżenia cały czas w łóżku to już na pewno nie będzie.
-Czy ty chcesz żebym pojechała jutro do twojego kolegi,
którego na oczy nie widziałam i zajmowała się nim jak jakaś niańka przez cały
dzień?
-Wiedziałem że się zgodzisz księżniczko. – wycedził, po czym
podszedł do dziewczyny składając na jej policzku soczystego buziaka.
-Ale ja się nie zgodziłam!- protestowała.
-Przyjacielowi nie pomożesz?
-Nie? – zapytała jakby to było oczywiste. – To twój
przyjaciel, przecież ja go nawet nie znam!
-No to poznasz.
-Łukasz!
-Rozalia, uwierz mi ze się polubicie od razu. Macie
identyczne charaktery.
-To był komplement czy obelga?
-Sama zdecyduj.
-Obelga, dobra ja się będę zbierać bo już późno.
-Zwariowałaś?! Wiesz która godzina? Nie puszczę cie teraz
samej, jeszcze ci się coś stanie. Jest jeszcze gdzieś tutaj piżama twoja,
zapomniałaś ją zabrać jak ostatni raz robiłaś sobie babski wieczór z moją
narzeczoną.
-To był niezapomniany wieczór. Pasowało by go powtórzyć.
-Ani mi się waż. Później obie będziecie obwiniać mnie że
pozwoliłem wam się upić i będę musiał sprzątać całe mieszkanie.
-Nie przesadzaj już, nic ci się nie stało jak raz na jakiś
czas pobawisz się w sprzątaczkę.
-Do łóżka, natychmiast. – rozkazał Łukasz ruchem dłoni.
-Tak jest generale. – powiedziała dumnie Rozalia. – Dobranoc
panie generale.
*
Obudziła się koło 11:00. Miała Zajęcia
były odwołane, więc miała czas tylko dla siebie. Zapomniała tylko że nie
nocowała dzisiaj u siebie. W rozczochranych włosach, bez makijażu i w bluzce
Łukasza która sięgała jej prawie do kolan weszła do kuchni.
-Jakby cię pies zobaczył, to by się własną budą zabił. –
powiedział poważnie, po chwili wybuchając głośnym śmiechem.
-Nie ma to jak komplement od faceta z samego rana –
wycedziła z ironią Rozalia.- O której mam być u tego „przyjaciela?”
-17:30 ci pasuje? – zapytał a Raniewska kiwnęła głową. –
Tutaj masz adres, a ja muszę się zmywać bo za dwie godziny odbieram Anke z
lotniska.
-Okej, Łukasz pozdrów ją ode mnie. Pa – pożegnała się z nim.
Chwilę
później była już ogarnięta i wracała do domu. Przechodziła przez ulice Londynu,
na których nie jedna osoba trzymała piękną bombonierkę w kształcie serca lub
czerwone róże. Rześkie powietrze sprawiło że humor Raniewskiej nieco się
polepszył, chociaż nadal nie była zadowolona z tego ze Łukasz kazał jej iść
pilnować jakiegoś chorego. Nie miała najmniejszej ochoty bawić się w
pielęgniarkę, ale nie chciała zawieść Łukasza, on pomógł jej nie raz, a teraz
pora była się odwdzięczyć.
Weszła do domu głośno
trzaskając drzwiami, jak to miała w zwyczaju. Rzuciła klucze na komodę, zdjęła
buty i płaszcz i od razu poszła pod prysznic. Po porannej toalecie, jeśli
poranną można nazwać godzinę 13 przebrała się w świeże ciuchy i uczesała
długie, mokre włosy. Poszła do swojego pokoju włączając laptopa i podłączając
telefon do ładowarki. Przeglądnęła strony internetowe w tym Facebooka i
stwierdziła że nic ciekawego w świecie się nie dzieje, prócz tego że każdy
wyznaje sobie miłość. Włączyła swoją ulubioną piosenkę i zabrała się za
prostowanie włosów.
-Gdzie ty się podziewałaś całą noc?! Wiesz jak się
martwiłam?!
-U Łukasza byłam, napisałam ci sms przecież. – wytłumaczyła
się Raniewska.
-No raczej nie napisałaś, bo nic mi nie przyszło. – mówiła
wściekła Maja.
-Rzeczywiście, zapomniałam go wysłać. Dzisiaj też mnie
pewnie w nocy nie będzie.
-Gdzie się wybierasz?
-A ja wiem? Łukasz poprosił mnie żeby się zająć jego kolegą
bo jest chory, a on ma dzisiaj kolacje z Anią. Mówiłam ci już że nienawidzę
walentynek?
-Tak, jakieś milion pięćset sto dziewięćset razy w ciągu
całego swojego życia. – zauważyła Maja.
-No to mówię jeszcze raz. Nie cierpię walentynek, beznadziejne
święto. Która jest godzina? Nie mogę się spóźnić, bo Fabian mi łep urwie przy
samym tyłku.
-Dochodzi 17. Czyli nie będzie cię całą noc? – dopytywała
się Kamińska.
-Nie, raczej nie. I wyprzedzę twoje kolejne pytanie Brandon może przyjść cię odwiedzić.
-Kurdę, znasz mnie lepiej niż własna matka, ale zaskoczę
cię, on już tutaj jest.
-Serio? Gdzie?. – zaśmiała się i pożegnała z przyjaciółką.
-Nie interesuj się tylko wychodź, nie możesz się spóźnić –
ponagliła ją Maja.
Rozalia
zapaliła silnik samochodu i pojechała w wyznaczone miejsce. Jak na późne
popołudnie nie było zbyt dużo korków, jak to bywa w Londynie. Na miejscu była
niecałe pół godziny później. Wolnym krokiem podeszła do drzwi pięknego,
eleganckiego budynki i zapukała dwa razy do drzwi. Sprawdziła ponownie kartkę z
zapisanym przez Łukasza adresem, aby upewnić się czy nie pomyliła domów. Adres
i ulica zgadzały się, a z okna było widać zaświecone okno w salonie, niestety
nikt nie otwierał. Zadzwoniła dzwonkiem jeszcze raz, wtedy drzwi uchyliły się.
-Dzień dobry, ja przyszłam… Wojtek?! – zapytała zdziwiona
sylwetką chłopaka stojącą z chusteczką w ręku
w drzwiach.
-Więc to jednak ciebie przysłali. Mogłem się spodziewać. –
odparł oschło, podpierając się ręką o ścianę.
-Mogłam się domyślić że za tym „przyjacielem” kryjesz się
ty.
-Lepsza ty, niż Alex.
-To był komplement? – zapytała
-Nie sądzę.
Rozalia
podała mu termometr, i kazała położyć się w łóżku. Ona sama usiadła obok, na
fotelu i co jakiś czas spoglądała na Wojtka. Chłopak wyglądał naprawdę
źle. Blada twarz, oczy pół zamknięte,
tak jakby nie miał siły trzymać powiek otwartych i przeraźliwy kaszel.
-Gdyby cię pies zobaczył to by się własną budą zabił.
-Jakbym Łukasza słyszał. – odpowiedział ledwo słyszalnym głosem.
-Fajne walentynki masz w tym roku. – powiedział Wojtek
spoglądając na dziewczynę.
-To jest durne święto. Traktuje je jak zwykły dzień. Jakoś
nigdy nie mogę się do niego przekonać.
Termometr
zaczął pikać, a Szczęsny wyciągnął go i próbował odczytać wynik. Jednak na
próżno, gdyż grypa postępowała dalej i wszystko mu się rozmazywało.
-I co? Ile masz stopni? – dopytywała się zniecierpliwiona
Rozalia.
-Sprawdź- powiedział wręczając jej termometr. – Mi się
wszystko zamazuje.
-40 stopni?! – wykrzyknęła, a Wojtek tylko lekko wzruszył
ramionami.
Odstawiła termometr na miejsce
i podała mu lekarstwa, na spadek temperatury.
-Spróbuj zasnąć, powinno ci się polepszyć.
Nie musiała
go prosić dwa razy. Był za bardzo zmęczony i osłabiony aby się z nią kłócić. Powieki
same mu się zamknęły i stracił kontakt z rzeczywistością pogrążając się we
śnie. Słychać było tylko jego ciężki oddech. Rozalia przyglądała mu się przez
cały czas, ale po dłuższej chwili stwierdziła że nie może siedzieć tak
bezczynnie. Wzięła więc pierwszą lepszą książkę z regału, który znajdował się w
salonie chłopaka. Na jednej z pólek stało oprawione zdjęcie Wojtka i dziewczyny
którą widziała przed stadionem. Posmutniała na widok fotografii, ale nie
zastanawiała się kim może być ta kobieta. Było dla niej jasne, że jest jego
dziewczyną. Udała się do sypialni w której leżał bramkarz usiadła wygodnie na
fotelu i zaczęła czytać. Oczywiście nie zdziwił ją fakt że była to książka o
sporcie, w dodatku o piłce nożnej.
Przebudziła
się kilka godzin później. W pokoju panował pół mrok. Przetarła zaspane oczy ręką i spojrzała na godzinę.
Dochodziła 23:45, popatrzyła na Wojtka i przyłożyła dłoń do jego czoła, by
upewnić się czy gorączka spadła chodź trochę. Temperatura jego ciała nie spadla, utrzymywała się cały czas. Przestraszona
pobiegła do łazienki zmoczyć ręcznik, który położyła na jego rozpalonym czole.
Wyglądał gorzej, znacznie gorzej niż wcześniej. Rozalia była przerażona jego
stanem. Martwiła się, po lekarstwie jego stan powinien się mu polepszyć, a nie
utrzymywać w miejscu. Co jakiś czas zmieniała zimny okład, przykładając nowy,
aż do momentu gdy temperatura pokazała 39,5 stopnia. Wojtek nadal spał, cały
spocony z wypiekami na policzkach. Widok rumieńca na jego twarzy ucieszył
Rozalkę, gdyż nie wyglądał już jak trup. Lecz mimo to cały czas dziewczyna
siedziała na kraju jego łóżka patrząc jak spokojnie śpi. Wojtek miał
zamknięte oczy, a temperatura nie zagrażała już jego życiu. Rozalia zbliżyła
się do niego, a dłonią dotknęła jego policzka. Wtedy z ust Szczęsnego usłyszała
zdanie które przyprawiło ją o przyjemny dreszcz i przyśpieszone bicie serca.
-Rozalia, kocham cię. – powiedział cicho, że ledwie
słyszalnym głosem.
Rozalia
była w szoku. Nie spodziewała się nigdy, że Szczęsny który tak bardzo ją
irytował, uważał za dziecko i nie jednokrotnie sprawił że dawała upust swoim
emocją, wyzna jej coś takiego. Z jednej strony chciała go przytulić mocno, i
powiedzieć że czuje do niego to samo, ale wiedziała ze nazajutrz Wojtek niczego
nie będzie pamiętał. Choroba sprawi że jego wyznanie pozostanie tylko i
wyłącznie w jej pamięci. Z drugiej strony, zdawała sobie sprawę że jeżeli
powiedziała by mu że go kocha zniszczy coś co łączy go z tą dziewczyną. Była
rozbita, i właśnie to bolało ją najbardziej.
-Też cię kocham. Mimo że mnie wkurzasz i jesteś strasznie
nieodpowiedzialny. Ale nie pozwolę abyś przeze mnie cierpiał, i skrzywdził
tamtą dziewczynę, nie pozwolę… - powiedziała do niego, a raczej do siebie.
Po policzku spłynęła jej
pojedyncza łza, która była dla niej pewnym znakiem. Znakiem że to nie jest
zwykłe zauroczenie. Zbliżyła twarz do jego twarzy, tak że dzieliły ich tylko
centymetry i złożyła na jego ustach delikatny pocałunek. Spoglądała na jego
spokojny wyraz twarzy, a w jej sercu gromadził się ból, którego nie umiała
zagłuszyć. Czuła się rozdarta. Zapłakana patrzyła jeszcze przez chwilę jak śpi,
nieświadomy tego co przed chwilą się wydarzyło, a później usiadła skulona na
fotelu i obserwowała przez okno padający śnieg…
+++
Cześć kochani. ;*
Po wczorajszym meczu z Danią
dostałam weny i napisałam ten rozdział. Początkowo miałam zupełnie inny pomysł
na niego, ale zawsze jest tak, że jak coś planuje później nie wychodzi. Mam
dobrą wiadomość, gdyż jest to ostatni rozdział taki pogmatwany, w następnym
losy bohaterów się ustabilizują, chyba.
Jeśli zachce mi się jeszcze raz parku linowego, wybijcie mi ten turny pomysł z głowy!
Jeśli zachce mi się jeszcze raz parku linowego, wybijcie mi ten turny pomysł z głowy!
Ostatnio zauważyłam że bardzo mało osób komentuje moje rozdziały, i tak się
zastanawiam czy ktoś w ogóle je czyta. Więc mam gorącą prośbę, jeśli czytasz
moje wypociny zostaw krótki komentarz jak podobał ci się rozdział. To dla mnie naprawdę
dużo znaczy. Jeśli znacie jakieś ciekawe blogi(najlepiej o piłkarzach) ,
zostawcie linka w komentarzu. Ostatnio nie mam co czytać. ;(
Pozdrawiam i do następnego,
Themalkina.
Świetny rozdział. Niech oni w końcu będą razem.
OdpowiedzUsuńświetny rozdział dodawaj szybko naastępny :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Podejżewałam, że tym chorym będzie Wojtek. Szkoda mi go. Biedak tak się rozchorował. Jestem strasznie ciekawa następnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńJeśli chcesz coś poczytać, to polecam genialnego według mnie bloga o Wojtku: http://long-way-to-happiness.blogspot.com/search?updated-max=2012-07-04T23:08:00%2B02:00&max-results=2&start=34&by-date=false&m=1
Pozdrawiam :*
czytałam tego bloga już, i zgadzam się z tym że jest genialny xD
UsuńSuper rozdział, naprawdę dobrze ci wyszedł. To wyznanie Wojtka było zaskakujące:) Jeżeli nie masz co czytać, to zapraszam do mnie na nowy rozdział wedwojerazniej.blogspot.com :) pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńŚwietny, czekam ns następny
OdpowiedzUsuńCudowny :) Czytam każdy rozdział, ale jak dotąd jeszcze nie komentowałam ;) Czekam na kolejny :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :***
/Kinga
Genialny rozdział jak zawsze zresztą, czekam na następny i czytam każdy rozdział Pozdrawiam :*****
OdpowiedzUsuńSłodko *.*
OdpowiedzUsuńRozdział genialny :*
Wyznanie Wojtka zaskakujące :D
Czekam na nowy.
Buziaki :*
aww..super rozdział
OdpowiedzUsuńczekam na następny
mało komentarzy bo są wakacje i pewnie czytelniczki powyjeżdżały
pozdrawiam
Rozdział genialny. Wiesz co muszę ci sie przyznać, ze prawie się popłakałam. To świetnie, ze Wojtek wyznał ,że kocha Rozalię. SSzkoda, ze tylko on nie bedzie tego pamietać. Jest mi jej żal bo Wojtek ma kogos i to moze okazać sie, że oni nie są razem tylko przyjaciółmi czy cos a ona moze przesteć sie starać itp.
OdpowiedzUsuńTak wiem mam bujna wyobraźnie.
Pozdrawiam i życzę weny
A jesli chcesz zajrzyj http://nienawidzackochamcie.blogspot.com/
lub http://zanim-pojde-napisze-co-czoje.blogspot.com/
Zzzzzajeeeebisty xD
OdpowiedzUsuńaaaaaaaaaale się jaram tą sceną z wyznaniem Wojtka ;D się wreszcie doczekałam no xd
OdpowiedzUsuńtylko kurczę szkoda, że on tego nie będzie pamiętał ;c
było by tak pięknie, ale myślę że będą w końcu razem no! nie mogę się już doczekać <3
weny życzę abyś jak najszybciej napisała kolejny ;D
buziak ;*
Dobrze że Wojtek wyznał to co czuje do Rozalii, ale źle że nie będzie pamiętał ;/ Rozdział świetny! Czekam z niecierpliwością na kolejny
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Rozdział wyszedł ci świetnie, w końcu Wojtek przyznał się Rozalii że ją kocha jupi!!! Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ;*
OdpowiedzUsuńKOCHAM TO OPOWIADANIE
OdpowiedzUsuńNo pewnie, że ktoś czyta ;)
OdpowiedzUsuńHej. ; D
OdpowiedzUsuńCzytam twoje opowiadanie od początku i dopiero teraz dodaje komentarz. Wcześniej jakoś nie mogłam się do tego zabrać.
Rozdziałami potrafisz poprawić mi humor nawet w najgorszy dzień. ;) Wojtek powinien zacząć coś działać, bo dziewczyna mu ucieknie. Oby nie. Wiem ta wypowiedź nie ma najmniejszego sensu .Krótko mówiąc ten blog jest genialny i czekam na nowy rozdział. ♡
Polecam bloga , , który nie jest mój , ale z pewnością warty przeczytania. http://listentoyourheartx3.blog.pl ;)
Ma sens. Bardzo się cieszę że rozdziały przypadły ci do gustu. :)
Usuńoch .... niech oni w końcu będą razem :))
OdpowiedzUsuńdodawaj szybko kolejny rozdział
kiedy będzie kolejny rozdział ?
OdpowiedzUsuńpostaram się go dodać dziś, jutro a najpóźniej w sobotę rano.
Usuń